Co to znaczy minghun?
To tradycja chińska związana ze śmiercią. Minghun, czyli małżeństwo w życiu pozagrobowym. Chińczycy wierzą, że życie po śmierci jest lżejsze, a także bardziej wartościowe, jeśli dzieli się je wspólnie z małżonkiem. Na Wyżynie Lessowej (kaniony wzdłuż Żółtej Rzeki), jej mieszkańcy wciąż przestrzegają tradycji, według której dla zmarłego kawalera lub zmarłej panny należy poszukać zmarłego kawalera lub panny, a później…zorganizować im ślub – pogrzeb. Chińczycy wierzą, że życie osoby niezamężnej nie jest kompletne i pełnowartościowe.
Tradycja zaślubin w zaświatach wywodzi się z chińskiego kultu przodków, który głosi, że istnieje życie po śmierci. Ponadto, ci – którzy pozostali na świecie i nie chcą, aby spotykały ich nieprzyjemności- muszą zaspokajać potrzeby zmarłych. Dlatego przodkowi trzeba okazywać szacunek i oddawać mu cześć, a także opiekować się nim. Rodziny zmarłych palą fałszywe pieniądze, czy papierowe modele luksusowych aut. Wszystko to w ofierze zmarłemu, gdyby w przyszłym, pozagrobowym życiu potrzebował wsparcia finansowego, czy chciał się wybrać na przejażdżkę np. kabrioletem.
Czuły film
„Minghun” idealnie nadaje się do kina studyjnego. Dolnośląskie Centrum Filmowe jest miejscem, gdzie ogląda się go w skupieniu stosownym do fabuły. Subtelne, plastyczne kadry niosą obraz na wyżyny percepcyjnej przyjemności.
Jurek (Marcin Dorociński) wraz ze swoim teściem Benem (Daxing Zhang) konfrontuje się ze stratą bliskiej osoby (Jurek- córki, Ben – wnuczki) i decydują się odprawić chiński rytuał minghun. Bohaterowie ruszają w emocjonalną podróż, której celem jest znalezienie idealnego partnera na wieczność. Towarzyszymy im w ich opowieści o nadziei, złości, miłości, poszukiwaniu sensu życia i tego, co zostaje po nim. Co zobaczymy w finale? Zgliszcza, czy zmarłe osoby krzątające się w salonie i siadające przy stole do wspólnego posiłku? To zależy od nas.
Film w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego („Ostatnia rodzina”, serial „Król”) według scenariusza Grzegorza Łoszewskiego („Komornik”) w nieco ironiczny sposób konfrontuje nas ze stratą, własnymi przekonaniami na jej temat i duchowością.
Aktorsko jest przekonywujący, ale czy daje nadzieję? Trzeba zobaczyć i ocenić. Dobrze, że nie podsuwa kategorycznych odpowiedzi, bo byłby wtedy infantylnie dogmatyczny. Na pewno próbuje obudzić w widzu czułość i wzniecić wiarę, bo „trudno nie wierzyć w nic” – jak mówi bohater i tekst piosenki zespołu Raz, dwa, trzy.
„Minghun” reż. Jan P. Matuszyński | 2024 | dramat | 1 godz. 30 min | języki: polski, angielski, mandaryński
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości DCF.