24 października we wrocławskim A2 wystąpiła punkowa legenda prosto z Kalifornii – Dead Kennedys. Przełożyli swoje przybycie do Polski o dwa lata, koncert był zatem wyczekiwany przez fanów, którzy tłumnie przybyli do klubu.
Historia zespołu sięga jeszcze roku 1978. Po burzliwym rozstaniu z oryginalnym frontmanem Jello Biafrą występuje obecnie w składzie, w którym od tego najsłynniejszego odbiega tylko właśnie osobą wokalisty. Ten zaś, Ronald „Skip” Greer, współtworzący kapelę razem z East Bay Rayem, Klausem Flouridem oraz D.H. Peligro, od 2008 roku zadomowił się w niej na dobre. Przyznam, że nie miałem jeszcze okazji widzieć Martwych Kennedych na żywo, ciekawiło mnie zatem, w jakiej są formie.
Po krótkim intro w postaci głównego tematu z filmu „Dobry, zły i brzydki”, już od pierwszego numeru pod sceną wybuchło pogo. Obok ludzi pamiętających zespół jeszcze z lat 80ch można było spotkać tam także punkową młodzież. Skip na scenie był rozgadany, wydaje się, że pod względem swoich (również silnie nacechowanych społecznymi obserwacjami) komentarzy stara się wejść w buty Biafry. Na moment wywołał poruszenie wśród publiczności swoją tyradą o wyższości amerykańskiego futbolu nad popularną w Europie piłką nożną. Zaraz potem zespół pozostawił jednak tę kwestię daleko w tyle, ruszając z kolejnym szybkim, punkowym klasykiem. A z tych usłyszeliśmy chyba wszystko, co trzeba – m.in. takie kawałki, jak „Police Truck”, „Kill the Poor”, „California Über Alles” czy „Holiday in Cambodia”. Oprócz wokalisty na żarty pozwalali sobie też muzycy, chętnie oddający się jammingowi wokół głównych riffów swoich utworów. Wykonali także cover „Viva Las Vegas” znanego z repertuaru Elvisa, czy – na sam koniec – nawet fragment „Sweet Home Alabama” Lynyrd Skynyrd.
Wiadomo, że typ punka prezentowany przez zespół opiera się na krótkich numerach. Jednak godzina z kawałkiem (tyle trwał set) minęła, jak dla mnie, i tak dosyć szybko. Chętnie posłuchałbym jeszcze kilku mniej znanych piosenek.
Nie da się ukryć, że muzycy przypominają dziś prędzej statecznych obywateli niż osoby, które 40 lat temu szokowały Amerykę (i nie tylko ją). Ciężko wymagać też od nich nie wiadomo jak intensywnego show (poza wymachiwaniem statywem przez wokalistę), jednak ich twórczość nie utraciła energii. Na pewno warto było takie wydarzenie zobaczyć, szczególnie, jeśli gustuje się w muzyce tego gatunku. Tym bardziej, że to był to jedyny dzień na trasie, w którym grupa zawitała do Polski, co samo w sobie było w jej historii ewenementem.
Dead Kennedys w składzie:
East Bay Ray- gitara
Klaus Flouride – bass
D.H. Peligro – perkusja
Skip – wokal
Wrocław, 2022.10.24
Studio Koncertowe A2
tekst: Krzysztof Góral
zdjęcia: Andrzej Olechnowski