Weronika Szczawińska znana z reżyserii m.in. z „Niewidzialnego chłopca”, „Genialnej przyjaciółki” i „Miejskiego prasiarza” zrealizowanego we Wrocławskim Teatrze Współczesnym spotkała się ze studentami IV roku Wydziału Aktorskiego. Efektem twórczej pracy stało się minimalistyczne, pobudzające wyobraźnię przedstawienie dyplomowe inspirowane powieścią Ursuli K. Le Guin, w przekładzie Agnieszki Sylwanowicz „Słowo las znaczy świat”.
Spektakl plastycznie urzeka dbałością o szczegóły, dźwiękowo przyciąga uwagę magią wydawanych przez aktorów odgłosów natury. Relaksacyjno- medytacyjny puls zakłócany jest przez dramatyczne zdarzenia ludu zielonych humanoidów.
Warto zobaczyć.
Scenariusz i reżyseria: Weronika Szczawińska, Piotr Wawer jr
Scenografia i kostiumy: Gabriela Błaszyńska | ASP
Asystent reżyserów: Bartłomiej Kalinowski
Występują: Filip Gołąb, Agata Grzymała, Mikołaj Hajduk, Filip Kempiński, Jan Litvinovitch, Paula Stępczyńska.
oprac.do.
„Kartoteka rozrzucona. Fotograficzna podróż z Różewiczem” to przepiękna książka, wydana z maestrią i atencją do szczegółów, szyta czarną nicią i wzmocniona materiałowym grzbietem. Album Adama Hawałeja pod redakcją Dawida Skrabka, który 4 października – w kilka dni przed rocznicą 100-lecia urodzin Tadeusza Różewicza – trafi do księgarń ku radości czytelników może cieszyć oko nie tylko miłośników twórczości poety i dramaturga.

Adam Hawałej „Kartoteka rozrzucona. Fotograficzna podróż z Różewiczem”, Wydawnictwo Warstwy
Album prezentuje unikalne fotografie autorstwa Adama Hawałeja, który towarzyszył próbom zespołu teatralnego przygotowującego się do premiery Kartoteki rozrzuconej w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Poznajemy w ten sposób nową twarz Tadeusza Różewicza – nie tylko poety, pisarza i dramaturga, ale także reżysera, wcielającego swoje literacko-teatralne koncepcje w sceniczne życie.
Książkę otwiera wywiad, w którym autor zdjęć tak podsumowuje swoją pracę: „Ponieważ obchodzimy stulecie urodzin Różewicza, często sięgam do zdjęć, które miałem możliwość mu zrobić. Przy tej okazji odkrywam również siebie jako fotografa. Myślę, że przy »Kartotece rozrzuconej«, mimo trudnych warunków technicznych, niewiele mi umknęło. Fotograf żyje chwilą. To, co udaje mu się pochwycić w locie, jest niepowtarzalne i szybko zaciera się w pamięci. Przyjemnie jest myśleć, że dzięki zdjęciom, zrobionym podczas prób »Kartoteki rozrzuconej«, tamte chwile nadal żyją, choć dziś są już częścią historii: mojej z Różewiczem, ale także teatru i literatury”.

Adam Hawałej „Kartoteka rozrzucona. Fotograficzna podróż z Różewiczem”, Wydawnictwo Warstwy
Adam Hawałej jest fotografem i fotoreporter. Urodził się w 1945 r. w Turce nad Stryjem, wychował w Szczytnej koło Kłodzka. W 1966 r. rozpoczął pracę jako fotograf u Konserwatora Zabytków we Wrocławiu, a w 1972 r. został fotoreporterem Centralnej Agencji Fotograficznej. Po jej likwidacji związał się z Polską Agencją Prasową, gdzie pracował do 2012 r. Zajmował się głównie fotografią prasową w regionie Dolnego Śląska, ale dokumentował także wydarzenia w kraju i poza jego granicami. Przez wiele lat fotografował realizacje teatralne Henryka Tomaszewskiego, Jerzego Grotowskiego, Jerzego Grzegorzewskiego i Tadeusza Różewicza. Jest m.in. autorem albumu z fotografiami teatralnymi Teatr Polski gra (1996), a także publikacji dotyczącej problematyki osób niepełnosprawnych Wrocław bez barier (2006). W 2011 roku opublikował wybór unikalnych fotografii Różewicz, a w 2016 książkę Śmietnik z serią zdjęć dokumentujących happening z 1989 roku. Mieszka we Wrocławiu.
Wrocławskie wydawnictwo Warstwy słynie z niezwykłej dbałości o estetyczną formę wydawania swoich publikacji. Przyjemność z posiadania i dotykania Warstwowy książek często równa się przyjemności z ich czytania i oglądania. Nie inaczej jest tym razem.
oprac. do.
Czasy wojenne. Tak ważne, a jednak rzadko mówi się o nich w życiu codziennym. W końcu wojna to zwykle niezbyt przyjemny temat do poruszenia. Wspominanie tych nieszczęśliwych dla Polski (i nie tylko) czasów może być dość przygnębiające, ale myślę, że powinniśmy skupić się na tej ciekawej, poruszającej i wzbudzającej podziw stronie. Ci, którzy walczyli o naszą niepodległość zasługują na to, by o nich pamiętać i opowiadać o ich przeżyciach kolejnym pokoleniom. Chciałabym zauważyć też, że kiedy już faktycznie mówimy o osobach, które brały udział w wojnie, zwykle chwali się samych mężczyzn, a przecież kobiety także tam były, również to wszystko przeżyły i, tak samo jak panowie, ryzykowały życiem dla ojczyzny. Dlatego w tym tekście chciałabym powiedzieć nieco na temat książki „Waleczne z gór” autorstwa Agaty Puścikowskiej.

„Waleczne z gór. Nieznane historie bohaterskich kobiet” Agata Puścikowska, Wydawnictwo Znak
Mimo, że mało interesuję się historią, a moją uwagę dość ciężko przykuć utworami literackich, muszę przyznać, że „Waleczne z gór” nie miały najmniejszego problemu z zaciekawieniem mnie. Jest to książka niesamowicie wciągająca, posiada także walor edukacyjny. Myślę, że spodoba się każdemu, nawet jeśli czytelnik nie jest zafascynowany czasami historycznymi. Pozycja ta bowiem, napisana jest w taki sposób, iż nawet jeśli jakiś fragment nie przypadnie nam do gustu, można go po prostu pominąć (chociaż osobiście uważam, że jeśli czytamy o konkretnej osobie, warto przestudiować całość!). Muszę też przyznać, że dla tych, którzy nie są miłośnikami literatury, te kilkaset stron może wydawać się nieco przerażające, a wręcz odpychające, ale szczerze powiem, że książka napisana jest w sposób przyjemny i w miarę szybko się ją czyta.
Wszystkie historie zawarte w „Walecznych z gór” są wspaniałe, jednak najbardziej poruszyła mnie ta o Helenie Błażusiakównej, która to wybitym przez strażnika zębem wyryła na ścianie celi słowa modlitwy. Zainspirowany uczynkiem kobiety Henryk Mikołaj Górecki postanowił skomponować „Symfonię pieśni żałosnych”. Zachęcam do posłuchania utworu w wolnej chwili, gdyż jest on niezmiernie wzruszający. Każdy z około piętnastu rozdziałów opowiada przeróżne historie o nieprzeciętnych kobietach, dzięki czemu jeśli jedna nas nie zainteresuje, zawsze można przejść do następnej.
Zdecydowanie polecam tę książkę i życzę miłego czytania.
tekst i fot.: Lilia Stefaniuk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Dziś zapraszam do interesującej lektury o brudzie. Poradnik „Dobre bakterie dla zdrowej skóry” obala błędne wyrażenia i schematy dotyczące mikrobiomu skóry i opisuje drobnoustroje z dobrej strony.
Skóra to największy narząd ludzkiego organizmu i należy ją odpowiednio pielęgnować- pisze autorka. Jednym z kroków, jaki trzeba podjąć, aby była zdrowa, to zadbanie o żyjące na niej organizmy – bakterie składające się na mikrobiom. Stanowi to klucz do uzyskania zdrowej, świetlistej i zadbanej skóry.
Dzięki uważnej lekturze możemy odkryć niezwykły związek między mikrobem a zdolnością skóry do obrony przed wypryskami, łuszczycą, trądzikiem, przyspieszonym starzeniem się czy innymi niepożądanymi reakcjami. Zasięgniemy także rady w kwestiach takich jak: wybór najlepszych probiotyków i prebiotyków dla skóry; proste sposoby oczyszczania, które pozwalają usunąć toksyny z organizmu; naturalne zabiegi pielęgnacyjne; przepisy na potrawy mające korzystny wpływ na skórę; pożywienie, które zakłóca równowagę mikrobiomu.
Paula Simpson skutecznie inspiruje do prozdrowotnych eksperymentów na własnej skórze i żołądku. Polecam, to działa.
oprac. do.
Radosław Figura – dramaturg, scenarzysta, autor tekstów piosenek. W swojej twórczości podąża dwiema drogami. Z jednej strony napisał scenariusze hitowych seriali, m.in. Magda M., Teraz albo nigdy, Szpilki na Giewoncie, a także obyczajowe powieści: Magda M. Ciąg dalszy nastąpił i Magda M. Słoneczna strona, będące kontynuacją losów serialowej prawniczki. Z drugiej strony w swoich dramatach, takich jak Opiekun much czy Głupionka Jezusowa podejmuje bezkompromisowy spór z Bogiem, przeznaczeniem i słabościami ludzkiej natury.

„Rona i nasze Miasto” Radosław Figura, Wydawnictwo Znak
„Rona i nasze Miasto” to jego najnowsza, debiutancka powieść. Osobliwa narracja, groteskowe fragmenty, bohaterowie przechadzający się po ulicach Genitalnej, Sromowej czy Absolutyzmu tworzą nietuzinkowy świat przedstawiony prozy Radosława Figury.
Autor z wieloletnich zapisków stworzył obraz miasta i jego mieszkańców, głównie mężczyzn. To znakomita proza dla poszukujących nowych wrażeń czytelniczych.
oprac. d.o.
Wrocławski Teatr Lalek rozpoczął nowy sezon artystyczny premierą spektaklu osadzonego w twórczości Franza Kafki. Ten mało dziecięcy pisarz trafił na deski Dużej Sceny WTL przy pl. Teatralnym i rozpalił wyobraźnię widzów pomysłem, realizacją i odwagą twórczą.
Elżbieta Chowaniec i Marek Zákostelecký (znani wrocławskiej publiczności z „Czarodziejskiego fletu” na motywach opery Wolfganga Mozarta i „Burzy” na podstawie sztuki Williama Shakespeare’a) tym razem skonfrontowali się z twórczością Franza Kafki w przedstawieniu „Lalka Kafki”. Twórcy najwyraźniej lubią trudne wyzwania i radzą sobie z nimi w niesłychanie udany sposób.
Motywem przewodnim przedstawienia jest opowieść o przygodach zagubionej lalki. „Pewnego dnia, kiedy Franz Kafka spacerował po berlińskim parku Steglitz, spotkał małą dziewczynkę, z płaczem szukającą zagubionej lalki. Pisarz starał się jej pomóc, ale na próżno – zguby nie udało się odnaleźć. Nazajutrz Kafka wręczył dziewczynce list „napisany” przez lalkę: „Proszę, nie płacz. Pojechałam na wycieczkę, aby zobaczyć świat”. Tak rozpoczęła się niezwykła przyjaźń. Do końca życia Franz Kafka pisał do dziewczynki listy, opisujące podróże i przygody jej lalki” – jak czytamy w opisie sztuki.
Jak zawsze, świetnie wydany, pomysłowy program spektaklu prowadzi młodszych i starszych widzów przez czasy przedstawione w spektaklu. Jego redaktorka – Katarzyna Krajewska – tłumaczy budowę przedstawienia. Konstrukcję spektaklu opisuje trzema czasami: pierwszym, w którym spotykamy Kafkę w Berlinie w 1923 roku, drugim- czyli w Kafkolandii, świecie wyobraźni Kafki (w nim odbywają się przygody lalki Dory) i trzecim – świecie Kafkologów, naukowców, badaczy biografii i dzieł pisarza. Te trzy perspektywy przenikają się na scenie, dając widzom szansę na śledzenie przechodzenia bohaterów z jednego do drugiego i trzeciego czasu.
Znakomici aktorzy w rolach naukowców – Kafkolog Światolog- Aneta Głuch-Klucznik, Kafkolog Datolog – Kamila Chruściel, Kafkolog Lingwista – Marek Koziarczyk, Kafkolog Techniczny – Grzegorz Mazoń, Kafkolog Detalista – Sławomir Przepiórka i zjawiskowy Radosław Kasiukiewicz jako Fanz Kafka przez blisko półtorej godziny konstruują magiczny, wielokonwencjonalny, nieco groteskowy świat „Lalki Kafki”.
Muzyka Vratislava Šramka grana na pianinie dodaje scenom jak z kina niemego dodatkowego charakteru. Czy taperem jest sam kompozytor? Tego nie wiadomo, bo nie widzimy instrumentu na scenie, za to widzimy jak wiele i w jak wielu formach i konwencjach twórcy każą się odnajdywać aktorom. Na scenie dzieje się bardzo dużo zarówno w planie żywym jak i lakowym, plastycznie sceny mienią się różnorodnością form i zaskakujących historii mrocznych przemian bohaterów, tajemniczych drzwi, Dory- lalki z wielką głową (w tej roli Anna Bajer), małych kukiełek pożeranych przez kreta…Tutaj wszystko jest możliwe i nie jest doprawiane feerią kolorów i lukrowanych pozytywnych myśli. Tutaj brniemy w szarościach, czerniach, bieli, a meloniki i płaszcze dodają nam elegancji i powagi.
Dużo emocji przynosi finał, a słowa Kafki wypowiedziane zza światów do Klary (w tej roli Agata Cejba) potęgują wzruszenie i dają nadzieje, bo „wszystko co kochasz prawdopodobnie zostanie utracone, ale to co kochasz prawdopodobnie wróci w inny sposób”.
We Wrocławskim Teatrze Lalek wiedzą jak podawać zdrową i smaczną Kafkę dla dzieci. Warto wpaść na odrobinę tajemniczej i mrocznej twórczości pisarza i wziąć pod pachę dorosłego, bo mama, tata, babcia, czy wujek pomogą odnaleźć się dziecku w kontekstach literackich „Przemian” czy „Procesu”, a twórcy spektaklu wrażeniowo i naukowo przybliżą twórczość niemieckojęzycznego pisarza pochodzenia żydowskiego, który całe życie związany był z Pragą.
Trudno byłoby sobie wymarzyć lepsze rozpoczęcie obchodów jubileuszu 75-lecia Wrocławskiego Teatru Lalek niż premiera „Lalki Kafki”.
oprac. do.
Anna Mieszczanek – publicystka, redaktorka, animatorka społeczna, psychoedukatorka w konfliktach i kryzysach rodzinnych. Za pracę w podziemnej „Karcie” i książkę o Marcu 1968 „Krajobraz po szoku” wyróżniona przez Fundację Polcul i nagrodzona odznaką „Zasłużonego Działacza Kultury”. Współautorka – z Wojciechem Eichelbergerem – bestsellerowej rozmowy eseju „Jak wychować szczęśliwe dzieci”. Autorka książki „Przedwojenni. Zawsze był jakiś dwór. Historie ziemian” tym razem przypomina czytelnikom 13 grudnia 1981 rok.
W „Dniu bez Teleranka” oddaje głos ludziom, najczęściej młodym, którzy wchodzili w tamtym czasie w dorosłe życie. Wielu z nich sympatyzowało z Solidarnością, choć nie byli jej działaczami, inni z różnych powodów działali w partii. Niezależnie od ich wyborów czy motywacji, Anna Mieszczanek chwyta życie, codzienność, towarzyszące przełomowym wydarzeniom emocje czy nieznane historie rodzinne, które kształtowały osobowości młodych i postawy. Zestawia to z dokumentami służb i partyjnych komitetów z ich peerelowska nowomową i tworzy ciekawy reportaż porzucając martyrologiczną narrację.
Pisze o początkującej dziennikarce z młodzieżowej gazety, zaangażowanej w sprawy rolników Marii, gońcu sporego wydawnictwa, młodym filmowcu czy Kapitananie „od zabójstw” z Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej. To są właśnie zapomniani i pomijani przez historię bohaterowie „Dnia bez teleranka”. Każdy z nich staje się częścią opowieści o jednym z najboleśniejszych i najdziwniejszych momentów w historii powojennej Polski. Formalnie stan wojenny trwał półtora roku, niewiele dłużej niż solidarnościowy „karnawał”. W lipcu 1983 został zniesiony, jednak ostatni więźniowie polityczni byli przetrzymywani do połowy 1986 roku.
Reportaż wzbogacony zdjęciami dobrze sprawdza się w rodzinnym gronie, kiedy przy niedzielnym obiedzie przychodzi czas na wspomnienia dziadka, wujka, czy taty. Wertowanie „Dnia bez Teleranka” może okazać się świetnym pomysłem na spotkanie z nie tak odległą historią.
oprac. d.o.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa MUZA.
Gdyby nietoperz nie wleciał do pokoju, to….” nie tylko współcześni nie doświadczyliby pandemii, ale i Magdalena Kordel nie miałaby powodu, by powołać do życia bohaterów powieści „Ty albo żadna”.
W mistrzowski, suspensowski sposób, czytelnik przerzucany jest w różnorodne przestrzenie: od filozoficznego zdumienia do szczerego uśmiechu katharsis; od językowej elegancji do wulgarnej ekspresji; od bażanta ze śliwkami w occie do kiszonej kapusty.
Przeszłość przenika do teraźniejszości, jednak wszystkich kart nie odkrywa. Dozuje. Otwiera możliwość dopisania. Czeka na ławeczce lub na schodach dworku. Jak bohaterki, które uczyły się mierzenia ze światem, poznając jego różne oblicza, prosząc o wybaczenie, nieopatrznie dziękując za powroty. Epicko, dramatycznie i lirycznie w powieści Magdaleny Kordel.
Szarpnięte nie tylko sześć strun gitary G. Brassensa.
Czas na spotkanie z Adelą, jej wierną Muszką i Haliną. Ta ostatnia miała lepsze wejście czy wyjście?
oprac.i fot. Eber
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.