– Witam serdecznie w dniu dziesiątych urodzin Narodowego Forum Muzyki na koncercie inaugurującym sześćdziesiątą, jubileuszową edycję Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans im. Andrzeja Markowskiego- tymi słowami Olga Humeńczuk – dyrektorka NFM – rozpoczęła czwartkowy koncert pod tytułem „Pamięci wielkiego Człowieka” [pisownia oryginalna]. Muzyczny wieczór zakończył się wręczeniem srebrnego medalu „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Odznaczenie przyjął 60 letni maestro Giovanni Antonini- dyrygent, flecista, założyciel zespołu instrumentalistów wykonującego muzykę dawną, dyrektor artystyczny festiwalu Wratislavia Cantans w latach 2013- 2024. Wiadomość melomani przyjęli owacjami na stojąco. A co było pomiędzy, to już artyzm i mistyka w czystej postaci.
W programie wieczoru znalazły się utwory Mozarta i Beethovena. Było wzniośle i szlachetnie, patetycznie i melancholijnie, delikatnie i gwałtownie. Urzekająco zabrzmiała Msza C- dur „Koronacyjna” Mozarta. Maestro Giovanni Antonini giętkimi ruchami konika polnego kreował wybitne wykonanie utworu. Artyści z czułością reagowali na jego gesty. Powolny rytm procesji żałobnej splatał się tego wieczoru z emocjonalnymi wariacjami i uroczystymi wielogłosowymi zawołaniami „Kyrie eleison”.
„Raj utracony[?]” – to motto tegorocznej edycji festiwalu inspirowane poematem Johna Miltona. Organizatorzy dają nam czas na refleksję nad jego sensem przy dźwiękach oratoryjno- kantatowych kompozycji do 14 września. Wtedy to zakończy się 60. edycja Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans. Zatem śledźmy program i lećmy na skrzydłach do kas NFM-u po ostatnie bilety na festiwalowe koncerty.
Podczas koncertu „Pamięci wielkiego Człowieka” wystąpili:
Giovanni Antonini – dyrygent
Il Giardino Armonico
Anett Fritsch – sopran
Justyna Rapacz – mezzosopran
Dovlet Nurgeldiyev – tenor
Volodymyr Andrushchak – baryton
Chór NFM
Lionel Sow – kierownictwo artystyczne Chóru NFM
W programie wieczoru znalazły się następujące utwory:
Wolfgang Amadeus Mozart Uwertura do opery Idomeneusz, król Krety KV 366, Kyrie d-moll KV 341; Msza C-dur KV 317 „Koronacyjna”
***
Ludwig van Beethoven III Symfonia Es-dur op. 55 „Eroica”
Oprac. do
fot. organizatorów
Publicystyka:
60. Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans | znamy program
„Ogród rozkoszy ziemskich”- tryptyk niderlandzkiego malarza Hieronima Boscha, zwykle, od pierwszego wejrzenia rozbudza wyobraźnię oglądacza. Jedni widzą w nim przedstawienie grzechów głównych inni aluzje do herezji. „Ogród rozpaczy ziemskich” to debiut prozatorski gwiazdy hiszpańskich mediów, dziennikarki i pisarki. Czy korespondencja sztuk okaże się atutem książki?
Gra słów, zamiana jednego słowa w podobnie brzmiące, ale o przeciwnym znaczeniu może wywrócić świat do góry nogami. Jak nie umiesz chodzić na rękach to upadasz, czołgasz się, „taki pejzaż trzeba pełzać” (napiszę za Jonaszem Koftą). Jak autorka powieści „Ogród rozpaczy ziemskich” każe chodzić swoim bohaterom- na rękach czy na głowie? Czy dodaje im otuchy i siły, żeby wstali w poniedziałek z łóżka? Przeczytacie? Jeśli nie chcecie- nie musicie. I to jest piękne.
Jeśli jednak zdecydujecie się na lekturę to dotkniecie świata Marisy, głównej bohaterki, która mieszka w modnej dzielnicy Madrytu, ma kreatywną pracę w agencji reklamowej. W dzień odwiedza Muzeum Prado, wieczorami sączy wino na balkonie. Z sąsiadem Pablem spotyka się na niezobowiązujący seks. Z Eleną wspomina szalone czasy studiów.
Gdy znika jej koleżanka, leki uspokajające i filmy na YouTubie przestają działać. Zakupy w Carrefourze nie przynoszą ulgi. I już tylko wizja rzucenia się pod samochód brzmi jak obietnica wiecznych wakacji.
Tak debiutancką powieść Beatrizy Serrano zapowiada wydawnictwo Znak:
Ogród rozpaczy ziemskich to opowieść o pustce, która potrafi rozgościć się w samym środku „idealnego” życia. O tym, co ukryte za filtrami Instagrama i sztucznymi uśmiechami. I o tym, jak blisko jest od perfekcyjności do kompletnego zagubienia.
Czy tytułowa zabawa słów i nawiązanie do malarstwa Hieronima Boscha jest w stanie uratować historię przed banalnością i naiwnością? Przeczytajcie i osądźcie sami. Czyta się szybko. Są fragmenty humorystyczne. To takie życie pokolenia Y w pigułce. Łykasz i jesteś w innym świecie.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
We Wrocławskim Teatrze Współczesnym zalęgły się kafkowskie karakany. Tańczą na Dużej Scenie w pluszowych strojach, budzą przerażenie, śmiech i metaforyczne skojarzenia. Michał Kmiecik wziął na warsztat sceniczny opowiadanie Franza Kafki pt. „Przemiana”. Na jego podstawie stworzył przedstawienie o antynomiach – normatywności i jej braku, akceptacji i niemocy w jej osiągnięciu, miłości i nienawiści, o relacjach międzyludzkich, które budują i zabijają. W ascetycznej, nieprzebodźcowanej formie pomieścił wiele wątków i tematów tak samo aktualnych dziś, jak i sto lat temu, kiedy powstawał literacki pierwowzór „Przemiany”.
Akcja przedstawienia rozpoczyna się od przychodzenia pracowników do biura. Śledzimy charakterystyczne gesty bohaterów, ich sposób poruszania się, ubierania i zdejmowania okryć wierzchnich. Poznajemy postacie przez obserwację ich zachowania. Potem okazuje się, że jeden z pracowników nie pojawił się w pracy, wiec szef nakazuje sprawdzić, co jest powodem nieusprawiedliwionej absencji Gregora Samsa. Sprawę ma wyjaśnić jeden z – zagorzale zaangażowanych w uderzanie w klawiaturę komputera – pracowników firmy, który udaje się do domu nieobecnego.
Trzymające w napięciu pauzy, zawieszenia i repetycje budują napięcie i trzymają spektakl w kafkowskich ryzach. Scenograficzna biel i szarość, beż i brązy, pluszowe kostiumy robaków, zaskakujący finał, dystyngowane jedzenie jabłek na śniadanie, ciekawe połączenie wizualizacji z akcją w planie żywym i znakomite aktorstwo zespołu Wrocławskiego Teatru Współczesnego dają poczucie niebanalnie spędzonych ponad dwóch godzin w świecie „Przemian”.
Spektakl dla wielbicieli kafkowskiego uwikłania i niepewności może okazać się świetnym przypomnieniem metaforyki pisarza, zaś dla poszukiwaczy teatralnych wrażeń i emocji badawczym, twórczym zanurzeniem w groteskę i absurd. Na jedno i drugie możemy się śmiało decydować, bez obawy, że karakan przyprawi wieczór nudą.
Realizatorzy:
tłum. Juliusz Kydryński
scenariusz i reżyseria Michał Kmiecik
dramaturgia Ida Ślęzak
scenografia Szymon Szewczyk
kostiumy Natalia Burzyńska
muzyka i udźwiękowienie Wojciech Kucharczyk
video Agnieszka Piesiewicz, Filip Wierzbicki
kamery operatorskie na żywo Marek Hajduk
konsultacja choreograficzna Malwina Pietrzyk-Nowak
światło Janusz Kaźmierski, Jan Sławkowski, Daniel Piaskowski
dźwięk Maciej Rzońca, Piotr Postemski, Kacper Dubicki, Marika Kiełbiowska
asystentka reżysera Anna Kieca
asystent scenografa Bajka Mourier
inspicjentka Justyna Bartman-Jaskuła
Obsada:
Gregor Samsa Mariusz Bąkowski
Pan Samsa Rafał Cieluch
Pani sekretarka, Służąca 2 Zina Kerste
Pani Samsa Anna Kieca
Pracownik 1, Współlokator 1 Przemysław Kozłowski
Pan szef Miłosz Pietruski
Greta Samsa Dominika Probachta
Pan prokurent Tadeusz Ratuszniak
Pracownik 2, Współlokator 2 Tomasz Taranta
Służąca 1 Lina Wosik
oprac. do
fot. Filip Wierzbicki \ materiał WTW
Tradycyjnie już festiwal połączy czołówkę rodzimej sceny muzycznej z uznanymi nazwiskami z zagranicy, serwując mieszankę alternatywy, ambitnego popu, elektroniki, dubu, indie, R&B i reggae. Gigantyczna scena, potężne nagłośnienie i spektakularna oprawa multimedialna w zabytkowej Hali Stulecia gwarantują muzyczne wrażenia, których nie znajdziesz nigdzie indziej.
Przed nami One Love Wrocław Music Festival – bilety już w sprzedaży! 21. odsłona festiwalu odbędzie się 22 listopada we wrocławskiej Hali Stulecia.
Line-up tworzą:
- Milky Chance
- Zalewski
- Kortez
- The Dumplings Orkiestra
- Dawid Tyszkowski
- LOR
- Sofia Kourtesis
- Daria Ze Śląska
- Krzysztof Zalewski
- Dawid Tyszkowski
- Daria ze Śląska
- Lor
- The Dumplings
Już sam tytuł książki Łukasza Staniszewskiego zadziałał na mnie jak lep na muchy. Jego metaforyka i plastyczność długo nie pozwalała mi zajrzeć do jej wnętrza. Pławiłam się w zewnętrzności okładki czytając trzy słowa na okładce jak mantrę. Może powinnam dać sobie czas na wyciszenie wyobraźni? Za chwilę miała się ukazać premiera książki, więc rażona piorunem obowiązkowości i zobowiązań recenzenckich otworzyłam „Pieśni łaciatych krów” i posłuchałam ich śpiewu. Czy nie rozbolała mnie głowa i czy nie potrzebowałam kamertonu do dostrojenia się? Czy narracja, język opowieści ukołysały mnie czy rozbudziły? Za chwilę wracam z wrażeniami. Teraz czas na interlinię.

„Pieśni łaciatych krów” Łukasza Staniszewskiego, Wydawnictwo Znak Literanova.
„Pieśni łaciatych krów” Łukasza Staniszewskiego ukazały się 13 sierpnia nakładem wydawnictwa Znak Literanova. Były zapowiadane przez autora jako mityczno- współczesna warmińsko-magiczna powieść, w której czarny humor, ironia i erotyzm wtórują pieśni o końcu i początku świata. Brzmi poważnie, a ja się zastanawiam, czy usłyszę śpiewające krowy, czy zobaczę ich wielkie oczy, czy poczuję zapach trawy, na której się pasą, czy dotknę ich wymion, czy spróbuję ciepłego mleka, czy cielę rozczuli mnie do łez…?
Otwieram i co widzę? Tytułowe łaty mienią się wielością nieoczywistości. Najpierw rzucają mi się w oczy podszyte tajemnicą opisy typu: „Noc była ciemna, chmury pozbawione słonecznego światła wypełniały się czarnym atramentem, który ściekał na Warmię i rozlewał się po ziemi. W powietrzu unosiło się coś, co warmińskie nosy bezbłędnie rozpoznawały jako zapowiedź jesieni. Nie był to chłód, lecz jakaś przenikliwość, która za parę tygodni przemieni się w mróz.”
Próbuję sobie wyobrazić jak Bernard – bohater powieści – „pijanym wzrokiem pieści podwórze”.
Językowa warstwa „Pieśni łaciatych krów” Łukasza Staniszewskiego wciąga mnie do świata przedstawionego i nie daje o sobie zapomnieć. To dobry znak. Lektura okazuje się niezwykła przygodą czytelniczą. Kusi aurą realizmu magicznego, jest pełna cieni i szeptów, czułości i ironii. Jej moc nieoczywistości i tajemnicy nie przystaje do moich uproszczonych oczekiwaniach, które zapisałam w drugim akapicie.
„Pieśni łaciatych krów” Łukasza Staniszewskiego to duża dawka tajemniczości i wyjątkowości. Może pogrążyć w lekturowej otchłani na długie wieczory i noce.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Ewa Woydyłło, ceniona psycholożka i psychoterapeutka, autorka książek psychologicznych i poradników, od lat związana z Wydawnictwem Literackim, świętuje jubileusz. Jej nowa książka „Wszystkiego najlepszego! Jak dbać o własne szczęście” jest piętnastą wydaną przez krakowską oficynę.
Ewa Woydyłło jest specjalistką terapii uzależnienia i współuzależnienia, zajmuje się również pośrednictwem małżeńskim i rodzinnym oraz pomocą w rozwiązywaniu konfliktów w miejscu pracy. Za osiągnięcia w dziedzinie terapii i profilaktyki uzależnień otrzymała medal św. Jerzego i odznaczenie Ministra Sprawiedliwości.
Pisze też książki, w których uczy sztuki dobrego i mądrego życia. Dla Wydawnictwa Literackiego przygotowała m.in.: Sekrety kobiet, My rodzice dorosłych dzieci, W zgodzie ze sobą, Podnieś głowę, Rak duszy. O alkoholizmie, Buty szczęścia, Droga do siebie. O poczuciu wartości.
Wszystkiego najlepszego! Jak dbać o własne szczęście jest piętnastą, najintymniejszą książką Ewy Woydyłło w WL-u. Autorka, dzieląc się własnymi przeżyciami, opisuje w niej źródła, z których sama czerpie energię i poczucie szczęścia.
Wszystkiego najlepszego/ Radości, szczęścia moc/ Słoneczka wesołego/ Snów pięknych co noc!… – zanuciłam nieśmiało, gdy zobaczyłam okładkę książki terapeutki. Potem doczytałam tytuł: „Jak dbać o własne szczęście” i wesoła piosenka Danuty Rinn i Bogdana Czyżewskiego przeszła na drugi plan zainteresowań ustępując miejsca skupieniu na tekście poradnika. Jej pogodny refren powracał między rozdziałami. A było ich tyle- ile trzeba, żeby zainteresować, zmobilizować myśli do refleksji.
Szczęście samo nie przyjdzie. Ale możesz mu wyjść naprzeciw – pisze autorka. Dostrzeganie w sobie szczęścia to proces. Na początku tej drogi są negatywne emocje i równie przykre zachowania, takie jak: gniew, złość, wstyd, poczucie winy, krytykanctwo, czy narzekanie. To one blokują doświadczanie szczęścia. Na końcu drogi znajdujemy pozytywne mechanizmy, dzięki którym możemy spojrzeć na życie zupełnie inaczej. Akceptacja, wdzięczność, zaufanie, przebaczanie, radość i śmiech przynoszą satysfakcję życiową. Autorka „Wszystkiego najlepszego! Jak dbać o własne szczęście” Ewa Woydyłło pisze, jak ją osiągnąć bez konieczności wydawania milionów na wizyty prywatne u lekarzy wszelkich specjalności.
Poradnik czyta się dobrze, można go wziąć do torby czy plecaka wychodząc do pracy lub na spacer, można wrzucić do walizki wyjeżdżając na wakacje, a wszystko to bez ryzyka nadwyrężenia kręgosłupa. Książka jest poręczna i lekka, a sposób, w jaki autorka pisze o sprawach ważnych, błyskotliwy i nieprzeciążający głowy na urlopie.
Zatem do lektury, poszukiwacze szczęścia!
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego.
Teatr Pana O. zaprasza na pełną niespodzianek wędrówkę przez świat baśni Hansa Christiana Andersena. Przewodnikiem w tej niezwykłej podróży będzie sam wielki baśniopisarz. Pragnąc pocieszyć zagubione Brzydkie Kaczątko, zabierze dzieci i dorosłych na spotkanie z Dziewczynką z Zapałkami, Calineczką, niezłomną Gerdą i Księżniczką na ziarnku grochu. Widzowie poznają osobiście nie tylko najciekawsze postaci z baśniowego świata, ale także młodego Andersena i jego dzielną mamę.
Wartka i dowcipna akcja, barwne dekoracje, fluorescencyjne kostiumy, pokaz ekwilibrystyki laserowej zaprezentowany przez samego Andersena oraz zjawiskowe stado Łabędzi sprawią, że spektakl na zawsze pozostanie niezapomnianym wspomnieniem z dzieciństwa dla Najmłodszych i ciekawym widowiskiem dla ich Rodziców.
Do baśniowej krainy pełnej magii i radości stworzonej przez cudownego pisarza Hansa Christiana Andersena poprowadzi Was Zespół Teatru Pana O. – fabryki wspomnień z dzieciństwa w składzie: Ewa Cugier, Aneta Koprowska, Ola Słomian, Hubert Caban, Marcel Lelo, Artur Niedźwiedź. Spektakl dla dzieci przedszkolnych i wczesnoszkolnych.