London Symphony Orchestra po raz kolejny odwiedziła Narodowe Forum Muzyki. Tym razem jedna z najlepszych brytyjskich orkiestr wystąpiła pod kierownictwem swojego dyrektora artystycznego, pochodzącego z Liverpoolu światowej sławy dyrygenta – sir Simona Rattle’a.
W wykonaniu orkiestry wysłuchaliśmy czteroczęściowej Muzyki na instrumenty strunowe, perkusję i czelestę B. Bartóka. Po przerwie zabrzmiała czteroczęściowa VI Symfonia A-dur A. Brucknera.
Zapowiedzi koncertu wybrzmiewającej z offu towarzyszyła informacja o czteroczęściowej konstrukcji każdego z utworów i prośba o nagradzanie artystów oklaski po ostatniej, czwartej części. Dzięki temu andante, allegro, czy adagio wybrzmiewały zakończone znaczącymi pauzami i triumfalnym gestem. Uniesienie batuty dyrygenta i smyczków instrumentalistów, zwieszenie ich w powietrzu i uśmiech sir Simona Rattle’a był oznaką pozwolenia na odkaszlnięcie, poprawienie się na fotelu, przewrócenie kartek partytury. Tak… uśmiech, gest, wyraz twarzy maestro to wszystko mogłam obserwować siedząc na balkonie dla chóru. Dzięki temu wrażenia z oglądania i słuchania Londyńczyków miałam zupełni inne niż dotąd. Uczestniczyłam w koncercie od strony kontrabasisty, kontaktowałam się z muzykami wzrokowo, grałam z nimi, reagowałam na gest dyrygenta, choć na ławce nie było tak wygodnie jak na fotelu, to odczucia, które przyniósł ze sobą rząd balkon 1- chór, wejście F, rząd II, miejsce 72, były jedyne w swoim rodzaju.
Rozpoczęło się od krótkiego wystąpienia dyrektora NFM-u Andrzeja Kosendiaka, który poprosił o powstanie i uczczenie pamięci prezydenta Gdańska, po czym zaapelował, abyśmy potrafili dzielić się dobrym słowem.
Potem cała sala Główna NFM wypełniona po brzegi melomanami i muzykami zabrzmiała jednym z największych arcydzieł XX wieku. Obsadę czteroczęściowej „Muzyki na instrumenty strunowe, perkusję i czelestę” Bartok powierzył kwintetowi smyczkowemu, harfie, instrumentom perkusyjnym taki jak ksylofon, werbel, talerze, tam-tam, bęben basowy i kotły. Bogate i różnorodne brzmienia zapewniały także fortepian i czelesta. Instrumentalistki Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej uderzały w klawisze jak perkusistki, a ostre pizzicato na instrumentach smyczkowych nadawało nowy koloryt brzmieniowy kolejnym frazom.
W drugiej części usłyszeliśmy 60 minutowy utwór późnego romantyzmu, pełen kontrastów dźwiękowych, wyrazistych powtórzeń i potężnych kulminacji. „VI Symfonia A-dur” Austriaka – A. Brucknera, nazywanego „Wagnerem symfonii”, zabrzmiała znakomicie. Piękne melodie i harmoniczne frazy oboju i klarnetu przeplatane dramatycznymi fragmentami sekcji dętej i niepokojącymi frazami sekcji kontrabasów niosły na skrzydłach emocji słuchaczy i wykonawców. Kulminacja hamowanych programowo braw nastąpiła po ostatnim dźwięku. Publiczność zgotowała artystom owacje na stojąco, a symfonicy pod dyrekcją sir Simona Rattle’a na bis zagrali moniuszkowskie frazy.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk