Teatr Pieśń Kozła ma swój wypracowany styl, charakter i charyzmę, której pozazdrościć mu mogą inne sceny wrocławskie. To, co proponują realizatorzy, twórcy, artyści i animatorzy współpracujący z nietuzinkową teatralną przestrzenią zawsze odciska silne piętno na odbiorcy. Pamiętam „Wojownika” odgrywanego w Piekarni, po którym resztki jabłkowego miąższu zdrapywałam nożem z nogawki spodni. Pamiętam „Burzę” – kameralny spektakl grany w – byłej już – siedzibie teatru na ul. Purkiniego. Pamiętam przedstawienie „Hamlet- komentarz” . I jak sądzę, długo pamiętać będę „Andronicusa- synekdochę”.
Najnowsze przestawienie przygotowane przez znany duet – Alicja Bral i Grzegorz Bral – grane jest w byłej siłowni przy ul. Ślężnej. Owinięte srebrnym papierem rury na suficie i ścianach, jakieś dziwne dźwięki, chyba działającej klimatyzacji, przejeżdżające ruchliwą ulicą (tuż za oknem) autobusy, tramwaje, karetki, samochody… to wszystko tworzy klimat wykrzykiwanego „Andronicusa…”.
Dramat Alicji Bral napisany na podstawie szekspirowskiego „Tytusa Andronikusa”, wyreżyserowany przez Grzegorza Brala, z muzyką graną na żywo skomponowaną przez Macieja Rychłego wspina się na emocjonalne szczyty. Nieco ponad godzina wsłuchiwania się w tyrady aktorów i podziwiania ich napiętych mieści i ścięgien może wywołać efekt arystotelesowskiego katharsis.
Wspaniali aktorzy i animatorzy: Paweł Wydrzyński, Romana Filipowska Monika Mikołajczak, Andrzej Pieczyński, Damian Aleksander, Przemysław Wasilkowski, Alicja Bral, Paweł Jan Frasz, Mikołaj Bońkowski, Angelika Wójcik, Urszula Milewska mówią po polsku (co jest raczej ewenementem w Teatrze Pieśń Kozła) wyrzucają z siebie żołnierskie frazy, pokazują ogrom cierpienia bohaterów, żebyśmy nie musieli przeżywać takich traum na własnym ciele. Wychodzimy żywi, z podziwem dla sposobu realizacji szekspirowskiego dramatu przepełnionego zbrodnią, gwałtem i odcinaniem członków.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk