Jak to dobrze, że Przegląd Piosenki Aktorskiej gra klasycznie i awangardowo, poszukuje nowych ścieżek i przypomina o starych szlakach. Dzięki temu każdy widz znajduje na festiwalu wydarzenia pasujące do jego temperamentu, aktualnego stanu bytu i upodobań.
Utwory Jerzego Wasowski w interpretacji młodych, szalenie uzdolnionych, pełnych energii i zaangażowania studentów zabrzmiały na Scenie Ciśnień Teatru Muzycznego Capitol dwukrotnie.
Doskonałe, minimalistyczne przedstawienie, utrzymane w barwach bieli i czerni wyreżyserowała Ewa Konstancja Bułhak. – Twórczością Mistrza Wasowskiego zafascynowana jestem od lat, ale ta praca jest dla mnie szczególna, bo zdecydowałam się opowiadać piosenkami Mistrza używając jednego instrumentarium: ludzkiego głosu, jego brzmienia i siły – zapowiadała wydarzenie reżyserka.
Światło, scenografia, ruch sceniczny, kostiumy i wielogłosowość – składały się na spójny obraz spektaklu skonstruowanego z niemal samych hitów Kabaretu Starszych Panów. Cudnie brzmiały w polifonicznych aranżacjach m.in. „Wróć, Luciu, wróć!”, „A ta Tola”, „Panienka z temperamentem”, „Szarp pan bas”, „Rzuć chuć”, „O Romeo”, „SOS”, „ Taka gmina”, „Stacyjka Zdrój”, czy „Muzykalny zastęp”.
Wasowski po bachowsku dał widzom PPA całą masę rozkosznych emocji. Twórcy „W.A.S.O.W.S.K.I / FOTOPLASTYKON” otworzyli przed nami świat jakości, czułości i wrażliwości. Utwory skomponowane przez Jerzego Wasowski w nowej, odkrywczej interpretacji wzbiły się na wyżyny subtelności żartu, jaką pamiętają niektórzy z występów Kabaretu Starszych Panów.
Oprac. dj Ole
scenariusz, reżyseria: Ewa Konstancja Bułhak
aranżacje, kierownictwo muzyczne: Olga Lisiecka
choreografia: Patrycja Grzywińska
scenografia, kostiumy: Kamila Bukańska
reżyseria dźwięku: Miłek Smyl
reżyseria światła: Karolina Gębska
Obsada
Karolina Gwóźdź – Julia; Olga Lisiecka – Lucy; Mary Pawłowska – Odchodząca; Wojciech Melzer – Gustaw; Tomasz Osica – Torrero; Mikołaj Śliwa – Tolo
Jeden z członków teatralno- kabaretowej grupy Mumio przyjechał na 44. Przegląd Piosenki Aktorskiej z nowym, solowym programem. „Basiński Band& Fiction” (na Dużej Scenie Teatru Polskiego) skupił wielbicieli absurdu i żartu w stylu ogórka niekiszka (spektakl sprzed kilku lat prezentowany na PPA), czy „Przybora na 102” z udziałem Magdy Umer, w którym utwory Kabaretu Starszych Panów owinięte w surrealistyczne improwizacje wznosiły się na wyżyny komicznego absurdu. Tym razem, także królował absurd, autoironia, strumień osobliwych skojarzeń, barwnych monologów, różnorodnych piosenek i pląsów. Dariusz Basiński mógł jednak dialogować tylko z publicznością, muzykami i postaciami, w które się wcielał.
Tymczasem, przez blisko dwie godziny Dariusz Basiński, bez współtwórców Mumio, tworzył obłędnie śmieszne narracje, śpiewał piosenki utrzymane w różnych stylach wykonawczych, grał na wszelkich instrumentach, które miał na wyciągnięcie ręki. Otoczony m.in. klawiszami, gitarą, puzonem, saksofonem bawił się ich dźwiękami i przetwarzał ich brzmienia. Stworzył widowisko bardzo zabawne, choć jak dla mnie trochę za długie. Śpiesząc się na kolejne wydarzenie festiwalowe, część widzów nie mogła dooglądać spektaklu i wychodziła z trakcie jego trwania, co oczywiście Dariusz Basiński zabawnie komentował.
W „Basiński Band & Fiction” wystąpili: Dariusz Basiński, Rafał Kierpiec, Nikodem Pospieszalski i Wojciech Świerczyna i publiczność- wybuchami śmiechu- komentująca opowieści i piosenki o śliniankach, o staniu na zielonym, o zawiłych relacjach międzyludzkich, o tym, co dotyka introwertyka, o kosmitach…
Mistrz pływania w oparach absurdu dobrze wypełnił czas festiwalowej publiczności, wprowadził ją w stan językowych zdziwień i surrealistycznych błądzeń myśli. To bardzo ciekawy stan bytu, który rozpalają u widzów PPA tylko świetni artyści.
O Mumio pisaliśmy już na łamach PIK-a – https://pik.wroclaw.pl/tag/mumio/
Oprac.dj Ole
W Dniu Poezji, 21 marca, w Teatrze Polskim, podczas 44. Przeglądu Piosenki Aktorskiej, z piosenkami Noblisty wystąpił Filip Łobodziński- dziennikarz, tłumacz, muzyk, badacz twórczości Dylana. (Tak, Filip Łobodziński to także jeden z bohaterów filmowej „Podróży za jeden uśmiech”, „Stawiam na Tolka Banana” i współtwórca Zespołu Reprezentacyjnego – niegdysiejszej grupy studenckiej znanej z przybliżania twórczości Brassensa). Obok znanego współtwórcy Zespołu Reprezentacyjnego piosenki Boba Dylana w tłumaczeniu wokalisty gościnnie zaśpiewali Muniek Staszczyk i Pablopavo (czyli Paweł Sołtys). Na scenie towarzyszył im zespół w składzie: Marek Wojtczak, Krzysztof Poliński, Tomasz Pfeiffer i Bartosz Łęczycki.
Koncert rozkręcał się powoli, całość przenikała jakaś nuta niepewności scenicznej połączona z bluesową nonszalancją i brakiem możliwości usłyszenia pełnego przekazu utworów. Nie wiem, czy nagłośnienie, czy maniera wokalisty nie pozwoliła mi na usłyszenie tekstów piosenek. Zapowiedzi artysty wydawały się być dość enigmatyczne, czytelne – chyba tylko dla znawców twórczości i biografii Noblisty (czyli dla samego wykonawcy).
Poza tym wieczór z Dylanem w tłumaczeniu i interpretacji Filipa Łobodzińskiego pozostawał w konwekcji dylanowskiej nuty, mógł się podobać i zadowolił fanów twórczości amerykańskiego piosenkarza, kompozytora, autora tekstów, pisarza i poety.
Oprac. dj Ole
W środę, 20 marca, na Dużej Scenie Capitolu w ramach 44. Przeglądu Piosenki Aktorskiej wystąpiła Karolina Czarnecka z zespołem. Artystka do swojego show zaprosiła gości. Na scenie pojawili się Małgorzata Ostrowska, O.S.T.R. i Wrona.
Festiwal rządzi się swoimi prawami i nie zawsze udaje się być na każdym wydarzeniu z gęstej siatki kalendarza PPA. Występ Karoliny Czarneckiej udało nam się zobaczyć we fragmencie.
Zauroczyła nas jej bezpretensjonalność i kontakt z publicznością, opowieść o śnie i próba przekonania widzów, żeby na spali. Ci, którzy nie spali mogli zobaczyć ślimaka, skrywanego w dłoni artystki. Gościnny występ Ostrowskiej i żywiołowe wtargnięcie na scenę Wrony wywołało gwizdy i okrzyki radości. Bisy podniosły z foteli publiczność Teatru Muzycznego Capitol.
Co prawda nie widziałam ślimaczka, ale też nie spałam.
„Freak show” Karoliny Czarneckiej było widowiskiem zaskakującym, nieprzewidywalnym pod względem formy, treści i realizacji. Można było się tego spodziewać po uczestniczce PPA, która w 2014 roku na festiwalu zaśpiewała piosenkę „Hera koka hasz LSD”. Znana jest także z performerskiej działalności, współtworzyła grupę teatralno-kabaretową Pożar w Burdelu, feministyczny zespół punkowy Żelazne Waginy i grasujący po Warszawie kobiecy Gang Śródmieście. Ma za sobą role filmowe, serialowe i dubbingowe.
Oprac. dj Ole
Jacek Bończyk otrzymałby ode mnie nie tylko licencję na lirykę, ale także na wzruszenia, certyfikat na artystyczny przekaz, nagrodę za sztukę interpretacji piosenki na najwyższym poziomie i w najlepszy sposób. Poprzez użycie minimalistycznych, ale różnych środków wyrazu, takich jak – komentarz, postawa ciała, wyraz twarzy, gest, gra na gitarach (nie wirtuozowska, umówmy się, raczej akompaniatorska, ale niedoskonałość w tej kwestii jest atutem, to nie jest koncert gitarowy, tylko pokaz sztuki interpretacji, sensów słów, przeżyć i wzruszeń).
Jacek Bończyk przyjechał do Wrocławia z programem „Licencja na lirykę”, którego motywem przewodnim jest mężczyzna refleksyjny. Człowiek, który nie boksuje się z życiem, bo znalazł dystans i odpowiedzi na ważne pytania. Mężczyzna dzieli się z nami swoimi przemyśleniami.
Jacek Bończyk piosenki układa wedle klucza wspomnieniowego, chronologii swoich fascynacji. Staszewski, Stachura, Kaczmarski, Ciechowski, Tuwim, na bis Młynarski – to ścieżka odwołań do bardów, i petów piosenki, którą prowadzi artysta. Jacek Bończyk śpiewa także swoje piosenki, które napisał dla innych artystów, m.in. Michała Bajora. Po mistrzowsku dotyka Tuwima, sięga po poezję z najwyższej półki i interpretuje utwory kanoniczne, jazzowo czaruje przy – „Pani pachnie jak tuberozy…” i wzrusza słowami -„Czy pamiętasz jak ze mną tańczyłaś walca…”, „A może byśmy tak najmilsza wpadli na dzień do Tomaszowa…”
Raz po raz Bończyk zaskakuje widzów doborem utworów. „Gdzie oni są, ci wszyscy moi przyjaciele”– pytał za Ciechowskim i prosił – „nie pytaj mnie o Polskę”. Śpiewa także piosenki skomponowane przez Jerzego Satanowskiego („Tango, żałobny sen jak po szarańczy”, „Biała lokomotywa” i „Za dalą dal”), siedzącego na widowni Sceny Ciśnień wrocławskiego Teatru Muzycznego Capitol podczas ich wykonywania.
Na koniec prezentuje utwory autorskie- „Wniebowzięci” o ludziach chwilowych, „W zamknięciu” -utwór inspirowany pandemią („Znowu się martwię, bo mi szarzeje trochę świat”), lirycznie ale stanowczo podkreśla – „nie zgadzam się na samotność we dwoje” .
Komentuje, że piosenek dla innych napisał tyle, że spokojnie wystarczyłoby na czteropłytowy album.
Opowiada o czasach swojej burzliwej młodości w Wałbrzychu, pomysłach na zostanie elektrykiem i górnikiem, o modzie na byciu poetą, braku śmiałości, żeby podejść do spotkanego na ulicy w Warszawie Jacka Kaczmarskiego…
Słowem, piosenką i interpretacją rysuje obraz nieidealnego człowieka, mężczyzny, który boksując się z życiem odnalazł sens i choć wydaje się mocno poharatany, idzie dalej z maksymą babci Marianny.
Znakomity zespół (Konrad Wantrych – instrumenty klawiszowe, Wojciech Gumiński – kontrabas, moog) współtworzył wieczór wzruszeń. Jacek Bończyk gra na kilku gitarach, jazzowa, akustyczna i elektroklasyczna przydają się do wywoływania odpowiedniego nastroju (akustyczną dostał w spadku po koledze Janie Jandze- Tomaszewskim i z jej udziałem wybrzmiewa utwór w tonacji dur).
Słowa piosenek w ustach artysty budują niezwykłą przestrzeń dla liryki, metafory i innych tropów stylistycznych, o których uczyliśmy się na polskim w szkole i już dawno zapomnieliśmy jak się one nazywały.
Słyszymy frazy: „Z tylu dróg przez życie, każdy ma prawo wybrać… źle” Staszewski, „To jest sprawa między mną, a mgłą” Stachura, „Znajdzie się słowo na każde słowo/ znajdzie się robak, na każdy owoc” Kaczmarski, „snom daj płynąć, a nie płonąć” – Kaczmarski …i wiele innych, które kołaczą się w głowie po udanym wieczorze z artystą w ramach 44. PPA.
Jego „introwertyczny stan” z licencją na lirykę przyjęliśmy owacjami na stojąco.
Oprac. do Ole
W 2023 roku w finale Konkursu Aktorskiej Interpretacji Piosenki drobna szatynka w czerwonych rajtuzach zaśpiewała po niemiecku pieśń o Mackiem Majchrze z „Opery za trzy grosze” i po polsku – autorską „Mgłę”. Jej występ docenili jurorzy i publiczność. Do Mariny Mashtaler trafiło wtedy kilka tukanów, m.in. Tukan Publiczności, Grand Prix i Nagroda Radia RAM.
Artystka przyjechała do Wrocławia z Ukrainy. Jest wokalistką, tekściarską, tłumaczką, polonistką i aktorką (przede wszystkim w eksperymentalnym teatrze Ej Aj).
„Kwit/квіт” to premierowy projekt zrealizowany w autorsko-wykonawczej współpracy z kompozytorem Johannesem Niehausem. Ukraińskie, polskie i niemieckie konteksty literackie i muzyczne łączą się tu z nieograniczonymi możliwościami syntezatorów i… nagraniami terenowymi, m.in. z Wrocławia- taką zapowiedź czytamy w programie festiwalu.
Podczas koncertowego wieczoru widzimy optycznie pięknie skomponowaną przestrzeń, którą ogrywają instrumentaliści, tancerki i wokalistka. Suknia z worka, improwizowany układ choreograficzny z widzami, kwietne obrazy… one budują wizualną przestrzeń koncertu Mariny Mashtaler. Motywem wiodącym są kwiaty, szkoda, że musimy zadowolić się tylko nimi, bo słowo jest nieco zamazane, nieczytelne dla uszu niektórych słuchaczy. Ale plastycznie jest pięknie.
Oprac.dj ole
reżyserka: Ada Tabisz
choreografki: Katarzyna Kulmińska, Paulina Bill Jaksim
artystka wizualna: Anna Szałwa
realizacja dźwięku: Piotr Gmerek
tancerki: Sofiia Onishchenko, Dominika Józefowiak, Martyna Rak, Józefina Kiełb
Wystąpią: Marina Mashtaler, Johannes Niehaus, Łukasz Pośpieszalski, Darek Bafeltowski, Piotr Budniak
„Nieobecność” w reżyserii Bogusława Sobczuka na 44. Przeglądzie Piosenki Aktorskiej była ucztą dla wielbicieli gatunku i klasyki interpretacji piosenki aktorskiej w czystej postaci.
Koncert utrzymany był w klasycznej konwencji interpretacji piosenki, z szacunkiem i niezwykłą atencją dla słowa i muzyki. Iwona Bielska, Mirosław Baka, Mikołaj Grabowski, Adam Woronowicz i Piotr Fronczewski (głos z offu) recytowali teksty niezapomnianych piosenek śpiewanych brawurowo kiedyś przez Ewę Demarczyk. Wiersze Juliana Tuwima, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Mirona Białoszewskiego, Wiesława Dymnego, Osipa Mandelsztama w tłumaczeniu Wiktora Woroszylskiego w ich ustach (i w ustach wokalistek śpiewających) wybrzmiewały ciszą, pauzą, szeptem, krzykiem i sensem.
Słowo, muzykę, muzykalność i interpretację znakomicie spajały w logiczną i czytelną całość śpiewające panie: Maria Wróbel, Agnieszka Przekupień, Anastazja Simińska i Wiktoria Wojtas oraz panowie w chórze Michał Badeński, Maciej Kokot, Krzysztof Wawiórko.
Improwizacje muzyczne kompozycji Zygmunta Koniecznego, Andrzeja Zaryckiego i Stanisława Radwana w wykonaniu zespołu muzyków pod kierunkiem Dawida Suleja Rudnickiego (przy fortepianie) i pod batutą Rafała Jacka Delekty znakomicie współpracowały ze słowem.
Minimalistyczna scenografia, odarta z nadmiaru bodźców, raczej symboliczna, trochę akademicka, ale dobrze pasująca do całości konceptu przykuwała wzrok drabinami i anielskimi skrzydłami. Czasem wydawało się, że wdrapujemy się po jej szczeblach (jeden z nich był złamany) drewnianych konstrukcji, żeby dotknąć świetności twórczości Czarnego Anioła. A czasem dekoracja przypominała uniwersyteckie wdrapywanie się ku wartościom, które symbolizuje orzeł w godle. A może to była przede wszystkim wzorcowa akademia ku czci wielkiej nieobecnej, Ewy Demarczyk, której wykonanie „Skrzypka Hercowicza” odtworzone zostało w finale koncertu na telebimie, w tle sceny. Puenta wybrzmiała wizualnym zaciemnieniem.
„Nieobecność” na 44. PPA była szarmanckim ukłonem w kierunku widzów stęsknionych za klasyką gatunku podaną w starej, dobrej, sprawdzonej formie .
Oprac. dj Ole
Pomysł, scenariusz, reżyseria: Bogusław Sobczuk
Scenografia, światło: Marek Grabowski
Aranżacje, kierownictwo muzyczne: Dawid Sulej Rudnicki
Dyrygent: Rafał Jacek Delekta
Występują: Iwona Bielska, Mirosław Baka, Mikołaj Grabowski, Adam Woronowicz, Piotr Fronczewski (głos), Maria Wróbel, Agnieszka Przekupień, Anastazja Simińska, Wiktoria Wojtas.
Chórek: Michał Badeński, Maciej Kokot, Krzysztof Wawiórko.
Norweska Kaizers Orchestra zagrała w poniedziałek na Dużej Scenie Capitolu. Na scenie oświetlanej z dużą starannością stały dwie metalowe beczki, w które od czasu do czasu uderzali artyści, w tle – dwa pianina, na których ballady wygrywał człowiek w masce przeciwgazowej siedzący przy lampie z abażurem. Niezwykły koncert artystów z Norwegii szybko rozkołysał publiczność 44. PPA.
Pozytywna energia, wyrazisty rytm, eklektyzm stylistyczny były dużym atutem występu grupy ze Skandynawii. Nikomu nie przeszkadzała forma pozbawiona ukrytych w słowie sensów (bo nawet jeśli były one ukryte w słowie, to chyba niewielu z nas potrafiło je usłyszeć i zrozumieć). Okazuje się, że sama forma wystarcza, żeby przeżyć udany wieczór. Kaizers Orchestra udowodniła, że można z powodzeniem cieszyć się harmonią dźwięków bez wnikania w dość enigmatycznie brzmiące słowa.
Liderami zespołu są wokalista Janove Ottesen i gitarzysta Geir Zahl. Panowie grają razem już ponad trzydzieści lat, tworzą fascynujący i sugestywny teatr piosenki. O ich wyjątkowości przekonała się publiczność 44. PPA podczas wieczoru w Capitolu.
Oprac.dj ole
Realizatorzy: Johan Berntsen, Øyvind Dahle, Rikart Jensen, Bjarte Solheim, Philip Lindfeldt, Eivind Haugen, Kristine Dahl, Helene R. Skadberg, Roar Aardalen
Występują: Janove Ottesen, Geir Zahl, Terje Winterstø Røthing, Helge Risa, Rune Solheim, Øyvind Storesund