Na Scenie Kameralnej Wrocławskiego Teatru Lalek w sobotę, 16 marca, premierowo hasał na swym rumaku błędny rycerz. Inscenizacja „Kichota” w reżyserii Joanny Gerigk zapowiadana zdjęciami, niezwykłej urody, drewnianych lalek była pełnometrażowym wydarzaniem teatralnym z przerwą i dymami okalającymi scenę i widownię.
W dwugodzinnym spektaklu przygotowanym na podstawie powieści Cervantesa „Przemyślny szlachcic Don Kichot z Manczy” (w przekładzie Wojciecha Charchalisa) Alonzo Kichada podejmuje świadomą decyzję przemiany w błędnego rycerza. I zaczyna wpływać na życie tych, których spotyka.
W „Kichocie” mamy obrazy wątpliwego moralnie duchowieństwa, palenia książek na stosie, walki z wiatrakami, czy umartwiania się bohatera i wzdychania do Ziuty Wawrzyńcówny, wyimaginowanej Dulcynei. Jest kilka zabawnych scen i dialogów, które z powodzeniem łamią sztywność zdrewniałych konstrukcji i dodają lekkości urokliwie klekoczącym rekwizytom. Powiew lekkości wnoszą do przedstawienia dobrze zaśpiewane piosenki nawiązujące stylistyką do dawnej muzyki hiszpańskiej oraz świeckiej i religijnej okresu renesansu.
Scenografia i pomysł inscenizacyjny są intrygujące, drewniane lalki przyciągają wzrok, a ich kroki rezonują z brzmieniem gitary, lutni, violi da gamba. Ale nie dajcie się zwieść sugestii, że to spektakl dla dzieci w wieku 10 lat. Raczej idźcie sami lub z oczytaną młodzieżą. W przeciwnym razie będziecie musieli tłumaczyć swoim pociechom na bieżąco takie słowa jak np. kaznodzieja, czy błędny rycerz.
Wytwornica dymu pracuje skutecznie, często skrywa szczegóły dekoracji i rysy twarzy wystruganych figurek. Drewniane lalki animowane są przez pięciu zgranych ze sobą aktorów w oryginalnej ruchomej konstrukcji scenograficznej. Żeby dostrzec wszystkie te smaczki watro siedzieć blisko sceny.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Natalia Kabanow