Historia Romea i Julii w Operze Wrocławskiej ma duże powodzenie. Realizatorzy eksploatują szekspirowski wątek na wszelkie możliwe sposoby. Niedawno oglądaliśmy balet, teraz przyszła kolej na operę. „I Capuleti e i Montecchi” w reżyserii Krystiana Lady to nowoczesne przestawienie, w którym rudowłosy Romeo, a właściwie Romea – śpiewa mezzosopranem i chodzi w dżinsach.
Malkontenci powiedzą- feee, nie taka powinna być opera. Entuzjaści nowoczesności – westchną z ulgą i będą oklaskiwać awangardowość okalającą starą i znaną konwencję.
I choć baltonowskie reklamówki na scenie trochę mnie jednak raziły, to drugi akt w gołych dekoracjach, dżinsach i z trującym jabłkiem, wydał mi się intersującą reinterpretacją znanych mitów i motywów kultury.
Soliści i chór wypadli dobrze, zwłaszcza Aleksandra Opała w roli Romea czarowała ciepłym, niezbyt wysokim głosem. Orkiestra pod kierunkiem Marcina Nałęcza- Niesiołowskiego udźwignęła brzemię Belliniego.
Dzieło włoskiego kompozytora szkoły neapolitańskiej, choć nawiązuje fabularnie do Romea i Julii, nie jest jego adaptacją. O tym należy pamiętać kupując bilety do opery. W „Kapuletach i Montekich” nie znajdziemy sceny balkonowej, co nie znaczy, że nie warto posłuchać i obejrzeć inscenizacji w reżyserii Krystiana Lady.
tekst: Dorota Olearczyk
foto z próby prasowej: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk