Premiera spektaklu miała miejsce dwa miesiące temu w warszawskim Teatrze Polonia. Teraz przyszła kolej na podzielenie się „Zapiskami z wygnania” z widownią wrocławskiego Impartu. Przyzwyczajeni do nadekspresyjnego wizerunku znakomitej aktorki mogą być zaskoczeni.
„Zapiski z wygania” to mocny, emocjonalnie wyciszony spektakl. Krystyna Janda mówi głosem niskim, stonowanym, właściwie się nie porusza, tylko stoi przed mikrofonem przez cały spektakl i snuje wspomnienia bohaterki. Robi to z pozycji zdystansowanej i świadomej postaci, czasem zaśpiewa lub tylko zanuci fragment utworu skojarzonego z testem, np. „Rebekę”, czy „tych miasteczek nie ma już, okrył niepamięci kurz…” . Stoi w głębi sceny, za przysłoną na której wyświetlane są projekcje, a jej zbliżenie twarzy, kiedy mówi lub mała sylwetka w tle, kiedy wyświetlane są obrazy kronik z lat minionych, skupiają cała uwagę widza. Nie ma zbędnych dekoracji, czerń okala twarz postaci, a jej stonowane grymasy mimiczne wyrażają wszystkie bolesne emocje, które już przepracowała, przemyślała i teraz zdystansowana, ale nieobojętna zdaje relacje z fragmentów swojego życia, na które nie miała żadnego wpływu.
Artystce na scenie towarzyszy dyskretny, prawie niewidoczny zespół muzyczny pod kierunkiem Janusza Bogackiego. Muzycy: Janusz Bogacki – fortepian, Tomasz Bogacki (gitara), Mateusz Dobosz/Paweł Pańta (kontrabas), Bogdan Kulik (perkusja), Marek Zebura (skrzypce) budują nastrój drugiego planu, nie zakłócają biegu wspomnień przymusowej emgracji.
„Zapiski z wygania” to mocny manifest przestrzegający przed różnymi rodzajami nienawiści, ksenofobi i antysemityzmu. Ogląda się go i słucha przecierając łzy wzruszenia.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk