Impart Centrum to nowe miejsce na mapie kulturalnej Wrocławia. Właściwie to stare, ale odnowione i zaadoptowane do nieco innych celów. Stara Filharmonia przy ul. Piłsudskiego od kilku lat nie przyjmowała gości. Co prawda byłam tak, jakiś czas temu, na świetnym występie chórów szkolnych, ale aktorów śpiewających nie widziałam tam dawno. Aż do wczoraj, czyli do 8 marca 2023 roku, kiedy to na odnowionej, teatralnej już, a nie orkiestrowej scenie stanął Marcin Januszkiewicz z zespołem.
Już po kilku taktach wszystko stało się jasne. Wrocław zyskał nową, świetną przestrzeń do słuchania muzyki. Marcin Januszkiewicz w programie „Osiecka po męsku” mógłby być ambasadorem smaku, szyku i klasy aktorskiej interpretacji piosenki. To, co zrobił z publicznością udaje się nielicznym. Talentem, muzykalnością, urokiem osobistym, mistrzostwem mądrego, sensownego i oryginalnego bycia na scenie połączonym ze skromnością i prawdą wykonawczą, którą pochłania się każdym porem skóry lub wbitym w fotel wzruszonym ciałem, ocierając skrycie łzy cieknące po policzku przy utworze „Wybacz mamasza”, zauroczył całą publiczność.
Marcin Januszkiewicz to postać, którą wrocławska publiczność zdążyła już poznać. Niejeden występ artysty podczas Przeglądów Piosenki Aktorskiej stawał się wydarzeniem, kompozytorskie umiejętności prezentował w „Liżę twoje serce”. Firlej gościł go na solowych koncertach. Za każdym razem było to spotkanie wyjątkowe, naznaczone piętnem profesjonalizmu, czułości i emocji. Marcin Januszkiewicz to aktor, wokalista, kompozytor i twórca tekstów. Jest m.in. autorem utworów Natalii Szroeder („Wszystko”), Dawida Kwiatkowskiego („Afraid”) czy Margaret („Nie chcę”). Od 2015 roku współpracuje z Piotrem Rubikiem.
Była obawa, czy podczas inauguracji nowej przestrzeni koncertowej, artysta zabrzmi jak przystało na znakomitego interpretatora. Okazało się, że sala i wykonawcy doskonale ze sobą współbrzmieli. Akustyka miejsca okazała się znakomita, a utwory Osieckiej w nowych aranżacjach wybitne. Aktor bawił się tekstem, swobodnie żonglował konwencjami muzycznymi. Rozpoczął od przeboju Maryli Rodowicz „Niech żyje bal” i przez kilka utworów utrzymywał publiczność w nastroju pełnym radości, optymizmu, a nawet żartu muzycznego. W połowie koncertu pogodny nastój powoli ustąpił miejsca bardziej refleksyjnej stronie wieczoru. Bisy zaś zaprosiły w świat utworów nie tylko Osieckiej , ale także Perfektu i Lady Pank.
Warto wspomnieć, że płyta „Osiecka po męsku” ukazała się jakiś czas temu nakładem wrocławskiego Wydawnictwa Luna i podobnie jak późniejsze projekty muzyczne Marcina Januszkiewicza z piosenkami Perfektu i Lady Pank gościła w moim odtwarzaczu często. Po środowym koncercie trafiła tam znowu i nic nie wskazuje na to, że coś lub ktoś ją zdetronizuje. Czego i Państwu życzę, niezależnie od faktu uczestniczenia w środowym koncercie czy też braku takiej możliwości.
Podczas koncertu w Impart Centrum Marcinowi Januszkiewiczowi towarzyszył zespół w składzie: Jacek Kita – instrumenty klawiszowe, Łukasz Czekała – skrzypce elektryczne, Bartek Alber – gitara. Brawo Panowie, to była znakomita Osiecka po męsku. Przyjmowałabym dożylnie przynajmniej raz w miesiącu, a nawet częściej.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
Jeremi Przybora odszedł 4 marca 2004 roku. Dziewiętnaście lat później wśród chaszczy i mokradeł księgarskich półek znalazłam literacką perełkę. Dzięki uprzejmości Wydawania Znak, dotarła ona do mnie w zgrabnym pudełku z nieznacznie zagiętym rogiem okładki. Klapnięte uszko (a właściwie wykręcone jakby do lepszego słuchania) syciło się aktorskimi wykonanymi utworów z Kabaretu Starszych Panów i dojrzewało do otwarcia. Myślę, że książki muszą się oswoić z miejscem, w którym będą czytane. Jak będzie im dobrze na biurku, to nie ma powodu, żeby uciekały

Jeremi Przybora „Wraz czyli bez. Opowiadania i listy z krainy nonsensu” wybrał i wstępem poprzedził Michał Rusinek, Wydawnictwo Znak
drzwiami i oknami do obcych i błądziły lub bujały w obłokach, jak myśli znudzonego czytelnika.
Zbiór opowiadań i listów Jeremiego Przybory wybrał i opatrzył go wstępem znakomity pisarz, literaturoznawca i tłumacz- Michał Rusinek (tak, tak, to On, były sekretarz Wisławy Szymborskiej i autor znakomitych książek o Noblistce). Pod tagiem Michał Rusinek znajdziecie niektóre artykuły i odnośne recenzje.
„Wraz czyli bez. Opowiadania i listy z krainy nonsensu” to znakomita pozycja, szalenie zabawna, cudownie staroświecko elokwentna. Z każdego zdania, frazy i dialogu wieje letnia, ożywcza bryza uroczego powabu Starszych Panów.

Jeremi Przybora „Wraz czyli bez. Opowiadania i listy z krainy nonsensu” wybrał i wstępem poprzedził Michał Rusinek, Wydawnictwo Znak
Pierwsza część publikacji składa się z krótkich opowiadań, w których spotykamy galerię jędrnych, metaforycznych, szarmanckich mężczyzn oraz pięknych, nieprzeciętnych kobiet, postaci niejednoznacznych, charakterystycznych, ale zawsze eleganckich; przedwojenna elegancka konfekcja językowa (mam nadzieję, że autor wyboru nie będzie na mnie krzyczał za to drobne przekręcenie). Swoją drogą, Michał Rusinek, wyjaśnia na wstępie: „Należę do osób wychowanych na Przyborze, czyli do całkiem sporego plemienia tak zwanych przyborian”. Trudno się nie zgodzić ze stwierdzeniem, że twórczość Pana Jeremiego może pomóc przetrwać nonsensy współczesnej rzeczywistości. W listach, czyli w drugiej części publikacji, czytamy o jakże ciekawych pomysłach na gołoledź i niesłychanych sposobach na sprawdzenie męskości u dentysty. Czytamy o cudnym pomyśle na Międzynarodowy Dzień Kobiet, czyli na MDK. „Przyjaciel zaproponował mi, że – w charakterze prezentu – wyniesie mi śmieci na śmietnik”. Godny polecenia wydaje się też pomysł hrabiego F. Wydaje on przyjęcie z powodu przejścia na emeryturę w Wytwórni Makaronów Dwujajecznych. To, że przeszedł na nią jesienią ubiegłego roku, nie świadczy o tym, że się spóźnił z przyjęciem. Wydał je po przejściu.
Pobrzmiewa mi tu mrożkowska fraza z równie znakomitych „Donosów”. Świetnie się czyta, równie znakomicie powraca do przeczytanych fragmentów. „Wraz czyli bez. Opowiadania i listy z krainy nonsensu”, teksty Jeremiego Przybory, wybrane przez Michał Rusinek – czytajmy nie tylko od święta, ale i bez okazji, okrągłych rocznic i jubileuszy.
tekst: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Audiobooki
Spektakl „Niepokój przychodzi o zmierzchu” na podstawie powieści Marieke Lucasa Rijnevelda w reżyserii Małgorzaty Wdowik od 3 marca w Centrum Sztuk Performatywnych Piekarnia. Wrocławski Teatr Pantomimy zaprosił do współpracy Roberta Bolesto scenarzystę m.in. „Córek dancingu”- filmu Agnieszki Smoczyńskiej i autora tekstu do spektaklu „Święta kluska”. Znając Wcześniejsze i późniejsze eksperymenty twórcze Agnieszki i Roberta mogliśmy się spodziewać oryginalnego sposobu przetworzenia literackiego pierwowzoru. Dodając do tego siłę wyobraźni i nieprzeciętne umiejętności aktorów z wrocławskiej Pantominy trudno nie spodziewać się interesującego przedstawienia.
Twórcy „Niepokoju…” proponują widzom oniryczny przepływ mrocznych scen, dynamiczne wątki, wizualne zaskoczenia, oswajanie się z dojrzałością, odchodzeniem, młodzieżowe eksperymentowanie, rodzinne traumy…
Słowa i zdania wyświetlane w tle sceny, na odrapanej ścianie, wwiercają się w głowę i prowokują do przemyśleń.
„Kiedy ludzie są wychłodzeni, trzeba ich traktować jak porcelanę. Najmniejszy dotyk może okazać się śmiertelny” (Marieke Lucas Rijneveld, Niepokój przychodzi o zmierzchu, na podstawie książki Marieke Lucasa Rijnevelda wydanej przez Wydawnictwo Literackie, tłumaczenie – Jerzy Koch).
Monstrualny, czarny palec wiszący nad białą podłogą (palec boży, albo palec grzebalec – jak mówi twórca rzeźb) towarzyszy postaciom w ich zmaganiach z rzeczywistością. Biały puch, w którym wydeptują swoje ścieżki i magiczne okręgi próbuje ocieplić, nieco zmiękczyć leżące i stojące w przestrzeni sceny czarne, śpiąco- nieżywe (jak mówi artysta) zwierzęta. Pies, kot, koń, królik… – to przejmujące artefakty przedstawienia stworzone z czarnych skarpet przez Jana Baszaka.
Ożywiona przez Agnieszkę Dziewę czerwona kurtka na długo zostaje w pamięci widza.
Elektroniczna muzyka współgra z opowieścią o dziewczynce i jej bliskich w świecie pogrążonym w żałobie. Przedstawienie jest niezwykle udaną próbą opowiedzenia o potrzebie odnalezienia sensu w śmierci, o dojrzewaniu i o końcu dzieciństwa.
Wrocławska Pantomima w spektaklu „Niepokój przychodzi o zmierzchu” w reżyserii Małgorzaty Wdowik wzbija się na wyżyny onirycznego mroku, z którym widz wychodzi z Piekarni do domu. Jak mrok trochę sczerstwieje pozostaje wizualne piękno, refleksje, cytaty, emocje, słowa…
oprac. do.
reżyseria MAŁGORZATA WDOWIK
scenariusz, adaptacja ROBERT BOLESTO
współpraca dramaturgiczna MAGDALENA KOMORNICKA
scenografia, reżyseria światła ALEKSANDR PROWALIŃSKI
kostiumy MAJA SKRZYPEK
muzyka AGATA ZEMLA
rzeźby JAN BASZAK
inspicjentka/pierwsza asystentka reżyserki KATARZYNA RADOMSKA
drugi asystent reżyserki PIOTR SOROKA
Obsada:
Agnieszka Dziewa, Karolina Paczkowska, Anna Nabiałkowska, Eloy Moreno Gallego, Jakub Pewiński, Artur Borkowski, Jan Kochanowski, Urszula Kuśnierz (gościnnie)
Wrocławski Teatr Lalek, na zakończenie ferii zimowych, zaproponował młodym widzom ( 8+) „Pinokia” na podstawie sztuki Pommerata, będącej współczesną interpretacją książki Collodiego.
Przedstawienie ciekawe, nieprzebodźcowane, czasem powoli sunie zgodnie z historią drewnianego pajacyka wystruganego przez Dżepetta, innym razem mknie po obrzeżach opowieści wystawiając Pinokia na pokusy współczesnego świata. Czaruje urokliwą, magiczną scenografią, kostiumami i pomysłem stworzenia chłopca z gąbki. Nawiasem pisząc w WTL-u był już jeden chłopiec z gąbki i zrobił furorę. Nie wiem, czy gąbczasty Pinokio dorówna popularnością Kaziowi, ale na pewno wzbudzi wiele kontrowersji. I trudno się dziwić, przecież opowieść Collodiego o krnąbrnym pajacyku, który kłamie, wpada w złe towarzystwo, nie ma ochoty słuchać taty, nie jest historią pisaną w różowych okularach o niebieskich migdałach i anielskich dzieciach. Tutaj za błędy płaci się srogo i boleśnie. Można trafić do więzienia, stracić nogi i majątek, zostać połkniętym przez wieloryba i być sprzedanym jako osioł.
„Pinokio” w reżyserii Agaty Kucińskiej to spektakl wymagający od rodziców specjalnego przygotowania swoich pociech do spotkania z bohaterami niełatwej emocjonalnie, nie tylko dla młodego widza, opowieści. Wrażliwcy, czyli dzieci orchidee, jak nazywa je dziś współczesna psychologia, mogą czuć trwogę oglądając oniryczną, groteskową scenę spotkania Pinokia z mordercami. Dzieci mlecze, czyli ci którzy doskonale radzą sobie w każdych warunkach, mogą nieźle się ubawić uciekając z pajacykiem i jego kompanem ze szkoły w krainę zabawy i używek.
Tworzywo, z którego Michał Dracz stworzył Pinokia i ogromną część scenografii cudownie dookreśla charakter postaci. Pajacyk chłonie wszystko jak gąbka, nie jest wystrugany z drewna, nie da się go heblować, ani ciosać, można za to dociskać i wyrzynać jak mokre, ociekające wodą spodnie wyjęte z zepsutej pralki. A może jego świat to takie urządzenie z defektem, które nie upierze już niczego jak należy. Na odzieży zostawi stare plamy lepszych i gorszych wspomnień.
Aktorzy zachwycająco zabierają widzów w świat magii teatru grupowo ożywiając dużą lalkę. Kostiumy budzą grozę i wesołość, a kiedy trzeba pozostają niewidoczne, ich czerń pozwala zgubić nadmiar treści i znaczeń.
Student trzeciego roku AST w roli tytułowej – to wyzwanie aktorskie, któremu nie każdy by sprostał. Krzysztof Kozak doskonale radzi sobie z gąbczastą rzeczywistością skacząc i biegając w miękkich, za dużych trzewikach. Jest wyrazisty i podoba się -nie tylko dziecięcym – widzom. Podobne odczucia wzbudza szalona Wróżka, w tej roli Kamila Chruściel oraz Mordercy i Oszuści, czyli znakomici – Radosław Kasiukiewicz i Piotr Starczak. Anna Makowska -Kowalczyk jako Zły Uczeń ustawia metronom przedstawienia na szybsze tempo i wprowadza żywe barwy do świata opowieści. Sceny w brzuchu wieloryba i w otchłani morza budzą fascynację widzów swoją plastycznością i magią świateł przygotowanych przez Alicję Pietrucką.
„Pinokio” w reżyserii Agaty Kucińskiej to nieobojętne, interesujące, piękne, okrutne, inspirujące do rozmów przedstawienie. Każdy widz, po oglądnięciu historii chłopca stworzonego przez aktorów, twórców i realizatorów Wrocławskiego Teatru Lalek, może dopisać jeszcze kilka innych przymiotników, które opiszą spektakl. Warto dać sobie na to szansę.
tekst i foto z próby: D.O.
W Pawilonie Czterech Kopuł można spotkać się twarzą w twarz z twarzą. Dobrze, że nie swoją, bo to raczej nie byłoby estetycznie przyjemne przeżycie szyte na miarę Muzeum Sztuki Współczesnej, tylko marna wizja samouwielbienia mająca swe źródło w narcystycznym punkcie widzenia.
Kuratorki wystawy „Twarzą w twarz”- Iwona D. Bigos i Małgorzata Micuła – zapraszają na ekspozycję czasową, która potrwa od 26 lutego do 4 czerwca. W Pawilonie Czterech Kopuł pokazane są prace blisko dwudziestu artystów z całego świata. Dlaczego, dla kogo i w jaki sposób ludzie na przestrzeni wieków rejestrowali wizerunki własne i cudze? Jakie zagrożenia dla wizerunku niosą dziś rozwój cyfryzacji, cybernetyki i bezkrytyczne korzystanie z nowoczesnych technologii? W jakiej kondycji jest współczesny człowiek? Jak bardzo zależny jest od technologii cyfrowych? – te i wiele innym pytań zadają pomysłodawczynie.
Prezentacja zbudowana jest wokół najważniejszych dla historii twarzy zagadnień: samoidentyfikacji, portretu, maski i twarzy syntetycznej. Można na niej prześledzić, w jaki sposób zmieniał się status ludzkiego wizerunku i jak wzrastała społeczna potrzeba jego rejestrowania oraz jak ewoluowały jej formy zapisywania. Na wystawie wyeksponowane są twarze m.in. namalowane, narysowane, wyrzeźbione, zamaskowane, przebrane, sfotografowane, wyretuszowane, wygenerowane i cyfrowe.
Zwiedzający oglądają autoportrety i portrety trumienne, które gloryfikowały twarz, maski pośmiertne, które w XIX w. stawały się nierzadko mieszczańskim bibelotem, oraz maski rytualne, opiekuńcze czy taneczne, które zapewniały kamuflaż, ale i zmianę tożsamości. Pokazane są dagerotypy – przykłady pierwszej komercyjnej techniki fotograficznej, która zrewolucjonizowała sposób patrzenia na świat i umożliwiła precyzyjne rejestrowanie wizerunków. Na wystawie nie brakuje także motywów współczesnych, związanych z generowaniem twarzy cyfrowych i syntetycznych.
Artyści i artystki, prac prezentowanych na wystawie „Twarzą w twarz” to m.in.: Zach Blas, James Bridle, Olaf Brzeski, Claude Cahun, Tomasz Dobiszewski, Omer Fast, Weronika Gęsicka, Waldemar Grażewicz, Janes Haid-Schmallenberger, Andrzej Karmasz, Katarzyna Kozyra, Herman Krone, Natalia LL, Stanisław Markowski, Nikodem Nowakowski, Joanna Rajkowska, Cindy Sherman, Katarzyna Szumska, Karolina Szymanowska, Dorota Walentynowicz, Andrzej Wasilewski, Gillian Wearing, Anna i Adam Witkowscy, Krzysztof Wodiczko, Ksawery Wolski oraz twórcy anonimowi.
Tematyczna ekspozycja sztuki współczesnej wzbudza zainteresowanie, zaciekawienie i szczególny rodzaj zaniepokojenia, które przeszywa zwiedzających oddających swoje twarze w „objęcia” twarzy obcych. To osobliwy rodzaj przeżycia możliwy do osiągnięcia tylko do 4 czerwca.
oprac. i foto. do.
Czytaliście i oglądaliście już „Pana Wyrazistego” Olgi Tokarczuk i Joanny Concejo? Najnowsza książka współtworzona przez noblistkę ukazała się nakładem wrocławskiego Wydawnictwa Formaty. Nie szukajcie jej wśród opasłych powieści rodem z „Ksiąg Jakubowych”, raczej pasuje jak ulał na półkę z poezją i albumami. Spotkanie z nią to chwilowe doznanie estetyczne i literackie, które można z powodzeniem multiplikować wielokrotną lekturą.
Pan Wyrazisty to postać literacko- plastyczna stworzona przez Olgę Tokarczuk i Joannę Concejo. Pewnego dnia, z powodu, prawdopodobnie, olbrzymiej ilości zdjęć robionych z narcystycznym popędem, traci swą wyrazistość. Wtedy zaczyna robić wszystko, żeby zamazane kontury oczu, ust i brwi odzyskały swój dawny blask. Wpada na pomysł kupienia nowego wizerunku. Na nową twarz wydaje oszczędności całego życia. Okazuje się jednak, że zadowolenie z zakupu szybko mija.
Opowieść w obrazkach ze skondensowanym testem, który niesie ze sobą wiele treści i sensów to lektura, w której poetycki sznyt łączy się z impresjonistyczną kreską i mistrzowsko puentowaną historią Człowieka- Każdego, stworzonego ze słów – przez Tokarczuk i z plam – przez Concejo, współczesnego Everymana.
„Pan Wyrazisty” Olgi Tokarczuk i Joanny Concejo świetnie współbrzmi z „Twarzą w twarz” – czasową wystawą sztuki współczesnej prezentowaną w Pawilonie Czterech Kopuł. Korespondencja sztuk wydaje się tu niezwykle udana i inspirująca. Trochę nasycona niepokojem, tak jak czasy, w których żyjemy.
oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Format.
Prace najbardziej znanych impresjonistów można podziwiać w Instytucie Systemów Energetycznych (obok Hali Stulecia, przy ul. Wystawowej 1) od 22 lutego. Edgar Degas, Paul Gauguin, Claude Monet, Pierre-Auguste Renoir, Henri Rousseau, Vincent van Gogh, Henri de Toulouse-Lautrec czy Paul Signac w wersji pobudzającej wiele zmysłów wypadają bardzo atrakcyjnie dla młodych entuzjastów sztuki, koneserzy zaś traktują to jak jeden ze sposobów na popularyzację malarstwa w świecie wszechogarniających multimediów.
Jednak nie da się zaprzeczyć, że wystawa robi wrażenie. Oglądanie wirujących balerin, wejście na most nad stawem, pochłanianie impresyjnego wschodu słońca i gwiaździstej nocy, spacerowanie po ulicach Paryża i wejście do portów… przy jednoczesnym siedzeniu na pufie lub podłodze w wielkiej, multimedialnej sali przynosi odprężenie i pigułę wiedzy o dziełach i ich twórcach.
Zanurzanie się w świecie obrazów i dźwięków XIX-wiecznej Europy staje się wielozmysłowym doświadczeniem. A to za sprawą innowacyjnej formy przedstawiania sztuki, dzięki technologii Digital Art 360, która łączy rzeczywistość ze światem cyfrowym, umożliwiając „wejście” w dzieło sztuki. Obrazy są wyświetlane na ogromnych ekranach o powierzchni powyżej 2000m2, uwydatniając śmiałe pociągnięcia pędzla najbardziej znanych artystów. W dynamicznym pokazie światła, koloru oraz dźwięku arcydzieła impresjonistów ożywają. Muzyka pozwala nam przenieść się np. do wiosennej Francji. Narracja lektora pomaga lepiej zrozumieć obrazy, które oglądamy. To dobre połączenie rozrywki z edukacją. Zanim wejdziemy do multisensorycznej sali możemy przeczytać biografie artystów. Ta część wystawy oferuje wierne kopie obrazów najbardziej znanych impresjonistów (w skali 1:1, olej na płótnie). Możemy tutaj oglądnąć XIX-wieczne fotografie, które uchwyciły sceny z życia artystów. W bliższym poznaniu wyeksponowanych dzieł pomaga audio-przewodnik aktywowany na własnym urządzeniu mobilnym. Zwiedzający mogą także zrobić sobie zdjęcie w instalacji stworzonej na potrzeby wystawy i wejść na mostek z ogrodu Clauda Moneta.
Wystawa jest znakomitą propozycją spędzenia kilku godzin w przyjemnym towarzystwie: wirtualnie- mistrzów malarstwa, a realnie – rodziny i przyjaciół. Spotkanie tych dwóch rzeczywistości powoduje u zwiedzających, najczęściej, wzmożone odczucie relaksu. To bardzo przyjemny i pożądany stan ducha, któremu nie powinniśmy przeszkadzać.
Ekspozycję można zobaczyć do 25 czerwca 2023r. Ceny biletów wahają się od 35 do 180 zł.
Oprac. do.
Zobacz też:
Premiera książki mrocznej, psychologicznej powieść o samotności i tajemnicach rodzinnych miała miejsce ósmego marca. Pod egidą Wydawnictwa MOVA weszła na rynek księgarski interesująca proza Michała Pawła Urbaniaka.

„Doll story” Michał Paweł Urbaniak, Wydawnictwo Mova
Wolfgang Rajchert mieszka z apodyktyczną matką oraz wycofanym ojcem. Jest nastolatkiem inteligentnym i wrażliwym, ale niestety okaleczonym społecznie – przez problemy zdrowotne nie może wychodzić na zewnątrz. Nie uczęszcza do szkoły, więc brak mu kolegów. Gdy dowiaduje się o projekcie społecznym, w ramach którego dzieci w trudnej sytuacji materialnej można zatrudnić w charakterze przyjaciół, dostrzega w nim nadzieję na poprawienie swojej sytuacji. Nakłania rodziców do zatrudnienia takiej Maskotki i w ten sposób w domu Rajchertów pojawia się Mariusz.
Choć na początku wszystko wydaje się idealne, szybko okazuje się, że zaproszenie Mariusza do domu Rajchertów niesie za sobą nieprzewidziane konsekwencje. Tak, jak Wolf był spragniony towarzystwa, tak Mariuszowi marzyła się rodzina. Wygląda na to, że oba marzenia mają bardzo wysoką cenę. Czy któreś z nich się spełni?
Michał Paweł Urbaniak po raz kolejny serwuje swoim czytelnikom głęboko psychologiczną powieść i pokarm dla literackiej duszy. Z charakterystyczną sobie wrażliwością ubiera świat w słowa i obrazy, które na długo pozostają z czytelnikiem.

„Doll story” Michał Paweł Urbaniak, Wydawnictwo Mova
O autorze:
Michał Paweł Urbaniak – prozaik, krytyk literacki, nauczyciel kreatywnego pisania. Publikuje teksty m.in. w „artPAPIERZE”, „Fabulariach”, „Nowych Książkach”, „Śląsku”, „Twórczości”, „Akcencie”, czy w „Post Scriptum”. Miłośnik kotów, psów, starych fotografii i tajemnic genealogicznych. Fascynują go mroczne strony pozornie zwyczajnego życia. W Wydawnictwie MOVA ukazały się dotąd dwie jego książki: „Lista nieobecności” (2019) i „Niestandardowi”(2021).
oprac. do.
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa MOVA.