Szóstego listopada w Sali Głównej Narodowego Forum Muzyki za pulpitem dyrygenckim stanął Philippe Herreweghe, a za klawiaturą fortepianu zasiadł Yefim Bronfman. Royal Concertgebouw Orchestra – okrzyknięta pierwsza orkiestrą świata przez magazyn „Gramopfone” w 2008 roku –usadowiła się na krzesłach dla instrumentalistów i zagrała dwuczęściowy koncert.
W programie tego wieczoru znalazły się: „Uwertura do opery Oberon” Webera, „IV Koncert fortepianowy G-dur op. 58” Beethovena, „II Symfonia D-dur op. 73” Brahmsa i „Światło księżyca” Claude’a Debussy’ego – nastrojowa kompozycja fortepianowa.
Pierwszy utwór holenderscy symfonicy zagrali z gościnnym udziałem uczestników Akademii Orkiestrowej NFM. Był on dla mnie powolnym wchodzeniem w nastroje i brzmienia zaproponowane przez flamandzkiego dyrygenta. Drugi utwór, czyli koncert fortepianowy, w niektórych swoich fragmentach, szczególnie tych niespiesznych i wyciszonych, zachwycił mnie szczególnie. Urodzony w Uzbekistanie, ceniony na całym świecie pianista – Yefim Bronfman dał się namówić na bis. Impresjonistycznej kompozycji z zainteresowaniem i estymą słuchał maestro Philippe Herreweghe, który przysiadł sobie na krześle dla instrumentalisty.
Symfonia Brahmsa zagrana po przerwie pozwoliła mi na częstsze bycie w- , a nie obok utworu. Orkiestra brzmiała szlachetnie i subtelnie, brakowało mi jedynie Mahlerowskiej emocjonalności, ale nie miałam prawa jej szukać w koncercie, w którym królował Beethoven i Brahms.
Sąsiedzi z czwartego rzędu często dawali wyraz swojemu zadowoleniu poprzez wzdychania uznania i wyszeptywane komentarze: znakomite, świetnie to zagrał… i inicjowali głośną burę wszystkim, którzy ośmielili się przerywać kolejne części utworów oklaskami.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
Polska Woda płynie w województwie dolnośląskim i wielkopolskim, jest dopływem Baryczy i sąsiaduje z, najczęściej, zarybionymi Stawami Milickimi. To malownicze okolice, znakomite na przejażdżki rowerowe i oderwanie się od miejskiego zgiełku. „Polska Woda” to także tytuł spektaklu wystawianego na drugim piętrze wrocławskiego Capitolu. Płynie on wymownym, treściwym nurtem i zalewa wątkami i pytaniami o kondycję współczesnej Polski.
Zwarty czasowo i treściowo monolog wyreżyserował Konrad Imiela, w roli Henryka Jamrozika obsadził Bartosza Pichera, a w roli pianistki – Darię Wilsz.
Wchodzimy na widownię i na krzesełkach znajdujemy program koncertu pieśni i innych utworów Fryderyka Chopina z okazji 100 rocznicy niepodległości Polski. „Śpiewa Elżbieta Kozłowska, przekreślone i zmienione na Kłosińska, przy fortepianie Daria Wilsz, program koncertu:
Polonez A dur Op. 40 nr 1 („Wojskowy”)
Polonez es moll Op. 26 nr 2
Preludium A dur Op. 28 nr 7
Walc cis moll Op. 64 nr 2
Walc e moll Op. posth nr 14
Nokturn cis moll Op. posth
Preludium a moll Op. 28 nr 2
Preludium Des dur Op. 28 nr 15 („Deszczowe”)
Mazurek F dur Op. 68 nr 3
Pieśń „Wiosna” Op. 74 nr 2”
Na scenie biały fortepian, w tle flagi w stojaku…
Oho, zaraz zacznie się koncert w prowincjonalnym mieście. Siedzimy na widowni, jakby w domu kultury. Słychać stłumione krzyki: jaka Kozłowska? Kur…,no jaka Kozłowska? Wyjaśnia się przyczyna przekreślenia w programie. Na scenę wchodzi pianistka, zasiada przy fortepianie i zaczyna grać. Po chwili w jej muzyczny dialog z historią wchodzi słuchacz z widowni – podchodzi do mikrofonu , przedstawia się i zaczyna emocjonalną tyradę o tym, co go boli i wkurza. Zestawienie słów wypowiadanych przez bohatera z muzyką Chopina daje zdumiewająco dobry efekt. Bartosz Picher w roli prostego człowieka, który nie boi się mówić, co myśli, wypada bardzo przekonująco.
Muzyczno- słowny dialog znakomicie się dopełnia. Utwory Chopina brzmią tą samą uczuciowością i nastrojem, co tyrady bohatera- Henryka Jamrozika, mieszkańca wsi Kałkowskie, w dolinie Baryczy, którego pola i drogi zalała podczas powodzi woda. Pan Henryk oczywiście wie, dlaczego tak się stało i co należało zrobić, żeby zapobiec podtopieniom. Straszy, że ma na strychu dwa granaty i zrobi z nich użytek.
Mówi jędrnym, soczystym językiem, na dużej dawce emocji, prosi, żeby go nagrywać. Co chwilę przerywa grę nobliwej pianistce i dodaje kilka wątków w sprawie lub powtarza to, co powiedział wcześniej.
Reżyser „Polskiej Wody” znalazł znakomity pomysł na postawienie ważnych pytań dotyczących polskości. Tutaj każdy dźwięk (przejeżdżające ul. Piłsudskiego tramwaje, krzyki z korytarza), wyraz twarzy pianistki i Henryka, skromny gest (sposób patrzenia i pocałunek w dłoń, czy zamaszyste machanie flagą) nabierają nowego znaczenia i charakteryzują postaci.
„Polska Woda” Capitolu to ciekawy głos w ogromie propozycji z cyklu „Niepodległa”. Kameralny, 45 minutowy spektakl generuje całą masę przeżyć i kontekstów międzykulturowych, zakończonych symbolicznym, hydrologicznym finałem, który oczyszcza nabrzmiałą od emocji atmosferę.
tekst: Dorota Olearczyk
foto. z próby prasowej: Julian Olearczyk
„Polska Woda” to spektakl w reżyserii Konrada Imieli. Scenariusz powstał na podstawie prawdziwej wypowiedzi Henryka Jamrozika, zarejestrowanej w 2012 roku przez telewizję internetową Ostrów 24. Tytuł – to nazwa rzeczki, dopływu Baryczy, która podtopiła okolice rodzinnej wsi pana Jamrozika. W swoim monologu analizuje on przyczyny tego zdarzenia, w nieuchronny sposób docierając do pytania, o jaką Polskę walczyliśmy.
W roli Henryka Jamrozika zobaczymy Bartosza Pichera, towarzyszyć mu będzie pianistka Daria Wilsz. Premiera „Polskiej Wody” będzie miała miejsce 3 listopada na drugim piętrze w Capitolu. Teatr realizuje ten spektakl z okazji 100-lecia niepodległości.
W 45 minutowym monodramie usłyszymy utwory Chopina.
mat. pras. w oprac. d.o.
fot. z konferencji i próby prasowej: Julian Olearczyk
Po premierze „Giselle” w Operze Wrocławskiej można stwierdzić, bez cienia wątpliwości, że zapotrzebowanie na balet klasyczny jest olbrzymie. Sztuka baletowa podana w wykwintnym rynsztunku i w najlepszym gatunku broni się sama. Niepotrzebna jest jej obrotówka, zmiany scenografii, multimedia. Statyczny obraz w tle i skromna dekoracja wystarczą, aby podziwiać piękno i harmonię ruchów i czuć satysfakcję z dobrze spędzonego wieczoru.
Wrocławska „Giselle”, w opracowaniu choreograficznym Ewy Głowackiej i Zofii Rudnickiej, została pomyślana, jako pozycja klasyczna, pielęgnująca najlepsze tradycje tańca baletowego. I tak jak zapowiadali realizatorzy tak też się stało.
Atutem widowiska były solowe popisy tancerzy, zbiorowe pełne emocji żywiołowe tańce, wysmakowane kostiumy i kontrastujące ze sobą nastroje muzyczne.
Długie owacje na stojąco, którymi melomani dziękowali artystom za spektakl, były dowodem na sukces i dobrą wróżbą na dalsze powodzenie „Giselle”.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
Przemek Paśko to pieśniarz Wrocławia, śpiewa, gra na gitarze, wykrzykuje i szepcze słowa autorskich utworów. I gdyby gitarę jazzową zamienił na klasyczną lub akustyczną, a zespół rozpasanych improwizatorów muzycznych z grupy Co To poprosił o ciche granie, to blisko byłoby mu do balladowych stylistyk Mirosława Czyżykiewicza, czy grupy Raz, Dwa, Trzy. Ale wtedy byłby wtórny, a tak jest ciekawy, bo nieprzewidywalny, poetycki i drapieżny jednocześnie.
Panowie grają głośno, sążniście, w popisach improwizatorskich na gitarach przoduje Andrzej Szeremet. W opozycji do jego solowego grania – Przemek Paśko, lider zespołu, jest subtelny w zapowiedziach i delikatno – porywczy w utworach. W chórkach śpiewa Joanna Kwaśnik, Filip Laszuk- gra na perkusji, Żenia Betliński- na kontrabasie i gitarze basowej, na harmonijce szaleje gościnnie – Andrzej Markiel , a na trąbce – Dominik Gawroński.
W aranżacjach jest dużo ognia, rytmu, płomiennej gwałtowności przechodzącej w delikatne brzmienia i wyszeptywane słowa. Przemek Paśko zapętla frazy muzyczne, a słowa układa w dobrze wpadające w ucho refreny. „Między nami wojna, trwa….”, „Wielkość to histeria skali”, „Święty jest spokój, spokój, spokój”, „Kto serce podpalił, mur głową rozwalił…”
Zespół czasem brzmi jak grupa jazzowa, czasami jak generacja muzyki polskiej lat 70 i 80 z Manannem na czele.
Przemek Paśko i grupa Co To nie poddaje się jednoznacznym klasyfikacjom i gatunkowym przyporządkowaniom. Zaskakuje barwą, brzmieniem i metaforycznym, lapidarnym słowem. Jest fuzją dźwięków, rytmu, pasji i prawdy widocznej nawet z ostatniego rzędu sali kameralnej wrocławskiego Impartu.
Koncert promujący nową płytę zespołu pt. „Druga” odbył się 28 października w Imparcie.
Warto posłuchać i oglądać także teledysk „Kamień” zrealizowany przez Marcina Ożoga, doskonale promuje drugą płytę zespołu.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
Gościem honorowym Wrocławskich Targów Dobrych Książek będą w tym roku Węgry. Czekają nas spotkania z węgierskimi pisarzami i wiele okazji, by bliżej poznać tamtejszą literaturę zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Targi tradycyjnie zgromadzą najlepszych wydawców z całej Polski, ale pojawią się także stoiska z literaturą rumuńską, ukraińską, czeską, słowacką i węgierską. Przez cztery dni – od 29 listopada do 2 grudnia – w Hali Stulecia będzie okazja do spotkania z wieloma autorami. WTDK odwiedzą m.in.: Mariusz Szczygieł, Katarzyna Bonda, Barbara Gawryluk, Katarzyna Gubała, Jakub Małecki, Jakub Ćwiek, Magdalena Kordel, Anna Kańtoch, Katarzyna Surmiak-Domańska, Michał Ogórek, Joanna Opiat-Bojarska, Andrzej Strejlau, Jerzy Chromik, Beata Maciejewska, Mirosław Maciorowski, Jędrzej Morawiecki, Andrzej Saramonowicz, Paweł Fajdek, Mariusz Urbanek a także zespół Varius Manx i Kasia Stankiewicz. To tylko niektóre z nazwisk gości – pełny program i listę gości poznamy w połowie listopada.
Wśród targowych atrakcji znajdą się nie tylko rozmowy z pisarzami, ale również liczne warsztaty, wykłady i konkursy. Po raz drugi imprezą towarzyszącą książkowemu świętu będą Targi Wszystkiego Dobrego – strefa designu, sztuki i mody, które rozgoszczą się w kuluarach Hali Stulecia. Nowością będzie natomiast dodatkowy, wieczorny program w klubie Proza (wrocławski Rynek, Przejście Garncarskie 2) zatytułowany „Salon Zdobywców”. To cykl spotkań z laureatami polskich nagród literackich przyznanych w 2018 roku, które poprowadzi Michał Nogaś. Przez cztery dni dziennikarz porozmawia m.in. z Anną Bikont, Martyną Bundą, Julią Fiedorczuk, Dominkiem Bielickim i Pawłem Sołtysem, Maciejem Płazą, Marcinem Wichą, a także tłumaczkami – Sławą Lisiecką i Elżbietą Sobolewską.
W ramach Wrocławskich Targów Dobrych Książek poznamy także Najlepszą Książkę Roku, która zdobędzie Nagrodę Pióro Fredry – prestiżowe wyróżnienie w pierwszym i jednym z najważniejszych konkursów edytorskich w kraju.
Dobrą wiadomością jest zmiana godzin otwarcia Wrocławskich Targów Dobrych Książek, które w tym roku będziemy mogli odwiedzać każdego dnia o godzinę dłużej: w czwartek (29.11) od 12.00 do 19.00, w piątek i sobotę (30.11 – 1.12) od 11.00 aż do 20.00 a w niedzielę (2.12) od 11.00 do 17.00.
Wstęp zarówno na targi, jak i na spotkania w klubie Proza jest bezpłatny.
fot. Andrzej Solnica
W ramach WTL Child-Free we Wrocławskim Teatrze Lalek spotkaliśmy się z Kaziem z Gąbki w sobotę, żeby zdążyć jeszcze napisać jak było i polecić lub zniechęcić do niedzielnego, ostatniego spektaklu (przypominamy regułę: w sobotę- premiera, w niedzielę – pożegnane z tytułem, i tak co miesiąc). Na koniec października Anna Makowska – Kowalczyk i Grzegorz Mazoń przygotowali „Talk show – Memento mori”.
Na scenie oprócz rozbudowanego instrumentarium, już nie tylko świetnego aktora WTL-u, ale także performera muzycznego, Grzegorza Mazonia pojawił się m.in. znany z wcześniejszych odcinków neon z napisem Kazio Songe, makiety miasta, pajęczyny, nagrobek bohatera, płyta do ustawiania zniczy według koncepcji Dalego i Picassa, wysoki podest, do robienia na nim bałaganu…
Monologi, piosenki, interakcje z publicznością budowały spektakl pełen humoru, po którym zostały w widzach też refleksyjne nuty. Kazio przebierał się kilka razy, bo inscenizacja Spongowskich „Dziadów” inspirowana Mickiewiczowskim dziełem, tego wymagała. Wszędzie ciemno, wszędzie głucho, łapię się na lewe ucho – mówiliśmy chórem.
Ducha hipstera wywoływał kusząc go jarmużem, innego brał na kiełbasę i bułkę. Zapragnął poczuć ducha olimpijskiego i zaśpiewał w stroju znicza cmentarnego o turnieju szachowym, który odbywa się często na cmentarzach, pionkami są znicze. „Ustęp”, a raczej ustęp przemówił głosem Mazonia. Duch prawdziwego Polaka zaśpiewał piosenkę w stroju gołębia. Piłsudski ze swojego portretu wypuścił w stronę widowni sumiaste, gęste wąsy, zasłaniające ubytki w uzębieniu, w geście wolności i społeczno- politycznego łączenia się, a nie dzielenia.
Polacy są bohaterscy i zawsze liczą do trzech. 1,2,3… ma tu być porządek; liczę to trzech, jak nie podejdziesz to dostaniesz… Dlaczego do trzech? Bo Polski nie było na mapie świata przez 123 lata – wyjaśnia Kazio.
Ja bym chciał, żeby nie było Polski lewej- prawej, żebyśmy się lubili, żebyśmy sprzątali po swoim psie, mówili dzień dobry sąsiadom […]
Zawsze musimy być pierwsi, dlatego chciałbym, żebyśmy jako pierwsi w roku 2018 zrobili coś razem.Zaśpiewaliśmy „Last Christmas”.
Skąd Anna Makowska- Kowalczyk bierze te wszystkie pomysły? Jak nie zabraknie mi śmiałości, to zapytam przy okazji, choć pewnie mama Kazia odpowie mi rozbrajającym uśmiechem i skieruje do syna.
Kazio Sponge jest coraz lepszy, dojrzewa, rozwija się i nie traci nic ze swej błyskotliwości. Penetruje literackie i filozoficzne tematy, obchodzi dziady i „Dziady”, przebiera się coraz sprawniej, rysuje coraz lepiej, nie brudzi tak bardzo sceny i osiąga nowe rekordy czasowe, czyli mieści się w 70 minutach, a nie jak było na początku, 210 minutach. Ta ostatnia odznaka dyscypliny i profesjonalizmu scenicznego może przynieść efekt niecierpliwego oczekiwania na kolejny odcinek, żeby nacieszyć się i nasycić Kaziem do trzewi.
Cykliczne, comiesięczne spotkania z cudnie animowaną lalką, Anną Makowską- Kowalczyk i Grzegorzem Mazoniem lekarze pierwszego kontaktu powinni przepisywać na receptę, a NFZ powinien płacić za tę usługę twórcom spotkań z Kaziem jak za zaćmę lub PET. Wskazanie – 2 razy w miesiącu we Wrocławskim Teatrze Lalek, i- jak stan pacjenta się poprawi – wyjazd na spotkanie z Kaziem, jako fan, w Polskę.
Kto jeszcze nie był na „Kazio Sponge. Talk show – Memento mori” niech leci do kas, bo jak Kazio poleci w świat, to zostanie nam tylko szara szmata na niebie i recepta z promolanem do wykupienia w aptece.
Piekielnie dobre, odkrywcze „Dziady” według Kazia w Lalkach można oglądnąć jeszcze dziś, w niedzielę od godziny 19 w odcinku „Kazio Sponge. Talk show – Memento mori”.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
Relacje ze spektakli:
„Kazio Sponge – estradowy wycieruch”
„Kazio Sponge. Talk show – wybory”
Historia polskiego himalaisty, który w styczniu 2018 roku wchodził na Nagą Górę i już nie wrócił do rodzinnego Działoszyna była wstrząsająca. Media śledziły akcję ratunkową, na Facebooku trwały gorące dyskusje i rzeczowe rozmowy o etyce wspinania. Teraz, po blisko roku od tragedii, opowieść o Tomku Mackiewiczu napisana przez autora bestsellera „Himalaistki”, Mariusza Sepioło, rozpala emocje i kreśli portret outsidera z efektem porównywalnym z tym sprzed ośmiu miesięcy.
Gdy członkowie Polskiej Narodowej Wyprawy Zimowej na K2 ruszyli na pomoc Mackiewiczowi i Revol, śledziliśmy relacje i podziwialiśmy nocną, rekordowo szybką i bardzo niebezpieczną wspinaczkę ratunkową Urubki i Bieleckiego.
Dziś, autor „Nanga dream. Opowieści o Tomku Mackiewiczu” przypomina nam ten czas, a ponad to opisuje pogoń człowieka za marzeniami. Oddaje głos bliskim Czapy (to jeden z pseudonimów Mackiewicza), żebyśmy mogli zobaczyć go ich oczami jako punka, hipisa, nieśmiałego rudzielca, zapaleńca, otwartego podróżnika, dobrego mechanika, czy nietypowego, ale oddanego tatę.
Poznajemy Tomka, jako człowieka wymykającego się schematom, narkomana i miłośnika muzyki. Zaczynamy go lubić, rozpoznajemy w nim cechy dobrego kumpla, kolegę z sąsiedztwa. Jedziemy z nim do Irlandii, żeby popracować, do Nepalu, żeby się powspinać.
Opisom towarzyszą archiwalne zdjęcia, na których oprócz zadziornej lub zamyślonej sylwetki Tomka w ekwipunku wspinaczkowym widzimy wysokie góry budzące respekt.
Książkę polecam, nie tylko, tym który chcą przeżyć jeszcze raz dramatyczną akcję ratunkową, ale wszystkim, którzy chcą poznać Tomka- marzyciela i kolosa.
tekst: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.