W połowie czerwca nakładem oficyny Znak ukazała się książka „Uzależnieni od lęku. Jak porzucić nawyk niepokojenia się” Owena O’Kane w tłumaczeniu Matyldy Biernackiej.
Czytam ją uważnie, bez pośpiechu, często wracam do wybranych fragmentów…i co z tego wynika? Zauważam wpływ na moją codzienność. Czy Państwo też doświadczą wpływu, tego nie wiem, ale warto spróbować dać się ponieść fali doświadczenia czytelniczego z autorem „Uzależnionych od lęku”. Nic nie tracimy, możemy tylko zyskać.
Autor popularnonaukowej publikacji o charakterze poradnikowym, Owen O’Kane, jest psychoterapeutą z wieloletnim doświadczeniem, jednym z najpopularniejszych i cieszących się największym zaufaniem ekspertów z zakresu zdrowia psychicznego w Wielkiej Brytanii. Dorastał w Belfaście w czasach konfliktu w Irlandii Północnej, co zainspirowało go do podjęcia się pracy z ludźmi dotkniętymi traumami i zaburzeniami lękowymi. Jest autorem bestsellerowych poradników wydanych w ponad 30 językach.
W książce „Uzależnieni od lęku. Jak porzucić nawyk niepokojenia się” czytamy, że lęk to normalna rzecz. Jako sygnał alarmowy może być przydatny. Ale kiedy zaczyna dyktować nam, jak mamy żyć, pojawia się problem. A co się stanie, jeśli uzależnimy się od niego i ugrzęźniemy w błędnym kole zasłaniania się niepokojem, unikania wyzwań i ludzi, odkładania wszystkiego na później? A może będziemy twierdzić, że ciągłe odczuwanie lęku zapewni nam bezpieczeństwo? Jest sposób na przerwanie tej pętli. Psychoterapeuta Owen O’Kane proponuje ciekawe rozwiązania problemu. Opisuje, jak rozpoznać, co wyzwala nasze stany lękowe, jak uwolnić się od wyuczonych reakcji i mechanizmów obronnych, jak bronić się przed nawrotami lęków.
Poradnik czyta się dobrze. Odkrywa on mechanizmy zarządzania lękiem używając do tego jasnego i zrozumiałego języka. Do niektórych jego fragmentów powraca się bez obarczania siebie niemocą czytelniczą. Autor jasno opisuje źródło problemu, metody na przełamanie schematu, możliwości na odzyskanie życia i sposoby na zapobieganie nawrotom lękowego ja.
Zaopiekuj się swoim lękowym ja i na nowo przejmij stery we własnym życiu!- wzywa wydawca z okładki niewielkiej książki.
Sensowne żeglowanie po oceanie życia bez świadomego lub nieświadomego lęku wydaje się kuszącą perspektywą. Zatem zachęcam do lektury, nie tylko podczas wakacyjnego pławienia się w uzależnieniu od odpoczynku.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
„Krawiec” to tytuł nowej powieści Vincenta V. Severskiego, byłego oficera polskiego wywiadu, znanego również jako Severski. Wcześniej zasłynął on serią „Nielegalni”, na podstawie której powstał serial. Autor, bazując na swoim wieloletnim doświadczeniu w wywiadzie, tworzy realistyczne i porywające thrillery szpiegowskie. Czy „Krawiec” okaże się równie interesującą propozycją czytelniczą?
Akcja najnowszej książki Severskiego rozgrywa się w 2003 roku w Polsce i w Czarnogórze. Wtedy Polska przygotowywała się do wejścia do Unii Europejskiej. Głównym wątkiem jest śledztwo w sprawie rosyjskiego agenta, które prowadzą Roman Leski i Monika Arent, młoda pracownica wywiadu.
W opisie czytamy.
Rok 2003. Polska stoi u progu historycznej decyzji o wejściu do Unii Europejskiej, a w cieniu oficjalnej polityki trwają przygotowania do operacji „Iraqi Freedom”. Gdy w Warszawie pojawia się rosyjski agent, polski kontrwywiad rusza do akcji. Śledztwo prowadzi do młodej kobiety zatrudnionej jako opiekunka u premiera Feliksa Wirskiego.
Szef wywiadu powierza tę sprawę Romanowi Leskiemu oraz Monice Arent, która dopiero rozpoczyna służbę. Tymczasem w Budvie nad Adriatykiem działa tajny zespół MI6. Na luksusowych jachtach spotykają się rosyjscy oligarchowie, którym przewodzi miliarder Aleksander Gierman. Ich celem jest opracowanie planu obalenia prezydenta Rosji.
W Londynie napięcie rośnie – do akcji wkraczają agenci MI6, Martin i Ray. Trop prowadzi ich do Warszawy, gdzie ślad rosyjskiego szpiega okazuje się znacznie bardziej niebezpieczny niż przypuszczali. Wspólnie z polskim wywiadem wyruszają do Czarnogóry, by rozwikłać zagadkę, która z każdym krokiem wciąga ich głębiej w świat zdrad, fałszywych tożsamości i wyścigu z czasem.
„Krawiec” to na pewno książka dla fanów narracji tworzonej przez Severskiego, to także świetna propozycja dla zwolenników powieści szpiegowskich. Wszystkim, którzy wolą poetyckie strofy czytane w hamaku pod lipą z głową bujaną letnim wiatrem – nie polecam. Mroczny świat silnie kontrastuje z wakacyjnym nastrojem błogości.
Oprac. do.
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarna Owca.
W trzecim tomiku serii „Miniatury o sztuce” wydanej nakładem oficyny Smak Słowa znajdziemy esej Griseldy Pollock – wybitnej historyczki sztuki i feministki, poświęcony twórczości Gauguina. To nie jest łatwa lektura. Książka jest pięknie wydana i cieszy oko reprodukcjami słynnych obrazów francuskiego malarza, ale jej wnikliwe czytanie z pełnym zrozumieniem, zwłaszcza dla kogoś, kto szuka lekkiej wakacyjnej lektury, może okazać się sporym wyzwaniem.
Autorka, Griselda Pollock, stawia trudne pytania dotyczące odmienności kulturowej, płciowej i etnicznej. Porusza także tematy rasizmu i słynnych podróży Gauguina na Tahiti. Skłania do głębokiej autorefleksji.
Styl tłumaczenia jest dość specjalistyczny i raczej przeznaczony dla znawców tematu. Niedzielni czytelnicy mogą spokojnie skupić się na podziwianiu obrazów i czytaniu szczegółowych podpisów, które same w sobie są cennym źródłem informacji. Również przypisy stanowią kopalnię wiedzy o dziełach i życiu twórcy.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Smak Słowa.
Przełomowa, poruszająca i wciąż aktualna…- 18 czerwca, nakładem wydawnictwa Znak Literanova ukazała się książka „Źródło samotności” Radclyffe Hall w znakomitym przekładzie Agaty Ostrowskiej. Nowe wydanie zostało uzupełnione o przedmowę Renaty Lis, która spojrzała na tę literacką perłę z nowej perspektywy.
Radclyffe Hall stworzyła pierwszą powieść saficką, która wstrząsnęła opinią publiczną i wzbudziła liczne kontrowersje. Po premierze w 1928 roku książka została zakazana w Wielkiej Brytanii za obsceniczność, mimo że nie zawiera ani jednej sceny erotycznej. „Źródło samotności” zyskało status powieści kultowej, a po latach powraca w doskonałym przekładzie Agaty Ostrowskiej.
Stephen Gordon dorasta w arystokratycznym domu, uwielbia jazdę konną po malowniczych wzgórzach Morton, doskonale włada szpadą i marzy, by być jak młody admirał Nelson. Tylko że… jest dziewczynką, która stopniowo odkrywa swoją fascynację kobietami. Choć pozycja i majątek rodziny zapewniają jej wiele przywilejów, w surowym purytańskim społeczeństwie nie ma miejsca dla kogoś takiego jak ona. Gdy Stephen, zauroczona młodą sąsiadką, niemal doprowadza do skandalu, musi opuścić rodzinną posiadłość. Tak rozpoczyna się jej podróż w poszukiwaniu własnej tożsamości, artystycznej wolności, prawdziwego uczucia i miejsca, w którym będzie mogła być w pełni sobą.
Takie oto zapowiedzi krążą po bezkresnym internecie i kuszą potencjalnych czytelników. Ja też dałam się skusić. Pokaźny tom znalazł już swoje miejsce na biurku i dojrzewa do rozpoczęcia lekturowej przygody. Czy okaże się godny poświęcenia mu dużo cennego czasu? Zobaczymy.
Sylwia Hutnik twierdzi, że kultowa lesbijska powieść, dzięki wnikliwemu tłumaczeniu Agaty Ostrowskiej, stworzyła trzymający w napięciu obraz relacji międzyludzkich.
Faktem jest, że powieść powstała w latach dwudziestych ubiegłego wieku i jest świadectwem swoich czasów, dlatego znalezienie odpowiedniego języka pasującego do obecnych czasów było dużym wyzwaniem translatorskim.
Zaczynam czytać. Pierwszy problem – mała czcionka. Trudno, spróbuję raz jeszcze, jak będę lepiej widziała. Odkładam na lepszy czas, lepsze oświetlenie, mniej zmęczone oczy. Podejście numer dwa- zmęczone oczy, ale lepsze oświetlenie. Okazuje się, że dla mnie, powieść nie ma łatwego „progu wejścia” w lekturową przyjemność. Rozległość fabularna powoduje u mnie potknięcia, zagubienia wśród ilości imion postaci. „Próg wejścia” wymaga podniesienia nogi na pewną wysokość, która jest w tej chwili dla mnie nieosiągalna. Wybijam się raz jeszcze i okazuje się, że nawet błądzenie po fragmentach powieści okazuje się ciekawym zajęciem. Fragmentaryczność i pobieżne łapanie wątków daje chwilowe oderwanie od realności i zajęcie myśli fabularnym światem wykreowanym przez autorkę.
Przeczytajcie sami i przekonajcie się, czy znajdziecie swoją drogę do „Źródła samotności”.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Jest romans byłej żony, romans byłego męża, romans studentki, romans córki. To Łatwo nie będzie Claude’a Islerta, komedia której bohaterowie nie mają rzeczywiście lekko… Bo pan profesor (matematyki zresztą) Eduardo jest o bardzo (a jak się potem okazuje bardzo, bardzo?) wiele lat starszy od Sarah, kochanej i kochającej go dziewczyny, która za wszelką cenę chce poprowadzić go do ołtarza. Bo Marion, pani profesorowa (była…) też z wiekiem swego ukochanego metrykalnie się nie zgadza, a i trzecia para – młodziutka córka profesora Julia, i starszawy Marco, nibyelektryk, ma ów „wiekowy” problem… Wybucha też – komedia omyłek! – problem, czy pana profesora z panem nibyelektrykiem coś erotycznie nie łączy?
Czyli komedia, a problemy dużej wagi… Akcja toczy się wartko, bohaterowie starają się rozplątać życiowe splatania, ale naprawdę łatwo nie jest, ale – paradoksalnie – im bohaterom trudniej, tym widzom radośniej.
Na scenie występuje Ola Zienkiewicz jako Julie, Maciej Tomaszewski jako Edouard, Lucyna Szierok-Giel jako Sarah, Marian Czerski jako Marco, Małgorzata Sadowska jako Marion.
Czas trwania: 100 minut
Zobacz też:
Łatwo nie będzie, ale będzie śmiesznie | premiera we Wrocławskim Teatrze Komedia
W ramach VI Festiwalu Dramatu „Strefy Kontaktu” organizowanego przez Miasto Wrocław i Wrocławski Teatr Współczesny udało mi się zobaczyć i wysłuchać czytania performatywnego sztuki Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk pt. „Kapitan”. Forma, rodzaj ekspresji i sposób na czytanie tekstu współczesnej sztuki, którą zaproponowali w WTW pobudza wyobraźnię, inspiruje i daje poczucie satysfakcji z przeżycia teatralnego i literackiego. Tekst dramatu „Kapitan” został napisany specjalnie na tegoroczny konkurs dramaturgiczny i zakończył jego szóstą edycję.
Warto wspomnieć, że pierwszy Konkurs odbył się w ramach programu Europejskiej Stolicy Kultury – Wrocław 2016. Od tego czasu jest on organizowany jest w trybie biennale. Nagrodami przyznawanymi przez Komisję Artystyczną WTW są sceniczne realizacje wybranych sztuk. Z nadesłanych na Konkurs utworów dramatycznych powstało już na polskich scenach 27 spektakli teatralnych oraz telewizyjnych.
Teksty wszystkich sztuk wystawianych na scenach WTW w ramach Festiwalu można przeczytać. Są one dostępne na stronie Strefy Kontaktu. Konfrontacja z subiektywnym, czytelniczym wyobrażeniem i sceniczną realizacją reżyserską sztuki przynosi ciekawe przeżycia odbiorcze, które rozwijają postrzeganie zjawiska teatru.
Nie inaczej było w przypadku czytania performatywnego sztuki Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk pt. „Kapitan”. Siedemdziesiąt minut w towarzystwie znakomitych aktorów WTW, którzy dyskretnie czytając tekst z monitorów ustawionych na Dużej Scenie, potrafili wyczarować minimalistyczne, pełne subtelnych znaków, dynamiczne, nasycone skrajnymi emocjami przedstawienie, było niezwykle inspirującym spotkaniem ze sztuką. Należy wyróżnić tu całą obsadę czytania, a należeli do niej: Anna Błaut, Krzysztof Boczkowski, Rafał Cieluch, Zina Kerste, Anna Kieca, Maciej Kowalczyk, Przemysław Kozłowski, Tomasz Leszczyński (muzyka na żywo), Ewa Niemotko, Ewelina Paszke-Lowitzsch, Miłosz Pietruski, Beata Rakowska, Dominik Smaruj, Jolanta Solarz-Szwed, Tomasz Taranta, Maciej Tomaszewski oraz Krzysztof Zych.
„Kapitana” wyreżyserował Marcin Liber, zaś muzykę na żywo tworzył Tomasz Leszczyński. Sztuka opowiadała o balu rozbitków. Była osadzona w kontekstach filmowego „Titanica” Jamesa Camerona i „Rejsu” Marka Piwowskiego. Konwencja i stylistyka literacka nawiązywała także do „Trans-Atlantyku” Witolda Gombrowicza. Twórcom i realizatorom „Kapitana” udało się groteskowo połączyć humor z absurdem i grozą katastrofalnej sytuacji. Każdy z bohaterów historii stawał się ucieleśnieniem polskiej paranoi.
Jedna z postaci – Człowiek Zabawa- metaforycznie grzechotała kamieniami, które nosiła w sobie, po stracie żony. Na statku zorganizowano Festiwal Śmierci z konkursami funeralnymi, cmentarnymi i makabrycznymi np. Kto w minutę zapali najwięcej zniczy?, Kto najszybciej wykopie grób? Identyfikacja zwłok w kostnicy, teamy dwuosobowe… Matka Kapitana, którą syn zabrał w rejs bez jej woli wygłosiła monolog brzmiący tak:
Umieraj, synu wyrodny, łachudro. Kto cię prosił, żeby mnie w ten rejs zabierać? Po coś mnie z domu na statek ściągał? Czyś mnie pytał o zdanie? Ja w domu być chciałam, pod filodendronem siedzieć, pod jabłonką leżeć, a nie tułać się po oceanach, zakneblowana, w niewoli, na wózku, z pielęgniarką sadystką-nimfomanką, która się teraz gzi z mężem, a ty jej tyle pieniędzy płacisz?! Kto ci dał prawo za mnie decydować? Ty… To ty jesteś diabłem kosmatym…
Równie ciekawy, co absurdalny i humorystyczny okazał się konkurs na najpiękniejsze opisy śmierci w literaturze polskiej i następujący zaraz po nim przerażający monolog Adeli, postaci z widowni, opowiadającej o traumatycznym doświadczeniu swojej babci.
Tragedia i żart, groteska i dramat plotły historię „Kapitana”, który nie pozwalał ani na chwile oderwać myśli i wzroku od przedstawianych na scenie wydarzeń. Zdarzały się też złote myśli typu „osiągnięcie dna to łaska”.
Czy czytanie performatywne „Kapitana” z udziałem znakomitych aktorów WTW mogłoby znaleźć się w repertuarze spektakli wystawianych w kolejnym sezonie artystycznym? Pytam, bo zdecydowanie warto byłoby zobaczyć tę realizację raz jeszcze.
Oprac. do
fot. z próby | F. Wierzbicki
„Po mojemu” taki tytuł nosił koncert Agnieszki Oryńskiej zaprezentowany na Scenie Ciśnień wrocławskiego Teatru Muzycznego Capitol podczas I Festiwalu Artystek i Artystów Capitolu. Był to ostatni akcent festiwalowych wydarzeń trwających od 24 do 28 czerwca. W ciągu tych pięciu kolejnych dni w teatrze przy Piłsudskiego lub obok niego odbywały się koncerty, spotkania, rozmowy, wystawy, rozgrzewki dla ciała, głosu i umysłu. Twórczy ferment, którym inspirowali artyści widzów nieśmiało promieniował na cały Wrocław i budził skojarzenia z raczkującym Przeglądem Piosenki Aktorskiej, który wyrósł na dorosłego 45 latka i dziś – wiosna bez tukaniego wdzięku i bez pamięci o Jonaszowych ogrodach to nie wiosna, tylko namiastka ożywczego wybuchu twórczej zieloności. Upss, chyba mnie poniosło, ale to efekt oddziaływań Artystów i Artystek I Festiwalu AiAC.
Zatem do rzeczy, a raczej wypadałoby napisać do twórczości, bo to, czego słuchaliśmy w sobotę wieczorem nie miało nic wspólnego z zawodem tragarza.
Projekt „Oryńska – po mojemu” to nieznana dotąd odsłona działalności Agnieszki Oryńskiej – aktorki związanej od lat z Teatrem Muzycznym Capitol we Wrocławiu, w którym gra w wielu spektaklach. Program jej premierowego recitalu to w większości całkowicie nowe, nigdy wcześniej niewykonywane kompozycje Artura Lesickiego z tekstami Łukasza Pawłowskiego.
W programie wydarzenia czytamy:
Te piosenki to opowieści mieniące się różnymi barwami i zawsze mówiące o sprawach ważnych, łączące sztukę aktorską z muzycznym wyrafinowaniem, profesjonalizmem i energią wykonawców. Koncertową odsłonę recitalu dopełniają klasyczne utwory największych autorów polskiej piosenki: Grzegorza Wasowskiego i Jeremiego Przybory, Jonasza Kofty oraz Katarzyny Nosowskiej, które pojawiają się w całkowicie nowych aranżacjach.
Oprócz zapowiedzi organizatorów można jeszcze dodać, że to nieprzeciętne interpretacje aktorskie, czułe śpiewanie z niezwykłą dbałością o przekaz, to jazz w wysublimowanej formie pozostający w dużej wrażliwości na słowo, rezygnujący z głośnych popisów solowych i sekcji perkusyjnej w składzie. Programu „Po mojemu” słucha się z niezwykłą przyjemnością i wyruszeniem. Myślę, że z powodzeniem mógłby on wejść na stałe do repertuaru Capitolu, podobnie jak recital „Nie ma” Justyny Szafran, „Czary Baltazary” Emose Uhunmwangho i Skrzypotrąb oraz „KochaNieKochaNie” Cynamonowego Ogrodu Alberta Pyśka.
W projekcie muzycznym Agnieszki Oryńskiej wystąpili znakomici instrumentaliści: Artur Lesicki (gitary), Łukasz Bzowski (instrumenty klawiszowe), Piotr Mazurek (kontrabas).
Sobotnie spotkanie po koncercie z artystką – Agnieszką Oryńską i gitarzystą – Arturem Lesickim (kompozytorem, prywatne mężem Agnieszki Oryńskiej) z dziennikarską ciekawością i wyczuciem smaku poprowadziła Magda Piekarska.
Oprac. i fot. Do