Wpadła mi w ręce, przy okazji innej książki tego autora, pierwsza część autobiografii Michała Witkowskiego. Wpadła i nie chciała wypaść, bo okazała się autoironiczną, zabawną, ukazującą realia lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych fabułą, z charakterystyczną narracją typu „ja” i moje postrzeganie świata. Wpadłam w jej sentymentalno-humorystyczną konwencję, która okazała się także podrożą w głąb czasów mojej młodości. Po trzykroć wpadłam i raz wypadłam w dość niespodziewany sposób, było to w latach dziewięćdziesiątych, kiedy to autor zakończył bieg narracji i zapowiedział kolejne części, zamierzając czerpać z nich radość pisarską.
Vibovit, SKO, fartuszek, guma balonowa, „W labiryncie”, Sośnicka… wiedziona skojarzeniami, smakami, zapachami, obrazami i dźwiękami lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych pochłaniałam „Wiarę” Witkowskiego, jak najlepszy sensacyjny bestseler.
Świat dziecka dorastającego w PRL-u opisany piórem i widziany okiem Michała Witkowskiego był pełen kolorów i szczegółów dostrzeganych przez wrażliwego narratora, który czasem siarczyście przeklął, a czasem czule zachwycił się drobiazgiem.
Konwencja gawędy, pamiętnika, z licznymi dygresjami i powtórzeniami dała się szybko polubić i przyjąć za celowy zabieg artystyczny. Sposób przedstawiania świata, a dokładniej Wrocławia, okazał się na tyle oryginalny, że oczekiwanie publikacji kolejnych części autobiografii stało się naturalnym stanem ducha zaciekawionego czytelnika. Czego i Państwu życzę.
oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.