Jest rok 1913. Do Stanów Zjednoczonych przybywa z Włoch pewna kobieta. Ubiera się schludnie i starannie, ale nie przykuwa uwagi strojem. Nie piastuje wysokiego stanowiska politycznego. Ma za to lata doświadczenia w nauczaniu i edukacji. To wystarczy, by witano ją z wielką pompą. Dziennikarze nie odstępują jej na krok. „New York Tribune” nazywa ją najbardziej interesującą kobietą Europy. Ta kobieta to Maria Montessori, która w wieku 30 lat stworzyła rewolucyjną metodę edukacji najmłodszych – edukacji bez przymusu, sztywnych obowiązków, bez kar. Do Stanów Zjednoczonych dotarła, by i tam powstały kolejne szkoły oraz przedszkola jej imienia i nazwiska.
W tym samym roku przełożono książkę Marii Montessori na język polski. Moment, kiedy wydano polskie tłumaczenie dzieła Montessori, jest kluczowy, ponieważ dał początek nowej pedagogice na gruncie polskim. Na temat metody wypowiadali się szeroko i pozytywnie autorzy wielu prac – Waldemar Osterloff, Helena Radlińska, Aniela Szycówna. Zwrócono uwagę na samodzielność, jaką osiągają dzieci według nauczania Montessori i na ich wysokie wyniki w nauce. Innowacją był fakt, iż nie osiągano ich przymusem ani „wtłaczaniem” wiedzy.
Metoda Montessori pozwala skutecznie i całościowo rozwinąć potencjał dziecka. Dzięki niej dzieci rozbudzą swoją ciekawość i koncentrację. Nauczą się samodzielności, odpowiedzialności, empatii oraz współpracy w grupie. Dodatkowo, będą miały większą szansę na sukces i może kiedyś dołączą do licznego grona ludzi, którym metoda Montessori pozwoliła w pełni rozwinąć swoje możliwości.
Co łączy Jackie Kennedy, założycieli Google’a, Beyonce oraz księcia Williama? Wszyscy oni zostali wychowani zgodnie z metodą Montessori. To dało im radość odkrywania świata, kreatywność i nieszablonowe myślenie.
„Montessori dla każdego”- taki też tytuł nosi książka napisana w montessoriańskim duchu przez Małgorzatę Ceremugę. To rekomendowany przez Polski Instytut Montessori zestaw ćwiczeń dla dzieci w wieku od 3 do 7 lat (młodsze mogą rozwiązywać zadania z rodzicami, a starsze — samodzielnie).
W książce znajdują się między innymi zadania polegające na obserwacji świata przyrody,
ćwiczenia sprzyjające całościowemu rozwojowi dziecka (koordynacja oko-ręka, koncentracja uwagi, rozwiązywanie problemów, empatia oraz współpraca w grupie),wskazówki dla rodziców i podstawowe pojęcia pedagogiki Montessori.
Maria Montessori (1870-1952) — była niezaprzeczalnie geniuszem i wyprzedziła swoją epokę. Stworzyła metodę, którą z powodzeniem stosuje się do dziś na wszystkich kontynentach świata. Stawiała na kreatywność i samodzielność dziecka.
Polski Instytut Montessori — powstał w 2008 roku w odpowiedzi na rosnące zapotrzebowanie na kursy dla nauczycieli montessoriańskich w Polsce. Od samego początku ich celem jest kształcenie nauczycieli i asystentów według najlepszych światowych wzorców.
oprac. d.o.
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Iwan Rheon – gwiazda Gry o Tron oraz Marcin Dorociński w polsko-brytyjskiej produkcji opowiadającej historię polskich lotników podczas II Wojny Światowej. Wydawać by się mogło, że świetna obsada i legendarna opowieść załatwią sprawę. Przepis na kinowy sukces gotowy. Coś jednak poszło nie tak…
Zacznijmy od początku. Fabuła.
Twórcy filmu wzięli na siebie ambitne zadanie. Postanowili nakręcić historię polskich lotników, walczących po stronie Wielkiej Brytanii ze wspólnym wrogiem: Niemcami. Sam fakt dołączenia Polaków do walk nie byłby tak niezwykły, gdyby nie to, że nasi rodacy byli najskuteczniejszym narodem w powietrzu podczas II Wojny Światowej. Jak podają źródła historyczne, Polacy zestrzelili w powietrzu 12% niemieckich sił Luftwaffe. Film stara się ukazać ich niezwykłe męstwo oraz okoliczności, w jakich przyszło im walczyć. Wniosek jest tylko jeden: taka historia nie powinna się zmarnować, ale po kolei…
Obsada
Intrygujący i utalentowani polsko-brytyjscy aktorzy. Widz pamiętający trzymającą w napięciu Grę o Tron, czy takie polskie filmy jak Róża, Rewers czy Boisko Bezdomnych, ma nadzieję zobaczyć wiele (tak było i w moim przypadku). Niestety, mimo iż pierwszoplanowi aktorzy mają w swoim dorobku powyższe tytuły tutaj nie potrafią zaczarować i uwieść widza. Są po prostu nijacy. Cóż za rozczarowanie! Na takie wrażenie wpływa kluczowy czynnik: reżyseria i scenariusz. Akcja filmu poprowadzona została bez werwy i nie trzyma widza w napięciu. Obrazowi braku spójności i dynamizmu, tak przecież kluczowego dla gatunku, jakim jest dramat wojenny. Widzimy przeciągnięte sceny, a historie pojedynczych bohaterów poprowadzone są leniwie i bez polotu. Film nie absorbuje uwagi widza i nie zaraża entuzjazmem do historii, która wydarzyła się naprawdę. Tym bardziej szkoda tak zmarnowanego potencjału…
Jedynym wyraźnym atutem filmu jest to, że wzbudza on pamięć o tak niezwykłej historii bohaterstwa Polaków podczas II Wojny Światowej. Widz ma szansę na nowo uświadomić sobie, w jak niewyobrażalnych męczarniach ginęli polscy lotnicy po to, aby bronić Europę przed Niemcami. Film stwarza również okazję, aby poznać jak skuteczni i utalentowani byli polscy lotnicy (mimo tego, że latali na gorszym sprzęcie niż ich brytyjscy koledzy). Dodatkowo, dzięki współpracy przy produkcji z Wielką Brytanią, film ma szansę dotrzeć do szerszego grona widzów. A zagraniczna gwiazda Iwan Rheon – przyciągnąć do kin liczne grono swoich fanów.
Podsumowując, film wzbudza dużą ciekawość i nadzieję na to, że historia polskich lotników stanie się dla widza kolejnym Pearl Harbour. Tak jednak się nie dzieje. Mimo bardzo ciekawego doboru obsady, film poprowadzony jest bez polotu i frustruje brakiem wartkiej akcji. Może jedynym wnioskiem jest to, aby poczekać i dojrzeć do tego gatunku kina. Nie jest to jednak wskazówka dla widzów, ale dla samych twórców.
tekst: Zuzanna Kociuga
Recenzja powstała dzięki uprzejmości DCF
Pierwsze wrześniowe premiery wydawnictwa Czarna Owca zbliżają się już wielkimi krokami, a wraz z nimi premiera najnowszej książki Klausa Bernhardta „Panika. Jak neuronauka pomaga pozbyć się stanów lękowych”. Świetnie napisana, nieprzeintelektualizowana książka może pomóc wszystkim, którzy chcą zaprogramować swój mózg na życie pełne radości i wolne od strachu.
Problemy ze zdrowiem psychicznym dotykają jedną na cztery osoby. Największym marzeniem ludzi cierpiących z powodu zaburzeń lękowych jest powrót do życia bez strachu. Klaus Bernhardt uważa, że większość stosowanych obecnie terapii strachu to podejścia przestarzałe o całe dziesięciolecia. Proponuje zupełnie nowy rodzaj terapii opartej na badaniach nad funkcjonowaniem mózgu i nie mającej nic wspólnego z typowymi ćwiczeniami redukującymi lęk. Dzięki tej metodzie pacjenci cierpiący na zaburzenia lękowe mogą szybko odzyskać kontrolę nad swoim życiem.
W niedużej publikacji, która z powodzeniem mieści się w torbie czytamy na początku, że strach ma nas chronić. Gdy z zarośli wyskakuje lew nasze ciało wydziela adrenalinę, serce zaczyna pracować na najwyższych obrotach i w ułamku sekundy decydujemy się, czy będziemy walczyć, czy uciekać. To normalna reakcja. Co jednak wtedy, gdy żaden lew nie szykuje się do ataku, a nasze serce zaczyna szaleć, gdy przestajemy panować nad sytuacją, dopadają nas mdłości, zawroty głowy, drętwiejemy i nie możemy złapać oddechu?
Według Kausa Bernhardta istnieją sklasyfikowane powody takiej sytuacji. Są to m.in. lekceważenie sygnałów ostrzegawczych, takich jak problemy żołądkowe, nagłe pogorszenea widzenia, podrażnienia skóry, zażywanie niektórych leków i narkotyków, a nawet niedobór witaminy B 12, czy negatywne myśli.
Udowodniono, że regularne zamartwianie się, któremu towarzyszą negatywne stany emocjonalne, zmienia strukturę naszego mózgu. Taki strach przed strachem w ciągu kilku tygodni, a nawet dni, utrwala się w automatycznie działający schemat myślowy zakodowany w połączeniach synaptycznych”. Z czasem tworzą się infostrady negatywnych uczuć i strachu, podczas gdy do radości i rozluźnienia wiedzie wąska polna droga – czytamy dalej.
Autor do psychoanalizy odnosi się dość sceptyczne. Uzasadniając swoje stanowisko w zabawny sposób.
Jeśli mamy za sobą trudne doświadczenia z dzieciństwa i czujemy, że będzie dla nas lepiej, gdy o nich zapomnimy, powinniśmy na tym poprzestać.
Cytuje lekarza i komika Eckarta von Hirschhausena – „Może nasze dzieciństwo było gówno warte. Ale co, na miłość boską, chcecie osiągnąć, stawiając sobie garnek gówna na kolanach i mieszając w nim przez dwa lata? W złoto już się nie zmieni.”
Język naukowych analiz, którym posługuje się autor „Paniki” jest obrazowy i sugestywny.
Czytamy:

Klaus Bernhardt „Panika. Jak neuronauka pomaga pozbyć się stanów lękowych”
„Jedno z najważniejszych zadań naszej podświadomości polega na otoczeniu nas ochroną. Działa ona jak komputerowy program antywirusowy. Sprawdza wszystkie przychodzące informacje pod kątem ich ewentualnej szkodliwości. Gdy wykryje wirusa, którego nie może usunąć, obejmuje go kwarantanną. Wirus pozostaje w komputerze, nie wyrządza nam jednak dalszych szkód, ponieważ nie mamy z nim już bezpośredniej styczności. Jedyny błąd jaki możemy popełnić, to wydobycie wirusa z kwarantanny, żeby go szczegółowo zbadać. A to właśnie robi psychoanaliza”.
Istnieje jakiś ważny podwód, dlaczego nie pamiętamy lub nie chcemy pamiętać o pewnych przeżyciach. Tak czy owak, psychoanaliza zawsze kończy się tym samym wnioskiem- winni są rodzice. Ale czy w tej chwili ta wiedza naprawdę w czymkolwiek pomoże? – pyta zaczepnie autor.
Dalej poznajemy ciekawe metody zaprogramowania mózgu od nowa. Psychoterapeuta opisuje sposoby na opanowanie napadów strachu i lęku poprzez zasadę dziesięciu pytań, które otwierają w mózgu nowe ścieżki pozytywnego myślenia.
Przytacza doświadczenie kobiety, która miała zaburzenia równowagi, odczuwała kołysanie się na boki i doskwierały jej zawroty głowy. Autor książki poprosił ją, by wyobraziła sobie , że jej kołysanie jest z przodu do tyłu i całą uwagę skierowała na to poczucie kołysania. Po chwili pacjentka nie miała zawrotów głowy. Mózg odebrał przeciwstawny impuls, a że komórki nie mogą dostosować się do dwóch bodźców jednocześnie to jeden i drugi wygasł.
Książka stała się bestsellerem w Niemczech, a tysiące osób na całym świecie skorzystały ze sprawdzonej metody Bernhardta wykorzystującej najnowsze osiągnięcia neuronauki. Dzięki prostym i sprawdzonym ćwiczeniom w ciągu zaledwie kilku tygodni można zrozumieć funkcjonowanie maszynerii strachu, pozbyć się nawyków wywołujących lęk i zbudować nowe pozytywne połączenia neuronalne- zapowiada wydawca.
Klaus Bernhardt – urodził się w 1968 roku w Niemczech. Psychoterapeuta, dziennikarz naukowy i medyczny. Dzięki dostępowi do wyników najnowszych badań nad funkcjonowaniem mózgu opracował nowatorską terapię zaburzeń lękowych. Przyjmuje pacjentów w swoim gabinecie w Berlinie.
oprac. Dorota Olearczyk
Wrocławski Teatr Komedia we wrześniu zamierza rozśmieszać publiczność nową sztuką. Premiera komedii „Damski biznes” w reżyserii Wojciecha Dąbrowskiego już 16 września na Dużej Scenie WTL. Wcześniej, od 12 do 15 września przedpremierowe spektakle dyrektorzy WTK zaplanowali pokazać wrocławskim seniorom.
Scenografię do farsy przygotowuje Wojciech Stefaniak, zaś kostiumy, a będzie to głównie bielizna, Aleksandra Harasimowicz. Muzykę w klimacie latynoskim pisze Bartosz Pernal. Ma być szybko, głośno i przy pełnych światłach – mówi Wojciech Dąbrowski – reżyser przedstawienia. W obsadzie znajdujemy: Beatę Rakowską, Marzenę Kopczyńską, Łukasza Płoszajskiego, Wojciecha Dąbrowskiego, Jana Kochanowskiego, Pawła Okońskiego/Krzysztofa Grębskiego i Mariusza Ochocińskiego.
Realizatorzy zapraszają na dwie godziny zabawy i relaksu. Może nie będzie lepiej, ale będzie weselej – dodaje Paweł Okoński. W każdej z postaci odbywa się transformacja. Dużo dzieje się między słowami bohaterów przedstawienia.
Lukratywny biznes bieliźniany zakładają dwie panie, a stateczni mężowie zaczynają być zazdrośni. Co z tego wyniknie zobaczymy we wrześniu. Zapowiada się dużo dobrej zabawy.
oprac. i foto: Dorota Olearczyk
„Ogórek, ogórek, ogórek zielony ma garniturek”, „Witaminki, witaminki dla chłopczyka i dziewczynki…” – to przeboje dziecięce zespołu Fasoli, które znają dzisiejsze mamy i bacie. „Mydło lubi zabawę”, „A ja rosnę” pamiętają czterdziestolatkowie i chętnie podśpiewują dzieciom w odpowiedniej chwili. Wytwórnia fonograficzna MTJ zaprasza na muzyczną podróż do krainy piosenki dziecięcej.
35 lat minęło od pierwszych telewizyjnych występów dzieciaków w „Tik- Taku”.
To właśnie na potrzeby popularnego telewizyjnego programu powstały Fasoli, zespół założony przez twórców audycji: Ewę Chotomską, Andrzeja Marka Grabowskiego oraz kompozytora Krzysztofa Marca. Wielu z nas dorastało słuchając Fasolek – zespołu młodzieżowego, który bawi i uczy pokolenia Polaków już od 1983 roku.
„Kolorowe dni z Fasolkami” to płyta, na której niestety nie znajdziemy starych i lubianych utworów. Najmłodsze Fasolki przygotowały dla słuchaczy dwadzieścia nowych, wesołych piosenek utrzymanych w podobnej stylistyce wykonawczej jak te sprzed trzydziestu laty. I tym razem słowa do piosenek napisali: Wanda Chotomska, Ewa Chotomska i Andrzej Marek Grabowski. Więc możemy spodziewać się subtelnych metafor, zabawnych porad, rytmizujących współbrzmień.
tekst: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wytwórni Fonograficznej MTJ.
Strefa Kultury Wrocław zaprasza na Dzień Trójkąta, czyli święto Przedmieścia Oławskiego, którego tegorocznym tematem jest architektura. Na sobotę 8 września zaplanowano wydarzenia kulturalne – spacery, warsztaty, koncerty, wystawy, spektakl teatralny, plenerowy pokaz filmowy. Udział mogą w nich wziąć zarówno mieszkańcy osiedla, jak i odwiedzający je goście. Projekt organizowany jest w ramach programu „Sąsiadujemy”.
Trójkąt się zmienia
Przedmieście Oławskie w ostatnich latach przechodzi przemianę. Niewiele zostało już z dawnej legendy o „Trójkącie Bermudzkim”. Pośród cennych dziewiętnastowiecznych kamienic działalność prowadzą różnorakie inicjatywy lokalne – od Rady Osiedla, przez instytucje kultury, stowarzyszenia, aż po bary, restauracje i piekarnie wypiekające chleb według tradycyjnych receptur. Od 2015 roku działania animacyjno-kulturalne prowadzi również Pracownia Komuny Paryskiej 45, ponadto podczas obchodów Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 na kilku podwórkach powstały instalacje artystyczne. To właśnie przedstawiciele tych lokalnych inicjatyw zostali zaproszeni do współtworzenia programu Dnia Trójkąta, czyli całodziennego wydarzenia służącego sąsiedzkiej integracji, a także zaprezentowaniu wrocławianom Przedmieścia jako osiedla, które warto poznać.
Świętujemy!
8 września na Przedmieściu Oławskim nikt nie będzie się nudził. Na sobotę (od 11:00 do 23:00) zaplanowano wydarzenia kulturalne w różnych częściach osiedla. Dzień Trójkąta rozpocznie się w ogrodzie Klasztoru Bonifratrów – do zwiedzania zostanie udostępniona na co dzień zamknięta krypta. Na program złożą się m.in. koncert w Muzeum Etnograficznym, warsztaty, wystawy, spektakl teatralny, a także cztery spacery z przewodnikami – architektoniczny, wyznaniowy, wspomnieniowy i rodzinny. W strefie relaksu ulokowanej u zbiegu ulic Kościuszki i Komuny Paryskiej będzie można odpocząć, porozmawiać z przedstawicielami lokalnych inicjatyw i poznać niezwykłe opowieści mieszkańców. W Świetliku wrocławscy aktorzy przeczytają fragmenty powieści, a wieczorem przy Trafostacji odbędzie się plenerowy pokaz filmowy. W dodatku, przez cały dzień miejscowe kawiarnie, restauracje, instytucje będą zapraszać do poznawania swoich wnętrz i ofert, a także do zbierania pieczątek – na najwytrwalszych zwiedzających czekają nagrody.
Dlaczego architektura?
Swoją potoczną nazwę Przedmieście Oławskie zawdzięcza historycznemu układowi urbanistycznemu – główne ulice tworzą ramiona trójkąta, przez lata nazywanego „Trójkątem Bermudzkim”. Jest to jedno z najmniejszych, ale i najciekawszych osiedli we Wrocławiu. Jego różnorodna architektura jest odbiciem skomplikowanej historii miejsca. W XIII wieku znajdowała się tu niewielka podmiejska osada. To właśnie z tego okresu pochodzą najstarsze budynki – kościół św. Maurycego oraz kościół św. Łazarza. Spore znaczenie miała też fundacja braci Bonifratrów, którzy wybudowali duży zespół klasztorny. Bardzo istotne było zburzenie miejskich fortyfikacji, a tym samym otwarcie się miasta na ówczesne przedmieścia. W związku z tym, na Oławskim zaczęto tworzyć trasy spacerowe, a wrocławscy możni lokowali tu swoje letnie, podmiejskie rezydencje.
Obecnie na Trójkącie dominuje przede wszystkim zabudowa kamieniczna. W drugiej połowie XIX wieku nastąpił największy rozwój osiedla – otwarto pierwszy wrocławski dworzec, a nad Oławą rozwijał się przemysł. Do dzisiaj zachowały się tu budynki po byłych fabrykach (m.in. po wytwórni likierów i wódek Carla Schirdewana). Przedmieście to także liczne budynki użyteczności publicznej – szkoły, muzeum, kościoły. Te ostatnie to kolejna wyjątkowa cecha Trójkąta – znajdziemy tu świątynie m.in. katolików, ewangelików, baptystów, adwentystów.
Wszystkie wydarzenia odbywające się w ramach Dnia Trójkąta są bezpłatne. Miejsca biorące udział w imprezie zostaną oznaczone specjalnymi symbolami.
mat. pras.
To był krótki, upalny koncert jak przystało na lato, a dokładniej Lato w Synagodze pod Białym Bocianem. Festiwal złożony z cyklu koncertów artystów prezentujących bogactwo muzyczne mniejszości narodowych, muzykę klezmerską i folkową oraz jazz potrwa do 26 sierpnia.
W niedzielę po godzinie osiemnastej, kiedy już cała synagoga była wypełniona widzami, a klimatyzacja nie była w stanie dostatecznie schłodzić przestrzeni, widzowie zaczęli oklaskami wywoływać na scenę artystę. Wachlarze zrobione z programów corocznego letniego cyklu muzycznego organizowanego przez Bente Kahan poruszane dłońmi zmęczonych upałem widzów mieszały powietrze, w którym nie było dużo tlenu. Przyklejeni do krzeseł, ocierając pot z czoła czekaliśmy na kogoś, kto zasiądzie przy fortepianie stojącym majestatycznie w centralnej części sceny. Po krótkiej zapowiedzi z bocznego korytarza synagogi wyszedł mężczyzna w czarnej koszuli i ciemnych spodniach z włosami obciętymi na jeżyka i o posturze raczej atlety niż muzyka. Położony wcześniej na klapie instrumentu ręcznik wywołał skojarzenie ze sportowym podejściem do występu i zapowiadał gorącą atmosferę.
Kuba Stankiewicz okazał się ciepłym, sympatycznym jazzmanem, który sprawnie zapowiadał i z estymą grał utwory Victora Younga, Bronisława Kapera i Henryka Warsa. Przy utworach „Miłość ci wszystko wybaczy”, czy „Na pierwszy znak” nogi widzów podrygiwały żwawiej.
Dźwięki fortepianu solo i Kuba Stankiewicz w postawie uniżonej wobec instrumentu przynosiły ze sobą przyjemne wrażenia muzyczne. Urodzony we Wrocławiu artysta, jeden z najwybitniejszych artystów polskiej sceny jazzowej, wystąpił w Synagodze Pod Białym Bocianem tuż przed koncertem w nowojorskiej Carnegie Hall. Niespełna godzinny koncert rozpalił chęci wielu słuchaczy na posiadanie płyty artysty. Na placu przy Mleczarni ustawiła się kolejka do stoiska z fonograficznym dorobkiem Kuby Stankiewicza. Wiele osób czekało także na zdobycie autografu jazzmana.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
Kabel od mikrofonu, który trzyma w prawej dłoni Mieczysław Fogg stojący w nienagannie wyprostowanej pozycji ciała i w galowym stroju, ciągnie się przez każdą stronę książeczki. Zawija się zgrabną pętelkę przy „Polowaniu na tygrysa”, a potem prowadzi czytelnika książkowej okładki płyty do finałowej „Piosenki o mojej Warszawie”.
Estetycznie wydana płyta z piosenkami Mieczysława Fogga otrzymała znakomitego interpretatora w postaci Młynarski-Masecki Jazz Camerata Varsoviensis. Do wysmakowanego jazzowego duetu znanego z albumu „Noc w wielkim mieście” tym razem dołączyli m.in. aktorzy z „Zimnej wojny” Pawlikowskiego, to jest: Joanna Kulig, Agata Kulesza oraz Szymon Komasa, Barbara Kinga Majewska i Piotr Zabrodzki i stworzyli godny niejednokrotnego odsłuchania album muzyczny.

„Fogg – pieśniarz Warszawy” Młynarski-Masecki Jazz Camerata Varsoviensis
Piosenki Mieczysława Fogga zyskały odświeżony blask, odkurzona została warstwa czasu i ze starych, skrzypiących nagrań na nowo narodziły się wielkie przeboje „A ja sobie gram na gramofonie”, „Polowanie na tygrysa”, „Ja mam czas, ja poczekam”, „Ameryka”, „Nic o tobie nie wiem”, „Związane mam ręce”, „Argentyna”, „O-key”, „Może kiedyś, innym razem”, „Tango milonga”, „Ta ostatnia niedziela”, „Młodym być i więcej nic”, „Piosenka o mojej Warszawie” i „Warszawo ma”. Oczywiście, nie wszystkie interpretacje mogą trafić do gustu wysmakowanych odbiorców, ale znakomita większość z nich brzmi doskonale.
Saksofony, fortepian, klarnet, skrzypce, werble stylowo zaaranżowane przez Marcina Maseckiego oddają klimat międzywojennej Warszawy.
Piosenki z muzyką Henryka Warsa, Władysława Daniłowskiego, czy Jerzego Petersburskiego w zestawieniu ze słowami Ludwika Starskiego, Zenona Friedwalda, Andrzeja Własta, czy Mariana Hemara w równym stopniu nadają się do nucenia, podrygiwania i nostalgicznego zasłuchania.

„Fogg – pieśniarz Warszawy” Młynarski-Masecki Jazz Camerata Varsoviensis
Postać Mieczysława Fogga jest uniwersalnym symbolem polskiej tradycji estradowo-piosenkowej- czytamy w książeczce. Artysta przeżył prawie cały XX wiek ze wszystkimi tragicznymi zwrotami jego historii, karierę śpiewaczą rozpoczął wcześnie i śpiewał aż do śmierci. Dzięki temu, że przeżył II wojnę światową i pozostał w Polsce, stał się dla odbiorców uosobieniem utraconego, zniszczonego świata. Dla Fogga najważniejsza była piosenka i jej moc zmiany nastroju, oddziaływania na ludzi. I właśnie wybór najpiękniejszych utworów z wszystkich okresów kariery Mieczysława Fogga znajdujemy na płycie „Fogg – pieśniarz Warszawy”. Materiał powstał z szacunku dla mistrza i historii Warszawy – dodają jego twórcy.
oprac. Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Agora.