Kaczka zostawiła mi w paczkomacie książkę. Za czasów Brzechwy pewnie poszłaby do fryzjera poprosić o kilo sera i skończyła w buraczkach jako zając, ale że czasy mamy inne to Cyranka (gatunek kaczki) może z powodzeniem wydawać powieści, opowiadania, eseje i reportaże. I robi to ku uciesze raczej starszych niż młodszych czytelników.

„Hałas” Małgorzaty Halber, Wydawnictwo Cyranka
Nie tak dawno nakładem Cyranki ukazała się książka pt. „Hałas”. Jej autorka – Małgorzata Halber- jest dziennikarką, pisarką, rysowniczką, feministką, filozofką, którą możemy kojarzyć z programu dla dzieci i młodzieży „5, 10, 15”, emitowanego w TVP między 1982, a 2007 rokiem.
Zgrabna publikacja opatrzona ciekawą, nienachalna grafiką wytłoczoną na szorstkim papierze okładki powoli daje się oswajać ze swoją zewnętrzną naturą papieru ściennego o wysokiej ziarnistości. Gdy już ręce czytelnika przyzwyczają się do chropowatości okładki jest on trwale wciągnięty w tok narracji krótkich rozdziałów iskrzących się od przemyśleń i refleksji na temat życia. Chodzić do pracy czy nie, być stale dostępnym, czy nie, gdzie znaleźć spokój? Pytania się piętrzą, złość jest wypluwana eseistyczną, metaforyczną fazą. Czasem mam wrażenie, że czytam prozę poetycką, innym razem, że autorka proponuje mi felieton, reportaż i dziennik w jednym. Czuję, jakby „Hałas” nie miał jednorodnej formy, jakby mógł zagnieździć się wszędzie i czyhać na możliwość wypuszczenia swoich decybeli kiedy zasypiasz po kilku nieprzespanych nocach.
Ciekawa forma, niejednorodna stylistycznie, z elementami poradnikowymi wciąga w swój świat przedstawiony dając czas na refleksję i niejednoznaczną ucieczkę od tytułowego hałasu.
Książka o hałasie musi sama być hałasem.
Nie może być powieścią, zbiorem opowiadań, linearna narracją, esejem. Byłoby to złe dobranie formy do treści – pisze autorka.
I faktycznie Małgorzata Halber rwie swój „Hałas” jak Białoszewski rwał zdania w „Pamiętniku z Powstania Warszawskiego”. Cytuje filozofów, pisarzy, artystów, dialoguje z nimi, oburza się i przeklina.
Polecam „Hałas” Małgorzaty Halber nie tylko w poczekalni do lekarza, czy w drodze do pracy (jeśli nie jeździ się rowerem), ale także w każdej innej sytuacji. Z powodzeniem tłumi bolesne, dokuczliwe dźwięki i otwiera przestrzeń na kontemplacyjną ciszę, pozostając jednocześnie rozkrzyczaną, hałaśliwą tubą. Ostatnia część książki nazwana „Remedium”, staje się dla mnie studium przypadku, panaceum na szaleńcze tempo, bardzo ciekawym zabiegiem literackim powodującym zwolnienie i odprężenie odczuwalne fizycznie i psychicznie.
Nawiasem pisząc, szkoda, że uszu nie możemy zamknąć tak jak zamykamy oczy czy usta. To chyba jakaś fatalna pomyłka albo wyrafinowana koncepcja stworzenia. Czytać możemy za to oczami, palcami i uszami. To chyba jakaś forma pocieszenia.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Cyranka.