Koncert „Piosenki-to…? – Osiecka, Młynarski, Przybora, Kofta…” był niezapomnianym, muzycznym widowiskiem, które przeniosło widzów z 2022 roku do czasów, gdy w piosenkach królowała mądrość, klasa i wdzięk. Znakomici wykonawcy piosenki aktorskiej w utworach mistrzów zaprezentowali się we Wrocławiu dwukrotnie.
Podczas pierwszego niedzielnego koncertu w Teatrze Polskim słuchaliśmy interpretacji utworów poetów piosenki w wykonaniu Joanny Trzepiecińskiej, Hanny Śleszyńskiej, Marcina Januszkiewicza, Jacka Wójcickiego i Zbigniewa Zamachowskiego. Ach co to był za wieczór. Pełen kultury, wdzięku, dowcipu i wzruszeń. Opisywać należałoby go w samych superlatywach – znakomite prowadzenie, wyśmienite piosenki, świetni wykonawcy, zadowoleni słuchacze. Nawet brzęcząca gdzieś w środku sali komórka, bujające się fotele w całym czwartym rzędzie, usterka techniczna, czy pamięciowe urocze potknięcie wykonawcy nie były w stanie ująć nic z uroku piosenek Osieckiej, Kofty, Przybory i Młynarskiego.
Spajający całość – poetycką, dowcipną, melancholijnie wdzięczną frazą- Andrzej Poniedzielski dodawał uniwersalnego sznytu koncertowym wykonaniom piosenek. Malował słowem fenomenalny poemat, po mistrzowsku posługując się zaskakującą puentą, liryczną frazeologią, łagodnym żartem. Wybuchy śmiechu i pomruki zrozumienia dochodzące z widowni towarzyszyły każdej zapowiedzi, której autorem i wykonawcą był autoironiczny wspomniany już – Andrzej Poniedzielski.
Każde wykonanie utworu mistrza interpretacji piosenki aktorskiej zasługiwało na osobne oklaski. Z olbrzymią przyjemnością słuchaliśmy m.in. ciepłego „La valse du mal”, „Już czas na sen” i „Zielińskiej” w wykonaniu Zbigniewa Zamachowskiego, z sentymentem – „Truskawek w Milanówku” interpretacji Joanny Trzepiecińskiej, z uśmiechem – brawurowego Jacka Wójcickiego w „Jesteśmy na wczasach”, „Nie zakocham się tej wiosny”, ze wzruszeniem – zjawiskowego – Marcina Januszkiewicza w „Kołysance dla Okruszka”, „Wybacz Mamasza” i w „Nim wstanie dzień”. Ballady Wojciecha Młynarskiego „O tych, co się za pewnie poczuli” i „Moje ulubione drzewo (Leszczyna)” ekspresyjnie i soczyście przypomniała Hanna Śleszyńska.
Dwie godziny minęły błyskawicznie, a na finałowej „Róbmy swoje”, bez zbędnych ceregieli, wstaliśmy wszyscy nagradzając artystów owacjami.
oprac. do.
fot. jo