Malownicze widowisko z cudownymi głosami i przebojową muzyką zagościło na deskach Opery Wrocławskiej. „Tosca” Pucciniego w reżyserii Micheala Gielety może z powodzeniem pretendować do miana wydarzenia sezonu kulturalnego.
Urokliwe scalenie baroku i współczesności, wartka akcja, znakomici soliści, przebojowe arie, fantastyczna scenografia i kostiumy, spragnieni opery melomani… w takich okolicznościach odbywała się piątkowa premiera „Toski”. I trudno się dziwić temu, że artyści długo przyjmowali owacje na stojąco od wiwatujących widzów.
Obraz rzymskiego kościoła Sant’Andrea della Valle z obrazem markizy Attavanti, pałac Scarpii, dziedziniec Zamku Świętego Anioła, więzienie, ulica, ogromna rzeźba anioła… te wszystkie przestrzenie i detale dekoracji, za sprawą magicznej scenografii i z pomocą sceny obrotowej wyczarował na deskach opery Gary McCann. Miłość, manipulacja, zbrodnia, ,….- dynamiczna akcja
„Tosca” w reżyserii Micheala Gielety miała być spektaklem, w którym styl baroku zderzy się duchem włoskiego kina lat 50. Idea twórców urzeczywistniła się na scenie Opery Wrocławskiej w pełnej krasie. Soliści, głównie gościnni (Lianna Haroutounian w roli tytułowej Toski, Giorgi Sturua jako Mario Cavaradossi i Ambrogio Maestri jako baron Scarpia), śpiewali jak natchnieni. Orkiestra prowadzona przez Bassema Akikiego pięknie współpracowała z artystami. Dzięki udanemu połączeniu pracy i talentów „Tosca” zabrzmiała korzystniej niż wcześniejsza jej wrocławska, plenerowa wersja z 2013 roku. Wizualnie zaś widowisko zachwycało każdym cieniem odbijającym się na ścianie i nadającym scenie głębokiego znaczenia. Ogromny, ekspresyjny anioł towarzyszył postaciom w ich zbrodniczych, manipulacyjnych, miłosnych, zazdrosnych i tragicznych losach. Niezapomniana aria Mario Cavaradossiego „E lucevan le stelle” z misterną grą świateł wypadła oscarowo, a filmowe zakończenie zatrzymania w stop klatce sceny skoku zrozpaczonej bohaterki przyniosło dużo ciekawszy efekt niż jej jednoznaczny finał.
Realizatorom należą się ogromne brawa i podziękowania za tak wysmakowaną formę, w której umieścili dzieło Pucciniego, nadając mu nowy, współczesny i artystyczny wymiar, zaś spóźnionym widzom, przeciskającym się między fotelami i zakłócającym odbiór już po rozpoczęciu przedstawienia, kulturalne upomnienie.
oprac. Dorota Olearczyk
foto: materiał Opery Wrocławskiej | Tomasz Golla