Holendrzy, nazywając swój kraj, nie mogą się zdecydować i używają zamiennie nazw „Holland” oraz „Nederland”. Ich język w uszach cudzoziemca brzmi tak, jakby pijak płukał gardło gęstą zupą. Ben Coates „Skąd się biorą Holendrzy” to nieoczywisty przewodnik po kraju tulipanów.
Dowiedziałem się, dlaczego Holendrzy bez przerwy myją okna, dlaczego prostytutki płacą podatek dochodowy i czemu Holandia wcale nie jest tak bardzo liberalna, jak się wszystkim wydaje- pisze na początku Ben Coates.
Praca w weekendy jest tu nie do pomyślenia, a garnitury i krawaty są zarezerwowane wyłącznie na śluby i pogrzeby ( na rozmowę kwalifikacyjną w zupełności wystarczy T-shirt).
Ponoć Rembrandt, który przyszedł na świat w wiatraku w okolicach Lejdy wykształcił w sobie nadzwyczajną wrażliwość na grę światła i cienia, gdy jako małe dziecko leżał pod obracającymi się ramionami, które na przemian przesłaniały i odsłaniały słońce.
To ziemia olbrzymów – czytamy dalej. Jak wynika z doniesień prasowych, holenderskie ambulansy nierzadko jeżdżą z otwartymi tylnymi drzwiami, aby nogi pacjentów transportowanych do szpitali mogły swobodnie wystawać na zewnątrz. Może to słabość do nabiału?
Poznajemy także trochę dziejów średniowiecznych władców i dostajemy zarys religijnych tradycji i popularności idei Lutra i Kalwina.
Holandia jest „miastem światła”. Eindhoven kojarzy się Holendrom przede wszystkim z główną siedzibą zakładów Philipsa. Inżynierowie tej firmy wnieśli istotny wkład w rozwój nowatorskich technologii: kasety magnetofonowej, płyty CD, DVD i Blu-ray. To także miasto czołowego producenta żarówek.
Rodzinne wizyty w Holandii to przyjemność, którą należy sobie sprawiać przy każdej nadążającej się okazji. W większości holenderskich łazienek wisi na ścianie kalendarz ze skrupulatnie zaznaczonymi datami urodzin krewnych. Biada temu, kto zapomni wysłać kartkę z życzeniami lub stuknąć się szklaneczką piwa przy biesiadnym stole- pisze autor.
W czasie gdy większość Europy pogrążona była w kryzysie, jeden z najmniejszych krajów w stosunkowo krótkim czasie zdołał dać światu Rembrandta i Vermeera, zainspirować Locke’a i Voltaire’a, zbudować kanały, kamienice w Amsterdamie… – czytamy dalej.
Ben Coates nakreśla także wojenne losy Holandii, które pozwalają czytelnikowi lepiej ją zrozumieć. We wrześniu 1939 roku Niemcy napadły na Polskę, a Francja i Wielka Brytania wypowiedziały im wojnę. W planach nazistów porty na holenderskim wybrzeżu stanowiły kluczowe punkty. W tej sytuacji atak Holandię był nieunikniony. Na domiar złego Holendrzy byli słabo przygotowani do obrony. Aż do 1940 roku nie posiadali ani jednego czołgu, po pierwszej wojnie światowej mieli pułk rowerzystów liczący trzy tysiące żołnierzy, którego motto brzmiało: „Szybcy i zwinni i spokojni”. Formacja ta obejmowała orkiestrę wojskową wyposażoną w rowery ze specjalnymi kierownicami, które umożliwiały jazdę bez przerywania gry na waltorni – czytamy. W Holandii rowery stanowią podstawowy środek transportu jednej trzeciej mieszkańców.
Autor prowadzi nas przez tragiczne historie z głodowej zimy, z obozów dla Żydów i z wyzwolenia po samobójstwie Hitlera w 1945 roku.
W pakiecie dostajemy także opis zwyczajów stadionowych i dużego zainteresowania Holendrów piłką nożną. Ben Coates, a właściwie przekład Barbary Gutowskiej-Nowak, opisuje świat polityki i obyczajowości.
Dowiadujemy się kilku ciekawostek o usposobieniu Holendrów, ich tolerancji, która po części wynika z zatłoczenia, czterokrotnie większa gęstość zaludnienia niż w USA oznacza, że w Holandii wszędzie jest pełno ludzi. Musieli oni nauczyć się tolerować. Co więcej, nie mogą być nieśmiali i introwertyczni.
Ich stosunek do narkotyków jest osobliwy.
Kiedy w toalecie w moim biurze znaleziono działkę trawki- wspomina Ben Coates – moi pracownicy zareagowali tak jak reaguje się na znalezioną aktówkę lub parasol: „Ojej, ktoś zgubił narkotyki. Może przekażemy je ochroniarzowi, żeby zaniósł do magazynku rzeczy znalezionych?”.
W rozdziałach o wolnej miłości, eutanazji, kraju zasad – autor zdradza wiele szczegółów zmieniającej się obyczajowości i prawa.
Można by jeszcze dużo przytaczać, bo „Skąd się biorą Holendrzy” z reporterskiej serii Mundus, to gruba książka, która przynosi wiele cennych informacji z różnych dziedzin życia, a jej autor Ben Coates – z pochodzenia Brytyjczyk, ale z wyboru Holender – sprawnie łączy tematy i wątki, stosuje barwną narrację i dzieli się wnikliwymi obserwacjami.
tekst: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.