To było naprawdę niezwykłe widowisko, pełne klasy, reżyserskiego sznytu, filmowego nerwu, zrealizowane z wyczuciem smaku i przestrzeni.
„Nabucco” wystrzałowe widowisko z klasą w reżyserii Krystiana Lady, znanego wrocławskiej publiczności operowej z realizacji „I Capuleti e i Montecchi”, zgromadziło – tylko na niedzielnym spektaklu (a było ich łącznie trzy, licząc od piątku 25 maja) – ponad dwa tysiące widzów. Niezwykła przestrzeń placu Wolności, kolumnada Opery Wrocławskiej, jej dach i teren dawnego parkingu stało się miejscem ponadczasowej opowieści o obalaniu systemu i osobistych tragediach. Archetypy ludzkie i niezmienne dziejowo procesy polityczno- społeczne realizatorzy przedstawienia zgrabnie wpletli w biblijne wydarzenie z Nabuchodonozorem w roli dyktatora.
Olbrzymia głowa Nabucco z jednej strony i Abigaill- z drugiej, którą obracano, ostatecznie rozpadła się w finale. Partie chóralne i orkiestra brzmiały bardzo dobrze, jak na warunki plenerowe. Wybór miejsca akcji okazał się znakomity. Dom handlowy Renoma stał niewzruszony w tle, dachy pobliskich kościołów Bożego Ciała i Św. Doroty dodawały wykwintności całej realizacji, księżyc – niemy świadek historii przesuwał się wraz z upływem czasu, żuraw przelatujący nad dachem opery podczas zawiązywania akcji sprawiały wrażenie niepowtarzalności chwili. Delikatny, chłodny wietrzyk wiejący w plecy przypominał o zawieruchach historii. W jednym miejscu reżysera trochę poniosło, jak zauważyła nasza koleżanka z redakcji, obraz butów rozrzuconych po schodach zbyt jednoznacznie nawiązywał do obozowych, traumatycznych przeżyć więźniów z Oświęcimia.
Filmowość widowiska polegała na tym, że na scenie oprócz tancerzy, solistów i chórzystów byli także kamerzyści, dzięki którym widzieliśmy grymasy twarzy bohaterów, wchodziliśmy za kulisy i obserwowaliśmy to, co skrywały elementy dekoracji.
Krystian Lada z talentem pokazał ponadczasowość opery Verdiego. W „Nabucco” wprowadził na scenę olbrzymi odlew głowy, zaskakujący wybuch, tancerzy wjeżdżających busikiem- czerwoną Nyską, solistę na rowerze… Nie zaśmiecał przestrzeni niepotrzebnymi rekwizytami, wszystko było potrzebne, nawet pomarańcza, którą dzielił na cząstki Zachariasz znakomicie korespondowała z piłką, którą bawiły się dzieci na szarych schodach w pierwszej scenie.
Soliści (szczególnie Krum Galabov – Nabucco i Anna Lichorowicz- Abigaill) i chórzyści sprostali wymaganiom filmowej realizacji. Byli wyraziści i nie pozwolili na to, aby muzyka Verdiego przeszła na drugi plan.
Superwidowisko „Nabucco” w reżyserii Krystiana Lady otworzyło nowy, zacny rozdział w plenerowych realizacjach Opery Wrocławskiej. We wrześniu spektakl będzie można zobaczyć na scenie opery, już bez żurawi na niebie i księżyca – niemego świadka upadku systemu totalitarnego, ale na pewno ze wspaniale prowadzoną orkiestrą.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk