„Męska strona piosenki” to nowy cykl wydarzeń muzycznych organizowanych przez Strefę Kultury, który w styczniu bieżącego roku zainaugurował Kacper Kruszewski. Artysta wystąpił w Firleju z recitalem „Album rodzinny”, o którym pisaliśmy z aprobatą na łamach PIK-a. https://pik.wroclaw.pl/kacper-kuszewski-z-albumem-rodzinnym-koncert-w-firleju/ Marzec przyniósł kolejne uniesienia muzyczno-aktorsko- interpretatorskie. Urszula Orłowska – pomysłodawczyni także znanego i lubianego cyklu „Przed premierą”- tym razem w ramach „Męskiej strony piosenki” zaprosiła widzów na koncert Jacka Bończyka. Celebrowaliśmy męską wrażliwość przy piosenkach mistrza Młynarskiego, żeby potem owacyjnie i jednogłośnie nagrodzić artystów brawami na stojąco. Firlej pękał w szwach, refleksja, anegdota, czułe słowo, wybitne interpretacje, wspólne śpiewanie towarzyszyło spotkaniu pod znaczącym tytułem „Absolutnie”.
Warto wspomnieć, że w maju możemy się spodziewać kolejnego recitalu z cyklu „Męska strona piosenki”. Tym razem zobaczymy i usłyszymy Marcina Januszkiewicza.
Jacek Bończyk – aktor, autor tekstów i reżyser spektakli muzycznych, wielokrotnie nagradzany i doceniany za swoje niezwykłe wykonania dzieł wybitnych twórców piosenki – był dyrektorem artystycznym Festiwalu Twórczości Wojciecha Młynarskiego. Niezwykły spektakl „Młynarski obowiązkowo” czyli autoportret na aktorów i orkiestrę, w Teatrze 6. piętro w Warszawie, był ostatnim wspólnym przedsięwzięciem artystów, którzy nie tylko współpracowali na scenie, ale i prywatnie się przyjaźnili.
W programie recitalu Jacka Bończyka, prezentowanego we wrocławskim Firleju, znalazły się utwory znane i lubiane przez kilka pokoleń Polaków, m.in. „Jest fantastycznie”, „Absolutnie”, „Alkoholicy z mojej dzielnicy”, „Bynajmniej”, „Daj, des”, „Ogrzej mnie”, „Jeszcze w zielone gramy” czy „Jesteśmy na wczasach”.
Wybitny interpretator piosenki aktorskiej swój koncert skonstruował z piosenek, zapowiedzi i anegdot. Skrupulatnie wyważył proporcje i wyreżyserował wieczór szyty na miarę klasycznych koncertów pamiętanych z Przeglądów Piosenki Aktorskiej. Dawną nerwowość i buńczuczną ekspresję sceniczną zastąpił pogodą otwartością. Bunt zamienił na akceptację, ale w granicach normy. Czerń i czerwień doprawił żółcią i zielenią – także dzięki świetlnym iluminacjom. Niezgodę zamienił na refleksję i nadzieję. Charakterystyczny puls i niespokojną dynamikę utworów śpiewanych przez siebie wcześniej (i zarejestrowanych na znakomitych albumach „Następny”, „Tango Kameleon”, „Mój Staszewski” czy „Resume z wątkiem kosmicznym”) harmonijnie uśmierzył czyniąc z nich nowe piosenki niosące ze sobą nowe potencjały emocji, wrażliwości i tętna.
Na scenie Jackowi Bończykowi towarzyszyli Konrad Wantrych na fortepianie i Wojciech Bergander na kontrabasie.
To był wieczór absolutny pod względem formy i treści, wyprzedany na długo przez planowanym terminem spotkania.
O Jacku Bończyku podczas 44. PPA w naszym serwisie:
https://pik.wroclaw.pl/jacek-bonczyk-relacja-wroclaw/
oprac. do
fot. jo
Podtytuł publikacji to: jakie przekonania dostałyśmy od naszych matek i babek? Wydawnictwo Literackie uraczyło czytelników reportażem nie od parady. I choć nasze babki i matki pamiętają czasy niejednej parady to nasze z nimi wspomnienia są raczej nieodświętne. To z ich ust słyszeliśmy: „szanuj siebie…”, „umiesz liczyć, licz na siebie”, „muszę posprzątać”… Marta Szarejko, autorka książki „Masz to po mnie”, przysłuchuje się opiniom, komentarzom, refleksjom na temat przekazów rodzinnych, które otrzymały w spadku współczesne Polki. Dziennikarka rozmawia z doświadczonymi psychoterapeutkami, socjolożkami i seksuolożkami. Efekt jej pracy dostajemy w formie zgrabnej książki do niespiesznej lektury w poszukiwaniu czytelniczych odkryć. Świetna, nie tylko zamiast pączka, w Tłusty Czwartek.

„Masz to po mnie. Jakie przekonania dostałyśmy od naszych matek i babek?” Marta Szarejko, Wydawnictwo Literackie
Marta Szarejko pisze:
„Kilka lat temu Ewa Błaszczuk-Malik, seksuolożka, z którą robiłam wywiad o terapii par, powiedziała nagle: <<Czasem problemy w związku to zaskakujące sprawy wynikające z przekazów międzypokoleniowych: zdarza się, że analizuję historię rodziny kobiety, która nie może wejść w związek. Na pierwszy rzut oka ma wszystko, co by ją do bycia w relacji zbliżało, ale w każdej z nich dzieje się coś takiego, że jednak nie wychodzi. Sprawdzam to i okazuje się, że dziewczyna ma bardzo silną lojalność wobec kobiet w swojej rodzinie. Zaczyna się od prababci, która straciła męża na wojnie i potem wychowywała dzieci sama, z nikim się nie związała. Babka szybko została wdową, a matka się rozwiodła. I ta dziewczyna się z nimi solidaryzuje. Patrząc na wszystkich swoich partnerów przez okulary założone przez poprzednie pokolenia, zrobi wszystko, żeby zrujnować swoje związki. To głęboki, nieświadomy proces, który trudno zmienić>>.
A potem wymieniła przekazy międzypokoleniowe, które najczęściej pojawiają się podczas rozmów z kobietami w jej gabinecie: <<Nie można ufać mężczyźnie — zdradza, pije, nie pomaga w domu>>, <<Trzeba dbać o partnera i dzieci bardziej niż o siebie>>, <<Rodzina jest najważniejsza>>, <<Seks jest czymś brudnym, nie można czuć pożądania>>, <<Szanuj się”, <<Musisz radzić sobie sama, nie zdradzaj słabości, a dopóki jest inne wyjście — nie proś o pomoc>>, <<Powinnaś mieć swoje pieniądze, nie możesz być zależna od mężczyzny, nie będzie cię szanował>>.
„Masz to po mnie. Jakie przekonania dostałyśmy od naszych matek i babek?” Marta Szarejko, Wydawnictwo Literackie
Podczas tej rozmowy szczególnie zainteresowała mnie linia kobieca w rodzinie. Zaczęłam myśleć o tym, jak nasze matki i inne kobiety w rodzinie przekazują nam konkretne przekonania na temat najważniejszych wartości w naszym życiu. Przecież nie zawsze mówią wprost, co myślą o seksie, niezależności albo przemocy. Rzadko wspominają poród, nie zawsze otwarcie mówią o związkach, pieniądzach albo o przyjaźniach z innymi kobietami. Czy milcząc, także kształtują nasze myśli? Jak? I skąd same wzięły konkretne opinie na różne tematy? Czy wszystkie dostały od swoich matek i babek?”
Ten długi cytat dużo wyjaśnia i dobrze opisuje wnętrze niepozornej książki opartej na rozmowach ze specjalistkami.
Mata Szarejko pyta o przekazy na temat emocji, ciała, seksu, pracy, pieniędzy, niezależności, porodu, przemocy, jedzenia, ale też porządku i sprzątania, macierzyństwa i związków. Każde spotkanie było dla niej- jak wspomina autorka- poruszające, ponieważ wszystkie ekspertki nie tylko dzieliły się z mną ogromem wiedzy, spostrzeżeniami i doświadczeniem zawodowym, lecz również przekonaniami, które dostały od swoich matek.
Walor tych rozmów odczuwa się w każdym rozdziale. Wymiany myśli są wnikliwe i pozbawione krępującej nieśmiałości. Nie ma tu niezdrowego zawstydzenia, które ustępuje wobec narracji opartej na rzetelności, wiedzy i wspomnieniach.
W książce Masz to po mnie. Jakie przekonania dostałyśmy od naszych matek i babek? reportażystka i dziennikarka Marta Szarejko rozmawia z Magdaleną Sękowską, Justyną Dąbrowską, Aleksandrą Józefowską, Martą Niedźwiecką, Ewą Chalimoniuk, Alicją Długołęcką, Agnieszką Koch, Paulą Pustułką, Barbarą Józefik, Agnieszką Rumińską, Iwoną Chmurą-Rutkowską, Renatą Durdą i Magdaleną Śniegulską. Książka ukazała się na rynku wydawniczym 26 lutego nakładem Wydawnictwa Literackiego.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego.
Na Dużej Scenie WTW bohaterowie komedii Jiříego Havelki mieli zebranie wspólnoty mieszkaniowej. Spotkanie wyreżyserowała Lena Frankiewicz, scenografię przygotował Michał Dracz, kostiumy wymyślił Krystian Szymczak, zagrali aktorzy WTW z gościnnym udziałem dwójki spoza tej grupy. Śledziłam ich spory, rozmowy, próby porozumienia i zobaczyłam współczesny sposób argumentacji, galerię charakterów, agresję, uległość, cwaniactwo, niemoc… Wszystko to, co zalewa teraźniejszość dając małą szansę na kompromis. Wszystko to, co doprowadza do rozwiązania problemu, ale tylko z korzyścią dla najlepszego manipulatora. Wszystko to, co ilustruje możliwość zjednoczenia, ale tylko w obliczu największego kryzysu lub jednego, wspólnego wroga. Nawiasem pisząc, dzieje się coś niepokojącego z tymi wspólnotami mieszkaniowymi? W Teatrze Układu Formalnego w spektaklu „Limba” też przerabiali ten temat. I doszli do równie ciekawych wniosków. (Pisaliśmy to tym tutaj: https://pik.wroclaw.pl/limba-w-ukladzie-formalnym-czyli-drzewo-na-poharatane-zycie/)
Na komedię we Współczesnym czekałam z nabrzmiałymi oczekiwaniami, buzowała we mnie chęć pośmiania się z siebie, z codziennych sytuacji wywołana iście czeską autoironią. I nie zawiodłam się. We Wrocławskim Teatrze Współczesnym grają błyskotliwą tragikomedię osadzoną na czeskim humorze z zaskakującym finałem.
Bohaterowie historii spotykają się na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej, żeby przedyskutować kilka tematów i zagłosować w kilku ważnych sprawach. Znakomity zespół aktorski, który przez cały czas trwania przedstawienia jest na scenie i nie przestaje nawet na chwilę być w roli, zajmuje uwagę widza nie dając wytchnienia. Świetnie się to ogląda, dobrze słucha. Jest hałaśliwie i krzykliwie, bo – jak to na zebraniu – kto głośniej krzyczy tego szansa na wygraną wzrasta. Rytm wydarzeń wybijają fragment symfonii Mozarta i niskie dźwięki kontrabasu.
Reżyserka spektaklu, Lena Frankiewicz, w rozmowie z Michałem Hernesem przed premierą „Wspólnoty mieszkaniowej”, mówiła: „Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu jesteśmy jak ptaki przed burzą – nie wiemy, co się za chwilę wydarzy. Niezwykle ważne i potrzebne jest więc szukanie ujścia tego napięcia. Jestem przekonana, że śmiech może mieć moc zbawczą, uwalniającą…”.
Jeśli chcecie się przekonać, czy osiągnięcie opisany efekt, siedząc podczas trwania spektaklu na widowni, to nie warto się długo zastanawiać nad rezerwacją biletów, bo rozchodzą się jak świeże bułeczki.
Oprac. do
Fot. materiał organizatorów/Natalia Kabanow
Realizatorzy
tłum. Michał Sieczkowski
reżyseria, opracowanie muzyczne Lena Frankiewicz
ilustracja muzyczna Wojciech Pulcyn
scenografia Michał Dracz
kostiumy Krystian Szymczak
reżyseria światła Damian Pawella
asystentka reżyserki Anna Kieca
inspicjentka Justyna Bartman-Jaskuła
konsultacja kaskaderska Tomasz Maziarz
realizacja światła Jan Sławkowski
realizacja dźwięku Marika Kiełbiowska/Kacper Dubicki
realizacja video Agnieszka Piesiewicz
charakteryzacja Iwona Barlik-Grech
Obsada
Pani Zahrádková, przewodnicząca Anna Kieca
Pan Zahrádka Miłosz Pietruski
Pani Roubíčková Beata Rakowska
Pani Bernášková Lina Wosik
Pan Bernášek Maciej Kowalczyk
Pan Kubát Maciej Tomaszewski
Pani Horváthová Irena Rybicka
Pan Nitranský Mariusz Bąkowski
Pan Švec Tadeusz Ratuszniak
Pani Procházková Anna Błaut
Pan Novák Rafał Cieluch, Marek Koziarczyk (gościnnie)
Pan Sokol Jan Węglowski (gościnnie)
Čermákowie Krzysztof Boczkowski, Krzysztof Zych
Biografie przyciągają ostatnio moją uwagę szczególnie często. Może ich wysyp jest tak duży, że rzucają się w oczy jak grzyby po deszczu, a ich ponętne zewnętrza upominają się o szczególną atencję. Teraz, prześwietla mnie swoimi ciemnymi źrenicami i pewnym wzrokiem dojrzewająca do otwarcia biografia, na okładce której umieszczono fotografię, primadonny stulecia.

„Maria Callas. Primadonna stulecia” Anne Edwards, Wydawnictwo Znak.
Nakładem Wydawnictwa Znak ukazała się biografia słynnej śpiewaczki operowej Marii Callas. Równolegle to premiery książkowej na ekrany kin wszedł film Maria Callas w reżyserii Pabla Larraina. Zatem z powodzeniem można czytać, oglądać, słuchać i porównywać. Jeśli ktoś woli pozostać tylko na lekturowym szlaku to „Maria Callas. Primadonna stulecia” Anne Edwards w przekładzie Mieczysława Godynia daje szansę na rozsmakowanie się w czytelniczych przyjemnościach.
Szybko okazuje się, że „Maria Callas. Primadonna stulecia” Anne Edwards to wznowienie biografii wydanej przez Znak w 2015 roku, wzbogacone innymi zdjęciami i zmienioną grafiką. Zatem przyjemność podwójna albo czas na nadrobienie braków.
Czytanie wielokrotne tych samych książek daje okazję przyjrzenia się, jak czas zmienia nasze postrzeganie, jak zmienia się nasza percepcja, jak faluje zainteresowanie, jak tematy – kiedyś ważne -teraz ustępują niegdyś nieistotnym.
To ciekawe doświadczenie czytelnicze, które polecam wszystkim, nawet najbardziej zabieganym, a może przede wszystkim tym. Zatem niezależnie, czy czytana pierwszy raz czy drugi biografia Marii Callas otwiera nowe przestrzenie zainteresowań, zwraca uwagę na inne obszary bujnego życia śpiewaczki.

„Maria Callas. Primadonna stulecia” Anne Edwards, Wydawnictwo Znak.
Otyła, z obgryzionymi paznokciami, z trądzikiem na twarzy, gdy wychodziła na scenę- podczas przesłuchać- stawała się inną osobą. Uchodziła za nieprzystępną, choć twierdzono, że to był wyraz lęku przed odrzuceniem. Jej krótkowzroczność była powodem wielu zabawnych i dramatycznych sytuacji. Czas wojny przyniósł braki w wyżywieniu, przez całe lato jadła pomidory i kapustę. Recenzenci zachwycali się głosem niespełna osiemnastoletniej Marii.
Gdy w latach pięćdziesiątych zobaczyła Audrey Hepburn w filmie „Rzymskie wakacje”, zauroczona jej urodą, przeszła na dietę. W ciągu niespełna roku schudła trzydzieści kilogramów. Stała się inną osobą.
Mało kto wiedział, że mimo tak wielkich sukcesów i niesamowitych znajomości legendarna diwa zmagała się z odrzuceniem, balansując między sławą a osobistymi tragediami.
Książka jest ciekawym zapisem prywatnych i zawodowych chwil z życia Callas. Lekturowy szlak widzie nas krętymi i wyboistymi ścieżkami katorżniczej pracy śpiewaczki, nocnych bankietów, problemów zdrowotnych, zachwytu publiczności, kontaktami towarzyskimi, niespełnieniem w małżeństwie, romantycznymi uniesieniami… Poznajemy strzępy życia artystki, z których możemy wybudować pomnik ikony lub kruchej samotnej kobiety.
„Maria Callas. Primadonna stulecia” Anne Edwards to biografia niejednoznacznej kobiety zmagającej się z radościami i tragediami życia. Czyta się ją dobrze. Obszerne fragmenty poświęcone znajomości z najbogatszym Grekiem można traktować jak okruchy z romansów, fragmenty poświęcone rolom operowym, jak wyimki z recenzji prasowych.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Tak, można zaprzyjaźnić się z lękiem. Można go nawet wcześniej oswoić i polubić. Osoby doświadczające napadów paniki powiedzą, że to bzdura i przejdą – obok ciekawie zilustrowanej książki – obojętnie. Czerwona postać w objęciach czarnego, dziwnego potwora umieszczona na groszkowym tle przyciąga uwagę przyszłego czytelnika przeglądającego strony księgarń internetowych lub błądzącego wśród regałów w Empiku. A jak nie przyciąga, bo nie jest wystarczająco krzykliwa, to ja krzyknę – kupcie, czytajcie, doświadczajcie, efekt terapeutyczny murowany! „Mój przyjaciel lęk” Anny Paluszak wydała oficyna Sensus.
Teoretyczność poradników jest raczej normą. Opisy badań i doświadczeń osób biorących w nich dział czytamy zwykle z nadzieją, że zdarzenia, które wydarzyły się innym nauczą nas czegoś ważnego. Tym razem trafiałam na książkę do bólu praktyczną. Ćwiczenia w niej zawarte możemy wykonywać słuchając nagrania zeskanowanego z obrazków (kodów QR) umieszczonych na początku rozdziałów poradnika.
Usiądź wygodnie w ustronnym miejscu, gdzie nikt nie będzie Ci przeszkadzał… Potem zaczyna się otwierać cała paleta doznań, kolorów, smaków, odczuć i woni…
To bardzo ożywcza lektura, to książka pobudzająca zmysły, dająca nadzieję, nieoceniająca, wspierająca.
Nawet jak uważasz, że żaden lęk ci niestraszny warto przejść przez trening zaproponowany przez autorkę, może się przydać w sytuacji pomocy innej osobie. Przy okazji można odkryć swoje talenty plastyczne i poddać się działaniu z pogranicza arteterapii.
Kilka słów od wydawcy i autorki
„Mój przyjaciel lęk” powstał na bazie wieloletniego zawodowego i osobistego doświadczenia autorki. Anna Paluszak, psycholożka z trzydziestoletnim stażem, regularnie pracuje z pacjentami dręczonymi przez różnego rodzaju lęki. Sama także musiała się zmierzyć z własnym lękiem – czytamy w opisie terapeutycznej książki.
Tak jak smoka ― lęku się nie zabija ani nie pokonuje. Nawet się go nie tresuje. Lęk trzeba poznać, uszanować, rozpoznać w nim siebie i się z nim zaprzyjaźnić – pisze Anna Paluszak.
Czy często się zdarza, że serce bije Ci szybko, choć nie uzasadnia tego wcześniejsza aktywność fizyczna? Czy masz takie momenty, że robi Ci się gorąco i oblewa Cię pot? Jak często czujesz ucisk w żołądku, ręce Ci drżą i masz zawroty głowy? A może miewasz myśli, które Cię straszą, odmalowując przed Tobą najczarniejszą przyszłość? Może bardziej niż inni lub bardziej niż kiedyś boisz się śmierci, chorób, obawiasz się o swoich bliskich… Być może jesteś jedną z tych osób, które doświadczyły ataku paniki? Jeśli tak jest, założę się, że nie chcesz znowu tego poczuć – pisze autorka.
Niezależnie od tego, czy lęk towarzyszy Ci od zawsze, czy całkiem od niedawna ― możesz odzyskać swoje życie i poczucie kontroli nad nim – czytamy z zapowiedziach.
Dodam, że jeśli nawet nie podejrzewasz, że pod płaszczykiem twoich ciągłych telefonów do bliskich z pytaniem- czy dojechałeś, jak mija dzień, kupiłeś chleb, ubrałeś czapkę… może kryć się lęk to bez wątpienia lektura „Mojego przyjaciela lęku” Anny Paluszak będzie dla Ciebie interesującym spotkaniem z kolegą.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Sensus.
Mam przyjemność poinformować o premierze książki „Dobre życie. Lekcje z najdłuższego na świecie badania nad szczęściem” Marca Schulza i Roberta Waldingera w tłumaczeniu Mariusza Gądka, która ukazała się 12 lutego nakładem wydawnictwa Znak Literanova. Ferie zimowe są niezłym czasem na pielęgnowanie dobrego życia i zajęcie się treningiem osiągania codziennych satysfakcji.

„Dobre życie. Lekcje z najdłuższego na świecie badania nad szczęściem” Marca Schulza i Roberta Waldingera, Wydawnictwo Znak
Uczeni z Harvardu odnaleźli klucz do szczęścia – czytamy w zapowiedziach. A skoro odnaleźli to dzielą się z czytelnikami tym znaleziskiem jak najlepiej potrafią. Do naszych rąk trafia gruby tom do przestudiowania z uwagą, bo bycie szczęśliwym chyba jest warte kilku godzin skupienia, oddania się w szpony poradnikowej lektury. Warto zaznaczyć, że nie są to szpony, które kaleczą duszę i ciało, one raczej z wyczuciem delikatności i subtelności drapią tam, gdzie swędzi, przynosząc ulgę. Czasem łaskoczą tych, którzy mają gilgotki. Ale, na pewno, nie pozostają po kontakcie z nimi krwawe rany. Bycie w takich nieoczywistych objęciach lekturowych jest ciekawym przeżyciem.
Ponad osiemdziesiąt lat temu rozpoczęło się najdłuższe na świecie, przełomowe badanie nad ludzkim szczęściem i życiem. Harvardzkie badanie, opisane w książce, jest wyjątkowe, ponieważ przez wszystkie lata jego trwania obserwowano tych samych ludzi na różnych etapach ich życia. Naukowcy przyglądali się ich codzienności, sukcesom i porażkom. Temu, w jaki sposób radzili sobie z przeciwnościami i kto robił to lepiej. Pozwoliło to zrozumieć, jakie decyzje wpływają na poziom zadowolenia z życia i samą jego długość. Główny wniosek jest zaskakująco prosty: zdecydowanie dłużej i szczęśliwiej żyją ci, którzy umieją dbać o relacje z innymi ludźmi.
Ha, no to już wiemy, nie musimy czytać. Ważne są relacje, a nie racje – często czytam w poradnikach i próbuję stosować w codzienności od wielu lat. Żadna rewolucja. Otóż nie, to co odkrywają autorzy i jak o tym piszą, jest warte przestudiowania.

„Dobre życie. Lekcje z najdłuższego na świecie badania nad szczęściem” Marca Schulza i Roberta Waldingera, Wydawnictwo Znak
Szefowie badania i autorzy tej książki – profesor psychiatrii Robert Waldinger i profesor psychologii Marc Schulz porównują konkretne przykłady życiorysów. Badają pułapki i schematy, w które wpadali uczestnicy doświadczenia. Dają nam skuteczne, sprawdzone narzędzia. W swojej książce uczą, jak stworzyć mapę relacji i na czym polega metoda W.I.S.E.R. , która pomoże uniknąć błędów w kontaktach z innymi ludźmi.
Naukowcy udowadniają, że to my decydujemy o swoim szczęściu – nie nasze pochodzenie, dzieciństwo i traumy. I to dobre relacje czynią nas zdrowszymi i szczęśliwszymi.
Dobre życie to proces. Rozwija się w czasie, obejmuje okresy zamętu i spokoju, sukcesy i niepowodzenia, zawsze kończy się śmiercią – czytamy we wstępie. Ludzka pamięć jako narzędzie służące do badania zdarzeń z przeszłości bywa niedokładna i podatną na konfabulacje. Jednak z jej niedoskonałością radzą sobie badacze jak najlepiej potrafią.
Przypominają „Modlitwę o pogodę ducha”, z której jasno wynika, że akceptacja tego, na co nie mamy wpływu (i rozróżnienie tego, na co wpływu nie mamy, od tego, na co wpływ mamy) jest zasadnicza w kontroli naszego poziomu zadowolenia. A to, co niespodziewane jest zupełnie zwyczajne w życiu.
Podkreślają, że zaniedbywane relacje, podobnie jak nieużywane mięśnie, zanikają. Nasze życie towarzyskie to żywy organizm, który wymaga ćwiczeń. Opisują model reagowania na trudne emocjonalnie sytuacje i zdarzenia w relacjach z innymi osobami (Obserwuj- Interpretuj- Wybierz- Działaj – Przeanalizuj, czyli wspominana wcześniej metoda W.I.S.E.R.).
Cytują fragmenty „Uczty” Platona, znany wykład na temat pochodzenia człowieka przepołowionego i szukającego swojej połówki. Udowadniają, że czuły dotyk działa jak lek. I że nasz czas jest ograniczony, a skoro dużą jego część spędzamy w pracy (statystycznie około 13 lat) to warto zadbać o więzi społeczne w pracy. Pomagają nam w tym autorzy. Wyniki badań podsumowują raz jeszcze twierdzeniem, że silniejsze więzi społeczne zmniejszają ryzyko częstych chorób i wcześniejszej śmierci.
Na koniec dodają, że podstawy edukacji opierają się na trzech umiejętnościach: czytania, pisania i liczenia. Skoro edukacja wczesnoszkolna ma za zadanie przygotować uczniów do życia, to na tym etapie powinno się również kształcić czwartą umiejętność: nawiązywania i pielęgnowania relacji.
Oczywiście, aby wskazówki zawarte w tej książce okazały się przydatne musimy wsłuchać się we własne doświadczenie i wyciągnąć z niego naukę dla samych siebie. Proces ten może okazać się nurzący i wyczerpujący, ale warty uwagi i wysiłku.
„Dobre życie. Lekcje z najdłuższego na świecie badania nad szczęściem” Marca Schulza i Roberta Waldingera to lektura godna polecenia nie tylko na czas ferii zimowych, ale także w chwilach pracy po godzinach.
Autorzy:
Dr Robert Waldinger – profesor psychiatrii na Uniwersytecie Harvarda, dyrektor legendarnego harvardzkiego badania rozwoju osób dorosłych oraz współzałożyciel Lifespan Research Foundation. Pracuje jako psychiatra i psychoanalityk, prowadzi też program nauczania psychoterapii dla rezydentów psychiatrii na Uniwersytecie Harvarda. Jest mistrzem zen i nauczycielem medytacji.
Dr Marc Schulz – zastępca dyrektora harvardzkiego badania rozwoju osób dorosłych oraz profesor psychologii na Uniwersytecie Harvarda. Psycholog kliniczny i praktykujący psychoterapeuta.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Czerwony Tulipan to zespół muzyczny z Olsztyna, który od 1985 roku tworzy i wykonuje utwory łączące poezję śpiewaną, kabaret i literacką refleksję. Od początku istnienia grupę tworzyli: Ewa Cichocka (śpiew), Krystyna Świątecka (śpiew), Stefan Brzozowski (śpiew, gitara akustyczna, kierownictwo artystyczne) oraz zmieniający się muzycy. Od 1992 roku skład zespołu ustabilizował się, dołączając Andrzeja Czamarę (gitara akustyczna) i Andrzeja Dondalskiego (gitara basowa).
Zespół znany jest z charakterystycznych fraz takich jak: „Jedyne co mam to złudzenia, że mogę mieć własne…” czy „Bo gdy się milczy, to apetyt rośnie wilczy na poezję, co być może drzemie w nas”. Twórczość Czerwonego Tulipana obejmuje zarówno liryczne, nastrojowe kompozycje, jak i satyryczne spojrzenie na rzeczywistość.
W 2024 roku zespół powrócił z albumem „Błędne koło”, którego tytuł nawiązuje do obrazu Jacka Malczewskiego. Płyta to eklektyczna kolekcja trzynastu kompozycji, które skłaniają do refleksji i wspólnego śpiewania. Wśród utworów znalazły się m.in. „Jak dobrze z balladą wędrować”, „Miłość w Portofino”, „Siedzieliśmy na dachu” oraz „Tańczmy po miłości kres”. Oprócz charakterystycznych głosów zespołu usłyszeć można również bogatą warstwę instrumentalną, wzbogaconą m.in. o skrzypce, altówkę, wiolonczelę, cymbały, akordeon, trąbkę i puzon.
Koncerty Czerwonego Tulipana to wydarzenia, podczas których publiczność chętnie włącza się do wspólnego śpiewania. Podobnie jest przy odsłuchu płyty „Błędne koło”, co stanowi nieodłączny element twórczości zespołu.
Grupa przez lata współpracowała z Kabaretową Sceną Trójki i jest częścią Krainy Łagodności. Koncertowała w Polsce, Europie, a także w USA i Kanadzie, pojawiając się w licznych programach telewizyjnych i radiowych. W 2009 roku została nominowana do nagrody Fryderyka w kategorii Album roku – piosenka poetycka.
Mimo międzynarodowej działalności Czerwony Tulipan pozostaje silnie związany z Olsztynem i regionem Warmii i Mazur, organizując koncerty, festiwale i przeglądy muzyczne, umacniając tradycję poezji śpiewanej w Polsce.
Kaczka zostawiła mi w paczkomacie książkę. Za czasów Brzechwy pewnie poszłaby do fryzjera poprosić o kilo sera i skończyła w buraczkach jako zając, ale że czasy mamy inne to Cyranka (gatunek kaczki) może z powodzeniem wydawać powieści, opowiadania, eseje i reportaże. I robi to ku uciesze raczej starszych niż młodszych czytelników.

„Hałas” Małgorzaty Halber, Wydawnictwo Cyranka
Nie tak dawno nakładem Cyranki ukazała się książka pt. „Hałas”. Jej autorka – Małgorzata Halber- jest dziennikarką, pisarką, rysowniczką, feministką, filozofką, którą możemy kojarzyć z programu dla dzieci i młodzieży „5, 10, 15”, emitowanego w TVP między 1982, a 2007 rokiem.
Zgrabna publikacja opatrzona ciekawą, nienachalna grafiką wytłoczoną na szorstkim papierze okładki powoli daje się oswajać ze swoją zewnętrzną naturą papieru ściennego o wysokiej ziarnistości. Gdy już ręce czytelnika przyzwyczają się do chropowatości okładki jest on trwale wciągnięty w tok narracji krótkich rozdziałów iskrzących się od przemyśleń i refleksji na temat życia. Chodzić do pracy czy nie, być stale dostępnym, czy nie, gdzie znaleźć spokój? Pytania się piętrzą, złość jest wypluwana eseistyczną, metaforyczną fazą. Czasem mam wrażenie, że czytam prozę poetycką, innym razem, że autorka proponuje mi felieton, reportaż i dziennik w jednym. Czuję, jakby „Hałas” nie miał jednorodnej formy, jakby mógł zagnieździć się wszędzie i czyhać na możliwość wypuszczenia swoich decybeli kiedy zasypiasz po kilku nieprzespanych nocach.
Ciekawa forma, niejednorodna stylistycznie, z elementami poradnikowymi wciąga w swój świat przedstawiony dając czas na refleksję i niejednoznaczną ucieczkę od tytułowego hałasu.
Książka o hałasie musi sama być hałasem.
Nie może być powieścią, zbiorem opowiadań, linearna narracją, esejem. Byłoby to złe dobranie formy do treści – pisze autorka.
I faktycznie Małgorzata Halber rwie swój „Hałas” jak Białoszewski rwał zdania w „Pamiętniku z Powstania Warszawskiego”. Cytuje filozofów, pisarzy, artystów, dialoguje z nimi, oburza się i przeklina.
Polecam „Hałas” Małgorzaty Halber nie tylko w poczekalni do lekarza, czy w drodze do pracy (jeśli nie jeździ się rowerem), ale także w każdej innej sytuacji. Z powodzeniem tłumi bolesne, dokuczliwe dźwięki i otwiera przestrzeń na kontemplacyjną ciszę, pozostając jednocześnie rozkrzyczaną, hałaśliwą tubą. Ostatnia część książki nazwana „Remedium”, staje się dla mnie studium przypadku, panaceum na szaleńcze tempo, bardzo ciekawym zabiegiem literackim powodującym zwolnienie i odprężenie odczuwalne fizycznie i psychicznie.
Nawiasem pisząc, szkoda, że uszu nie możemy zamknąć tak jak zamykamy oczy czy usta. To chyba jakaś fatalna pomyłka albo wyrafinowana koncepcja stworzenia. Czytać możemy za to oczami, palcami i uszami. To chyba jakaś forma pocieszenia.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Cyranka.