Premiera baletowa „Gry w karty” i „Święta wiosny”, która miała miejsce w Operze Wrocławskiej w kwietniu, przyniosła odczucia i wrażenia zarezerwowane dla dzieł wybitnych.
Dwuczęściowy spektakl baletowy przygotowany przez trzech choreografów zawładnął wyobraźnią kilkuset widzów.
„Gra w karty” – pierwsza część wieczoru – powoli wprowadzała widza w świat grupowego popisu erupcji emocji. Po przerwie, przy „Święcie wiosny” Igora Strawińskiego, kumulacja doznań artystycznych zwielokrotniła się. Podziwialiśmy zespół tancerzy Opery Wrocławskiej, który niczym jeden organizm poddany transowemu zaangażowaniu i scenicznej żarliwości opowiadał historię o wolności, uwięzieniu, jednostce i zbiorowości. Poszarpane kostiumy, trójścienna, zrujnowana scenografia (przypominająca mury zburzonego więzienia) i światła – rozświetlające, tylko to, co ważne i znaczące – współtworzyły „Święto wiosny” i nadawały mu puls dzieła niezwykłego.
W tym kontekście, warto przypomnieć, że choreografem pierwszej części był Jacek Przybyłowicz, zaś „Święto wiosny” przygotowali Uri Ivgi i Johan Greben, a reżyserem świateł był Paweł Murlik. Obawa twórców przed zmierzeniem się z dziełem ikonicznym, o której opowiadali na konferencji, okazała się asumptem do stworzenia baletu na miarę kreacji sezonu 2018/2019.
Moc i pulsująca siła grupy poddana rytmowi Igora Strawińskiego „przemawiąjącego” przez Sebastiana Perłowskiego – dyrygenta powinna zapewnić baletowi także powodzenie frekwencyjne. Sama poszłabym jeszcze nie raz na wrocławskie „Święto wiosny” szyte na miarę arcydzieł, a właściwie porozdzierane i poszarpane – jak stroje tancerzy.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk