Nakładem wydawnictwa Czarna Owca 7 maja ukazała się książka pt. „What if? A co, gdyby? Naukowe odpowiedzi na absurdalne i hipotetyczne pytania. Wydanie jubileuszowe”. W zapowiedziach wypadała zachwycająco, w rzeczywistości – słabiej. Trudno odmówić jej estetycznej szaty graficznej, komiksowego sznytu i wiedzy naukowej. Trudno też odgadnąć kto mógłby zostać jej rzeczywistym odbiorcą, a nie tylko potencjalnym czytelnikiem.
Otóż, dziesięć lat po premierze kultowej książki „What If?” Randall Munroe – twórca komiksu xkcd i były inżynier NASA – powraca z odświeżoną i jeszcze bardziej zakręconą wersją swojego naukowego hitu. Jubileuszowe wydanie zawiera nowe ilustracje, dodatkowy rozdział oraz zaktualizowane odpowiedzi na pytania, które… tym razem zostały przemnożone przez dziesięć. Tak brzmią zapowiedzi wydawnicze. W rzeczywistości, w mojej opinii, książka jest propozycją dla szalonych naukowców, który porażeni prądem swoich błyskotliwych myśli, pędzą pobudzani neuronami, dopingowanymi chyba jakimś zaburzeniem poznawczym. ADHD myślowych wątków, które biegają po rozdziałach mogą spotkać się w tym sprincie z równie szalonymi czytelnikami i spowodować u nich olśnienia lekturowych rozkoszy.
Na wstępie książki czytamy ostrzeżenie, aby nie próbować robić tych rzeczy w domy. Autor „What if? A co, gdyby?” jest bowiem rysownikiem i twórcą komiksów, a nie specjalistą od bezpieczeństwa i higieny pracy. Wydawca i autor nie ponoszą odpowiedzialności za jakiekolwiek szkodliwe następstwa, będące wynikiem lektury tej książki.
Zatem…powodzenia. Przyjemnej lektury, która może przynieść trochę śmiechu, zdziwienia i naukowych faktów. Munroe bada m.in. co by się stało, gdyby Księżyc zniknął, jak przetrwać bunt robotów, albo co się stanie, gdy piłka baseballowa poleci z prędkością bliską światła.
„What if? A co, gdyby? Naukowe odpowiedzi na absurdalne i hipotetyczne pytania” Randalla Munroe to być może znakomita pozycja dla wszystkich fanów nauki, absurdu i dobrej zabawy intelektualnej. Wszystkich, którzy równie szybko myślą, mówią, piszą, rysują i czytają. Sprawdźcie sami, ale mnie do tego już nie wciągajcie, ja – czytam i myślę – wolniej.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarna Owca.
Poznańska Nagroda Literacka im. Adama Mickiewicza trafiła do Michała Witkowskiego za wybitne osiągnięcia w dziedzinie literatury. Gratulujemy laureatowi i przy okazji sięgamy po jego najnowszą powieść pt. „Zbrodniarz i dziewczyna”. Chodzimy z jej bohaterem po wrocławskich ulicach, zaułkach, mieszkaniach i kawiarniach. Narrator otwiera na nowo naszą percepcję, pobudza wyobraźnię szczegółami miasta, ludzi, osobowości… Miękko wchodzimy Rzeźniczą i Borowską w jego tok opowiadania. Potem brodzimy w zapachach mieszkań, kawiarń, perfum, odgłosach przedmieść i widokach codzienności nakrapianej ekskluzywnym detalem.
„Zbrodniarz i dziewczyna” Michała Witkowskiego to nietypowy kryminał. Jego autor nie ukrywa się za światem przedstawionym, wręcz przeciwnie malowniczo kreuje swój wizerunek. Robi to w taki sposób, że chce się za nim iść, chce się go słuchać i chce się oglądać świat jego oczami. Napięcia czytelnicze oczywiście ewoluują. Czasem amplituda emocji i zainteresowania spada, czasem się unosi, dzięki czemu lektura nie niesie z sobą tytanicznego obciążenia. Jest zabawna, interesująca, ironiczna, ale i mroczna, przerażająca, i odrażająca.
Michał, bohater „Zbrodniarza i dziewczyny”, nieszczęśliwie zakochany w Studenciku, wplątuje się w policyjne dochodzenie. Środowisko wrocławskich gejów ma pomóc w znalezieniu mordercy.
Wyspa Słodowa, Dubois, Drobnera, Łokietka, Oławska, Plac Dominikański i inne wrocławskie zakamarki stają się przestrzenią akcji wartkiej opowieści, która czasem domaga się odstawienia i zaczerpnięcia świeżego powietrza. Opisy martwych ciał mogą przyprawiać niektórych o mdłości.
Warto przypomnieć, że Michał Witkowski urodził się 17 stycznia 1975 roku we Wrocławiu i tutaj się wychowywał. To polski pisarz, felietonista, a także aktor niezawodowy. Jego burzliwe koleje losu obejmują ucieczkę z domu w wieku 14 lat, pracę w teatrze objazdowym w Genewie i przebywanie w różnych środowiskach. Powrót do kraju w 1993 roku zaowocował ukończeniem Liceum Ogólnokształcącego i podjęciem pierwszych prób literackich. Po zdaniu matury w 1995 roku Michał Witkowski rozpoczął studia na Uniwersytecie Wrocławskim, wybierając kierunek filologia polska, gdzie uzyskał magisterium, a następnie otrzymał tytuł doktorantka Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Ostatnio można było go minąć w korytarzu Centrum Kongresowego przy Hali Stulecia podczas przerwy w koncercie II etapu Konkursu Interpretacji Piosenki Aktorskiej (w ramach 45. edycji tego festiwalu PPA).
Szczątki biografii znalezione w przepastnych źródłach internetu tłumaczą zamiłowanie autora „Zbrodniarza i dziewczyny” do chwytania się wrocławskich wątków, wplatania w tok narracji literackich, filmowych i filozoficznych kontekstów. Ten sposób prowadzenia opowieści wydaje się niezwykle atrakcyjny i powabny szczególnie dla mieszkańca Wrocławia. Autoironia i groteskowy rys, którym Michał Witkowski ubarwia i rysuje styl kryminalnej historii stanowi dodatkowy walor powieści.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Słyszeliście o Dorze Maar (a właściwie Henerietcie Dorze Markovitch) fotografce, malarce, poetce, muzie francuskiej bohemy? Tak, to ona była kochanką i inspiracja Picassa. To on namalował wiele jej portretów. W większości tych obrazów Maar była przedstawiana jako torturowana, cierpiąca kobieta. Oficyna Znak wydała nieoczywistą biografię słynnej surrealistki.
Książkę „Szukając Dory Maar. Historia słynnej surrealistki, którą zniszczył Picasso” napisała Brigitte Benkemoun. Autorka zastosowała bardzo ciekawy zabieg literacki, dzięki któremu już od pierwszej strony skutecznie wciąga czytelnika do świata przemyślanego reportażu.
A mianowicie, francuska dziennikarka pisze, że kupiła w internecie kalendarzyk, w którego okładce znalazła notes, a w nim zapisane telefony takich postaci jak Breton, Brassaï, Cocteau, Éluard, Lacan i Chagall. Kto mógł znać tych wszystkich geniuszy? Oczywiście inny geniusz! Brigitte Benkemoun zaczyna prowadzić pełne pasji dziennikarskie śledztwo, które doprowadza do odkrycia historii właścicielki notesu.
Narracja powieści prowadzona jest klarownie i logicznie. Akcja trzymana jest w ryzach nazwisk wpisanych do notesu. Detektywistyczny zabieg autorki nie daje szans na znudzenie podczas czytelniczych odkryć.
Brigitte Benkemoun uwalnia Dorę od Pabla, który zamknął ją w obrazie „Kobiety płaczącej”. Czym przekonał ją słynny kochanek by porzuciła fotografię dla malarstwa? Dlaczego umarła w samotności jako dewotka? Kto odziedziczył obrazy Picassa, które latami chowała pod łóżkiem? Czy naprawdę przechowywała zdjęcie Hitlera? Na te i wiele innych pytań możemy znaleźć odpowiedzi podczas lektury. Autorka pokazuje artystkę nie taką, jaką namalował ją zazdrosny Picasso, ale taką, jaką widzieli ją współcześni. Zadziorną, utalentowaną i niezależną Dorę – zawsze w najmodniejszych sukniach od Balenciagi.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Koncert rozpoczęła przepiękna kompozycja Wild is the Wind z repertuaru legendarnej Niny Simone. Trzeba z uznaniem przyznać, że w wykonaniu Agi Zaryan zyskała ona nowy blask. Artystka wykonał także inne kompozycje ze swojego imponującego dorobku, między innymi z albumu „Rememberig Nina & Abbey. Niezwykle ciepły, aksamitny głos artystki znów z łatwością chwycił za serca słuchaczy.
Artystka ubarwiała swój występ licznymi wzruszającymi opowieściami nawiązującymi do wykonywanych utworów. Wspomniała o poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego będącej kroniką tragicznych czasów powstania warszawskiego, w których brał udział także jej dziadek.
Jedną z piosenek była też kompozycja Krzysztofa Komedy znana z filmu Prawo i Pięść. Ten legendarny już utwór ze sławami Agnieszki Osieckiej „Nim wstanie dzień” wykonywany był przez niezapomnianego Edmunda Fettinga. Aga Zaryan zaśpiewała go w zupełnie nowy, bardzo odbiegający od pierwowzoru sposób. Nadała mu tym samym interesujące, bardziej współczesne brzmienie.
Piękny, nastrojowy, pełen ciepła koncert Agi Zaryan i towarzyszących jej wyjątkowych muzyków publiczność nagrodziła gromkimi brawami.
Wystąpili:
- Aga Zaryan – śpiew
- Michał Tokaj – fortepian
- Sławek Kurkiewicz – kontrabas, basowe ukulele
- Robert Majewski – trąbka, flugelhorn
- Łukasz Żyta – perkusja.
Wrocław, 2025.04.25
Vertigo Jazz Club & Restaurant
Tekst i zdjęcia: Krystyna Kubacka-Góral
Aga Zaryan z „Love Songs” w Impart Centrum
Najpiękniejsze jazzowe standardy, polskie evergreeny oraz autorskie kompozycje dla walentynkowej publiczności w Impart Centrum przygotowała Aga Zaryan, jedna z najlepszych wokalistek jazzowych.
Artystka przyjechała do Wrocławia z „Love Songs” czyli z jej ulubionymi, ponadczasowymi piosenkami miłosnymi.
Koncert rozpoczęła przepiękna kompozycja z repertuaru Niny Simone. W wykonaniu Agi Zaryan zyskała ona nowy blask. Jedną z piosenek była kompozycja Krzysztofa Komedy znana z filmu Prawo i Pięść. Ten legendarny już utwór ze sławami Agnieszki Osieckiej „Nim wstanie dzień” wykonywany był przez niezapomnianego Edmunda Fettinga. Aga Zaryan zaśpiewała go w zupełnie nowy, bardzo odbiegający od pierwowzoru sposób. Nadała mu tym samym ciekawe, bardziej współczesne brzmienie.
Artystka ubarwiała swój występ licznymi wzruszającymi opowieściami nawiązującymi do wykonywanych utworów. Ciepło i miłosny nastrój walentynkowego wieczoru podkreśliło także kojące brzmienie ukulele, na którym do jednej z kompozycji zagrał znakomity kontrabasista, Sławomir Kurkiewicz.
Aga Zaryan przypomniała też piękną piosenkę autorstwa mistrzowskiego duetu: Władysław Szpilman i Kazimierz Winkler „To właśnie miłość”. Warto wspomnieć że słowa do wielu ponadczasowych przebojów takich jak, między innymi „O mnie się nie martw!”, za który Katarzyna Sobczyk, dostała pierwszą nagrodę na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, czy „Dozwolone do lat osiemnastu” Czerwonych Gitar: są również jego autorstwa.
Adze Zaryan, jednej z najlepszych wokalistek jazzowych towarzyszyli także wyjątkowi muzycy: przy fortepianie Michał Tokaj, na kontrabasie i basowym ukulele Sławek Kurkiewicz, na perkusji Łukasz Żyta, a na trąbce i flugelhornie Robert Majewski.
Piękny, nastrojowy, pełen ciepła wieczór z Agą Zaryan w Impart Centrum publiczność nagrodziła gromkimi brawami.
Wrocław, 2025.02.14
Impart, ul. Piłsudskiego 19
Tekst i zdjęcia: Krystyna Kubacka-Góral
Relacja archiwalna:
Już od pierwszych dźwięków było wiadomo, że koncert będzie niezwykły.
Zaledwie parę dni po premierze jedenastej już płyty Agi Zaryan wrocławianie mogli posłuchać tych muzycznych pocztówek z Nowego Jorku na żywo.
Inspiracją do powstania płyty stała się ponadczasowa poezja Sary Teasdale, amerykańskiej poetki żyjącej na przełomie XIX i XX wieku. Aga Zaryan wraz gitarzystami tchnęli w wiersze tej nieco zapomnianej poetki drugie życie.
Już od pierwszych dźwięków było wiadomo, że koncert będzie niezwykły. Tak jak niezwykła, piękna i liryczna jest poezja Sary Teasdale i magia w głosie Agi Zaryan.
Artystka wystąpiła w niecodziennym składzie, z dwoma znakomitymi gitarzystami, którzy skomponowali muzykę do tych przepięknych bardzo „muzycznych” wierszy. Jak powiedziała Aga Zaryan zafascynowana twórczością poetki, te wiersze są stworzone do śpiewania.
Szymon Mika oraz David Dorůžka, dwaj wirtuozi gitary świetnie uzupełniali się na scenie tworząc z Artystką naprawdę znakomite trio. Niespodzianką wieczoru było odczytanie jednego z wierszy Sary Teasdale.
To był niezwykły wieczór, poezja i muzyka subtelnie przenikały się i dopełniały. Aga Zaryan zaprosiła nas do pełnego nostalgii, swojego bardzo osobistego muzycznego świata. Świata, w którym można się zatracić i choć na chwilę odciąć od bieżących niełatwych spraw.
Wystąpili:
Aga Zaryan – wokal
Szymon Mika- gitara
David Dorůžka – gitara
Wrocław, 2022.10.26
Vertigo Jazz Klub & Restaurant
tekst i zdjęcia: Krystyna Kubacka-Góral
Tom „O freskach” E. H. Gombricha ukazał się w serii „Miniatury o Sztuce”, obejmującej ponadczasowe teksty, które ukształtowały współczesny dyskurs o sztuce, kulturze wizualnej i historii. Seria jest konsekwencją działalności wydawniczej Anny Świtajskiej, właścicielki wydawnictwa Smak Słowa, która od lat popularyzuje wiedzę o sztuce – zwłaszcza tworzonej przez kobiety.
Autorem poręcznego tomiku „O freskach” jest E. H. Gombrich (1909–2001), były profesor historii sztuki na Uniwersytecie Londyńskim, dyrektor Warburg Institute i autor fundamentalnych książek z zakresu teorii i historii sztuki, w tym światowego bestsellera „O sztuce”.
W zgrabnej książeczce z dużą ilością reprodukcji znajdziemy analizę malarstwa ściennego, począwszy od starożytnego Egiptu, przez średniowieczne i renesans, aż po XX wiek. „O freskach” to lektura minimalistyczna, do oglądania i czytania. Zmieści się w bagażu podręcznym i w plecaku lub torbie, którą weźmiemy do pracy, parku lub na dwudniowy wyjazd weekendowy.
Esej Gombricha zachęca do ponownego przemyślenia, czym był fresk dla widza minionych epok – i czym może być dzisiaj dla nas. Gombrich – z charakterystyczną dla siebie jasnością myśli i erudycją – analizuje relacje między formą a funkcją, środkiem a celem, iluzją a doktryną. Wychodząc od polemik Leonarda da Vinci z techniką fresku śledzi, jak zmieniające się konteksty społeczne, religijne i polityczne wpływały na funkcję obrazów w przestrzeni publicznej – a także jak sama forma fresku zaczynała przekształcać sposób myślenia o sztuce i jej zadaniach.
Oprac. Do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Smak Słowa.
Jak dobrze, że nie musimy żyć w nieskończoność, że ta udręka kiedyś się skończy z korzyścią dla nas i naszych bliskich- mówią jedni, inni szukają sposobów na wydłużenie swojej obecności na tym świecie. Niezależnie od tego, w której grupie się znajdziemy w książce laureata Nagrody Nobla – Venki Ramakrishnana- znajdziemy coś dla siebie.
„Dlaczego umieramy. Co nauka mówi nam o starzeniu się i dążeniu do nieśmiertelności” napisał biolog monekularny, amerykański biofizyk pochodzenia indyjskiego.
Już na początku popularnonaukowej publikacji naukowiec pisze tak. Żeby ludziom żyło się łatwiej ze świadomością śmiertelności, wszystkie kultury wykształciły wierzenia i sposoby radzenia sobie ze śmiercią odrzucając jej ostateczność. Badacz wyróżnia strategie dążenia do nieśmiertelności i ujmuje je w cztery kategorie. Pierwsza zakłada próbę życia jak najdłużej, druga – fizyczne odrodzenie po śmierci, trzecia- istnienie nieśmiertelnej duszy, czwarta oznacza trwanie dzięki spuściźnie (np. potomstwo, dzieła sztuki).
Naukowiec używa sugestywnych metafor. Na przykład – komórka cechuje się złożoną choreografią. Pobiera składniki odżywcze i wydala odchody, wymienia się towarami i usługami jak dobrze funkcjonujące milionowe miasto.
O starzeniu się pisze jako o stopniowym procesie pojawiania się defektów i ostatecznie ogólnosystemowej awarii, jaką jest śmierć.
O śmierci pisze filozoficznie, że następuje ona w każdej skali, od cząsteczek po narody, u bardzo odmiennych bytów można odnaleźć wspólne cechy wzrostu, starzenia się i schyłku.
Dalej czytamy o DNA, o białkach, mitochondriach, o nieprzejadaniu się. Jedząc mniej spalamy mniej kalorii, dzięki czemu nie powstaje tak wiele szkodliwych chemicznym produktów ubocznych.
Kolejne rozdziały wciągają czytelnika w dolegliwości i bólowe, które pojawiają się z upływem lat i pobudzający wyobraźnię naukowców mit o wampirystycznych upodobaniach.
Autor nie pomija tematów zawiązanych z komórkami macierzystymi, których liczba zmniejsza się z wiekiem. W rozdziale pt. „Świry czy prorocy” opisuje wysiłek badaczy, który podejmują w celu walki ze starością, m.in. zamrażanie głów i mózgów.
Okazuje się, że naukowcy z różnych dziedzin – biologii, fizyki, chemii, inżynierii genetycznej i sztucznej inteligencji – tworzą nowe, coraz bardziej wyrafinowane narzędzia do manipulowania genami i komórkami, które mają znaczący wpływ na proces starzenia się. Czy dzięki ich wysiłkom zdołamy w końcu przechytrzyć choroby i śmierć, i żyć zdecydowanie dłużej niż obecnie? A czy powinniśmy żyć dłużej lub – o zgrozo!- wiecznie?
W „Dlaczego umieramy” Ramakrishnan podrzuca czytelnikom dużo tematów pod rozwagę, dyskusję i inspirujące zamyślenie.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości PWN.
61. edycja Festiwalu Jazz nad Odrą, jednego z najstarszych i najbardziej rozpoznawalnych wydarzeń muzycznych w Polsce, rozpocznie się 23 kwietnia. Festiwal potrwa pięć dni. Bilety na niektóre wydarzenia są jeszcze dostępne w kasach Impartu. Koncerty będą się odbywać w Imparcie i w Vertigo.
Wrocław jest już gotowy na JnO. W programie znajdziemy aż 80 artystów, niezapomniane koncerty i tradycyjny konkurs dla młodych muzyków – Konkurs na Indywidualność Jazzową – zapowiadają organizatorzy festiwalu.
– To już 61. edycja tej wyjątkowej imprezy, która tworzy historię Wrocławia, jego kultury i sceny muzycznej. Wrocław i jazz to duet, który od zawsze dobrze brzmi – mówiła wiceprezydent Wrocławia, Renata Granowska podczas konferencji prasowej. – W tym roku na kulturę przeznaczymy prawie 240 milionów złotych. To jednak nie tylko inwestycja w kulturę, ale także w atmosferę naszego miasta – autentyczną, twórczą i inspirującą.
Konkurs na Indywidualność Jazzową im. Wojtka Siwka
Festiwal tradycyjnie otworzy konkurs na Indywidualność Jazzową im. Wojtka Siwka, skierowany do muzyków poniżej 30 roku życia. To najstarszy polski konkurs jazzowy, towarzyszący Jazzowi nad Odrą od pierwszej edycji. Od rana młodzi muzycy zawalczą o Grand Prix, a wieczorem poznamy zwycięzcę podczas gali. Laureat otrzyma nagrodę Grand Prix w wysokości 25 000 zł oraz charakterystyczną statuetkę rybo-trąbki.
– Konkurs jest nieodłączną częścią festiwalu od samego początku, ponieważ Jazz nad Odrą powstał najpierw jako przegląd zespołów studenckich. Zależy nam, żeby jurorami byli najwybitniejsi artyści, którzy swoim dorobkiem udowodnili wielką klasę – mówi Igor Pietraszewski, dyrektor artystyczny festiwalu.
Program 61. Jazzu nad Odrą
Pierwszego dnia, po gali, scenę przejmie Piotr Wojtasik Quintet z materiałem z najnowszego albumu „Inscape”, nagranego w legendarnym Van Gelder Studio w Nowym Jorku. Tak rozpocznie się pierwszy dzień święta jazzu we Wrocławiu.
Następnie dni przyniosą jeszcze więcej emocji – dzień później wystąpi laureat tegorocznego konkursu, a po nim norweskie Daniel Herskedal Trio i energetyczne James Carter Organ Trio. W kolejnych dniach na scenie pojawią się znani twórcy, m.in. Joe Lovano, Joe Sanders feat. Seamus Blake, Daniel Rotem Quartet z udziałem Darka Oleszkiewicza, ale także wirtuozi, którzy zasługują na jeszcze więcej rozgłosu – np. gitarzysta Lage Lund. Nie zabraknie też koncertu Makoto Ozone z Anną Marią Jopek oraz finału w wykonaniu Marquis Hill Composers Collective.
– Zasadą festiwalu jest najwyższa możliwa jakość artystyczna – temu podporządkowujemy wszystko. Staramy się pokazywać możliwie szerokie spektrum w obrębie gatunku, prezentując przedstawicieli różnych generacji – tłumaczy dyrektor artystyczny festiwalu. – Równorzędną sceną festiwalu jest scena w Vertigo. Nie każda muzyka smakuje tak samo z wysokości sceny filharmonicznej albo z klubu. To wspólne przeżycie, gdy stoimy metr od artysty, prawie możemy go dotknąć – to daje radość uczestnictwa w jazzie.
To jednak tylko część długiej listy wybitnych, jazzowych artystów, których zobaczymy na scenach Impart Centrum i Vertigo Jazz Club & Restaurant, do którego wieczorami przenosić się będą koncerty i klimatyczne jam session.
Oprac. mat. pras. do
Polskie wydanie książki „Po co nam inteligencja?”, której autorem jest Manuel Martín-Loeches, jeden z czołowych badaczy ludzkiego mózgu, zawdzięczamy tłumaczeniu Ewy Ratajczyk. Dzięki przekładowi nieanglojęzyczny czytelnik otrzymał najnowszy, kompleksowy podręcznik opisujący inteligencję. Książka, na półkach księgarń stacjonarnych i internetowych, pojawiła się z końcem marca dzięki staraniom oficyny Znak. W podtytule czytamy- Dlaczego mądrzy ludzie podejmują głupie decyzje? Jeśli odpowiedź na to pytanie nurtuje kogoś mocno – powinien sięgnąć po prowokującą lekturę, jeśli tylko trochę – to może w niej poczytać o wyzwaniach, przed którymi stoi ludzkość. Jedno i drugie jest do znalezienia i wyczytania w publikacji „Po co nam inteligencja?”.
Autor oddaje do rąk czytelnika książkę z nadzieją, że pozwoli ona nam lepiej zrozumieć człowieka. Już na wstępie- od profesora psychobiologii- otrzymujemy tezę, że inteligencja, wedle najnowszych badań, jest niewolnikiem w służbie naszych emocji.

„Po co nam inteligencja?” Manuel Martín-Loeches, Wydawnictwo Znak.
Potem wciągamy się w narrację przeplataną naukowymi terminami wyjaśnianymi w dość przystępny sposób. Czytamy o ośrodku Wernickiego (za uchem), o obszarach kory mózgowej, o znaczeniu zmysłów, o „bezbarwnych zielonych ideach śpiących wściekle”, o tym, że sprawne ręce często cechują artystów, i o tym, że człowiek jest bajarzem, żeby wieść lepsze życia.
O zdolnościach intelektualnych innych zwierząt Manuel Martín-Loeches pisze opisując m.in. rytuał jedzenia kamieni przez słonie, który wynika z ich apatytu na sól. Twierdzi także, że na podstawie zachowania słoni można wnioskować, że odczuwają one podobny do ludzkiego strach przed śmiercią.
Czytamy o inteligencji ptaków, orek, delfinów i ośmiornic. Okazuje się, że śpiew ptaków i mowa ludzka wykazują duże podobieństwa, a ośmiornica z powodzeniem odkręci słoik i ma własny temperament.
Zwięzłą definicję inteligencji formułuje psycholog Carl Bereiter- jest ona tym, czego używamy, gdy nie wiemy, co zrobić.
Autor zahacza też o temat inteligencji maszyn. O anatomii pamięci pisze, że jesteśmy tym, co pamiętamy. Mózg to aparat pamięciowy. Doświadczenie jest śladem pozostawionym w mózgu przez nasze przeżycia, informacje, które otrzymujemy, i podejmowane decyzje. Dalej dostajemy rozważania na temat tego, dlaczego popełniamy błędy skoro jesteśmy tacy bystrzy. Okazuje się, że nasz mózg nie jest zainteresowany prawdą, ale zwyciężaniem w kłótniach.
Manuel Martín-Loeches dowodzi, że jest szereg pewności i złudzeń pewności, którym ulegamy. Popełniamy błędy, bo taka jest natura pamięci. Powodują to czynniki zwane szumem i zakłóceniami. Źródłem szumu może być nastrój, stan emocjonalny, pora dnia, odczucie głodu, pogoda, czy pomieszczenie.
Profesor twierdzi, że odwrócenie uwagi od bólu zmniejsza jego intensywność, co można z powodzeniem wykorzystywać w leczeniu bólu przewlekłego.
Pisze o kłamstwie, które powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Ponoć, aby żyć kłamiemy minimum 2 razy dziennie. A lepiej myślimy, gdy towarzyszy nam stan pobudzenia lub lekki stres.
Rozległość tematyczna i przykłady opisywane przez badacza zalewają najnowszą publikację ilością podejmowanych wątków. Mogą być zaczynem do chęci penetracji wybranych tematów z jeszcze większą szczegółowością po zakończeniu, rzecz jasna, przygody lekturowej z książką „Po co nam inteligencja?”.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.