Resorakami można się świetnie bawić. Bywają one ulubioną zabawką i marzeniem kolekcjonera. Mogą także stać się źródłem dobrej muzyki. Resoraki to wrocławski zespół, który w czerwcu wydał nową płytę „Widoki”.
Ich ujawniony potencjał na tworzenie dobrych piosenek słychać w każdym z dziesięciu utworów wytłoczonych na krążku. Grupa pięciu kumpli bawi się nastrojami, barwami, brzmieniami i stylami. Zaskakuje nieprzewidywalnością. Zagęszczone dźwięki brzmień gitar, klawiszy i bębnów rozprasza w delikatnej tkance nastrojowych solówek.

„Widoki” Resoraki, płyta CD
Ich autorskie piosenki, to utwory najczęściej około 4 minutowe, skondensowane w treści i formie. „Czy deszcz wystarczy, żeby z ludzi spłukać całe zło?”, „dobry masz plan dopóki nie dostaniesz w mordę”, „miłość zwycięży wszystko”… to niektóre frazy, które zgrabnie lokują się między dźwiękami.
Grupę Resoraki tworzą:
Ireneusz Mierzejewski – gitara elektryczna, Jędrzej Nawara – voc i klawisze, Piotr Romanowski – bębny, Iwar Romanek – mandolina i gitara akustyczna, Tomasz Sikorski – gitara basowa.
Jak sami przyznają, poszukują indywidualnego stylu muzycznego, tworząc autorskie piosenki mające ambicje być czymś więcej niż prostymi melodyjkami do gwizdania w windzie. I to im się udaje. Resorakowe poszukiwania są bardzo przyjemne dla słuchacza. Posłuchajcie, bo warto.
FACEBOOK: www.facebook.com/resorakiwroclaw
oprac. i foto: Dorota Olearczyk
W Muzeum Etnograficznym od 18 lipca do 30 października dostępna będzie niezwykła wystawa. To kolekcja miłości, utworzona z potrzeby serca, ciepła i emocjonalna – zapowiada dyrektor Muzeum Narodowego Piotr Oszczanowski.
„Kolekcja osobista. Sztuka nieprofesjonalna z prywatnych zbiorów Anny i Pawła Banasiów” zawiera 128 artefaktów, są to głównie rzeźby. Kolekcja prezentowana była dotąd na wystawach we Włoszech (Terni, Rzym), w Niemczech (Bensheim), a w Polsce – w Kłodzku, Jaworze i Sobótce. Teraz po raz pierwszy można ją zobaczyć we Wrocławiu.
Anna i Paweł Banasiowie określają swoje prywatne zbiory sztuki nieprofesjonalnej mianem „kolekcji drogi”, bo o jej kształcie decydowało otwarcie się na niespodziewane i często przypadkowe spotkania w trakcie odbywanych wspólnie podróży – zdradza kuratorka wystawy – Marta Derejczyk.
Główna część zbioru pochodzi z przełomu lat 80. i 90. XX wieku, kiedy przy okazji wakacyjnych wyjazdów kolekcjonerzy odwiedzali rzeźbiarzy tworzących w stylu sztuki ludowej. Udało im się wówczas zgromadzić prace przedstawicieli głównych powojennych wiejskich ośrodków rzeźbiarskich w Polsce – łęczyckiego, sierpeckiego, łukowskiego, paszyńskiego, kutnowskiego, a także rzeźby autorstwa twórców osobnych, indywidualnych, takich jak Roman Śledź, Antoni Baran czy Jan Janiak.
Większość rzeźb w kolekcji porusza tematy sakralne – od wątków biblijnych, wzorowanych zwykle na ikonografii kościelnej, po ludowe przedstawienia szopek, aniołów, wizerunków świętych, Chrystusa frasobliwego i lokalnych przedstawień maryjnych.
W kolekcji znajdują się ponadto gliniane maski autorstwa Stanisława Zagajewskiego, ptaki wyrzeźbione przez Władysława Sałdykę oraz prace innych autorów, prezentujące codzienne życie dawnych mieszkańców wsi.
Narracja ekspozycji jest poprowadzona wokół kilku bohaterów – artystów i opowiadających o nich kolekcjonerów.
Ekspozycja doskonale nadaje się do osobistej kontemplacji.
oprac. i foto: Dorota Olearczyk
Najcenniejsza ekspozycja Muzeum Narodowego we Wrocławiu – wystawa sztuki średniowiecznej – wzbogaciła się o kolejne bezcenne zabytki. Stało się to dzięki współpracy z Muzeum Archidiecezjalnym we Wrocławiu, Muzeum Narodowym w Warszawie oraz Muzeum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.
„Nieczęsto zdarza się okazja, aby właśnie ten – jakże wyjątkowy – fragment naszej kolekcji udało się rozbudować” – mówi Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu. „Dzięki życzliwości i otwartości dyrekcji Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Archidiecezjalnego we Wrocławiu i Muzeum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego nasza prezentacja została w jakże istotny sposób wzbogacona. Udało się nam nie tylko scalić dwa – znajdujące się częściowo u nas, a częściowo w obcych kolekcjach muzealnych – bezcenne dzieła śląskiej sztuki średniowiecznej: pentaptyk Pięciu Boleści Marii oraz nastawę ołtarzową z Pietą (obecnie zaginiona) z kościoła św. Elżbiety we Wrocławiu, ale także dopełnić naszą wystawę niezwykłej urody figurą św. Katarzyny autorstwa Jacoba Beinharta. To muzea muszą robić wszystko, aby zachowując bogactwo spuścizny artystycznej wieków minionych, scalać rozproszone dzieła sztuki i prezentować je w ich najbliższej do intencji i talentu fundatorów oraz artystów postaci. Taki cel przyświecał właśnie nam, a wielka życzliwość wspomnianych powyżej muzeów na to pozwoliła”.
Scalone zabytki można będzie oglądać na wystawie „Sztuka śląska XIV–XVI w.” od wtorku 7 lipca 2020.
oprac. i foto: Dorota Olearczyk
„Szumią jodły na gór szczycie” z „Halki”, czy „”Zażyj tabaki” ze „Strasznego dworu” to frazy muzyczne, które panowie chętnie podśpiewują nie tylko pod prysznicem. Nie byłoby tak rozwiniętej twórczości męskiej w łazienkach, gdyby nie Stanisław Moniuszko. Partie solowe Jontka, czy arię Skołuby znają nie tylko melomanii. Czy równie przyjemnie czyta się o Moniuszce? Warto to sprawdzić sięgając po opowieść biograficzną Magdaleny Dziadek wydaną właśnie przez PWM.

„Podróż przez dźwięki. Śladami Stanisława Moniuszki” Magdalena Dziadek, Wydawnictwo PWM
Autorka „Podróży przez dźwięki. Śladami Stanisława Moniuszki” barwnie prezentuje życie i twórczość Stanisława Moniuszki. Zatrzymuje się głównie w miejscach, gdzie dociera muzyczna sława polskiego kompozytora. Opisuje podróże ojca „polskiej opery narodowej” m.in. do Wilna, Petersburga, Berlina, Paryża, Lwowa. Dowiadujemy się jak przyjmowana jest „Halka” w Pradze. Jesteśmy świadkami wydawania kolejnych części „Śpiewnika domowego” i godnego przyjęcia kantaty „Widma” z tekstem z drugiej części „Dziadów” Adama Mickiewicza.
Profesor Magdalena Dziadek autorka monografii o Stanisławie Moniuszce roztacza rodzinnie ciepły obraz kompozytora, człowieka trochę otyłego, z lekkim zezem, pobożnego, surowego dla synów, pobłażliwego dla najmłodszej córeczki.

„Podróż przez dźwięki. Śladami Stanisława Moniuszki” Magdalena Dziadek, Wydawnictwo PWM
Cytaty z listów, ryciny, fotografie, afisze zdobią publikację i dopełniają ją plastyczną treścią.
200 rocznicą urodzin Moniuszki obchodziliśmy rok temu. Książka „Podróż przez dźwięki. Śladami Stanisława Moniuszki” Magdaleny Dziadek może być dobrym jej zwieńczeniem.
oprac. i foto: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa PWM.
„Jak przestać się bać. Dla introwertyków, nieśmiałych i tych, którzy odczuwają lęki społeczne” to poradnik napisany przez dr Ellen Hendriksen, psycholożkę kliniczną, która na co dzień pomaga ludziom wyzwolić się z lęku społecznego, korzystając z najnowszej wiedzy i swojego doświadczenia. Już na wstępie autorka definiuje pojęcie, przez co czytelnik wie, czego się spodziewać w trakcie lektury.
Lęk społeczny to strach przed podleganiem obserwacji, ocenie i negatywnemu osądowi w sytuacjach towarzyskich lub publicznych, który odbiera ci możliwość robienia tego, co być chciał lub powinieneś zrobić. Przypada mu wątpliwy zaszczyt zajmowania trzeciego miejsca na liście najczęstszych zaburzeń psychicznych zaraz po zawodnikach wagi ciężkiej: depresji i alkoholizmie – pisze Ellen Hendriksen.
W toku zajmującej narracji pozbawionej naukowych deliberacji dzieli się z nami pozytywną konkluzją: „Lepiej mieć drzewo, które rośnie jak szalone i wymaga przycięcia, niż takie, które marnieje i wysycha, lepiej wykazywać „nadmierne uwrażliwienie” na obecność ludzi wokół siebie, niż mieć pod tym względem braki”. Lęk społeczny jest jak jabłonka trzeba go przycinać- pisze dalej.
Zachęca do rzucania wyzwań swoim nawykom wynikającym z lęku społecznego, możemy się wtedy wyrwać z niewoli zużytych szlaków neuronowych.

„Jak przestać się bać” Ellen Hendriksen, Wydawnictwo Feeria
W trzynastu rozdziałach pisze o narzędziach, które mogą zapoczątkować trening społeczny, gotowy zmienić nie tylko nasz mózg, lecz również życie. Autorka daje nam możliwość na zyskanie swobody i pewności siebie.
Mamy dużo większą szansę zrealizować swoje cele w środowisku wspierającym niż karcącym- pisze psycholożka. „Wystartuj, a pewność siebie cię dogoni” – konkluduje Hendriksen.
Bez względu na skalę struktura daje nam poczucie celu, ukierunkowania, uwalnia nas od niepewności, daje jasny ogląd sytuacji i orientację np. ustalasz, że podczas spotkania odezwiesz się do trzech osób, wyznaczasz sobie zadanie do wykonania, czyli strukturę i wszytko staje się trochę prostsze.
Co ważne, podpowiada badaczka, „Twoja rola ma być wybrana i kształtowana tylko przez ciebie”.
Pomocne w walce z lękiem społecznym okazuje się przyjęcie postawy mocy. W rzeczywistości nie udajemy poczucia siły, tylko przyjmujemy postawę ciała kogoś, kto jest silny. To tak jak ze śpiewaniem, nie śpiewam dlatego, że jest mi wesoło, jest mi wesoło dlatego, ze śpiewam („Wstań” Amy Cuddy, s. 192)
Ważne, żeby znaleźć powód, żeby działanie nie służyło tylko nam samym. Użyjmy mocy w służbie dobra (np. na rzecz kogoś kogo kochamy) – proponuje autorka.
„Za każdym razem natężenie i czas lęku będzie spadać”. Im więcej razy zmierzysz się z trudną dla ciebie sytuacją społeczną tym łatwiej „twoja góra strachu będzie rozsypywać się na kopce kreta. A twoja pewność siebie wypiętrzy się jak góra”- podpowiada psycholożka.
Dalej czytamy m.in. o micie pewności siebie. „Nie jest tak, że nabywa się jej w jakiejś próżni, a potem wyrusza się na podbój świata. Zamiast tego człowiek uczy się bycia pewnym, wykazywania się odwagą, pokonywania lęku i prowadzenia autentycznego życia przez podejmowanie wyzwań.”
„To jak myślimy, że wyglądamy, dzieli przepaść od tego, jak faktycznie wyglądamy. Wyobrażenia, które roimy sobie w głowie- w swoim gabinecie krzywych zwierciadeł- są wypaczone”.
W posłowiu znajdujemy podsumowanie wieloletnich badań: „stajemy się szczęśliwsi i zdrowsi dzięki dobrym relacjom międzyludzkim”.
Walorem poradnika, oprócz szeregu konkretnych działań do wypróbowania i wytrenowania, jest jego narracja. Czyta się go z zainteresowaniem i dużym poczuciem sensowności proponowanych porad. Polecam nie tylko introwertykom.
tekst i foto: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Feeria.
Najnowsze badania tzw. „amerykańskich naukowców” dowodzą, że jednymi z najniebezpieczniejszych powikłań czasu społecznej izolacji są: tik, tok i zespół skrolera. Czy eksperymentalna, choć dość ostra, terapia tabletami poradzi sobie z zagrożeniem współczesnej postpandemicznej cywilizacji? Dr Hałs i Siostra Hołm sprawdzą to na Wikipedii i Facebooku.
Żadna z osób nie ucierpiała podczas kręcenia tego odcinka, wszelkie podobieństwo do zdarzeń i osób jest (nie)przypadkowe.
„Przychodnia na Dębowej” to rozpisany na 12 epizodów teatralny serial komediowy on-line zrealizowany na potrzeby obecności Wrocławskiego Teatru Pantomimy w internecie. Przychodnię prowadzi Dr Hałs i Siostra Hołm udzielający konsultacji medycznych swoim pacjentom poprzez łączność internetową. Obostrzenia higieniczne i brak odpowiednich certyfikatów medycznych pozwalają Dr. Hałsowi i Siostrze Hołm unikać odpowiedzi na trudne pytania, a zarazem pozwalają subiektywnie i sarkastyczne opisywać przebieg choroby i leczenia oraz udzielać porad internetowych pacjentom, w których wcielą się aktorzy mimowie wrocławskiej pantomimy, doznającym psychosomatycznych zaburzeń w czasie przymusowej izolacji. Wyjątkowość zamysłu oparta jest na założeniu, że w każdym kolejnym odcinku serialu prezentowane będą poszczególne elementy techniki mimicznej, co służy upowszechnianiu sztuki pantomimy i tworzeniu platformy spotkania z nową widownią po okresie zawieszenia naturalnej działalności teatru.
Wszystkie odcinki są dostępne na stronie teatru www.pantomima.wroc.pl oraz na stronach społecznościowych teatru: Facebook, Instagram, YouTube. Dostęp do nich jest powszechny, bezpłatny i nieograniczony w czasie.
Dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach Programu Kultura w sieci.
Józef Tischner zmarł w krakowskim szpitalu 28 czerwca 2000 roku. Czuwali przy nim brat Marian z żoną. Miał w ręku różaniec, a przy łóżku stał obrazek Jezusa Miłosiernego. Właśnie minęła 20 rocznica śmierci twórcy „Historii filozofii po góralsku”. Pokaźny tom jest zbiorem rzetelnie zestawionych wspomnień, zajmującym opisem autentycznej postaci, bardzo ciekawie napisaną książką o nieprzeciętnym księdzu, pasjonującym reportażem o człowieku, który przywraca ludziom nadzieję.
Autor biografii zajmująco pisze o kochliwości i uporze przyszłego księdza, jego konsekwencji w wędrówkach górskich po Tatrach, o zainteresowaniu filozofią. Dzięki książce poznajemy czasy pierwszych pocałunków Józka przez dziurę w papierze. Płynnie przechodzimy do czasów przedmaturalnych Józefa Tischnera i śmierci wychowawcy księdza Pilichowskiego, która staje się impulsem do postanowienia wstąpienia na drogę kapłaństwa. Towarzyszymy bohaterowi, kiedy poczucie humoru ratuje go z opresji w seminarium, a potem na lekcji religii.
Jako młody, dowcipny wikary na lekcji w szkole średniej, kiedy jedna z uczennic zapytała go wprost: „Czy dziewczyna może się zakochać w księdzu?”. „Może, ale po co?”- miał odpowiedzieć Tischner.
Między zdarzeniami z życia codziennego mamy tu też reminiscencje i refleksje ze spotkań z wybitnymi ludźmi, np. wspomnienie wykładu, który Karol Wojtyła powiedział z pamięci, od siebie, a nie z kartki. Mówił wtedy o św. Franciszku i o ubóstwie, w którym jest wolność.
Sam Tischner, na początku, celowo, mówił pięknie na kazaniach, ale mało zrozumiale. Potem, chyba jako pierwszy kaznodzieja zszedł z mikrofonem między dzieci. A na pewno był pierwszym, który pozwolił kłaść przed ołtarzem swoje zabawki. Zachęcał nieśmiałych: „nie bój się mówić do mikrofonu, bo on połyka tylko słowa, a nie człowieka”.
Dla wielu ludzi Tischner stał się symbolem chrześcijaństwa pogodnego, dialogicznego, nie obrażającego się na tych, którzy je krytykują czy nawet atakują.
Latem 1997 roku Tischner ciągle miał chrypkę. Potem diagnoza – rak krtani, operacja i jedzenie przez rurkę w nosie…
Biografię z całą masą społecznych kontekstów zakorzenionych w czasach, które pamiętają księdza, czyta się jak najlepszą prozę, która wzrusza, bawi i pobudza do refleksji.
„Tischner. Biografia” to nowa książka. Choć można też powiedzieć – zmieniona i znacznie poszerzona wersja książki „Tischner” opublikowanej w 2001 roku. Dodałem wiele wątków, bo przez ostatnich dwadzieścia lat zebrałem mnóstwo nowych informacji, dotarłem do kolejnych dokumentów, wysłuchałem nowych opowieści”- zdradza Wojciech Bonowicz.
tekst: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Artyści Teatru Muzycznego Capitol wrócili na scenę, żeby zakończyć sezon po trzech miesiącach kwarantanny. Ogrom wzruszeń i wymiana energii na linii aktor- widz była piorunująca. Burzowa pogoda, która panowała w niedzielę, 21 czerwca 2020 roku, nie wpływała na capitolowe, kapitalne wyładowania. Tęskniliśmy wszyscy i to zamiłowanie do teatru wychodziło z nas każdym porem, przebijało nam maski na twarzach, unosiło z foteli, powodowało gromkie brawa przed, w trakcie i po koncercie.
Oczarowani słuchaliśmy piosenek ze spektakli granych w Capitolu w tym sezonie i latach ubiegłych. Zabrzmiała m.in. „Śmierć Milady” z „Trzech Muszkieterów”, „Gribojedow” z „Mistrza i Małgorzaty”, „Taka uroda” z „Idioty” (najchętniej w czasie kwarantanny oglądany online spektakl z archiwów Capitolu), „Aleja gwiazd” z „Wyzwolenia. Królowe”, „Luzie z jednorożcem” z „Blaszanego bębenka”, „Mambo Italiano” z „Rat Packa”, „Ja Cię lovciam” z „Gracjana Pana”, „Życie to sztuka akrobacji”, „Osiem błogosławieństw”, „Dług wdzięczności”, „Wybacz, że nie podlałam kwiatów” z „Mocka. Czarnej burleski”.
Były też muzyczne wspomnienia czasu izolacji: na scenie zaprezentowano na żywo internetowe przeboje, nagrywane w domach, czyli #hot16challenge, domowe covery, a na finał „Bądź obok mnie”, czyli piosenka, którą zespół Capitolu nagrał dla szpitala na Koszarowej.
W koncercie „#Wracamy” wystąpili – jak podają źródła programowe – (nie zdołałam zliczyć sama, pochłonięta magiczną atmosferą, która panowała w teatrze): Justyna Antoniak, Artur Caturian, Rafał Derkacz (gościnnie), Marta Dzwonkowska, Małgorzata Fijałkowska, Konrad Imiela, Paulina Jeżewska (gościnnie), Bogna Joostberens, Alicja Kalinowska, Adrian Kąca, Elżbieta Kłosińska, Tomasz Leszczyński, Maciej Maciejewski (gościnnie), Agnieszka Oryńska-Lesicka, Bartosz Picher, Albert Pyśk, Elżbieta Romanowska (gościnnie), Helena Sujecka, Krzysztof Suszek, Justyna Szafran, Magdalena Szczerbowska, Ewa Szlempo-Kruszyńska, Michał Szymański, Emose Uhunmwangho, Klaudia Waszak, Mikołaj Woubishet, Justyna Woźniak, Łukasz Wójcik, Michał Zborowski oraz tancerze: Mateusz Brenner, Bożena Bukowska, Dominika Józefowiak, Mateusz Kieraś, Monika Kolbusz, Piotr Małecki, Aneta Mazur, Jan Nykiel, Barbara Olech, Jacek Skoczeń. Choreografię przygotował Jacek Gębura, zespół muzyczny poprowadził Adam Skrzypek, widowisko wyreżyserował i zapowiadał Konrad Imiela.
Występ każdego artysty był przyjmowany gromkimi brawami. Jakby wyczekiwany kilka miesięcy, wchłaniany szeroko otwartymi oczami i myślę, że niejeden widz miał rozdziawione po dziecięcemu usta skryte pod regulaminową maską.
Od dyrektora Capitolu dowiedzieliśmy się, mimochodem, o ciekawym pomyśle edukacyjnym. Teatr Muzyczny Capitol zbiera pieniądze na stworzenie serialu o teatrze na polskiej platformie crowdfundingowej Odpalprojekt.pl.
O projekcie czytamy: „Aktorzy Capitolu poprowadzą widzów za kulisy, do garderób i charakteryzatorni, realizatorzy światła i dźwięku pokażą nowoczesną technologię w akcji. Widzowie podpatrzą, jak Wojciech Kościelniak prowadzi próbę na scenie, poznają też sekrety jednej z najpiękniejszych sal teatralnych w stylu art deco.
Projekt ma rekomendację Wrocławskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli. Wszystkie odcinki będą opatrzone audiodeskrypcją autorstwa fachowców z Fundacji Katarynka. Serial będzie dostępny w sieci bez ograniczeń”.
Zachęcamy do wspierania akcji. Szczegóły przedsięwzięcia dostępne są na stronie Teatru Muzycznego Capitol.
tekst: Dorota Olearczyk
Fot. BTW Photographers / Teatr Muzyczny Capitol