Maski na ulicach, ludzie bez twarzy jakiś dziwny spektakl nam się zdarzył. Wychodzisz z domu słyszysz dzień dobry, odpowiadasz, ale nie wiesz komu. W czasie pandemii to my siedzimy w maskach na widowni Teatru Muzycznego Capitol, a artyści – prezentują nagi talent, piękno bezmaskowości i szczerości.
W niedzielę, 14 czerwca, na Dużej Scenie Teatru Muzycznego Capitol, przysłonięci maskami, z wypełnionym oświadczeniem covidowym, spryskani środkiem dezynfekującym, wchodzimy na salę, żeby spotkać się z piosenkami Agnieszki Osieckiej i Jerzego Satanowskiego, a przede wszystkim z interpretacjami znanych utworów. Przyszliśmy przecież na recital Justyny Szafran, która jest znakomitą aktorką śpiewającą. Oj, niełatwe ma zadanie, śpiewa, tańczy, komentuje, wzrusza i rozśmiesza patrząc na ludzi bez twarzy. Nasze entuzjastyczne reakcje skrywają tłumiące maski. Justyna jest pewna, że jeszcze oddychamy, gdy owacyjnie nagradzamy ją i cały zespół brawami na stojąco i domagamy się bisów.
Warto dodać, że recital „Nie ma” składa się m.in. z piosenek zaśpiewanych w 1997 roku przez aktorów spektaklu muzycznego „Nie żałuję” prezentowanego w Teatrze Atelier w Sopocie. Płyta „Dziękuję za świat” wydana w 2002 r. z zapisem tamtych interpretacji utworów Osieckiej i Satanowskiego brzmi inaczej. Na premierowym krążku „Nie ma” nie słychać Barbary Dziekan, Ewy Błaszczyk, Marzeny Trybały, Marka Richtera, Andre Ochodlo, Mirosława Czyżykiewicza i Jerzego Satanowskiego, ale tylko, i aż tylko Justynę Szafran.
Artystce na scenie towarzyszą znakomici muzycy. Rafał Karasiewicz cudownie biega po czarnych i białych klawiszach fortepianu, Jakub Olejnik- z wyczuciem szarpie bas. Aktorka ma najlepsze towarzystwo do stworzenia dzieła wyjątkowego. Jej recital pt. „Nie ma” zapowiada wzruszony dyrektor Capitolu- Konrad Imiela, który po trzech miesiącach przymusowego postoju pandemicznego oddaje scenę mistrzyni piosenki aktorskiej.
Justyna Szafran wraz z instrumentalistami, oświetleniowcami, realizatorami dźwięku i całą niemą ekipą pracującą przy koncercie stwarzają dzieło niezwykłe, okolicznościowo niepowtarzalne. Uderzenia butem w scenę przy „Nie ma już”, niekonwencjonalny taniec przy „Ukradła cyganka kurę”, wypowiadane depresyjnie siedząc na scenie „Kto tam u Ciebie jest?”… tu wszystko ma niebagatelne znaczenie. Każdy szept, krzyk, miękko lub drapieżnie zaśpiewana fraza budzi ogromne emocje. „Przepraszam, że żyję” i „ Nie żałuję” z fenomenalnymi zwrotami muzycznymi granymi na fortepianie przez Rafała Karasiewicza… tego się nie zapomina. Interpretacja „Orszaków dworaków” wbija w fotel. „Niech żyje bal” dociera do trzewi. Solówki fortepianowe i kontrabasowe pulsują w krwioobiegu. Takie koncerty zdarzają się rzadko.
Podpisywanie premierowej płyty „Nie ma” odbywa się w maseczce i w rękawiczkach. Takie czasy i takie tajne wzruszenia. Godzimy się na nie, żeby dać sobie szansę na przeżycie niezamaskowanego piękna i wspaniale obnażonych talentów wokalnego, aktorskiego, improwizatorskiego, tekściarskiego i kompozytorskiego. Pewnie, gdyby Osiecka mogła, to przyleciałaby gdzieś z góry, a Satanowski wstąpiłby na moment gdzieś z okolic Poznania. A może oni też byli i mają klaskaniem „obrzękłe prawice”?
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk