Nigdy nie należałam do fanów powieści fantastycznych. W związku z tym, gdy otrzymałam propozycję przeczytania „Rzeki zaklętej” autorstwa Rebecci Ross, nie byłam zbyt zachwycona. Mimo to, postanowiłam odłożyć moje osobiste preferencje na bok i dać lekturze szansę. Przyznam nawet, że sam opis znajdujący się z tyłu książki, całkiem mnie zaintrygował. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że mocno się zawiodłam.
Utwór opowiada o chłopaku noszącym imię Jack Tamerlaine. Zostaje on wezwany na wyspę, którą kiedyś zamieszkiwał, by pomóc rozwiązać zagadkę znikających w ostatnim czasie dziewczynek. O zbrodnię podejrzewane są duchy kręcące się w pobliżu. Głównemu bohaterowi towarzyszyć będzie jego dawna rywalka z dzieciństwa, Adaira. Fabuła z początku wydaje się ciekawa, zapowiedź wskazuje na porywającą historię. Okazuje się, iż wcale tak nie jest – wydarzenia ciągną się w nieskończoność, a gdy w końcu dzieje się cokolwiek, co mogłoby przyciągnąć uwagę czytelnika, od razu zostaje przerwane nic niewnoszącymi momentami. Pierwsze osiem rozdziałów to tak naprawdę jedynie wstęp, a warto wspomnieć, że książka ma ich 28.
Pomijając tempo historii, sporym problemem są też niezdatne do polubienia postaci. Większości bohaterów brakuje jakiejkolwiek osobowości; ciężko byłoby nazwać ich cechy. Szczególnie dotyka to głównego bohatera, o którym nie da się za wiele powiedzieć… A przecież to właśnie on jest postacią, z którą spędzamy najwięcej czasu – powinna zachęcać nas do czytania. Skoro jesteśmy już przy bohaterach, to na pewno ważne jest poruszenie tematu głównego wątku romantycznego. Uczucia wspomnianej wyżej dwójki rozwijają się zdecydowanie za szybko – nie mają oni czasu się zaprzyjaźnić, bliżej poznać. To, jak pośpieszona jest ich relacja można nazwać nawet nieco zabawnym, porównując prędkość rozwoju wątku głównego do niewiele wnoszącego tu wątku pobocznego. W końcu jedyne, co pamiętają o sobie te dwie postaci, to zaledwie kilka momentów sprzed 10 lat, które mogłyby charakteryzować ich osobowości. Autorka koniecznie chce jednak, by ich znajomość przerodziła się w związek, więc dodaje losowe fragmenty wskazujące na to, że temat ten mógłby się jakoś rozwinąć. Tylko, że to nie ma sensu – sam „proces” zakochiwania się nie jest opisany – jedynie uznanie z dnia na dzień, że jeden bohater podoba się drugiemu. A przecież nie na tym polega zawieranie więzi z innymi.
Podsumowując, uważam, że książka nie jest warta przeczytania. Pomysł na fabułę zdecydowanie miał potencjał, ale samo wykonanie niezbyt zasługuje na uwagę. Gdyby utwór był krótszy, akcja szybciej się rozwijała lub bohaterowie byli bardziej przemyślani, może nawet bym ją komuś poleciła, lecz niestety tak nie jest i myślę, że istnieje wiele innych pozycji o podobnej liczbie stron, którym można poświęcić czas.
tekst: Lilia Stefaniuk
Audiobook