Wrocławski Teatr Współczesny rozpoczął nowy sezon artystyczny premierą sztuki Pawła Kamzy stworzonej z inspiracji powieścią Erica Faye’a. Minimalistyczny spektakl o samotności, wyobcowaniu i bezdomności osadził w japońskiej codzienności dwójkę bohaterów. Jednak niech nikogo nie zwiedzie azjatycka, obca europejskiej, kultura rzeczywistości, okazuje się bowiem, że samotność jest uniwersalna i tak samo odczuwalna pod każdą szarością geograficzną.
Twórcy spektaklu fundują widzowi początek jak z Hitchcocka – stereofoniczna, selektywna muzyka, kolorowe, komiksowe obrazki… potem – wyciszenie wielości bodźców na rzecz łagodnego nimi zarządzania.
Poznajemy mężczyznę, który rytualnie spędza dzień, chodzi tymi samymi ścieżkami i w taki sam sposób, mierzy poziom soku w butelce, pięćdziesiąte urodziny obchodzi na platformie społecznościowej wymieniając krótkie, rwane zdania z awatarem lisa, dziadka, koperty… Z zewnątrz przychodzi list od siostry bohatera. Informacja – w tym roku nie przyjedzie.
Zapisy dialogów otrzymujemy w formie dużych komiksowych dymków wyświetlanych po lewej i prawej stronie sceny. Emotikony atakują bohatera, żeby po chwili uspokoić zewnętrzne napięcia, płynąć podskórnymi emocjami, zagnieździć się w szepcie, mówieniu do siebie, lodówki, a nawet szyjki butelki. W trakcie dokonywania pomiaru soku z witaminami A E i C przelewającym się w jej wnętrzu słyszymy ciche „nie zaciskaj”.
Tajemnicze ubywanie napoju staje się przyczyną do zainstalowania monitoringu w małym pokoiku bohatera składającego się z kubików.
Ona. Mieszka w jego szafie, o czym on dowiaduje się w finale. Ona jest… , nie… wszystkiego nie zdradzę, bohaterka sama opowiada dlaczego znalazła się w szafie i jaki to miało związek z rewolucją, przemianami gospodarczymi, politycznymi, systemowymi…
Twórcy „Nagasaki” pokazują interesującą wizję rzeczywistości ludzi samotnych, osamotnionych i opuszczonych, którzy opowiadają o swoim byciu „sam na sam ze sobą”. W spektaklu, jak przystało na azjatyckie standardy, w wyważony sposób emocje dawkują Zina Kerste i Tadeusz Ratuszniak, czyli Nielegalna i Meteorolog.
Przygotujmy się na pewien rodzaj minimalistycznej poetyki i powtarzalnych gestów.
Scenografia Izy Kolki – kubiki, które tworzą klatkę ludzkiego bytu sprzyja pokazywaniu sierocego życia bohaterów zamkniętych w sześcianach pokoju, lodówki, szafy, szuflady, pudełka…
Pierwsza premiera sezonu we Wrocławskim Teatrze Współczesnym odbyła się w reżimie sanitarnym. Maseczki i przyłbice na twarzach widzów doskonale korespondowały z tym, co działo się na scenie.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
„Z miłości do kina” – pod tym hasłem Dolnośląskie Centrum Filmowe jako najstarsze kino we Wrocławiu, mające swoje korzenie jeszcze w przedwojennym Breslau, obchodzi wyjątkowy jubileusz. Dokładnie 3 września minęło 110 lat od otwarcia kina Palast-Theater w miejscu, gdzie później stało kino Warszawa, a dziś jest DCF.
Z tej okazji w Sali Warszawa zabrzmiały hity muzyki filmowej. Zanim sceną zawładnęli artyści Teatru Muzycznego Capitol, dyrektor DCF – Jarosław Perduta- przypomniał historię miejsca i podziękował Jackowi Szymańskiemu za tworzenie historii tego miejsca i za wybitny wkład w budowanie marki Dyskusyjnych Klubów Filmowych.
Marek Kocot zgrabnie i błyskotliwie prowadził koncert. Nie szczędził anegdot, historii związanych z aktorami występującymi w filmach, z których wybrano piosenki do koncertu. Zapowiadał artystów i efektownie wplatał ich występy w historię kina.
Koncert miał być jak pudełko czekoladek, pełen niespodzianek- zapowiadał prowadzący.
Rozpoczął się piosenką z filmu o przygodach agenta królowej brytyjskiej Jamesa Bonda. „Goldeneye” zaśpiewała Katarzyna Emose Uhunmwangho. Maciej Maciejewski wcielił się w Roya Orbisona z „Oh, Pretty Woman”. Utwór z „Blue Velvet”, filmu Davida Lyncha, w oryginale śpiewany przez Isabelle Rossellini, zaprezentowała Justyna Szafran. Przebój z „Deszczowej piosenki” zaśpiewał Tomasz Leszczyński.
Potem były jeszcze hity m.in. z „Jokera”, „Nakarmić kruki”, „Evity”, „Django”. Artyści przypomnieli „She’s like the wind” z „Dirty dansing”, „The Shoop Shoop Song (It’s in His Kiss)” z „Syren”, „Kiss from a rose” z „Batmana”.
Artystom Teatru Muzycznego Capitol towarzyszyli muzycznie Rafał Karasiewicz na fortepianie i Jakub Olejnik na kontrabasie. Tomasz Leszczyński, w zależności od potrzeby, stawał się też gitarzystą i perkusistą.
Było zgrabnie, smacznie, bombonierkowo, oryginalnie – zgodnie z zapowiedzią konferansjera.
tekst i foto: DJ Olearczyk
Rozpoczynający się nowy sezon artystyczny we Wrocławskim Teatrze Pantomimy otworzyło przedstawienie „Los Mimos”. Premierowa odsłona spektaklu odbyła się 4 września w Ogrodzie – scenie letniej wrocławskiej pantomimy przy al. Dębowej 16.
„Los Mimos” w kreacji zespołowej aktorek i aktorów WTP, pod kierownictwem Leszka Bzdyla dyrektora artystycznego teatru to nawiązanie do klasycznych rozwiązań i improwizacji pantomimicznych, bliskich teatrowi dell’arte. Ogród i fasada budynku, w którym na co dzień ćwiczą i próbują mimowie stanowią naturalną scenografię dla budzących się do życia, po przymusowym zamknięciu, mieszkańców willi, których w ogrodzie czekają zaskakujące sytuacje.
Aktorzy w barkowych strojach nurzają się w zieloności i muzycznej wielogłosowości. Komiczne scenki zaklęte w ruchu nadają przestrzeni magiczną moc, a szlachetność ukryta w kostiumie doskonale współgra z miejscem akcji. Pojawiające się na balkonie i w oknach zabytkowego budynku postaci efektownie ogrywają plenerową przestrzeń i dają widzowi poczucie harmonii z naturą.
„Los Mimos” jest historią o miłości, wyznaniach, namiętności, intrydze, pasji i melancholii. Kolor i smak nadają spektaklowi fantastyczne kostiumy zaprojektowane przez Małgorzatę Bulandę.
W świat baronostwa, majordomów, arlekinów, ołowianych żołnierzyków wprowadzają widza czarne ptaki. Mnichy od zarazy okalają swoją obecnością zabawną historię w stylu dell’arte. Domieszką grozy przyprawia go Rzeźniczka.
Znakomite aktorstwo, taniec, kostiumy, muzyka i anturaż sprawiają, że „Los Mimos” można uznać za wyśmienity początek sezonu w pantomimie.
tekst i foto: DJ Olearczyk
Literackie święto, z powodu pandemii, zamiast wiosną odbyło się latem. Dziewiąta odsłona wydarzenia Strefy Kultury Wrocław roztaczała swój urok 29 sierpnia w okolicach ul. Powstańców Śląskich.
Kuratorem Europejskiej Nocy Literatury 2020 był Max Cegielski. Dziennikarz literacki i pisarz wymyślił bardzo ciekawą koncepcję tematyczną wydarzenia. Kluczem doboru tekstów był motyw szeroko pojętej podróży, przemieszczania się, spaceru i wyprawy, zmiany miejsca pobytu, emigracji, ucieczki, turystyki, komunikacji. Wybrane fragmenty ułożyły się w mapę zakątków, dziejów i gatunków literackich Europy.
Jak co roku, dziesięć fragmentów dzieł europejskiej literatury zinterpretowanych zostało na żywo przez dziesięcioro aktorek i aktorów w dziesięciu wyjątkowych, na co dzień trudno dostępnych lokalizacjach. Miejsca czytań rozsiane były na osiedlu Powstańców Śląskich.
Sobotni spacerowicze z największą przyjemnością słuchali fragmentu „Ksiąg Jakubowych” Olgi Tokarczuk czytanych przez Krystynę Czubównę w ogrodzie Wrocławskiego Teatru Pantomimy. Na dziedzińcu budynku Uniwersytetu Ekonomicznego zauroczył słuchaczy Andrzej Konopka interpretujący fragment „Mapy i terytorium” Michela Houellebecqa w tłumaczeniu Beaty Geppert. „Szlaki. Opowieści o wędrówkach” Roberta Macfarlana w tłumaczeniu Jacka Koniecznego czytał, na ruchliwym Rondzie Powstańców Śląskich, Grzegorz Małecki, zaś Andrzej Zieliński w Sky Tower, pod kręgielnią, przybliżał słuchaczom „Moją walkę” Karla Ove Knausgårda w tłumaczeniu Iwony Zimnickiej. Anna Dereszowska, w dawnym kinie OKO, przy ul. Pretficza, czytała „Czarodziejską górę” Tomasza Manna w tłumaczeniu Józefa Kramsztyka, a Anna Dziewit-Meller „Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym” Jennie Dielemans w tłumaczeniu Dominiki Góreckiej.
W różnych zakątkach południowej dzielnicy Wrocławia można było jeszcze (o pełnych godzinach, od 14 do 23) spotkać innych czytających aktorów: Elizę Rycembel, Jarosława Boberka, Magdalenę Popławską, Krzysztofa Czeczota.
Byli tacy spacerowicze, którzy podczas Europejskiej Nocy Literatury, z przyjemnością i satysfakcją – wędrując z mapą w ręku – odwiedzili dziesięć miejsc i wysłuchali dziesięciu fragmentów książek.
Europejska Noc Literatury zagościła we Wrocławiu po raz pierwszy w 2013 roku jako element programu Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. Organizowane co roku wydarzenie na stałe już wpisało się w kulturalny kalendarz Wrocławia i ma liczne grono zwolenników, fanów i popularyzatorów. I nic nie wskazuje na to, żeby jakikolwiek wirus to zmienił.
oprac. i fot. DJ Olearczyk
Film jest koprodukcją Dolnośląskiego Centrum Filmowego.
Specjalnym wydarzeniem uświetniającym jubileusz Dolnośląskiego Centrum Filmowego (3 września obchodzimy 110 rocznicę pierwszego seansu w kinie Palast-Theater w miejscu, gdzie do dziś funkcjonuje DCF jako najstarsze kino we Wrocławiu) będzie koncert muzyki filmowej „Z miłości do kina”.
Artyści Teatru Muzycznego Capitol: Justyna Szafran, Katarzyna Emose Uhunmwangho, Tomasz Leszczyński i Maciej Maciejewski wraz z muzykami: Rafałem Karasiewiczem (fortepian) i Jakubem Olejnikiem (kontrabas) zaprezentują swoje aranżacje znanych i lubianych przebojów filmowych.
Jak zabrzmi „GoldenEye”, czy „Porqué te vas” z „Nakarmić kruki”? Niepowtarzalna okazja, żeby usłyszeć te i wiele innych utworów już w najbliższy czwartek.
Wrocławskie kamienice kryją w sobie niezwykłe historie. Spacer po ich wnętrzach to przygoda i przeżycie estetyczne. Równie przyjemne i interesujące okazało się czytanie o perłach miejskiej architektury, a to za sprawą serii dwóch książek Joanny Mielewczyk „Kamienice”. Autorka z delikatnością najlepszego reportażysty oddaje głos bohaterom codzienności, którzy dzielą się swoimi, nierzadko traumatycznymi, wspomnieniami.
„Kamienice” powstały dzięki bohaterom audycji emitowanej we wrocławskim Radiu RAM. Twórczynią wersji mówionej i pisanej „Kamienic” jest – wspomniana już – Joanna Mielewczyk – dziennikarka, wrocławianka.
W „Kamienice. Opowieści mieszkańców wrocławskich domów” oprowadza czytelnika po czasach wojennego Breslau. Opisuje oblężenie miasta i jego zniszczenie, a następnie powolne podnoszenie się z gruzów. Mieszkańcy „Kamienic” otwierają się przed autorką i opowiadają o sobie, rodzinie, pamiątkowych przedmiotach, niezapomnianych wydarzeniach. Czytamy o tęsknocie, przeszłości, mieście na(d)pisanym po 1945 roku.

„Kamienice” Joanna Mielewczyk
Błądzimy po ul. Norwida, Pasteura, Smoluchowskiego, Łukasiewicza, Komuny Paryskiej, Włodkowica, Kościuszki, Krupniczej…Zapuszczamy się na Mierniczą i na dłużej zostajemy w „Trójkącie Magicznym”. Na ulicy Prądzyńskiego wpatrujemy się w wizerunek Marty na elewacji budynku. Poznajemy jej historię. A wszystko to za sprawą bohaterów, narratorów codzienności, którzy wpuszczają czytelnika do swojego prywatnego świata, do pokoju z piecem kaflowym i pianinem stojącym pod ścianą, pokazują biblioteczkę i pamiątkowe fotografie. Opowieściom towarzyszą zdjęcia i wzbogacające narrację cytaty z innych źródeł.
Autorka, Joanna Mielewczyk, daje swoim bohaterom dużo przestrzeni, słucha wspomnień z czasów przedwojennych i powojennych. Wszystkie te opowieści składają się na wzruszający obraz człowieka wplątanego w historię, żyjącego godnie w czasach niegodziwych.
Niemymi bohaterami są kamienice z drewnianymi podłogami pamiętającymi przedwojennych mieszkańców.

„Kamienice” Joanna Mielewczyk
W drugiej części serii, w „Kamienice. Opowieści przedwojennych mieszkańców Wrocławia” Joanna Mielewczyk zadaje wiele pytań trudnych, niewygodnych, ale potrzebnych. Prowadzi czytelnika przez historie rzeczy, które jej rozmówcy przechowują i pielęgnują. Mieszkańcy Breslau opowiadają o trudnych emocjach związanych z ucieczką lub wypędzeniem.
Czułymi, traumatycznymi, wstrząsającymi, nostalgicznymi, często rwanymi (jak zdarzenia, które przecina nagły zwrot historii lub wybuch artyleryjski) wspomnieniami dzielą się z czytelnikiem obecni mieszkańcy Berlina, Wiesbaden, Freiburga, Lipska, Hanoweru, Frankfurtu. Warto poznać ich historie, żeby lepiej rozumieć współczesność.
tekst i foto: Dorota Olearczyk
Materiał powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa – Oficyna Wydawnicza Joanna Mielewczyk – Gaweł





























































































