Natalia Sikora z zespołem wystąpiła w Imparcie z repertuarem Ewy Demarczyk. Nieprzeciętna kreacja przedsięwzięcia „Czarne anioły” wbiła w fotele wielu słuchaczy.
Już pierwsze dźwięki koncertu uniosły wydarzenie na wyżyny jakości wykonawstwa i nieprzeciętności interpretacyjnej. Potem napięcie nie spadało. Wszystko byłoby zrozumiałe, gdybyśmy poszli na projekcję filmu Hitchcocka, ale siedzieliśmy w fotelach byłej filharmonii, obecnie siedzibie Impartu, i słuchaliśmy pierwszych taktów koncertu Natalii Sikory z piosenkami Ewy Demarczyk.
Demarczyk przepuszczona przez wrażliwość Sikory- jej emocjonalność i ekspresję – wbiła w fotel niejednego słuchacza. Sikora to Demarczyk naszych czasów, można było usłyszeć komentarze po koncercie.
Artystka potem, łzami, rozmazanym makijażem, żyłami, krzykiem, ochrypłym głosem, szeptem, grymasem twarzy stwarzała etiudy aktorskie z każdej piosenki Demarczyk. Dodawała do tego oryginalne choreograficzne układy.
W jej scenicznej kreacji była rozpacz, tęskna, depresyjne zawieszenie, kasandryczne spojrzenie, ekstatyczny gest i płomienny krzyk.
Nawiasem pisząc nikt chyba nie przypuszczał, że powielenie czy odtwórcze podejście do projektu „Czarne anioły” mogłoby być możliwe. Znając Natalię Sikorę i Hadriana Tabęckiego trudno było przypuszczać, że przedsięwzięcie będzie nieudane. To, co zrobili z utworami śpiewanymi przez Ewę Demarczyk zasługuje na najwyższe uznanie i pokłony podziękowania.
Natalii Sikorze na scenie towarzyszyli muzycy z zespołu Tango Attack, Grzegorz Bożewicz – bandoneon, Mario Jeka – klarnety, Piotr Malicki – gitary, oud, Hadrian Tabęcki – fortepian, cajon.
oprac. do
fot. jo i do