We Wrocławskim Teatrze Lalek trwają próby do spektaklu w reżyserii Tomasza Maśląkowskiego „Kulawa kaczka i ślepa kura” adresowanego do dzieci w wieku 5+ . Przedstawienie powstaje na podstawie książki Ulricha Huba, dramatopisarza i autora pełnych humoru książek dla dzieci, znanego w Polsce m.in. z chętnie inscenizowanej sztuki „Na Arce o ósmej”.
Na pewnym szarym, zapomnianym podwórku mieszka kulawa Kaczka. Nikt jej nie odwiedza, a i sama Kaczka nie angażuje się zbytnio w poszukiwanie przyjaciół. Wszystko się zmieni, gdy na jej podwórko zawita ślepa Kura – czytamy w zapowiedzi.
Twórcy zapewniają, że będzie to spektakl sensorycznym, którego integralną częścią jest audiodeskrypcja – rozumiana nie tylko jako narzędzie dostępności, ale strategia artystyczna.
Audiodeskrypcja to słowny opis tego, co w spektaklu (w filmie czy na obrazie) widać. Powstała jako wsparcie dla osób doświadczających trudności w widzeniu. Ale audiodeskrypcja to także znakomita zabawa i wyzwanie dla wyobraźni. Czy każdy słysząc jakieś słowo wyobraża sobie dokładnie to samo? – pyta Marta Kurowska – pedagożka teatru.
Szykują się niezapomniane przeżycia. Już dziś można starać się o bilety.
Premiera przedstawienia planowana jest na 23 listopada, kolejne spektakle: 24, 26-29.11; 18-20.12 oraz 29.12, ceny biletów: 40 zł normalny, 37 zł ulgowy, 35 zł grupowy, miejsce: Scena Kameralna WTL, czas trwania: ok 60 min.
„Kulawa kaczka i ślepa kura”
Adaptacja: Lena Frankiewicz, Tomasz Maśląkowski
Reżyseria: Tomasz Maśląkowski
Scenografia: Tomasz Maśląkowski
Muzyka: Grzegorz Mazoń
Dostępność: Marta Kurowska
Inspicjentka: Małgorzata Mańko-Drozd
Obsada:
Kulawa Kaczka – Marta Kwiek
Ślepa Kura – Anna Makowska-Kowalczyk
Audiodeskrypcja na żywo – Sławomir Przepiórka / Tomasz Maśląkowski
Oprac. do
autor plakatu: Dawid Ryski
15. listopada 2024, godz. 19:00, Centrum Sztuk Performatywnych Instytutu Grotowskiego (Piekarnia Żywa Kultura), ul. Ks. Witolda 62, Wrocław, polska premiera spektaklu „Jesień” w reżyserii Katarzyny Minkowskiej, rząd drugi, miejsce 15, bardzo dobry widok na całą przestrzeń sceny zamkniętą w czterech ścianach i suficie olbrzymiej hali.

fot. mat. organizatorów/ Natalia Kabanow/ zdjęcie z próby
Na ścianach wizualizacje- twarze, roślinność, w zależności od potrzeby sceny widzimy zbliżenia dialogujących bohaterów, na dwóch telewizorach pojawiają się fragmenty newsów, które determinują zachowanie postaci. Motywują ich do buntu, sprzeciwu wobec niesprawiedliwości, pobudzają do walki o wolność i przyzwoitość. Jesteśmy przy łóżku chorego, na poczcie, w studiu telewizyjnym, na ulicy, w pokoju, w parku … przestrzenie przenikają się wprowadzając widza i postaci dramatu w nowe sytuacje. Dwa kopce szeleszczących liści usypane obok szpitalnego łóżka śpiącego w nim mężczyzny stają się miejscami, w których bohaterowie zanurzają się tanecznie lub opadają z sił, ale bezpiecznie. Natura jest tutaj bardzo ważna, znacząca i uzdrawiająca. Rozmowa z drzewem i przytulenie się do znakomitego w tej roli (ale też cudownego jako pocztmistrza, rejestratorki, pocztmistrzyni, akuszerki) i odpowiednio ubranego Michała Opalińskiego to scena, która jest jak katharsis dla jednej z postaci opowieści wyśmienicie granej przez Agnieszkę Kwietniewską. Dzięki Zoe Spencer-Barnes i Człowiekowi – Drzewu widz przechodzi przez proces oczyszczenia reagując wyzwalającym od napięcia śmiechem. Igor Kujawski w roli narratora bezpiecznie prowadzi publiczność przez wielowątkową opowieść. Wiarygodne i przekonywujące są: Elizabeth (trzydziestoletnia przyjaciółka stuletniego, pogrążonego we śnie Daniela) w tej roli Justyna Janowska i Wendy – jej matka, w tej roli Halina Rasiakówna. Tomasz Lulek jako Daniel Gluck i Filip Szatarski jako Młody Daniel Gluck- jeden – siłą spokoju i równowagi, drugi – obnażonym, symbolicznym tańcem – interesująco spajają postać.
„Jesień” w reżyserii Katarzyny Minkowskiej to spektakl gęsty od znaczeń, prowadzony w wielkim wyczuciem, odtańczony z sensem, zobrazowany aluzyjnie i wyśmienicie zagrany. Zabawny i refleksyjny, z mistrzowsko rozrysowaną amplitudą emocji. To opowieść o przemijaniu, zmianie, buncie, próbie akceptacji nieuniknionego, cykliczności przeobrażeń natury i o wielu innych wartościach, które będziemy chcieli lub mogli w danej chwili z niego odczytać. I jeszcze jedno. Krzesło- niewygodne, spektakl – długi, ponad dwie godziny. To tak na koniec, bo nie może być idealnie. Podeprę się (żeby nie upaść) cytatem z noblistki, Wisławy Szymborskiej, odebrany jest nam idiotyzm doskonałości, ale na pewno dużo w nas żył, śluzów, pokrętnych jelit i sekretności.
Idźcie, zobaczcie, przeżyjcie. Teatr Polski w Podziemiu posadził w Piekarni drzewo, które powinno zostać opatrzone tabliczką „pomnik natury i kultury”.
Najnowsza premiera Teatru Polskiego w Podziemiu to sceniczna adaptacja powieści Ali Smith „Jesień” w reżyserii Katarzyny Minkowskiej – jednej z najzdolniejszych artystek najmłodszego pokolenia.
reżyseria Katarzyna Minkowska
dramaturgia Joanna Połeć
adaptacja Joanna Połeć, Katarzyna Minkowska
scenografia Łukasz Mleczak
reżyseria świateł Monika Stolarska
wideo Marek Kozakiewicz
kostiumy Jola Łobacz
muzyka Wojciech Frycz
choreografia Krystyna Lama Szydłowska
asystent reżyserki Maciej Ćwieluch
pianista Marcel Baliński
Obsada
Justyna Janowska — Elisabeth Demand
Halina Rasiakówna — Wendy Demand
Tomasz Lulek — Daniel Gluck
Filip Szatarski — Młody Daniel Gluck
Agnieszka Kwietniewska — Zoe Spencer-Barnes
Michał Opaliński — Charlotte (pocztmistrz, rejestratorka, pocztmistrzyni, człowiek-drzewo, ochroniarz, akuszerka)
Igor Kujawski — Czytelnik (lekarz/promotor)
Katarzyna Wuczko — Pauline Boty
Lokalna społeczność:
Maciej Ćwieluch, Jan Dusza, Mateusz Guzowski, Anastazja Kowalska, Olga Mleczko, Jakub Sendek
Oprac. do
fot. mat. organizatorów/ Natalia Kabanow/zdjęcie z próby
Poruszająca opowieść o przyjaźni między podziałami, miłości i dążeniu do realizacji marzeń… – takim opisem wydawca zapowiada „Damę w kapeluszu” Anny Stryjewskiej.
Młodziutka Apolonia, chcąc uniknąć kolejnych, brutalnych ataków ojczyma, za namową zrozpaczonej matki, opuszcza rodzinną wieś pod Rzgowem i przyjeżdża do Łodzi. Licząc na schronienie u ciotki, starszej siostry mamy – gorzko się rozczarowuje. Wynajmuje więc pokój na Wschodniej, zaludnionej w większej części przez biedne społeczeństwo żydowskie, który dzieli z Helką – dziewczyną lekkich obyczajów, Frankiem – pucybutem, Mańką, praczką, a także panem Władkiem, zajmującym się ostrzeniem noży. Po kilku tygodniach poszukiwań udaje jej się znaleźć zatrudnienie w pracowni kapeluszy przy Piotrkowskiej, do której schodzą się największe elegantki miasta. Tymczasem na horyzoncie zaczyna pojawiać się widmo wojny…
Autorka zabiera czytelnika w podróż po Łodzi dwudziestolecia międzywojennego, w rytm znanych szlagierów wyśpiewanych przez kapele podwórkowe, Hankę Ordonównę i Eugeniusza Bodo.
Brzmi ciekawie? Jeśli tak, to znak, że książka powinna znaleźć się na liście niezbędnych, grudniowych wydatków świątecznych. Do interesującej fabuły należy jeszcze dodać muzykę międzywojnia i skojarzenie z monumentalną, panoramiczną Reymontowską „Ziemią obiecaną” wtedy „Dama w kapeluszu” okazuje się jeszcze bardzie atrakcyjna. Jej autorka – Anna Stryjewska- zanurza czytelnika w świecie minionym inkrustując język i styl powieści cytatami:
„A może byśmy tak, jedyna
Wpadli na dzień do Tomaszowa?”
Każe swoim bohaterom kłaniać się z kulturą, spacerować po Piotrkowskiej, pisze o filcowaniu kapeluszy i bulgoczącym krupniku na udzie z kurczaka. Brzmi smakowicie?
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Skarpa Warszawska.
Podczas drugiego – w bieżącym sezonie artystycznym- spotkania z cyklu „Przed premierą” na scenie przy ulicy Grabiszyńskiej 56 wystąpiła Monika Padewska z Dawidem Sulejem Rudnickim.
Nieprzewidywalność, która towarzyszyła występowi była niekonwencjonalna, jak dla spotkań z wykonawcami piosenek estradowych z cyklu „Przed premierą”. Tym razem kanoniczni autorzy tekstów z kręgu tak zwanej piosenki aktorskiej czy literackiej byli wspominani, ale w tekstach pianisty i w sposobie stepowania wokalistki. Artyści przedstawili program autorski inspirowany osobistymi doświadczeniami covidowego szaleństwa, które odcisnęło swoje piętno chyba na wszystkich.
Monika Padewska z Dawidem Sulejem Rudnickim w odkrywczy i niezwykle interesujący sposób śpiewali o rzeczach prostych, pod płaszczykiem którym skrywała się tęskna za spotkaniem z drugim człowiekiem, za rozmową, za szczerością, normalnością, wolnością, za tym wszystkim, czego nam brakowało podczas sanitarnego reżimu. Niektóre utwory można, bez cienia przesady, opatrzeć przymiotnikiem artystyczne, kanoniczne, przebojowe. Rytm, melodia, tekst i wykonanie spajały w sobie cechy największych hitów takich mistrzów słowa jak Młynarski, Przybora, Kofta czy Osiecka. Akompaniament Dawida Suleja Rudnickiego brzmiał zjawiskowo i odkrywczo. Osobistych zapowiedzi Bogusława Sobczuka słuchało się z największym zainteresowaniem. Nienaganny wokal Moniki Padewskiej budził same pozytywne skojarzenia, a precyzja interpretacyjna pozwalała cieszyć się każdą frazą.
Sceniczna para wykreowała oryginalne „Duosobienie”, taki tytuł nosi autorski program (a może to nazwa zespołu). Warte wielokrotnego wysłuchania były wszystkie utwory. Niektóre, wymuszone owacyjnymi bisami, zaprezentowano dwukrotnie. Zabawne i refleksyjne historie o ryzyku lodu na zakręcie, czy zadymionych knajpach, których już nie ma – okazały się majstersztykami sztuki aktorskiej, tekściarskiej i interpretacyjnej. Koncert w Firleju, ze znanego i lubianego cyklu „Przed premierą”, wniósł do formuły spotkań akcent nieprzewidywalności i twórczego zaskoczenia. Był fermentem słów, oryginalnych dźwięków i wykonawstwa na najwyższym poziomie.
Kilka słów o artystach, które znajdziemy w internetowej przestrzeni.
Monika Padlewska, jest wrocławianką, studentką IV roku aktorstwa, specjalności wokalno-aktorskiej na Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie. Debiutowała na scenie Teatru STU w spektaklach: „Przybory Wasowskiego. Dom Wyobraźni” (2023) w reż. Łukasza Fijała oraz „Hamlet” (2023) w reż. Krzysztofa Jasińskiego. Na swoim koncie ma również monodram „Maria Żniwa” (2023) w reż. Pawła Szarka oraz album z piosenkami ze spektaklu o tym samym tytule. Gra także w spektaklu dyplomowym „Pół żarciem, pół serio” (2024) w reż. Kaliny Dębskiej. Od 2024 roku aktorka Teatru Bagatela. Prywatnie miłośniczka stepowania, szydełkowania, włoskiej kuchni oraz jazzu. Podczas koncertu w Firleju Monice akompaniował będzie Dawid Sulej Rudnicki, czyli pianista, kompozytor, autor tekstów i nauczyciel. Gościnnie wykładał na Uniwersytecie w Oslo. Autor wielu piosenek. Współpracuje z Piwnicą pod Baranami. Laureat nagród muzycznych i literackich.
Dawid Sulej Rudnicki to kompozytor, aranżer i pianista. Absolwent Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach. Pedagog Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie i Krakowskiej Akademii Tańca L’Art de la Danse. Gościnnie wykładał w Instytucie Komunikacji i Mediów na Uniwersytecie w Oslo. Jest autor piosenek, muzyki do spektakli, pokazów tanecznych i filmów. Otrzymał Nagrodę Rektora PWST w Krakowie i Nagrodę Teatralną im. Stanisława Wyspiańskiego. Jest laureatem konkursów, m. in.: Transatlantyk Poznań International Film and Music Festival (I miejsce), Legnica Cantat (I miejsce), Komeda Jazz Festival (II miejsce), Iława Old Jazz Meeting (wyróżnienie), Jazz Improvizacjia – Wilno (nagroda publiczności). Jego piosenka Niestosowne Sny, napisana wspólnie z Agnieszką Grochowicz, zajęła I miejsce na Alternatywnej Liście Przebojów Radia Kraków. Film Przyjęcie w reżyserii Maćka Bochniaka z jego muzyką zdobył wyróżnienie specjalne na festiwalu Open City Docs w Londynie.
Oprac. i foto. Do
Bycie w potrzasku raczej nie należy do sytuacji komfortowych. Jednak matnia, w którą wpada czytelnik thrillera „Potrzask” Piotra Kościelnego może okazać się emocjonującą formą taplania się w kryminalnej historii prowadzonej przez komisarza Sikorę.
Autor nowości wydawniczej od oficyny Skarpa Warszawska – Piotr Kościelny- jest m.in. prywatnym detektywem i instruktorem samoobrony. Prowadzi własne biuro detektywistyczne na terenie Wrocławia i Głogowa. Prywatnie jest miłośnikiem zwierząt, ma trzy koty i psa rasy bokser. Czas wolny spędza na pisaniu i spacerach z psem. Za powieść Łowca został uhonorowany Nagrodą Złoty Kościej 2021. Autor bestsellerowych thrillerów powraca z nową książką opatrzoną czerwonym znakiem 18+. Nie ma żartów, jest nasycona sensacją akcja i kryminalna narracja.
Od wydawcy najnowszej książki Piotra Kościelnego dostajemy taką oto zapowiedź:
„Komisarz Sikora po zranieniu przez Cieślaka dochodzi do siebie. Michał Bielecki opiekuje się partnerem i jego synem. Wydział zabójstw nadal prowadzi śledztwo w sprawie napadów na emerytów. Zabójca kolejny raz atakuje. Aneta zastanawia się nad odejściem z policji. Zaczyna się bać o swoje życie i zdrowie. Za namową członków wydziału postanawia jednak zostać. Powoli z Łukaszem zaczynają przygotowania do ślubu. Sikora rozpoczyna batalię z rodzicami Moniki o Piotrusia. Zdaje sobie sprawę, że nie może dopuścić by trafił w ich ręce. W mieście pojawia się kolejny zabójca. Cały wydział wie, że z czymś takim nie mieli jeszcze do czynienia. Jest brutalny i wyjątkowo inteligentny…
Czy uda się złapać zabójcę emerytów? Czy nowy morderca rzeczywiście jest tak bardzo niebezpieczny?”
„Potrzask” Piotra Kościelnego to naszpikowany wieloma wątkami thriller, wymarzony dla fanów szybkiej, ostrej, brutalnej i zaskakującej fabuły. Ja w grudniu wolę taplać się spokoju i mniejszej ilości przytłaczających wątków. Za szybko, za dużo, za głośno i za jasno – a może to tylko opinia na temat nadchodzących świąt? Oceńcie sami.
Oprac. do.
Tekst powstał dzięki Wydawnictwu Skarpa Warszawska.
Co to znaczy minghun?
To tradycja chińska związana ze śmiercią. Minghun, czyli małżeństwo w życiu pozagrobowym. Chińczycy wierzą, że życie po śmierci jest lżejsze, a także bardziej wartościowe, jeśli dzieli się je wspólnie z małżonkiem. Na Wyżynie Lessowej (kaniony wzdłuż Żółtej Rzeki), jej mieszkańcy wciąż przestrzegają tradycji, według której dla zmarłego kawalera lub zmarłej panny należy poszukać zmarłego kawalera lub panny, a później…zorganizować im ślub – pogrzeb. Chińczycy wierzą, że życie osoby niezamężnej nie jest kompletne i pełnowartościowe.
Tradycja zaślubin w zaświatach wywodzi się z chińskiego kultu przodków, który głosi, że istnieje życie po śmierci. Ponadto, ci – którzy pozostali na świecie i nie chcą, aby spotykały ich nieprzyjemności- muszą zaspokajać potrzeby zmarłych. Dlatego przodkowi trzeba okazywać szacunek i oddawać mu cześć, a także opiekować się nim. Rodziny zmarłych palą fałszywe pieniądze, czy papierowe modele luksusowych aut. Wszystko to w ofierze zmarłemu, gdyby w przyszłym, pozagrobowym życiu potrzebował wsparcia finansowego, czy chciał się wybrać na przejażdżkę np. kabrioletem.
Czuły film
„Minghun” idealnie nadaje się do kina studyjnego. Dolnośląskie Centrum Filmowe jest miejscem, gdzie ogląda się go w skupieniu stosownym do fabuły. Subtelne, plastyczne kadry niosą obraz na wyżyny percepcyjnej przyjemności.
Jurek (Marcin Dorociński) wraz ze swoim teściem Benem (Daxing Zhang) konfrontuje się ze stratą bliskiej osoby (Jurek- córki, Ben – wnuczki) i decydują się odprawić chiński rytuał minghun. Bohaterowie ruszają w emocjonalną podróż, której celem jest znalezienie idealnego partnera na wieczność. Towarzyszymy im w ich opowieści o nadziei, złości, miłości, poszukiwaniu sensu życia i tego, co zostaje po nim. Co zobaczymy w finale? Zgliszcza, czy zmarłe osoby krzątające się w salonie i siadające przy stole do wspólnego posiłku? To zależy od nas.
Film w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego („Ostatnia rodzina”, serial „Król”) według scenariusza Grzegorza Łoszewskiego („Komornik”) w nieco ironiczny sposób konfrontuje nas ze stratą, własnymi przekonaniami na jej temat i duchowością.
Aktorsko jest przekonywujący, ale czy daje nadzieję? Trzeba zobaczyć i ocenić. Dobrze, że nie podsuwa kategorycznych odpowiedzi, bo byłby wtedy infantylnie dogmatyczny. Na pewno próbuje obudzić w widzu czułość i wzniecić wiarę, bo „trudno nie wierzyć w nic” – jak mówi bohater i tekst piosenki zespołu Raz, dwa, trzy.
„Minghun” reż. Jan P. Matuszyński | 2024 | dramat | 1 godz. 30 min | języki: polski, angielski, mandaryński
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości DCF.
Michał Zabłocki i Czesław Mozil wydali album „Chodźmy na ławeczkę”. Singiel pt. „Ławeczka” promujący krążek zdobył nagrodę publiczności na 61. Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Trudno się dziwić takiej decyzji, bo to świetny utwór będący słodko- gorzkim komentarzem do świata, przynoszącym ciut pociechy i trochę realnego rozżalenia, przyprawiony szczyptą humoru i wpadającą w ucho melodią.
A tak mówią o albumie sami artyści:

„Chodźmy na ławeczkę” | album Michała Zabłockiego i Czesława Mozila, Wydawnictwo Agora
„Najlepszy lek na deprechę, to być razem. Więc chcemy z wami po prostu pobyć. Ale nie tylko. Nasza muzyka jest dla Was. Nasze teksty są dla Was. Mamy Wam coś do przekazania. Coś bardzo konkretnego i praktycznego. O tym jak żyć i nie zwariować w dzisiejszym świecie. Jak zachować tę odrobinę normalności, która się nazywa równowagą psychiczną, a kto wie, może nawet duchową?
Opowiemy Wam o tym w piosenkach i w nieskrępowanym, za każdym razem odmiennym, niepowtarzalnym i niczym nie wymuszonym scenicznym dialogu. A jest o czym gadać, oj jest!
Nasza współpraca rozpoczęła się równo 20 lat temu, bo w 2004 roku i zaowocowała wydanym cztery lata później albumem Czesław Śpiewa „Debiut”, ze słynną „Maszynką do świerkania”. Od tego czasu napisaliśmy wspólnie około 100 piosenek.
Za produkcję muzyki odpowiadają nasi przyjaciele: Artur Malik (także perkusja), Adam Drzewiecki (także instrumenty klawiszowe), Filip Kuncewicz (miks i mastering) oraz Tomasz Banaś (gitary).
Wszyscy razem stworzyliśmy tę muzykę. I wszyscy razem zapraszamy!”
Dałam się namówić. Przyjęłam zaproszenie i teraz w moim odtwarzaczu płyt CD siedzi album Zabłockiego i Mozila, a ja mam chęć pójść do parku na ławeczkę.
Pierwsze utwory zaskakują mnie mocnymi aranżacjami, miksem stylistyk popowych, rockowych, mocno zrytmizowanych i przetwarzanych elektronicznie dźwięków. Potem niespodziewanie słyszę kilka czystych dźwięków gitarowych, które szybko przekształcane są w magmę barw, tonów, amplitud, uderzeń… masa bujnego instrumentarium nieco mnie przytłacza, ale szukam w tej gęstwinie słów, treści, sensów i znajduję to:

„Chodźmy na ławeczkę” | album Michała Zabłockiego i Czesława Mozila, Wydawnictwo Agora
Trochę szkoda czasu
na samotny wyż
lepiej dzielić niż, niż
swój wyż
Kto by pomilczał
przez pół godziny
szukam faceta
albo dziewczyny
Po pierwszym przesłuchaniu mam mieszane odczucia, słucham drugi, trzeci i czwarty raz. Odkrywam coraz więcej. Widzę obraz człowieka w depresji, który walczy o dojście do równowagi i odnajduje drogę w przyjaźni. Potem, w groteskowej formie, proponuje (już nie sam- tylko z przyjacielem) rozwiązanie, jak nie zwariować we współczesności.
Album „Chodźmy na ławeczkę” jest zwięzłą, 35 minutową propozycją muzyczno- słowną z wyraźnie eksponującym się hitem pt. „Ławeczka”. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że Michał Zabłocki to poeta autor tekstów ponad 500 piosenek w repertuarach wielu znanych artystów, takich jak Grzegorz Turnau (Cichosza, Naprawdę nie dzieje się nic, Bracka, Tutaj jestem, To tu to tam, Między ciszą a ciszą i wielu innych), Czesław Mozil (Maszynka do świerkania, cały album Debiut, 2 albumy z cyklu Księga Emigrantów, dwa albumy z cyklu Grajkowie Przyszłości), a nawet Górą ty, górą ja Golec Uorkiestry, w 2023 roku rozpoczął nowy projekt pod nazwą Zabłocki Osobiście, w ramach którego prezentuje na scenie własne utwory.
Michał Zabłocki pisze o sobie tak:
Byłem poetą, autorem tekstów piosenek, reżyserem filmów reklamowych i teledysków, wydawcą książek, animatorem życia literackiego, założyłem kwartalnik Czas Literatury, Dyskusyjne Kluby Czytelnicze, duży portal poetycki Emultipoetry, który działa od 10 lat, projekt Wiersze na murach, który działa od 20 lat. Trochę się działo i trochę się dzieje.
Ale jednego wciąż mi było brak, choć wcale nie zdawałem sobie z tego sprawy. W 2023 roku po raz pierwszy osobiście wyszedłem na scenę. I osobiście nagrałem pierwszą piosenkę. I rozpocząłem całkiem nowy rozdział w moim życiu. Kto wie, czy nie najważniejszy.
Zatem posłuchajcie i sprawdźcie sami, czy Zabłocki i Mozil to udana kompilacja, czy tylko (a może aż) jeden hit na ponurą codzienność i sposób na małego „doła”.
Lista utworów:
- Ławeczka
- Szkoda życia
- Drzemy koty
- Ta nasza miłość
- Tak i nie
- Jesteś hitem
- Kto by pomilczał
- Rozkojarzony
- Jak kura pazurem
- Poezjo
- Dziwny pociąg
Oprac. i fot. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa fonograficznego Agora.