W piątek, 29 czerwca, słuchaliśmy koncertowej wersji opery Wagnera niepodobnej do znanych dzieł Wagnera. Młodzieńcza twórczość niemieckiego kompozytora zabrzmiała tak niewagnerowsko, że melomanii przecierali uszy ze zdziwienia.
„Zakaz miłości” Richarda Wagnera na scenie Opery Wrocławskiej zabrzmiał premierowo w wersji koncertowej. Orkiestrę tego wieczoru poprowadził dyrygent niemiecki Volker Perplies.
W pierwszej części było trochę jednostajnie i siłowo, po przerwie pojawiła się też lekkość i większa różnorodność muzyczna, a to za sprawą znakomitych głosów Tomasza Rudnickiego (bas) i Agnieszki Sławińskiej (sopran).
„Zakaz miłości / Das Liebesverbot” to młodzieńcze dzieło kompozytora, nigdy dotąd niewykonywane w Polsce. W czasach Wagnera prezentowane w atmosferze skandalu lub odwoływane z powodu kłótni między solistami. Wrocławska premiera odbyła się bez większych zakłóceń. Najpierw znana krytyczka muzyczna – Dorota Kozińska przywitała melomanów i dowcipnie zapoznała z recepcją dzieła Wagnera. Potem orkiestra, chór, dyrygent i soliści weszli na scenę i w dość zacieśnionej przestrzeni uderzyli mocnym dźwiękiem. Bliskość artystów spowodowała, że pierwsze rzędy widzów mogły poczuć się nieoczekiwanie zaatakowane dużą ilością nakładających się barw i brzmień oraz głośnością ich wydobywania z instrumentów i gardeł.
Potem komediowy charakter utworu inspirowanego szekspirowską „Miarką za miarę” poniósł melomanów w stronę bel canta i muzyki włoskiej. Niektórym brakowało operowej inscenizacji, tańca, kostiumów, scenografii, ruchu, zmiennych świateł. Inni doceniali koncertową formę premiery, bliskość solistów we frakach stojących na proscenium i doniosłość fraz wydobywanych z napiętych przepon.
„Zakaz miłości” był ostatnią premierą przebogatego sezonu artystycznego 2017/2018. Opera Wrocławska pobiła wszelkie rekordy w ilości nowości proponowanych widzom i słuchaczom. Nadszedł czas na zasłużone wakacje, które pozwolą Operze Wrocławskiej i melomanom złapać drugi oddech.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: plakat organizatorów