Do końca września wrocławianie będą mogli zmierzyć się z geniuszem dwóch światowej sławy artystów. Muzeum Miejskie na miejsce ekspozycji wybrało pawilon Muzeum Teatru im. Henryka Tomaszewskiego. Wystawę – reklamowaną od dobrych paru miesięcy, zapowiadaną jako największe wrocławskie wydarzenie roku w świecie sztuki – śmiało można porównać do pudełka czekoladek. Niespecjalnych, żeby nie powiedzieć mało słodkich…. ale za to przepięknie zapakowanych.
Salvador Dali – współtwórca surrealizmu i Andy Warhol – czołowy przedstawiciel popartu. Obaj wyjątkowi i wszechstronni, kontrowersyjni i ekscentryczni mistrzowie autokreacji, którzy ze swego życia uczynili wielki akt sztuki. I choć geniuszy w sztuce było wielu, to nikt tak jak oni nie potrafił ze swojej sztuki uczynić, kolokwialnie mówiąc, maszynki do robienia pieniędzy. Maszynki, która nawet po ich śmierci kręci się nadal…
Z pewnością te dwa najsłynniejsze nazwiska artystów XX w. przełożą się, poprzez ponadprzeciętną frekwencję odwiedzających muzeum, na spopularyzowanie samej idei sztuki. Niestety na wystawie nie odnajdziemy dzieł najwyższej próby. Zdając sobie z tego sprawę organizatorzy wydarzenia wyjaśniają, że wystawa ma na celu bardziej przedstawienie artystów i ich fenomenu, niż retrospektywę samego oryginalnego dorobku.
Na wystawę składa się ogromna ilość artefaktów zaaranżowanych w niezwykle atrakcyjny sposób – mieniąc się i błyszcząc, wypełniają niemal całą przestrzeń muzeum. Trzeba przyznać, że stanowią one wszechstronną prezentację różnorodności twórczej obu artystów – od tradycyjnych technik plastycznych po design i sztukę filmową.
Większość pochodzących z prywatnych kolekcji eksponatów związana jest ze stylem życia mistrzów. Zobaczymy więc cudaczną wieczorową marynarkę, autorstwa Dalego, pokrytą kieliszkami do miętowego likieru o mocy afrodyzjaku, zaprojektowane przez niego karty tarota, płytki ceramiczne wykonane specjalnie do basenu generała Franco, czy też słynną sofę w kształcie ust aktorki Mae West. Dorobek Andy Warhola w zakresie designu reprezentuje zarówno unikatowa kolekcja zaprojektowanych przez niego okładek albumów Rolling Stonesów, Johna Lennona, Velvet Underground, jak i puszki zupy Campbell – symbolu popartu, których formę Warhol masowo powielał za pomocą stworzonych przez siebie matryc sitodrukowych. Wystawie towarzyszy również pokaz fragmentów filmów i bogaty zbiór fotografii odwołujących się do życia obu artystów.
Najbardziej wartościowe prace pod względem artystycznym znajdują się na drugim piętrze muzeum. Wśród kilkudziesięciu wielonakładowych litografii Salvatora Dali sygnowanych własnoręcznie przez artystę, odnajdziemy wyjątkowo piękną pracę zatytułowaną Kuszenie św. Antoniego – akwafortę wykonaną na papierze ryżowym, delikatnie lawowaną ręką mistrza. Całość prezentacji jego twórczości dopełniają cztery rzeźby – oryginalne odlewy z brązu, które w mojej ocenie stanowią najciekawszą część ekspozycji. Udowadniają kunszt Dalego również w tej dziedzinie. Na uwagę zasługują zwłaszcza dwie rzeźby: Perseusz nawiązujący do słynnej florenckiej figury Celliniego Perseusza z głową Meduzy oraz Gala Gradiva przedstawiająca muzę i żonę artysty – Galę z rozpostartymi skrzydłami.
Z kolei najcenniejszą realizacją Andy’ego Warhola, oprócz kolorowych sitodruków z wizerunkami Marilyn Monroe, jest pochodząca z próbnej edycji litografia zatytułowana Speed Skater, na której Warhol odbił odcisk własnego palca. Ta unikatowa praca z 1983 r. powstała na wniosek Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego z okazji zimowych Igrzysk Olimpijskich w Sarajewie.
Próżno szukałam zapowiadanej repliki Factory – legendarnego nowojorskiego atelier Warhola, w którym niczym w fabryce „produkował” swoje dzieła i gościł największe ówczesne sławy artystycznego świata. Z wielką szkodą dla całego przedsięwzięcia na wystawie znajduje się jedynie namiastka tej rekonstrukcji, w dodatku ulokowana na klatce schodowej, przez co staje się jeszcze mniej czytelna. Wytrwałym miłośnikom twórczości Warhola nie pozostaje nic innego jak udać się do krakowskiego MOCAK-u, gdzie w ramach stałej ekspozycji można zanurzyć się w prawdziwą interaktywną instalację Krystiana Lupy Live Factory 2 i zasiąść na „autentycznej kopii” kanapy Warhola.
tekst: Barbara Haręża
foto: Julian Olearczyk