Opera w czterech aktach (z dwoma przerwami) skomponowana przez Giuseppe Verdiego zagościła na deskach Opery Wrocławskiej. „Nabucco” w reżyserii Tomasza Janczaka przykuwa wzrok monumentalną, minimalistyczną scenografią i symbolicznymi detalami.
Nie ma chyba lepszego tytułu, niż verdiowskie Nabucco, na pierwszą premierę jubileuszowego 80. sezonu artystycznego Opery Wrocławskiej. Dzieło należy do kanonu literatury operowej– czytamy w zapowiedzi spektaklu.
Kostiumy do premiery zaprojektowała Małgorzata Słoniowska, związana z Operą Wrocławską od 1988 roku. Jej liczne prace są doskonale znane wrocławskiej publiczności, z których można wyróżnić chociażby superwidowiska jak m.in. Carmen, Poławiaczy pereł czy Makbeta. Z kolei za scenografię odpowiadał Mariusz Napierała, twórca blisko 100 realizacji scenograficznych w kraju i za granicą, dziś związany z Teatrem Kameralnym im. Wandy Rucińskiej w Bydgoszczy. Chór Opery Wrocławskiej przygotowała Anna Grabowska-Borys. Całość poprowadził Maestro Giorgio Croci, rodowity Włoch i znawca włoskiej literatury operowej, a także pierwszy gościnny dyrygent Opery Wrocławskiej.
Realizatorzy stworzyli statyczne, monumentalne widowisko z dramatycznymi zbiorowymi scenami, chóralnymi i solowymi popisami. Symbolika scenografii, jej strzelistość, wizualne dopowiedzenia były kontrapunktem do dramatów ludzkich dziejących się na scenie. Soliści wzruszali, a chórzyści wzbudzali gromkie brawa u melomanów. W roli Abigail podziwialiśmy Karinę Skrzeszewską, kwestię Nabucco gościnnie wyśpiewał Mikołaj Zalasiński. Maestro Giorgio Croci z włoskim, piorunującym temperamentem prowadził muzyczną frazę Verdiego.
Czy twarze przywódców politycznych, którzy doprowadzili do ludobójstw były potrzebne w tej symbolicznej inscenizacji z okiem opatrzności patrzącym na nas z filarów budowli, w których rozgrywały się dramatyczne sceny? Czy warstwa emblematyczna nie wystarczyłaby widzowi do wywołania skojarzeń? Z tym pytaniem pozostawiam melomanów i przyszłych widzów najnowszej inscenizacji „Nabucco”. Z całą pewnością Verdi płynął silną i głośną dynamiką dźwięków i przypominał, że dzieła uniwersalne nie starzeją się, a ich aktualność czasami przeraża.
Oprac. do
foto z próby. jo
Niedawno, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mamania, wpadła mi w ręce książka z serii „Kosmos i Kajo”. Już po pobieżnym przekartkowaniu okazało się, że publikacja stanowi element ciekawego programu, dzięki któremu można nauczyć swoje dziecko uważności, radzenia sobie z przytłaczającymi emocjami i stresem.

„Kosmos i Kajo. Kajo i Joka w poszukiwaniu uważności” Jowita Wowczak, Katarzyna Kowalska-Bębas, Wydawnictwo Mamania
Rezolutne rodzeństwo Kajo i Joka zapraszają dzieci i dorosłych w kosmiczną podróż po tajemniczym wszechświecie emocji. Z bohaterami odwiedzamy Planetę Wielkiego Wybuchu, Planetę Uważności i Planetę Mocy, a mieszkańcy każdej z nich pomagają nam lepiej zrozumieć samego siebie i zadbać o swój spokój.
„Kajo i Joka w poszukiwaniu uważności” to książka dla dzieci i wszystkich dorosłych, którzy im towarzyszą – w domu, w szkole i w przedszkolu. Składa się z części dla dziecka i z części dla dorosłego. Każdy rozdział to opowiadanie oraz zabawy i ćwiczenia, które uczą samoregulacji, redukują stres, budują odporność psychiczną, wzmacniają relacje.
Emocjonujące przygody Kajo i Joki pozwalają rodzicom pomóc dzieciom koić trudne emocje, radzić sobie z codziennym stresem i z uważnością podchodzić do rzeczywistości.

„Kosmos i Kajo. Kajo i Joka w poszukiwaniu uważności” Jowita Wowczak, Katarzyna Kowalska-Bębas, Wydawnictwo Mamania
Kilka słów o autorkach:
Jowita Wowczak to nauczycielka uważności i medytacji, trenerka i konsultantka ds. redukcji stresu. Prowadzi konsultacje indywidualne i warsztaty o uważności i zarządzaniu stresem. Jest współtwórczynią programu Kosmos i Kajo i autorką programu Moc Ciszy, wspierającego osoby dorosłe w budowaniu równowagi wewnętrznej, by mogli tworzyć rodziny i środowiska oparte na bezpieczeństwie i życzliwości. Jest autorką kart uważności dla dzieci i książek o tematyce uważności, m.in. „Uważności w edukacji”. W swojej pracy zawodowej pasjonuje się rolą perspektywy i jej wpływu na zdrowie i poczucie szczęścia w życiu. Działa na rzecz praw dzieci w polskiej szkole.
Katarzyna Kowalska-Bębas to nauczycielka jogi i uważności, certyfikowana trenerka Family Lab. Współtwórczyni programu Kosmos i Kajo oraz współautorka serii książek „Rozmowy o wychowaniu w szacunku” i „Kosmos i Kajo”. Prowadzi szkolenia, warsztaty i seminaria dla nauczycieli, dzieci i rodziców. Uczy jogi i uważności podopiecznych licznych wrocławskich przedszkoli. Mama Alka i Zosi. Pasjonatka rodzinnych podróży.
Uważność to rozszerzenie naszej możliwości bycia i tworzenie postawy współczującej wobec siebie i drugiego człowieka. Pamiętanie i powracanie do chwili obecnej, do tego, co dzieje się na zewnątrz i w nas, to wielka sztuka, którą warto zgłębiać. Dzięki temu możemy do kontaktu z drugim człowiekiem podejść z łagodną obecnością, zainteresowaniem, zaangażowaniem, zrozumieniem i akceptacją. Uważność, zwana także świadomością obecnej chwili, to umiejętność skupienia swojej uwagi na bieżącym momencie, bez oceniania i oczekiwań – czytamy w rozdziale pt.„Po co nam uważność”. Tezy zawarte w badaniach i przemyśleniach autorek, brzmią na tyle zachęcająco, że nie sposób nauki uważności potraktować po macoszemu.
Książka okazuje się być skarbnicą ćwiczeń, ciekawych pomysłów, zabaw, które aż się proszą o zastosowanie w trudnej szkolnej i domowej rzeczywistości. Poradnik podzielony jest na część dla dzieci i część dla dorosłych.
Na stronach dziecięcych autorki posiłkują się metaforami i rysunkami Doriny Auksztulewicz, które tłumaczą reakcje fizjologiczne. Opowiadają o Stresowcu, Rycerzu Tlenowcu, Dworze Emocji, Kometach Myśli i zabierają młodych czytelników w kosmiczną przygodę. Między innymi odwiedzamy Planetę Wielkiego Wybuchu, tworzymy dziennik astronauty zapisując w nim reakcję, sytuację i powód dlaczego Ufostrażnik włączył alarm.
„Kosmos i Kajo” to także dobra lektura dla rodziców, nauczycieli, pedagogów, instruktorów, wychowawców, którym nie jest obojętny dobrostan dzieci. W części adresowanej do dorosłych narracja dziecięca zamienia się w popularnonaukową syntezę z wyjaśnieniem reakcji na stres i szukaniem metod na radzenie sobie z emocjami. Autorki zapisują tutaj różne sposoby na zadbanie o odporność psychiczną dzieci. Proponują skorzystanie z technik uważności podczas jedzenia posiłków, sprzątania, czy rozmów. Przezornie, dopowiadają, że na wyrobienie nawyku potrzeba od 21 do 60 dni. Piszą także o mocy aktywności fizycznej. Przytaczają wyniki wielu badań, które jednoznacznie dowodzą, że większa aktywność fizyczna u dzieci i młodzieży jest związana z lepszym ich stanem zdrowia psychicznego.
Zatem, nie odkładajmy lektury „Kosmos i Kajo. Kajo i Joka w poszukiwaniu uważności” Jowity Wowczak i Katarzyny Kowalskiej-Bębas na odległy czas, bo szkoda byłoby dłużej żyć w nieuważności, bez cienia szansy na osiągnięcie dobrostanu w młodzieńczości, dziecięcości i dorosłości. Jej lektura może także pozytywnie rzutować na zaangażowanego czytelnika w każdym wieku.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mamania.
Z okazji drugie edycji Senioralnego Festiwalu Piosenki Artystycznej odbywającego się we Wrocławiu od 7 do 19 października 2024 roku na Scenie Teatru Muzycznego Capitol wystąpili Grażyna Łobaszewska i Adam Nowak. Zespół w składzie: Maciej Kortas – gitary, Paweł Urowski – bas i Michał Szczeblewski – perkusja wypełnił muzycznie i improwizacyjnie program „O ludziach z duszą”, który zabrzmiał na otwarcie festiwalu dzięki staraniom pomysłodawcy, dyrektora artystycznego wrocławskiej Sceny pod Regałem – Michała Hadasika. Organizator w charakterystycznym kapeluszu na głowie prowadził suport koncertowy w wykonaniu artystów Sceny pod Regałem oraz laureatów ubiegłorocznej edycji festiwalu.
Podczas koncertowego wieczoru publiczność śpiewała z artystami. Brzmiały frazy z „Ale to już było”, „Czas nas uczy pogody”, „Całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę”, „W wielkim mieście” i „Trudno nie wierzyć w nic”.
Oprac. do
fot. do i jo
Opera Wrocławska zaprasza na „Nabucco” Giuseppe Verdiego. Utwór ten należy do młodzieńczych kompozycji włoskiego wirtuoza. Akcja opery rozgrywa się w 587 r. p.n.e. Tytułowy Nabuchodonozor, to autorytarny władca, dla którego żądza władzy jest celem nadrzędnym. Król Babilonu, postanawia najechać i podbić Jerozolimę. Jednak w tle toczy się również osobista historia, w której prym wiedzie Abigail, pierworodna córka króla Nabuchodonozora, pochodząca z nielegalnego związku.
Spektakl wyreżyserował Tomasz Janczak, scenografię zaprojektował Mariusz Napierała, zaś kostiumy Małgorzata Słoniowska.
Oprac. zdjęcia z próby: jo
Giuseppe Verdi skomponował Nabucco 1842 r., opera ta należy do jego młodzieńczych kompozycji, bowiem była dopiero trzecim dziełem operowym, które wyszło spod jego pióra. Libretto napisał Temistocle Solera, twórca librett do większości oper Verdiego. Akcja opery rozgrywa się w 587 r. p.n.e. Tytułowy Nabuchodonozor, to autorytarny władca, dla którego żądza władzy jest celem nadrzędnym. Król Babilonu, postanawia najechać i podbić Jerozolimę. Jednak w tle toczy się również osobista historia, w której prym wiedzie Abigail, pierworodna córka króla Nabuchodonozora, pochodząca z nielegalnego związku.
Relacja z 2018:
Nie ma chyba lepszego tytułu, niż Verdiowskie Nabucco, na pierwszą premierą jubileuszowego 80. sezonu artystycznego Opery Wrocławskiej. Dzieło należy do kanonu literatury operowej. Nie ma chyba żadnego teatru operowego na świecie, które nie ma (lub nie miało) w swoim repertuarze tej młodzieńczej opery Verdiego, opartej na biblijnej historii. Prapremiera Nabucca odbyła się w mediolańskiej La Scali w 1842 roku i niemalże od razu kazała się ogromnym sukcesem jej twórcy. Librecista Temistocle Solera za podstawę dzieła wziął starotestamentalną historię króla babilońskiego Nabuchodonozora. Akcja rozgrywa się w Jerozolimie i Babilonie ok. 587 r. przed Chrystusem, kiedy to król Nabucco podbił Judeę, co z kolei stało się początkiem „niewoli babilońskiej”. Uciemiężenie narodu Izraela oraz losy królewskich córek wraz z ich miłosnymi perypetiami stanowią dramaturgiczne tło całej sztuki. Dyrektor Opery a zaraz reżyser widowiska Tomasz Janczak zaznacza:
– Chociaż od prapremiery Nabucca minęły już 182 lata, to z pewnością możemy w tej historii znaleźć analogie do czasów współczesnych: żądza władzy, bogactw, rząd dusz – z jednej strony oraz miłość – z drugiej. To tematy, które zawsze warto podejmować, bo od zawsze są obecne w życiu człowieka, niezależnie od epoki czy położenia geograficznego.
Ponadto samo dzieło zyskało również wymiar społeczno-polityczny i w atmosferze rosnących nadziei na zjednoczenie Włoch Nabucco stało się niejako symbolem Risorgimenta. Opera Wrocławska po raz kolejny wraca do tej perły romantycznej literatury operowej. Na temat samej koncepcji dzieła dyrektor Janczak mówi:
– W swojej koncepcji pragnę pokazać, że Nabucco Giuseppe Verdiego jest dziełem uniwersalnym w swoim przekazie. Ukazuje nam odwieczną walkę dobra ze złem, w której dobro, choć często teoretycznie słabsze, zawsze wygrywa. Proponuję państwu spektakl klasyczny, to znaczy spektakl, który rzeczywiście przeniesie nas ponad 2500 lat wstecz. Stroje i scenografia oraz cała reżyseria zostały tak stworzone, by ukazać piękno i przepych starożytnego Babilonu z wykorzystaniem technik nowoczesnego teatru, którymi dysponujemy.
Kostiumy do nadchodzącej premiery zaprojektowała Małgorzata Słoniowska, związana z Operą Wrocławską od 1988 roku. Jej liczne prace są doskonale znane wrocławskiej publiczności, z których można wyróżnić chociażby superwidowiska jak m.in. Carmen, Poławiaczy pereł czy Makbeta. Z kolei za scenografię odpowiada Mariusz Napierała, twórca blisko 100 realizacji scenograficznych w kraju i za granicą, dziś związany z Teatrem Kameralnym im. Wandy Rucińskiej w Bydgoszczy. Za przygotowanie chóru Opery Wrocławskiej odpowiada Anna Grabowska-Borys. Całość poprowadzi Maestro Giorgio Croci, rodowity Włoch i znawca włoskiej literatury operowej, a także pierwszy gościnny dyrygent Opery Wrocławskiej.
Podczas premierowych spektakli wystąpią: w roli tytułowej: Mikołaj Zalasiński i Leszek Skrla; jako Abigaille: Karina Skrzeszewska i Jolanta Wagner; w rolę Zachariasza wcieli się Grzegorz Szostak i Szymon Kobyliński; partię Feneny wykona Jadwiga Postrożna i Barbara Bagińska; w roli Arcykapłan Baala wystąpi Tomasz Rudnicki i Jakub Michalski; jako Ismael zaprezentuje się Tomasz Kuk i Dawid Kwieciński; rolę Anny wykona Agnieszka Adamczak i Maria Rozynek; a w partii Abdalla usłyszymy Aleksandera Zuchowicza i Edwarda Kulczyka.
Czas trwania: 200 min.
Wrocławski Teatr Lalek rozdaje niebieskie koraliki na codzienne troski. Kto nie pójdzie na pl. Teatralny i nie skorzysta z oferty repertuarowej straci szansę na złapanie chwili teatralnej magii w wersji analogowej.
Karolcia, ośmioletnia tytułowa bohaterka powieści Marii Kruger i spektaklu w reżyserii Leny Frankiewicz znajduje spełniający życzenia błękitny koralik. Przeprowadza się wraz z rodzicami do nowego mieszkania w bloku. Nieśmiały Piotrek, kolega z podwórka, staje się jej towarzyszem przygód. Dzięki magicznemu koralikowi spełniają marzenia swoje i innych osób, ale nie dzieje się to bez żadnych konsekwencji.
„Karolcia” w Lalkach jest stylistycznie i wizualnie dopracowana w najmniejszych szczegółach. Przedstawienie jest nieprzebodźcowane, subtelne i charakterystyczne jednocześnie. Postaci są wyśmienicie osadzone w formie i treści w estetyce lat 60 i 70. Wizualnie i muzycznie usłyszymy i dostrzeżemy tu nawiązania do bauhausu, geometrii, jazzu i soulu. Znajdziemy także lokalne konteksty, np. pan prezydent z kotem.
Twórcy wykorzystują w spektaklu dawno nie widziane w teatrze formy planszowe. Mamy tu samochody z tektury, ludzi – lalki z drewna, ludzi- fontanny, poza tym neony i bańki mydlane. Zabawie formą poddajemy się z przyjemnością oglądając animacje zielonymi, dużymi piłki, na których zwykle ćwiczy się np. pilates. Zmieniają się one w krzaki, drzewa, można się na nich położyć i ich bronić przed małą plastikową koparką, prowadzoną przez kierownika budowy (Konrad Kujawski).
Ogród z piłek wraz ze zjawiskową neonową fontanną, przypominającą ozdobny wazon, wymyśloną przez scenografkę (Agatę Stanulę), figura ciotki Agaty z rudymi lokami (Anna Makowska- Kowalczyk) i Filomeny w czarnym koku (Radosław Kasiukiewicz) są charakterystyczne, komiczne i piękne wizualnie. Tańczący i śpiewający Koralik (Grzegorz Mazoń) we fryzurze afro białego koloru jest znakomity. Każdy szczegół kostiumowej zabawy i scenograficznej układanki koresponduje ze sobą interesująco. Widzom dorosłym przynosił wspomnienia, a dziecięcym – przyjemność kolorystyczną.
W drugiej części spektaklu pojawiają się obrazy budzące grozę. W scenach urzędowych, dramaturżka zafundowała nam kafkowskie skojarzenia. Realizatorzy, twórcy i aktorzy ciekawym, kanciastym ruchem, szarym kostiumem, przyciemnionym światłem pokazują więcej niż powiedziałyby słowa. Piosenki skomponowane przez Grzegorza Mazonia, śpiewane i tańczone przez aktorski, zgrany zespół WTL, wzbogacają fabułę całości.
„Karolcia” w reżyserii Leny Frankiewicz to przedstawienie na nasze troski, spełniające marzenia, dające nadzieję na znalezienie magicznego niebieskiego koralika. Idźcie (sami lub z dziećmi szkolnymi, własnymi, pożyczonymi…) poszukać go w szczelinie desek Wrocławskiego Teatru Lalek. Nie pożałujecie. To spektakl na zauważanie drobnych szczęść i codziennych radości. To także odpoczynek od komputerowego przetwarzania rzeczywistości i cyfrowego świata, wytchnienie od nagłych przeskoków cybernetycznej fabuły i nakładania się wątków, historii, motywów i zdarzeń.
tekst: Do
foto: Jo
11 niezwykłych dywanów, zwanych także „gobelinami”, z których największy ma ponad 6 metrów długości i 3 metry szerokości, a także kilkadziesiąt autoportretowych i inscenizowanych fotografii będzie można zobaczyć w Muzeum Etnograficznym we Wrocławiu na pierwszej wystawie prezentującej twórczość Mariana Henela (1926–1993), wieloletniego pacjenta Szpitala dla Psychicznie i Nerwowo Chorych w Branicach. W skali światowej jego prace uznaje się dzisiaj za jedne z najwybitniejszych przykładów dzieł powstałych w efekcie arteterapii realizowanych w szpitalach psychiatrycznych.
Marian Henel, zwany przez personel szpitalny Maniusiem, a w prasie określany „diabelskim pomiotem” lub „lubieżnikiem z Branic”, to postać dotknięta zaburzeniami na tle seksualnym, wieloznaczna i kontrowersyjna. Wykonane przez niego dywany, rysunki i fotografie są wyjątkowym przejawem tzw. art brut, czyli sztuki tworzonej przez osoby niewykształcone artystycznie lub cierpiące na chorobę psychiczną.
Henel przez pierwszych 7 lat swojego pobytu w branickim zakładzie pracował w szpitalnej tkalni, gdzie zajmował się wyrabianiem na krosnach grubych bawełnianych i lnianych tkanin, z których szyto bieliznę dla pacjentów.
W 1968 roku trafił do Pracowni Ekspresji Sztuki Psychopatologicznej założonej w Branicach przez Stanisława Wodyńskiego, instruktora terapii zajęciowej. Działały w niej warsztaty malarstwa, rysunku, grafiki, rzeźby i tkactwa, w których pacjenci, podejmując samodzielne działania twórcze, byli leczeni przez sztukę. Henel dołączył do pracowni tkactwa skuszony możliwością pracy w osobnym pomieszczeniu, w którym znajdowało się duże pionowe krosno trzymetrowej szerokości.
Początkowo wykonywał dywany na zamówienie według dostarczonych wzorów i wskazówek. Widzowie mogą obejrzeć na wystawie pierwszy dywan jego autorstwa – herb szkoły medycznej z maksymą „Salus aegroti suprema lex” (Dobro pacjenta najwyższym prawem). Na ponurym granatowym tle wyróżnia się oplatający koło trybowe wąż, mistrzowsko zrealizowany zwiastun rozwijającego się talentu Henela.
Drugi wykonany przez niego dywan, również prezentowany na wystawie, także powstał na zamówienie. Jego treścią jest pochwała niefarmakologicznych metod psychiatrii, ujęta w przedstawieniu grupy trzech renesansowych muzyków i sentencji „Verbum, gaudium, labor et musica… etiam medicina” (Słowo, radość, praca i muzyka… to również medycyna). Wzór tego „gobelinu” został Henelowi narzucony, jednak wszystkie ornamenty i barwy twórca dobrał sam, z czego wywiązał się w doskonały sposób.
Ten i następne dywany Henel projektował na papierze milimetrowym, gdzie jedna kratka odpowiadała jednemu węzełkowi tkaniny. Kolejne prace kreował już samodzielnie. Właśnie one są najbardziej interesujące pod względem kompozycji – niewystudiowanej i harmonijnej – oraz treści – uznawanych za nieprzyzwoite, kontrowersyjne i odbiegające od norm społecznych.
Przedstawiał na nich obnażone kobiety z nadwagą, rzadziej mężczyzn, pielęgniarki w białych kitlach i czepkach na głowach, wypięte w stronę widzów pośladki, sceny erotyczne. Wśród zaprojektowanych i wykonanych przez Henela wizerunków nie brakuje obrazów ejakulacji, menstruacji, oddawania moczu czy defekacji. Pojawiają się też wisielce, czarownice, duchy i ludzko-zwierzęce hybrydy. Przyglądając się „gobelinom” Henela, „należy mieć na uwadze fakt, że w chorobie psychicznej poznanie świata jest inne, zmienione przez doznania psychotyczne, urojenia i omamy” – pisze dr Anna Steliga w eseju zawartym w publikacji towarzyszącej wystawie.
Na „gobelinach” ukazane są również potworne bajkowe zwierzęta – żaby lub ropuchy, węże, muchy, skorpiony, koty, a także rozmaite robaki. Steliga zwraca uwagę na magiczny aspekt tych postaci, a także na ich złożoną symbolikę w różnych kulturach i religiach świata. Ropucha symbolizuje chuć i pychę, ale także kobietę z nadwagą. Robak obrazuje grzech. Chrząszcz odzwierciedla mrok i dwupłciowość. Sowa to symbol mądrości i samotności. Nietoperze to kreacja złych duchów bądź widma osób zmarłych. Motyl wiąże się z lubieżnością i beztroską.
Henel pracował na ramie z naciągniętą osnową, ręcznie wiążąc węzły z przędzy wełnianej. Surowiec do tkania dywanów pochodził z odpadów z fabryki dywanów w Kietrzu. W belach wełny ważących nieraz ponad 100 kilogramów Henel wyszukiwał jak najdłuższe odcinki, formował je w kłębki, dzielił według barw, żmudnie gromadząc zapasy materiału.
W ciągu ponad 20 lat spędzonych na terapii w Pracowni Ekspresji Sztuki Psychopatologicznej Marian Henel równolegle z tkaniem dywanów oddawał się swojej drugiej pasji – fotografowaniu. Na wystawie pokazanych zostanie kilkadziesiąt czarno-białych zdjęć. Henel wykonywał je setkami, wielokrotnie poprawiając ujęcia i kadry, nim osiągał zamierzony efekt. Sam wywoływał zdjęcia, wykazując się przy tym dużą kreatywnością mimo braku wiedzy o aparaturze inżynieryjno-optycznej.
Widzowie zobaczą fotografie, których bohaterem jest sam Henel ustawiający się w erotycznych pozach. Sukcesywnie modyfikował on swój wizerunek w kierunku damsko-męskiej chimery. Celowo jadł więcej, by jego ciało zyskało krągłości. Sam konstruował powiększające go biustonosze i rajstopy. Depilował swoje ciało, a do zdjęć przebierał się w kitle pielęgniarskie i zakładał peruki. Z czasem zainteresował się też animacją. Posługiwał się w niej lalkami ubieranymi na swoje podobieństwo, które ustawiał tak, by zobrazować kolejne fazy stosunku płciowego.
Szczegóły życia Henela z czasów przedszpitalnych znane są głównie z jego własnych relacji. Był dzieckiem niechcianym, osieroconym we wczesnym wieku, uciekającym od kolejnych źle traktujących go opiekunów. Ukończył sześć klas szkoły podstawowej. Po II wojnie światowej przez kilka lat pracował w Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Kluczborku. Według dr. Bogusława Habrata „mimo iż zatrudniony był jako palacz, twierdził, że chętnie podejmował się wymyślnego torturowania, a nawet egzekucji szokujących innych oprawców. Ile w tym prawdy, a ile sadystycznych fantazji, opowiadanie o których wywierało zawsze ogromny wpływ na słuchających, trudno ocenić”.
Za podpalenie stodoły w Państwowym Gospodarstwie Rolnym został aresztowany i ponad rok spędził w więzieniu, skąd zwolniono go podejrzewając, że jest osobą z niepełnosprawnością intelektualną. Wtedy trafił do zamkniętej placówki psychiatrycznej w Branicach, która stała się jego domem do końca życia.
Wystawa przygotowana przy współpracy Muzeum Narodowego we Wrocławiu z zespołem lekarzy Specjalistycznego Szpitala im. ks. biskupa Józefa Nathana w Branicach oraz badaczem nad uzależnieniami dr. nauk medycznych Bogusławem Habratem z Zespołu Profilaktyki i Leczenia Uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
Wystawie towarzyszyć będzie publikacja.
Ekspozycja będzie dostępna dla zwiedzających od 5 października 2024 r. do 16 lutego 2025 r. Kuratorem wystawy jest dr hab. Piotr Oszczanowski.
Wystawa skierowana jest do osób pełnoletnich. Znajdują się na niej obiekty zawierające treści, które mogą być nieodpowiednie dla niektórych odbiorców, takie jak przemoc, nagość, erotyka lub treści krzywdzące wobec innych ludzi czy grup społecznych bądź z innych powodów niezgodne z dzisiejszą wrażliwością.
mat. pras.
Historia dziewczynki, która znalazła spełniający życzenia błękitny koralik od 5 października na scenie Wrocławskiego Teatru Lalek. Początek sezonu artystycznego 2024/2025 zapowiada się intrygująco.
„Karolci” Marii Krüger nikomu nie trzeba przedstawiać. Książka wznawiana i chętnie czytana od ponad 60 lat została zaadaptowana przez dramatopisarkę i pianistkę – Sandrę Szwarc. Spektakl we Wrocławskim Tetrze Lalek reżyseruje Lena Frankiewicz, znana widzom WTL ze spektakli „Ziemianie” i „Moskwin”. W dorobku reżyserki znajdziemy produkcje dla dzieci i dorosłych realizowane na najważniejszych polskich scenach takich jak Teatr Narodowy w Warszawie i Teatr Wybrzeże w Gdańsku czy Teatr Polski w Bydgoszczy. Muzykę do „Karolci” skomponował Grzegorz Mazoń, scenografię i kostiumy zaprojektowała Agata Stanula, za choreografię odpowiadał Zbigniew „Zibi” Karbowski, za światła Damian Pawella.
Autorki koncepcji przedstawienia zapowiadają położenie mocnego akcentu na tezę: władza to również odpowiedzialność. Tytułowa Karolcia i jej przyjaciel Piotrek, podczas wielu zabawnych i emocjonujących przygód będą się uczyć przewidywać skutki własnych działań.
Przedstawienie zostało zrealizowane w planie żywym i lalkowym.
Oprac. do i jo