PIK: Henryk Miśkiewicz to na polskiej scenie jazzowej (i nie tylko) postać wyjątkowa. Należy do wąskiego grona najwybitniejszych saksofonistów altowych, ale gra także na sopranie i na klarnecie. W latach 70. i 80. jego saksofon było słychać na co drugiej polskiej płycie, wchodził w skład zespołów Jazz Carriers oraz Sun Ship, był solistą Studia Jazzowego Polskiego Radia, do dziś jest liderem formacji Full Drive. W minionym, 2021 roku, świętując swoje 70. urodziny, nagrał z córką Dorotą i synem Michałem płytę „Nasza Miłość”. Spośród polskich muzyków jazzowych łatwiej byłoby wymienić tych, z którymi nie grał. Koncertował na całym świecie między innymi z Ewą Bem, Anną Marią Jopek, Andrzejem Jagodzińskim, Jarosławem Śmietaną, Wojciechem Karolakiem i Adzikiem Sendeckim. Improwizował z takimi gwiazdami, jak Pat Metheny, Joe Lovano czy David Murrray. Jest wielokrotnym zwycięzcą plebiscytu Jazz Top magazynu „Jazz Forum” w kategorii saksofonu altowego i klarnetu, a także zdobywcą trzech Fryderyków (m.in. Jazzowy Artysta Roku oraz Jazzowy Muzyk Roku).
28 marca w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu odbędzie się niezwykły koncert Henryk Miśkiewicz & Przyjaciele, będący podsumowaniem twórczości znakomitego saksofonisty. Dlaczego podsumowanie, a nie np. nowe otwarcie? – pytamy mistrza sceny jazzowej.
Henryk Miśkiewicz: A jak inaczej nazwać wspomnienie minionych lat? Wszystko to, co wydarzyło się w moim muzycznym życiu do tej pory? Miło jest przypomnieć sobie autorskie płyty, a także te, na których pojawiłem się gościnnie, liczne programy radiowe, telewizyjne, czy wreszcie ścieżki dźwiękowe wielu kultowych polskich filmów fabularnych, które nagrałem. Ważne są również nagrody, które mnie podnosiły na duchu, przekonywały, że warto działać, że ktoś widzi moją pasję do tworzenia i wykonywania muzyki.
Podsumowanie odczuwam nie jako zamknięcie, tylko przystanek przed dalszą drogą. Zdobyte wieloletnie doświadczenie wykorzystuję teraz do rozszerzenia swoich horyzontów i muzycznej wizji. Nasz koncert będzie spotkaniem mojego pokolenia z młodymi artystami. Sam zaczynałem we Wrocławiu jako 16 latek na festiwalu Jazz nad Odrą i cieszę się, że mogę tu wracać i pokazywać świat muzyki, który wciąż we mnie ewoluuje.
PIK: Jan Ptaszyn Wróblewski obliczył, że z nikim nie grał dłużej niż z Henrykiem Miśkiewiczem, bo aż 45 lat. Przyszedł taki kudłaty dwudziestoparolatek do studia i z miejsca zaskoczył tym, że nuty czytał lepiej, niż książki czy gazety – wspomina Ptaszyn. I podkreśla fenomenalne zdolności improwizacyjne saksofonisty. Bo Henryk Miśkiewicz wycina na alcie nieziemskie solówki. I to zawsze. Na licznych płytach firmowanych własnym nazwiskiem oraz na niezliczonych, na których jego gra wynosi do stratosfery muzykę innych artystów. Bez względu na gatunek, bo Henryk ma w dorobku i pop, i rock, i bluesa, a nawet poezję śpiewaną, chociaż w sercu pozostaje rasowym, nowoczesnym jazzmanem.
W którym gatunku muzycznym czuje się Pan najlepiej, w którym najswobodniej, który uwiera Pana poczucie smaku, a którego unika Pan jak ognia?
H.M.: We wszystkich wspomnianych przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego gatunkach poruszam się swobodnie. Lubię każdy rodzaj muzyki, pod warunkiem , że jest bliski mojemu gustowi. Podziwiam wielkie dzieła mistrzów muzyki klasycznej, na której się kształciłem najpierw w Liceum Muzycznym we Wrocławiu, a potem w Akademii Muzycznej w Warszawie. Moja rola w każdym stylu polega na jak najlepszym wykonawstwie, wtopieniu się w klimat realizowanego przedsięwzięcia, na dołożeniu swojej cegiełki tak, by zyskało, a nie straciło. Ale z całą stanowczością mogę powiedzieć, że nigdy nie zagram muzyki disco polo, to nie moje bajka (śmiech). Z racji tego, że jestem muzykiem jazzowym, to w jazzie czuję się najlepiej – mogę poprzez nią najswobodniej wyrazić siebie, oddać swoje wnętrze.
PIK: Koncert Henryk Miśkiewicz i Przyjaciele stwarza okazję do zaprezentowania minionej oraz obecnej twórczości głównego bohatera tego niezwykłego muzycznego zajścia. Pojawią się na nim znamienite postaci polskiej sceny muzycznej: Ewa Bem, Andrzej Jagodziński, Robert Kubiszyn, Sławomir Kurkiewicz, Marek Napiórkowski, Adam Nowak, Piotr Orzechowski „Pianohooligan”, Janusz Strobel, Jan „Ptaszyn” Wróblewski i oczywiście jego dzieci: Dorota i Michał Miśkiewicz. Wszak w rodzinie siła…
Czy rodzinne i przyjacielskie granie, w Pana przypadku, zawsze jest usłane różami, czy raczej rodzi się w bólu i znoju?
H.M.: Żartobliwie rzecz ujmując, w bólu rodzi się kamienie nerkowe (śmiech). Koncertowanie to największa nagroda dla muzyka, zwłaszcza teraz, w trudnych i smutnych czasach. Chwila na scenie daje możliwość przekazywania energii i własnych emocji publiczności. Czerpię z grania na saksofonie wielką radość i satysfakcję, szczególnie wtedy, kiedy występuję w doborowym towarzystwie z wyjątkowymi artystami. Najbardziej cieszę się, grając z własnymi dziećmi: Dorotą (wokalistką) i Michałem (perkusistą). Wyczuwamy się muzycznie jak „łyse konie”, nasza krew pulsuje w jednym rytmie. Z kolegami i koleżankami po fachu łączy nas, oprócz sceny, przyjaźń. Ze wspólnego muzykowania staram się czerpać same przyjemności i uniesienia. Mam nadzieję, że we Wrocławiu podzielę się ze wszystkimi tym, co najlepsze.
PIK: Koncert w NFM poprowadzi Marcin Kydryński. Obok Henryka Miśkiewicza wystąpią: Ewa Bem, Dorota Miśkiewicz, Adam Nowak, Jan Ptaszyn Wróblewski, Janusz Strobel, Marek Napiórkowski, Andrzej Jagodziński, Piotr Orzechowski „Pianohooligan”, Sławomir Kurkiewicz, Robert Kubiszyn, Michał Miśkiewicz.
To będzie niezwykłe wydarzenie muzyczne. Czy zdradzi Pan naszym czytelnikom jakieś szczegóły związane z próbami do koncertu i utworami, które zabrzmią podczas wyjątkowego wieczoru?
H.M.: Większość prób mamy już za sobą. Przed koncertem we Wrocławiu na pewno będziemy ćwiczyć program z Ewą Bem, która szykuje nam niespodzianki. Sam jestem ciekaw, co to będzie. Każdy mój gość miał pełną swobodę doboru repertuaru, choć chętnie słuchał moich sugestii. W koncercie znajdą się ważne dla mnie kompozycje, ale i rozpoznawalne hity. Cieszę się, że zaproszenie przyjął Adam Nowak z zespołu RAZ DWA TRZY i moi znakomici koledzy, łącznie z legendą naszej jazzowej sceny , Janem Ptaszynem Wróblewskim. Smaczku koncertowi doda oprawa słowna Marcina Kydryńskiego, który potrafi zaskoczyć wygrzebanymi gdzieś z czeluści anegdotami i opowiastkami z naszego muzycznego życia. Szykuje się wykwintna uczta .
PIK: Dziękuję za rozmowę.
oprac. Dorota Olearczyk
foto: Iza Grzybowska