Wspólne życie artystyczne zaczynali w łódzkiej „Przechowalni”, po 20 latach nie kończą, ale pięknie się rozwijają we wrocławskim Imparcie. Andrzej Poniedzielski i Artur Andrus dali popis swojej nieprzeciętnej elokwencji przy pełnej sali widzów i przy wtórze niemal nieustających salw śmiechów.
Ustalili, że tytułem spotkania będzie „Baaa”, czyli gotowa recenzja. I rozpoczęli dzielenie się serią skojarzeń, pogłębionych obserwacji, anegdot o Stefani Grodzieńskiej, czy Marii Czubaszek.
Duet Poniedzielski – Andrus część muzyczną rozpoczął od „Bez katarynek” – najsmutniejszej piosenki Artura Andrusa i „Eleganckiej piosenki o szczęściu” – najśmieszniejszej Andrzeja Poniedzielskiego. Potem wysoki poziom optymizmu i pesymizmu Panowie podzielili między siebie kontrastująco i odpowiednio do temperamentu.
Przez ponad dwie godziny raczyli nas żartami, inteligentnym humorem, odrobiną piosenek, pogłębioną autoironią z nutą optyminimalizmu, dowcipami gazetowymi z prasy lokalnej, poezją erotyczną inspirowaną ogłoszeniami…
Było wybornie.
Okazało się, ze Panowie mogą mówić na każdy temat z sensem i z talentem anegdotycznym.
Publiczność kilkukrotnie napomina zabawnymi rymowankami, po wyczerpujących, długotrwałych ćwiczeniach przepony i szarych komórek, wreszcie opuściła salę teatralną i udała się do szatni, niektórzy podśpiewywali „Czegoś nam brak z tamtych lat”.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk