Pierwsza książka Olgi Tokarczuk po otrzymaniu Literackiej Nagrody Nobla jest już dostępna w księgarniach. W„ Czułym narratorze” pisarka zaprasza za kulisy własnej twórczości i do pracowni tekstów, tworzenia bohaterów, narracji i fascynujących poszukiwań twórczych. Dwanaście wyselekcjonowanych esejów i wykładów Noblistki zyskało formę uporządkowanej publikacji dzięki pandemii i zamknięciu w domu.
„Nasze poprzednie pokolenia trenowały się w mówieniu światu: TAK. TAK. TAK. Powtarzaliśmy sobie: spróbuję tego i jeszcze tego, pojadę tam i potem tam […]
Teraz u naszego boku pojawia się generacja, która rozumie, że najbardziej ludzkim i etycznym wyborem w tej nowej sytuacji jest trening mówienia : NIE, NIE, NIE. Zrezygnuję z tego i jeszcze z tamtego. Ograniczę to i to. Nie chcę, odpuszczę.” – czytamy w „Czułym narratorze”.
Niektórym czytelnikom bliskie i znajome może okazać się stwierdzenie Noblistki zapisane na jednej ze stron. „[…] mój mąż zbiera gazety i nadal gromadzi wycinki, jednocześnie zaś z poczuciem misji Noego buduje regały biblioteki na papierowe książki”.
W „Czułym narratorze” znajdujemy fragmenty bardzo erudycyjne, wymagające od czytelnika szczególnego skupienia i specjalnej kompetencji. Bez oderwania się od dźwięków codzienności dochodzących zza ściany lub zza okna lektura może popłynąć swobodną falą miałkich, powierzchownych skojarzeń z ogromną szkodą dla czytelniczki, jak i pisarki. Dlatego warto wzbudzić w sobie bibliofilską potencję i raczej nie zaczynać czytania wykładów i esejów mimochodem.
Są tu też fragmenty zabawne, wzbudzające odkrywcze zdziwienie nad rzeczami oczywistymi i codziennymi.
Autorka praktykuje pewne ciekawe ćwiczenie, którym dzieli się z czytelnikiem.
„Weźcie książkę, którą szczególnie lubicie albo – na wyczucie- macie szansę polubić […], i czytajcie ją co osiem – dziesięć lat, a ujrzycie wielką tajemnicę tekstu: ona się zmienia, wygląda inaczej niż podczas poprzedniej lektury, migocze.
Zdziwi was własne zaskoczenie – bardzo możliwe, że za każdym razem przeczytacie coś zupełnie innego niż poprzednio, a postaci, które zapamiętaliście, nie uda się już odnaleźć […]”.
Potem płynnie przechodzi do Orwellowskich motywów skłaniających do pisania i inspiruje do zastanowienia się nad estetycznym entuzjazmem, impulsem historycznym, powodem politycznym i czystym egoizmem.
Olga Tokarczuk pisze o wiedzy, która może wytłumaczyć wszystko i wspomina dziecięce przebłyski pamięci.
„Kiedy byłam małą dziewczynką, obserwowałam, jak babcia patroszy kurę na obiad […] najbardziej żałowałam tych wszystkich możliwości, które tkwiły w kurze, tych możliwych bytów”.
Przytaczając anegdotę o żabie pesymistce i optymistce pisarka ujawnia potrzebę nieprzebranego optymizmu autorów książek, o wiele ważniejszego niż przecenianie talentu i ich pracowitości.
W ostatnim rozdziale wydawca zamieszcza znakomitą mowę noblowską, która – od pierwszego do ostatniego zdania – skrzy się od metafor, symboli, sensów, natchnień do myślenia. Mogłaby być czytana cyklicznie w różnych odstępach czasowych i nie straciłaby nic ze swej aktualności, czułości, wnikliwości, wrażliwości i mądrości.
„Coś, co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane, przestaje istnieć i umiera. Wiedzą o tym bardzo dobrze nie tylko historycy, ale także (a może przede wszystkim) wszelkiej maści politycy i tyrani. Ten, kto ma i snuje opowieść – rządzi”.
„Żyjemy w rzeczywistości wielogłosowych narracji pierwszoosobowych i zewsząd dochodzi nas wielogłosowy szum”- konkluduje pisarka.
Kto jeszcze nie dotarł do najnowszej książki Olgi Tokarczuk powinien to zrobić jak najszybciej, bo czas szaleńczych, świątecznych zakupów nieuchronnie nadchodzi, mimo pandemii.
tekst i foto: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa Literackiego.