„Drzewo” to subtelny, delikatny, wzruszający, poetycki spektakl studenta AST Bartosza Kurowskiego. Reżyser prowadzi widza nieśpieszną ścieżką akcji opowiadając o kolejnych etapach życia człowieka. Spektakl adresowany do dzieci w wieku od 3 do 5 lat z przyjemnością mogą oglądać rodzice i dziadkowie.
Miganie aktorek nie zaburza odbioru, a nawet stanowi walor, bo możemy na przykład zobaczyć jak pokazuje się nazwy miesięcy, dni tygodnia w języku migowym (konsultantką w zakresie języka migowego była Wioletta Boczar-Dominiak). Jako aktywni widzowie pomagamy policzyć z ilu liści składa się szal. Interaktywnych zabaw w przedstawieniu jest więcej i co ważne nie powodują one napięcia jakie może wywołać niespodziewane wezwanie do tablicy. Są delikatną zachętą do pomocy w liczeniu, czy przypomnieniu, co odpowiadamy, gdy słyszymy „Dzień dobry”.
Ładna plastycznie, prosta w formie i funkcjonalna scenografia pobudza wyobraźnię widza (to zasługa Kaudii Laszczyk). Wyskakujące z drzewa żuk, kwiaty, borsuk, lis i dzięcioł dopowiadają poetyckie obrazy z wierszy Juliana Kornhausera, Czesława Janczarskiego, Leopolda Staffa, Włodzimierza Domeradzkiego, Elżbiety Ostrowskiej, Ewy Szelburg-Zarembiny, Elżbiety Burakowskiej, Jerzego Ficowskiego i Władysława Broniewskiego.
Muzyka, którą tworzy na żywo grający na akordeonie Łukasz Matuszyk angażuje młodego widza w stopniu nieutrudniającym odbioru słów. Wizualizacje przygotowane przez Roberta Maniaka budują nastój. Seniorzy: Renata Kaniecka, Edward Koziarzewski, Ewa Landsberg, Krzysztof Landsberg, Danuta Małachowska, Maria Śniecińska i Alina Wilczyńska, jako duchy drzewa, recytują na nich własne interpretacje poetyckich tekstów.
W spektaklu występują dwie aktorki Agata Cejba i Barbara Pielka oraz muzyk – Łukasz Matuszyk (gościnnie) siedzący w cylindrze z instrumentem na scenie. Panie reprezentują dwa różne pokolenia- dziecka i seniora. Ich dorastanie i starzenie się obserwujemy w ruchach i słowach.
„Drzewo” w reżyserii Bartosza Kurowskiego zostało przygotowane we współpracy z wrocławskimi dziećmi z Przedszkola nr 87 oraz przedszkolakami z Dolnośląskiego Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 12 dla Niesłyszących i Słabosłyszących. Za działania społeczno- edukacyjne odpowiadała Marta Kurowska.
Uniwersalna opowieść prowadzona poetyckim, niespiesznym językiem rymów i metafor wzrusza i oswaja z przemijaniem.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
15. Jazztopad rozpoczął się w piątek. Przed koncertem inaugurującym wydarzenie odbyła się konferencja prasowa i spotkanie z Chickiem Coreą.
Piotr Turkiewicz – dyrektor artystyczny festiwalu – zaprosił na koncerty w mieszkaniach, spotkania z artystami, projekcje filmów dla dzieci i warsztaty, bo trzeba pamiętać, że festiwal to nie tylko koncerty gwiazd w znakomitych akustycznie wrocławskich salach. Chcemy przełamywać bariery między publicznością, a artystami – dodaje.
Recital Chicka Corei rozpoczyna tegoroczną edycję, potem czekają nas premiery utworów takich artystów, jak Brad Mehldau, Avishai Cohen (trębacz) i Amir ElSaffar, a także prawykonanie kompozycji zespołu Australian Art Orchestra. Po raz pierwszy w duecie zagrają genialni bębniarze: legendarny Hamid Drake i mistrz australijsko-koreańskiej improwizacji Simon Barker. Zajrzymy też do muzycznego tygla w Vancouver oraz na coraz ciekawszą scenę włoską i francuską- zapowiada Piotr Turkiewicz.
Brad Mehlddu napisał wspaniały, ale bardzo trudny koncert fortepianowy. Trzymajmy kciuki za niego i orkiestrę NFM-u – żartował dyrektor. Wielu artystów zaproszonych na festiwal nie było wcześniej w Europie. Codzienne wieczorne koncerty improwizacyjne będą miały miejsce w Mleczarni.
Spotkanie z Chickiem Coreą | wydarzenie towarzyszące
Przed swoim koncertem Chick Corea odpowiedział na kilka pytań miłośników jego twórczości. Jest zafascynowany Wrocławiem, choć całe dnie spędza w pokoju hotelowym i gra na przenośnym pianinie. Poradził młodemu pianiście, jak szukać swojego własnego głosu. Według Chicka to jest introwertyczne przeżycie i nie powinno się o tym myśleć. Najważniejszym wyzwaniem jest to, żeby być sobą, i żeby mieć odwagę robić to, co mamy w głowie- wyjaśniał artysta. Opowiadał o współpracy z innymi artystami, o inspiracjach Bartokiem i Mozartem, o ojcu – trębaczu, który przychodził po pracy z kolegami do domu, jego mama gotowała włoskie jedzenie, a oni rozpinali swoje fraki i świetnie się bawili. Pomyślałem, że też tak bym chciał – spuentował Chick.
Zdradził, że bardzo lubi czuć publiczność, lubi być blisko ludzi, nawiązywać z nimi intymny kontakt podczas koncertu. Na koniec powiedział, że dla niego najważniejsze jest zainteresować sztuką jak największą ilość osób. – Uważam, że to jest ważne dla naszego gatunku, dla przeżycia, dla szczęścia, będziemy wtedy znacznie lepszymi ludźmi. Zachęcam do tego, żebyście zainteresowali się sztuką i potem zachęcili innych, żeby i oni zainteresowali się sztuką, żeby było nas jak najwięcej. Mam nadzieję, że to nam się uda. Odbieram to jako swoistą misję do spełniania.
I z tym przesłaniem zostawił nas Chick Corea przed mającym się rozpocząć za dziesięć minut koncertem –„Chick Corea: Solo Piano”.
Publicystyka: Chick Corea w NOSP-rze.
oprac. Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
Jesse Cook wystąpił w Sali Głównej Narodowego Forum Muzyki 14 listopada i było to kolejne spotkanie z wrocławską publicznością. Kanadyjski gitarzysta, urodzony w Paryżu, reprezentujący styl new flamenco ma duży urok i wdzięk, któremu nie sposób się oprzeć.
Cook w Imparcie, Cook w Hali Stulecia, Cook w Capitolu i Cook w NFM-ie to wciąż ta sama osoba, chłopak z sąsiedztwa, który trochę się droczy z widzami, trochę kokietuje, ale nie ma w sobie nachalnej bufonady i taniego gwiazdorstwa.
Koncerty Jessego na przestrzeni kilku lat przyciągały rzesze fanów jego grania, zwolenników flamenco i jego sposobu bycia na scenie. Nie inaczej było w Narodowym Forum Muzyki, przy wypełnionej po brzegi sali.
Jessego Cooka z powodzeniem supportowali Pełech & Horna duo oraz Piotr Restecki. Potem w oparach dymu i oślepiających laserów gitarzysta wspierany przez kolegów z zespołu dawał popis swoich różnorodnych umiejętności. Prezentował utwory z najnowszej płyty, ale nie zabrakło też przebojowych kompozycji z krążka „Jesse Cook. Montreal”.
Klasyczne, hiszpańskie brzmienia scalone motywami z Bliskiego Wschodu przeplatał elektroniką. Muzycy śpiewali, bawili się rytmem, wymieniali instrumenty i zmieniali brzmienia. Wszechstronność połączyli ze skutecznością tworząc świetne widowisko muzyczne i towarzyskie.
Były anegdoty, tańce, śpiewy i rytmiczne oklaski nie tylko na bisach. Zaczęły się już na samym początku koncertu i trwały do ostatniego bisu.
Mnie, tego wieczoru, szczególnie zauroczył jeden z utworów zaśpiewanych na bis „bez prądu”. Muzycy odłączyli gitary od wzmacniaczy i kabli, odeszli od mikrofonów i na proscenium wykonali wspólnie piosenkę. Nikt nie ważył się głośniej klasnąć, wszyscy stali i słuchali, żeby potem wybuchnąć owacjami i okrzykami satysfakcji.
NFM chyba jeszcze nie przeżyło takiej nawałnicy zadowolonych fanów. Organizatorem koncertu było Wrocławskie Towarzystwo Gitarowe.
tekst: Dorota Olearczyk
Znakomite studium opinii i wspomnień o wybitnym reżyserze napisała Elżbieta Konieczna. Książka „Jerzy Jarocki. Biografia” ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa Znak i jest porterem człowieka tytanicznego, kata i tyrana, w którym skryte są głęboko olbrzymia wrażliwość i delikatność.
Gruba, rzeczowo i rzetelnie zindeksowana książka nie pozwala od siebie odpocząć. Trzyma w napięciu niczym najlepszy kryminał. Czytelnicy zainteresowani teatrem otrzymali od wydawnictwa świetną publikację na długie jesienne wieczory. Fragmenty recenzji, opinie aktorów, anegdoty i przeraźliwe opisy tresury aktorskiej…- to i wiele innych wątków znajdziemy w biografii reżysera wrocławskich inscenizacji „Płatonowa”, „Kasi z Heilbronnu” i „Pułapki”.
Czytamy, co mówiła Ewa Lassek o mężu. Nazywała go Napoleonkiem. Używała w jego kontekście jeszcze jednego dosadnego słowa: tresura. Potem przechodzimy przez okres osobistej tragedii Jarockiego, kiedy to urodziła mu się córeczka z wadą nóżki. Czytamy o alkoholizmie Ewy Lassek.
Autorka oddaje głos m.in. Krystianowi Lupie, który mówi o spektaklach Jarockiego i sposobie prowadzenia przez niego prób. „Byłem absolutnie zafascynowany jego precyzją, natomiast zbuntowany wobec jego metod”.
Piotr Fronczewski pytany o współpracę z Jerzym Jarockim, ciekawie i szczerze podsumowuje.
Przy „Ślubie” nie do pokonania była ta jego przewaga wobec mnie, prawie studenta[…] A jeszcze przy moim braku zdolności do walki? Ja się składam z samych niepewności. Nie mam w sobie nic z fajtera, żeby walczyć o swoje, domagać się , żądać. To było spotkanie na ringu dwóch wag, które nigdy nie powinny się spotkać. Ale mimo wszystko wspominam to bardzo dobrze i bardzo ciepło. […] Aktor w spektaklach Jarockiego był zmierzony i poruszał się we wskazanych kierunkach, od punktu do punktu, od gestu do gestu, od wysokości dźwięku do wysokości dźwięku. Sztuką było wypełnić to czymś ludzkim, humanizmem. Upłynęło ćwierć wieku, ale wciąż mi się wydaje, że ta reżyseria, niestety, miała w sobie coś z tresury. Przy czym treser miał bat, miał reflektor, którym raził po oczach i miał władzę. Rzadko dawał marchewkę.
Na kartach biografii Elżbieta Konieczna porównuje Jarockiego i Łomnickiego. „Obaj byli mistrzami” – pisze. „Maksymaliści od zawsze, malowniczo bezkompromisowi w szaleństwie pracy”.
Stanisław Radwan mówi, że odebrałby Jarockiemu prace nad przedstawieniem po pierwszej próbie generalnej, bo jego dążność do perfekcji powodowała potem usztywnianie ludzi i zamykanie się ich.
Brat Jarockiego Robert wspomina jak Jerzy tracił wzrok i zamykał się coraz bardziej w sobie, bo wstydził się swojej choroby.
Osobny rozdział poświęcony jest współpracy z Teatrem Polskim we Wrocławiu. Czytamy tam, jak Kinga Preis błysnęła w „ Kasi z Heilbronnu” i jak musiała malować zęby na biało jakimś specyfikiem, a Jarocki bez pardonu jej palnął, że z takimi zębami to ona kariery nie zrobi.
Małgorzata Kożuchowska wspomina jak mistrz Jarocki zgodził się w 2005 roku (rok śmierci papieża) na to, aby pojechała do Rzymu, żeby pożegnać osobiście Jana Pawła II. Odbywały się wtedy próby do „Kosmosu” i wypuścił ją z próby, żeby zdążyła na samolot, mówiąc w drzwiach: „Gosiu! Skoro już tam będziesz, to pokłoń się też od nas wszystkich”. To była najbardziej szokująca kwestia, jaką usłyszałam z ust Jarockiego- dodaje Kożuchowska. Dalej przyznaje, że działała na Jarockiego balsamicznie.
Mamy tutaj opisy całej masy sytuacji, w których brali udział znakomici aktorzy scen polskich.
Jerzy Bińczycki na przykład musiał na rozkaz reżysera „Szewców” kręcić młotkiem na jednym palcu. Poradził sobie z zadaniem, bo wbił gwoździk między obuchem, a trzonem. Jarocki, gdy zobaczył, że Bińczycki potrafi to zrobić, ćwiczył w domu kilka tygodni, porozbijał wazony, ale wyćwiczył.
Anna Polony wspomina próby z Jarockim i jego krytykę po każdym wypowiadanym słowie.
Jerzego Stuhra zmotywowała do ćwiczeń uwaga Jarockiego dotycząca braku pewnego rodzaju wrażliwości potrzebnej do odegrania monologu.
Elżbieta Konieczna – wieloletnia dziennikarka Radia Kraków, recenzentka teatralna- daje czytelnikowi niejednoznaczny obraz człowieka skupionego, surowego, inteligentnego, nieprawdopodobnie pracowitego, dociekliwego, bezwzględnego i cynicznego, a zarazem skrytego wrażliwca, męża i ojca.
To pierwsza pełna biografia wybitnego reżysera, demona i mocarza teatru.
oprac. tekstu: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Usiedli do fortepianu i zagrali tak, że mucha nie siada, a nawet jakby siadła, to by się zasłuchała, albo zatańczyła charlestona. Mistrzowie od muzyki klasycznej, tak zwanej poważnej, zrobili sobie skok w bok, czyli w stronę muzyki bardziej popularnej. I wszystkim wyszło to na dobre.
Płyta „Retro” Jerzego Maksymiuka i Janusza Olejniczaka to piętnaście miniatur na dwa fortepiany, ozdobione piosenkami z tekstami Ewy Piaseckiej- Maksymiuk i śpiewane przez Kasię Moś. Utwory utrzymane w rytmach tanga, walca, pieśni liryczno- sentymentalnych i charlestona przypominają czasy międzywojenne.
Paweł Sztompke pisze na okładce płyty: „Mówiąc współczesnym językiem handlowym otrzymujemy towar pierwszej jakości, absolutnie doskonały, cudownie zagrany, zaśpiewany i nagrany – po prostu palce lizać. […] Pomysł nagrania płyty narodził się podobno na przyjęciu urodzinowym Waldemara Dąbrowskiego – kiedy to, ci genialni artyści siedli do fortepianu aby zadedykować i podarować jubilatowi pewien drobiazg muzyczny. Potem – na tym samym przyjęciu był drugi utwór, a teraz mamy już całą płytę…”
oprac. Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa Agora.
SPIS UTWORÓW:
1. Melodia liryczna
2. Charleston z uśmiechem
3. Szeptem (wyk. Kasia Moś)
4. Charleston dla Valdiego
5. Tango hawajskie
6. Ptaki odleciały (wyk. Kasia Moś)
7. Wieczór z George Sand
8. Ragtime kapryśny
9. W zapatrzeniu na New Orlean
10. Tango burzliwe
11. Po romansie (wyk. Kasia Moś)
12. Ballada z Madery
13. Walc różany
14 Charleston dla Poli Negri
15.Romans con fuoco
kompozytor: Jerzy Maksymiuk
teksty (3, 6, 11): Ewa Piasecka
Jerzy Maksymiuk – fortepian
Janusz Olejniczak – fortepian
Kasia Moś – śpiew (3, 6, 11)
reżyseria nagrania: Gabriela Blicharz, Lech Dudzik
W najbliższą sobotę we Wrocławskim Teatrze Lalek wyrośnie „Drzewo”. Premiera spektaklu adresowanego do dzieci w wieku przedszkolnym i bliskich im dorosłych będzie 17 listopada, kolejne spektakle planowane są na 18, 20 i 21 listopada. To przestawienie o czterech porach roku i o porach życia człowieka.
Przedstawienie łączy bodźce wizualne, muzykę na żywo i interakcje angażujące dzieci w sceniczne działania z najwyższej próby poetyckim tekstem i uniwersalną opowieścią.
Reżyser snuje opowieść o czasie, który zaczarowuje tytułowe drzewo feerią barw, kształtów i dźwięków zmieniających się pór roku, ale także przygląda się subtelnej relacji między dziewczynką, a dojrzała kobietą.
Realizatorzy zapowiadają, że spektakl rozgrywa się w planie żywym oraz planie teatru formy, z przewagą elementów teatru lalek, teatru przedmiotu oraz teatru światła. Kanwę literacką spektaklu stanowią najpiękniejsze wiersze dla dzieci polskich autorów. Muzyka jest tworzona na żywo przez instrumentalistę – uczestnika scenicznych zdarzeń.
Na projekcji wideo, jako duchy tytułowego drzewa, pojawiają się „prawdziwi” babcie i dziadkowie. Podczas warsztatów, zaproponowanych przez reżysera Bartosza Kurowskiego i autora wideo Roberta Maniaka, seniorzy: Renata Kaniecka, Edward Koziarzewski, Ewa Landsberg, Krzysztof Landsberg, Danuta Małachowska, Maria Śniecińska i Alina Wilczyńska przygotowali własne interpretacje poetyckich tekstów.
„Drzewo” w reżyserii Bartosza Kurowskiego został przygotowane we współpracy z wrocławskimi dziećmi z Przedszkola nr 87 oraz przedszkolakami z Dolnośląskiego Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 12 dla Niesłyszących i Słabosłyszących. Twórcy odwiedzili przedszkola i zaproponowali dzieciom warsztaty i działania animacyjne, by następnie zaprosić dzieci do teatru i pokazać im efekt wspólnej pracy. Animacje w przedszkolach i późniejszy pokaz na deskach WTL, zainspirowane działalnością pedagoga i reżysera teatru dziecięcego – Jana Dormana, stanowią inicjację dzieci do świata teatru, który jest otwarty, przyjazny i zachęca do podejmowania własnych działań twórczych.
Każde przedstawienie jest w całości dostosowane do potrzeb osób niesłyszących. Rezygnujemy jednak z zaproszenia na scenę tłumacza języka migowego – elementu zewnętrznego, „obcego”. Język migowy jest integralną częścią spektaklu – mówi reżyser „Drzewa”.
Scenariusz do przedstawienia napisał Bartosz Kurowski na podstawie wierszy Juliana Kornhausera, Czesława Janczarskiego, Leopolda Staffa, Włodzimierza Domeradzkiego, Elżbiety Ostrowskiej, Ewy Szelburg-Zarembiny, Elżbiety Burakowskiej, Jerzego Ficowskiego i Władysława Broniewskiego. Scenografię przygotowała Klaudia Laszczyk, muzykę stworzył Łukasz Matuszyk, wizualizacje – Robert Maniak, konsultantką w zakresie języka migowego była Wioletta Boczar-Dominiak, a za działania społeczno- edukacyjne odpowiadała Marta Kurowska. W spektaklu występują: Agata Cejba, Barbara Pielka i Łukasz Matuszyk (gościnnie).
oprac. na podst. mat. pras. D.O.
foto: Julian Olearczyk
Dziewiątego listopada po godzinie 19 rozpoczęło się 42. Nocne Spotkanie Literacko-Muzyczne. Sala teatralna wrocławskiego Impartu gościła tego wieczoru dziewięciu finalistów konkursu wokalnego, Trio Dominika Mąkosy i Macieja Maleńczuka z zespołem. A na widowni siedzieli entuzjaści piosenki literackiej, poetyckiej, autorskiej, fani kontrowersyjnego pieśniarza i Nocnych Spotkań Literacko- Muzycznych, które od wielu lat organizuje i prowadzi niestrudzony, konsekwentny i perfekcyjny impresario Piotr Guzek.
W pierwszej części wieczoru po dwa utwory zaśpiewali: Wiktoria Chojcan („Miasteczko cud” – muz. Jerzy Satanowski, sł. Agnieszka Osiecka, „Ballada o wspinaniu” – muz. Bogusław Klimsa i Włodzimierz Plaskota, sł. Jan Kaczmarek), Anna Cielecka („Podobno gdzieś istnieje” – muz. Piotr Dziubek, sł. Jacek Bończyk, „Ziuta z Krosna” – muz. Janusz Sent, sł. Wojciech Młynarski), Magdalena Stefanowska („Jaki cud i miód” – muz. Włodzimierz Korcz, sł. Wojciech Młynarski, „Co z nami będzie po happyendzie” – muz. Jerzy Derfel, sł. Wojciech Młynarski), Wojciech Stefanowski („Nie pytaj o Polskę” – muz. i sł. Grzegorz Ciechowski, „Sznurki władzy” – muz. Frank Wildhorn, sł. Jack Murphy, pol. tłumaczenie Dorota Kozielska), Katarzyna Sudzik („Wywar z przywar” – muz. Jan Hnatowicz, sł. Andrzej Poniedzielski, „W dziką jabłoń cię zaklęłam” – muz. Adam Sławiński, sł. Agnieszka Osiecka), Jakub Hudsky („Piosenka o dupie Maryni” – muz. i sł. Jakub Hudsky, „Urwali Ci skrzydła, Syneczku” muz. i sł. Jakub Hudsky), Wiktoria Granas („Amsterdam” – muz. i sł. Jaques Brel, pol. tłumaczenie Wojciech Młynarski, „Wariatka tańczy” – muz. Seweryn Krajewski, sł. Agnieszka Osiecka), Zuzanna Kołodziej („Okularnicy” – muz. Jarosław Abramow, sł. Agnieszka Osiecka, „Może to sen” – muz. I sł. Hanna Banaszak), Patrycja Spendowska „Lot Ikara” – muz. i sł. Jacek Kaczmarski, „Wybacz Mamasza” – muz. Marek Richter, sł. Agnieszka Osiecka).
Po raz pierwszy w historii finałów Nocnych Spotkań wszystkim wykonawcom akompaniowało trio Dominika Mąkosy w składzie: Dominik Mąkosa – fortepian, Kuba Olejnik – kontrabas, Kuba Lechki – perkusja.
Partycja Spednowska skradła serca i umysły słuchaczy. Otrzymała nagrodę publiczności. Laptopa wręczył jej Piotr Guzek późną nocą, po koncercie Macieja Maleńczuka, czyli w czwartej godzinie Spotkań. Tradycja Nocnych Spotkań Literacko- Muzycznych została zachowana, niektórzy widzowie czekali na przystankach na nocne tramwaje i autobusy nucąc piosenki Wojciecha Młynarskiego, który był bohaterem drugiej części wieczoru.
Program „Maleńczuk gra Młynarskiego” bard Krakowa okrasił własnymi piosenkami, anegdotami i refleksjami pełnymi ciekawych obserwacji współczesnej rzeczywistości. Maciej Maleńczuk w wersji solo i z zespołem zebrał gromkie brawa. Głęboki, wyrazisty, niski głos Maleńczuka dobrze brzmiał solo w przebojowych „Tango Libido”, „Dawna dziewczyno” i obyczajowo- społecznych „Fajnie”, „Niech żyje wojna”. Utwory Wojciecha Młynarskiego w wersji zespołowej nabrały nowego blasku i jazzowo- swingowego, czasem countrowego, pulsu. Maleńczuk okazał się także świetnym prowadzącym koncertową galę, konferansjerskie komentarze i wspomnienia z kontrowersyjnego życia dobrze pasowały do piosenek mistrza Młynarskiego.
Na koniec, Piotr Guzek zapowiedział koncert galowy 43. Nocnego Spotkania Literacko- Muzycznego, podczas którego z premierowym programem wystąpi Dorota Miśkiewicz. Jest na co czekać. Jesień 2019 roku zapowiada się wyśmienicie.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
W wieczorze z cyklu „Przed premierą”, którego bohaterami są najzdolniejsi polscy wykonawcy młodego pokolenia, mogący niebawem stanowić czołówkę polskiej sceny muzycznej, ósmego listopada wystąpiła Gabriela Kundziewicz. Na scenie towarzyszył jej Dawid Gębala. Artystów zapowiadał wybitny znawca piosenki artystycznej – Bogusław Sobczuk.
Gabriela Kundziewicz pochodzi z okolic Białegostoku, tam nauczyła się grać na gitarze klasycznej. Obecnie jest studentką II roku psychologii na Uniwersytecie w Warszawie.
Jest artystką pełna gębą – mówił gospodarz spotkania- komponuje, pisze teksty, śpiewa poezję i standardy światowe i jazzowe.
Na początku wieczoru usłyszeliśmy kompozycje do wierszy Bolesława Leśmiana. „W Weronie” Cypriana Kamila Norwida do muzyki Kurylewicza zabrzmiało odkrywczo, m.in. za sprawą aranżacyjnych pomysłów Dawida Gębali- grającego w tym utworze na gitarze akustycznej.
Gębala i Kundziewicz w duecie brzmieli trochę jak bohaterowi filmu „Once”. Ich pokrewne wrażliwości spotkały się na scenie i do spółki z Leśmianowskim słowem „Podróży” /„byle odjechać, byle najdalej, byle najprędzej…”/ zbudowały interesujący nastrój chwili.
Gabriela Kundziewicz na swoim elektroklasycznym Martinezie – drogiej, wymarzonej i „wyoszczędzanej” gitarze – potrafiła z sukcesem skupić uwagę widzów na słowie i interpretacji. Artystka świetnie władała głosem i instrumentem, nie kokietowała publiczności tylko interpretowała słowo poetyckie ze szczególnym skupieniem.
Zaprezentowała „Nie brookiliński most” Edwarda Stachury. Po nim Bogusław Sobczuk spuentował, że Stachura chciałby pewnie grać na gitarze tak, jak Gabrysia. Przypominał wcześniej o Jerzym Satanowskim, który dopisywał funkcje gitarowe poecie, żeby ten mógł je wykonywać publicznie (Stachura był znakomitym poetą, ale marnym muzykiem). Potem wybrzmiały utwory Leonarda Cohena, w tłumaczeniu Macieja Zembatego. Gitara i głos Gabrieli Kundziewicz dały nowe życie piosenkom „Oto jest” i „Na tysiąc pieszczot w głąb”.
Goethe powiedział, że w samoograniczeniu poznać mistrza- wspomniał Bogusław Sobczuk i dodał, co innego tak grać jak Gabrysia, a co innego wymiatać na gitarze przy ognisku. Dalej byliśmy świadkami kompetencji wykonawczych artystów przy kolejnych utworach. Usłyszeliśmy „Za horyzontem” w wersji angielskojęzycznej („Somewhere over the rainbow”), jedną z najważniejszych piosenek amerykańskich, która znalazła się w repertuarze takich sław muzycznych jak Ray Charles, Frank Sinatra, Eric Clapton, Jimmy Scott, Norah Jones, Queen, Céline Dion, Guns N’ Roses, czy Bob Marley oraz utwór Boba Dylana „Make you feel my love” w tłumaczeniu Dawida Gębali „Żebyś poczuł moją miłość”.
Kolejne spotkanie z cyklu „Przed premierą” 6 grudnia. Zapowiadamy i polecamy!
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk