Z początkiem lutego 2020 roku Jesse Cook ruszył w trasę koncertową po Polsce. Wśród miast, które odwiedził lub zamierza odwiedzić był Wrocław. Sala Główna Narodowego Forum Muzyki z 1800 miejscami siedzącymi okazała się na tyle pojemna, że zafascynowani osobą sympatycznego kanadyjskiego gitarzysty, mogli się w niej pomieścić.
Jesse Cook w Polsce koncertuje regularnie i za każdym razem wzbudza olbrzymi entuzjazm. Jego sposób bycia i cały anturaż sceniczny- to chyba odpowiedniejsze słowo, bo urodził się we Francji – ma w sobie dużo wdzięku. Zawsze towarzyszy artyście na scenie kilkuosobowy zespół znakomitych muzyków. To oni dotknięci twórczym impulsem często wdają się w improwizatorskie popisy, które z uznaniem i z życzliwością przyjmuje ten, którego imieniem i nazwiskiem oznaczane są bilety i plakaty.
Podczas sobotniego koncertu w NFM-ie artyści z dużą swobodą i z talentem grali na skrzypcach – Vasyl Popadiouk, bębnach i perkusji – Matias Recharte, gitarze basowej – Dan Minchom i gitarze klasycznej – Matt Sellick. Zespół wyglądał jak paczka kolegów, którzy wyszli na podwórko pobawić się swoimi zabawkami. Ale jaka to była zabawa i ile przy tym radości nie tylko dla bawiących się, ale też dla obserwujących i słuchających…
Niebieska koszula, krawat, kamizelka, jeansy, brązowe półbuty, okulary i nieodłączna gitara flamenco ze specjalnym przetwornikiem wzmacniającym jej dźwięk. Takiego widzimy Jessego na zdjęciach i podczas koncertów – elegancki i z fantazją.
Dwie gitary z nylonowymi strunami brzmiały znakomicie. Cook i jego ryży kolega z zespołu świetnie dialogowali na strunach swoich gitar. Publiczność, zaczarowana muzyką trwała w zasłuchaniu na fotelach, ale do czasu. Przy bisach już chyba wszyscy stali i podrygiwali lub klaskali w dłonie. Piosenka zaśpiewana i zagrana bez nagłośnienia była wspaniałym zwieńczeniem występu.
Jesse Cook przeniósł słuchaczy w świat muzyki świata. Latynoskie rytmy, rumba, flamenco…przefiltrowane przez wrażliwość gitarzysty zagwarantowały niezapomniane, krystalicznie żywiołowe i nostalgiczne wspomnienia.
Koncert Jessego Cooka supportowała grupa Los Duendes (zdjęcie nr 1 i 2 w galerii).
tekst: Dorot Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk