Wakacje tuż, tuż. Już niedługo jedni będą podróżować palcem po mapie, inni zapakują się i ruszą z plecakiem w głusz, albo lotem z walizką na Rodos. Jednak wszyscy, zanim wybiorą się do Kairu, Kapsztadu czy Limy powinni przeczytać i obejrzeć rymowany przewodnik po miastach świata autorstwa pewnego rodzeństwa z Krakowa. Michał Rusinek i Joanna Rusinek wiedzą, jak zacząć zwiedzać świat i dzielą się swoimi rymowanymi i rozrysowanymi pomysłami. A wszystko to ku uciesze małych i dużych, starszych i młodszych, zamożnych i bankrutów…
Kilka dni temu, czyli w słonecznym maju wydawnictwo Znak wypuściło na rynek księgarski znakomitą książeczkę „Kefir w Kairze. Rymowany przewodnik po miastach świata”. Czytanie jej i oglądanie może okazać się chorobliwie wciągające. Kunszt pisarski Michała Rusinka osiągnął tutaj wyżyny zabawnego, sensownego, ironicznego, absurdalnego, pastiszowego rymowania, a kolorowe rysunki Joanny Rusinek nadają się na osobną wystawę z cyklu: najlepsze ilustracje do książek dla dzieci i nie tylko.
Nie od dziś wiadomo, że Rusinkowie stanowią doskonały duet plastyczno – literacki. Już wcześniejsze, wspólne projekty rodzeństwa, takie jak: „Mały Chopin”, „Wierszyki domowe”, „Wierszyki rodzinne”, czy „Jak przekręcać i przeklinać” cieszyły oko i ucho, jeśli czytało się je na głos i oglądało w świetle. „Kefir w Kairze” jest jeszcze lepszy.
Czytelnik może wyskoczyć jednym susem do Azji albo Afryki – nie martwiąc się upałem dzikim. Zajrzeć do Kairu, gdzie kefir smutki wysiorbały, czy znaleźć się w Madrycie, gdzie wszystko jest tycie. Odwiedzić Paryż i zmienić upodobania kulinarne, poszukać słów rozpoczynających się od „pra” w Pradze, poszukać rydzów w Rydze i kupić dziewiątą sofę w Toronto.
Zabawa słowem i konteksty, w które wpuszczany jest czytelnik dzięki tekstowi i towarzyszącemu mu rysunkowi to majstersztyk, np. czterowersowi o Atenach towarzyszy ilustracja zarysu gęstej siatki ulic, na których ustawiono całą galerię anten. Wyjaśnienie pada w tekście: jak się patrzy z góry na Ateny,/ to się jest zdania, że powinny nazywać się „Anteny”. Autor nie szczędzi także porad językowych, sugeruje jak pisać poprawnie słowa: zawiei, brei, nadziei i idei przy okazji pobytu w „Taibei”. Mimochodem poznajemy kulturę, tradycje i zwyczaje teherańczyków i mieszkańców Tirany. Dowiadujemy się co łączy Zagrzeb z Zakopanem i dlaczego nic więcej nie ma o Delhi, oprócz tego, że czyta się „Deli”.
O książkach Michała Rusinka pisaliśmy już nie raz i nie dwa na łamach PIK-a, zachęcając do sięgnięcia po te perełki literackie. Więcej tutaj. Tym razem nie będziemy zachęcać, bo pewnie nakład już się wyczerpał.
tekst: Dorota Olearczyk