„Najdzielniejszy z rycerzy” to, jak podają źródła internetowe, opera przeznaczona na duży zespół solistów z przewagą partii recytowanych, chór oraz małą orkiestrę z eksponowaną rolą instrumentów dętych. Opowiada o przygodach Stracha na Wróble, który dowodzi swej dzielności, zwyciężając w bitwie z Wróblami o makowe pole. W nagrodę zdobywa rękę Królewny-Makówki i koronę. Jako że podjęty gatunek i dziecięcy adresaci mają swoje prawa, powstała do niej muzyka prosta i tonalna, w której jedynym śladem eksperymentu pozostają nagrane dźwięki fortepianu preparowanego.
Opera Wrocławska postanowiła wystawić dzieło Pendereckego i Stachowskiego w nietypowej formie. Realizatorzy postawili przed solistami, chórami i dziećmi zadanie zagrania prostej fabuły dwukrotnie podczas jednego przedstawienia. Zmieniono puentę i iluminację i wydłużono 30 minutowy utwór do 60 minut, grając go dwa razy. Chłopiec, siedzący w moim sąsiedztwie podczas niedzielnego przedstawienia z troską pytał mamy, dlaczego ona śpiewa to samo? Chodziło o partię Stracha na Wróble, w którego – w pierwszej części – wcielił się Aleksander Zuchowicz, a w drugiej Hanna Sosnowska. Może po to, żeby potem, w finale połączyć parę strachów, a może dla utrwalenia warstwy dźwiękowej utworu i nadania mu poważniejszej długości?
Scenografia i kostiumy pierwszej i drugiej części niewiele się różniły. Gdy po raz drugi kurtyna poszła w górę było mroczniej i ciemniej. Wytworzyła się przestrzeń z innej galaktyki, zrobiło się kosmicznie, ale trochę jarmarcznie przez światełka połyskujące na kostiumach. Trudno było zrozumieć słowa wyśpiewywane przez solistów, znacznie lepiej wokalnie wypadła Pani Strachowa, czyli Hanna Sosnowska niż Pan Strach na Wróble. Aleksander Zuchowicz był bardziej przekonywujący i wyrazisty w partiach recytowanych. Orkiestra często dominowała zagłuszając słowa napisane przez Ewę Szelburg- Zarembinę.
Brawo dla chóru dziecięcego, którego słuchało się i oglądało chyba z największą przyjemnością. Dziecięce Wróble z pomysłowymi nakryciami głowy (projekt Natalii Kitamikado) też cieszyły oko i pobudzały wyobraźnię. Nieoczywista muzyka niosła emocje i elementy groteski.
„Najdzielniejszego rycerza” w reżyserii Tomasza Cyza warto zobaczyć, ale bez oczekiwania fajerwerków. Ta realizacja Opery Wrocławskiej topi się w mroku i połyskuje trochę niepotrzebną sztucznością, do których w kontrze staje emocjonalna, wyrazista warstwa muzyczna.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk