Przeniesienie superwidowiska z przestrzeni plenerowej do gmachu Opery Wrocławskiej wiązało się z wieloma zmianami. Monumentalna inscenizacja zmieściła się na deskach operowych i zyskała nowy walor.
Reżyser wrześniowej adaptacji – Cezary Iber – pomieścił na scenie solistów, chórzystów i statystów, choć czasem miało się wrażenie, że schody, przypominające te odeskie z „Pancernika Potiomkina”, mogą się okazać dla bohaterów historii przeszkodą nie do pokonania bez potknięć. Stało się inaczej.
„Nabucco” w przestrzeni zamkniętej stał się bardziej skondensowany, wyrazistszy, jego historia przemawiała silniej, a chóry brzmiały znakomicie. Leszek Skrla, w roli tytułowej, nadał postaci rys subtelności i niejednoznaczności dyktatora, Anna Lichorowicz – grzmiała jak biblijne trąby jerychońskie w zapalczywości zemsty, Voldymyr Pankiv w roli Zachariasza był zdecydowany i przekonywujący, para zakochanych – Fenena w tej roli Jadwiga Postrożna i Aleksander Zuchowicz jako Izmael buzowali od namiętności.
Scenograficznie pojawiały się smaczki, np. pomarańcza, która jak lejtmotyw towarzyszyła postaciom w wielu scenach. Loża operowa na pierwszym balkonie stała się trybuną dla dyktatora. Filmowość inscenizacji zapełniali widzom operatorzy kamer, którzy krążyli po scenie niczym zawodowi reporterzy i kadrowali twarze, detale i tworzyli ruchome tło akcji. Niektóre sceny pokazano jako retrospektywę w formie filmu wyświetlonego na kurtynie.
„Nabucco” Verdiego w Operze Wrocławskiej zabrzmiało szlachetnie, a inscenizacja opowieści o zniewoleniu i dyktatorskiej brawurze politycznej ubrana w XX- wieczne stroje i współczesne dekoracje odkrywa dodatkowe pola skojarzeniowe.
test: Dorota Olearczyk
fot. z próby prasowej (obsada inna niż na niedzielnej premierze): Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk