To była niezwykła, gorąca – dużo dłuższa niż zapowiadano – niedziela, we Wrocławskim Teatrze Lalek. Spędziliśmy ją w towarzystwie Jagienki, Danusi, Juranda, Zbyszka ze Spychowa i Kazia.
5. Przegląd Teatru Nowego dla Dzieci trwa i ma się znakomicie. Jest różnorodny, inspirujący, wzrusza i bawi. Spektakl „Krzyżacy” w reżyserii Jakuba Roszkowskiego przygotowany przez zespół Teatru Miniatura z Gdańska był świetnie opowiedzianą historią z mocnym, wyrazistym finałem. To pierwsza adaptacja powieści Sienkiewicza w teatrze lalkowym, jak podają źródła prasowe. Małe lalki ulepione z gliny, które można łatwo stłuc, jeżdżą na makietach koni, walczą z niedźwiedziem, obradują pod zwałami ziemi, knują w zamkach… a to za sprawą robotników – archeologów – lalkarzy, którzy poruszają niezgrabną materią swych postaci.
Przedstawienie, zrealizowane nowocześnie i z pomysłem nabiera życia i angażuje widzów przez użycie kamer, dzięki którym widzimy zbliżenia lalek i sceny unicestwiania niektórych bohaterów historii. Finałowy obraz z niszczarką do papieru, w którą wciągani są – żołnierze, wojowie, postaci z Gwiezdnych Wojen – idą na przemiał – trwa długo i jest spektakularnym zakończeniem przedstawienia. Po – gdzieś, kiedyś i dziś walczących – zostaje góra poszatkowanego w paski papieru. Bitwa pod Grunwaldem w wykonaniu Teatru Miniatura z Gdańska zyskuje ponadczasowy charakter, a wcześniejsze rytmiczne uderzanie kijem bejsbolowym w ziemisty, ubity pagórek wybija puls agresywnej wojny.
Po „Krzyżakach”, jeszcze z pulsem walki i refleksją przemiału wojujących, wbiegliśmy do nieklimatyzowanej Sali Kameralnej WTL-u. Przed nami, pod neonem „Kazio Sponge”, stanął sepleniący chłopiec z gąbki. „Estradowy wycieruch” przez ponad dwie i pół godziny opowiadał i śpiewał o kondycji artysty we współczesnym świecie i robił to tak, ze ociekająca potem publiczność ryczała ze śmiechu, ocierała łzy wzruszenia, piła, jadła, rysowała, przesuwała, śpiewała, dialogowała, machała, płaciła…, ach czego ona nie robiła.
Ach, co to był za wieczór… kabaret i wzruszenie w jednym. Rudowłosa Anna Makowska – Kowalczyk w czarnym kostiumie zaprezentowała się jako showmanka – lalkarka, matka gąbczastego Kazia, przykuwająca uwagę także na sobie podczas zaskakującego i wzruszającego coming outu scenicznego dotykającego problemów życia artysty.
Soczyste językowo, zagęszczone dużą ilością wypowiadanych słów, zabawnymi ripostami i prześmiewczą improwizacją przedstawienie – show skomponowane było ze zwierzeń, komentarzy, przemyśleń Kazia i Anny oraz nieocenionej pomocy muzycznej Grzegorza Mazonia.
Kazio o głębokim spojrzeniu i z karkiem wstydu nawijał na każdy temat bez owijania w bawełnę. Śpiewał nawet o dezynfekcji ogórków i Ministerstwie Kultury.
W programie „Estradowego wycierucha” czytamy:
Kazio Sponge ma 6 lat, niewyparzoną gębę i naturę narcystyczną. Jego wada wymowy wyprzedza jego sławę. Cierpi na gadulstwo i megalomanię. Z kompleksów czyni atut, a przeciwności bierze na klatę. Jest celebrytą, dżentelmenem, królem ciętej riposty, bywalcem, bawidamkiem, fachowcem w wyrażaniu opinii na każdy temat. Kazio Sponge to najsłynniejsza lalka w Polsce, której działalność wyszła daleko poza mury teatru. Od 2009 r., kiedy narodził się z gąbki, walczy z przekonaniem, że lalki są zarezerwowane dla dzieci. Namiętnie wchodzi w świat dorosłych, burząc konwenanse i ucząc dystansu.
ESTRADOWY WYCIERUS to uniwersalna historia o losach podupadłego artysty, o staczaniu się ze zbocza sławy na dno kultury. O codziennej chałturze życia i próbie radzenia sobie ze znikającymi lajkami na Facebooku.
Spektakl jest utrzymany w konwencji musicalu z elementami stand-upu. Dzięki interaktywnej formule widz weźmie w nim czynny udział.
Talent Anny Makowskiej – Kowalczyk i jej niezwykłe umiejętności skupiania uwagi widzów na animacji niewielką lalką, której oddaje swój wystylizowany na seplenienie głos, będziemy mogli jeszcze zobaczyć we Wrocławskim Teatrze Lalek, bo show Kazia z gąbki ma wejść do repertuaru WTL-u. Czeka nas ubaw po pachy, frywolne żarty, gorzka refleksja i chyba tyko Sponge wie, co jeszcze.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk