Podczas 27. Festiwalu Muzyki Kameralnej „Wieczory w Arsenale” im. Jana Staniendy w Arsenale Miejskim we Wrocławiu wystąpił znakomity aktor i interpretator piosenki. Recital Zbigniewa Zamachowskiego był arsenałem kultury anegdot i mistrzostwa piosenki zagranej.
Arsenał to budynek raczej kojarzony z bronią i sprzętem wojennym, wrocławski Arsenał Miejski to miejsce urocze i pozbawiane wojennej emocjonalności, dzięki Festiwalowi Muzyki Kameralnej „Wieczory w Arsenale”, który co roku odbywa się na jego dziedzińcu. Koncertują tu zespoły muzyki klasycznej, aktorskiej, jazzowej, … koncertom towarzyszy zwykle chór ptaków urządzających podniebne akrobacje, letni deszczyk, porywisty wiatr lub delikatny powiew zefirka, grzmoty nadchodzącej burzy, słońce oświetlające dachy, … nieoczekiwanych zjawisk towarzyszących artystom na scenie jest cała paleta. To one tworzą atmosferę miejsca, festiwalową aurę niezwykłości, klimat przenikający do występów aktorów, jazzmanów, skrzypków, akordeonistów, pianistów, śpiewaków, wokalistów, altowiolistów, trębaczy, wiolonczelistów, oboistów i klarnecistów (z góry przepraszam za brak feminatywów, ale zdanie rozrosłoby się do niebotycznych rozmiarów i obawiam się, że utraciłoby pierwotne zamierzenie, czyli chęć nadawcy, żeby odbiorca zechciał je przeczytać). „Wieczory w Arsenale” budowane są na zgodnym współistnieniu natury z kulturą. Arsenał w ich nazwie wydaje się jedynie zaczepną formą nie mającą nic wspólnego z wojną, pozwala dostrzec piękno i delikatność skrywające się pod płaszczykiem militarnej terminologii. Czasem jedynie pogoda jest dość surowa więc lepiej na wieczorny koncert wziąć ze sobą ciepłą pałatkę.
Podczas poniedziałkowego recitalu artysty urodzonego w Brzezinach, a mieszkającego w stołecznej Warszawie waliły pioruny oklasków. Zbigniew Zamachowski strzelał w arsenale… kulturą, anegdotami, dystansem do siebie i mistrzostwem interpretacji piosenki. I byłby wszystkich pozabijał lub przynajmniej mocno poharatał swoją czułością, wyczuciem smaku i formy, gdyby nie zielony dziedziniec, który łagodził wybuchy zadowolenia i śpiewy publiczności i rozpraszał w cudnej przestrzeni jego aktorskie petardy wyśmienitej interpretacji piosenki.
Zbigniewa Zamachowskiego wraz z Romanem Hudaszkiem przy instrumencie klawiszowym mieliśmy okazję oglądać i słuchać w Głuchołazach podczas ubiegłorocznej „Kropki”, festiwalu piosenki turystycznej. Wtedy scena była większa, widownia usposobiona bardziej towarzysko, teraz mogliśmy oddać się w ramiona artystów z większą czułością i zaangażowaniem. Czy warto? Bardzo warto. Zbigniew Zamachowski podczas recitalu żartował, opowiadał anegdoty zawiązane z utworami lub ze swoja osobą, najczęściej te, które pokazywały go w nienajlepszym świetle jako zwykłego człowieka z wadami – niski, otyły, niby sławny, ale nie tak jak Colin Farrell, niby znany ale mylony z …
Pięknie opowiadał i pięknie śpiewał. Słuchanie jego oryginalnego tembru głosu i niskiej frazy dawało ukojenie i przyjemność w zgiełkliwym pędzie krzyczącego świata.
Jest multiinstrumentalistą, gra na gitarze, fortepianie, okarynie, flecie, cymbałkach, trójkącie… ale też bez zbytniej przesady – wydobywa z tych instrumentów dźwięki potrzebne do zbudowania historii, nastroju i puenty… Wirtuozostwo ujawnia w dziedzinie interpretacji piosenki, w instrumentalistyce raczej się tajniaczy, choć należałoby przypuszczać, że to celowa postawa pozostawienia jakiejś tajemnicy na drugą kwartę drugiej połowy życia. Może po 65 usłyszymy Zamachowskiego grającego na armacie na dziedzińcu Arsenału z czułością frazy Stradivariego? Na pewno byłoby to mistrzowskie wykonanie. (Tak jak magiczne „plim” wykonane na trójkącie po poniedziałkowym „Wieczorze w Arsenale”).
Zjawiskowo wykonany, profetyczny Sting w wersji Zamachowskiego, problemy z wysokodietetyczną dietą – za którą artysta kupił płytę wokalisty „The Police”, „lepiej się wstydzić przez pięć minut niż przez dwa tygodnie ćwiczyć”- słowa niepedagogicznej piosenki wykonywanej z towarzyszeniem gitary, opowieści spod nasypu przy Teatrze Polskim we Wrocławiu – to tylko niektóre z – powtarzanych i zapamiętanych przez zachwyconych widzów poniedziałkowego wieczoru w Arsenale – historii i wykonań przytaczanych przez Zbigniewa Zamachowskiego i komentująco- akompaniującego Romana Hudaszka.
Recital nosił tytuł „Nie tylko o miłości”. Znalazły się w nim m.in. takie utwory jak „W małym miasteczku”, „Bo we mnie jest seks”, „Piosenka o Zielińskiej”, „Gdy odwalę kitę”, „Bal na gnojnej” „Kobiety jak te kwiaty”, „Za dzień mój ślub”, „Już czas na sen”.
Organizatorem koncertu był 27. Festiwal Muzyki Kameralnej im. Jana Staniendy „Wieczory w Arsenale”.
Oprac. do
foto. jo i do
W sezonie artystycznym 2023/2024 w Teatrze Muzycznym Capitol miały miejsce trzy premiery: „A statek płynie” w reż. Wojciecha Kościelniaka, „Gala Światowych Musicali III Duety!” w reż. Konrada Imieli oraz „Złote płyty” w reż. Mateusza Pakuły.
Teatr odwiedziło 100145 widzów na spektaklach i koncertach repertuarowych, frekwencja na 44. Przeglądzie Piosenki Aktorskiej wyniosła 95 %, „Czytanie na Dywanie” odbyło się 33 razy.
W minionym sezonie powstały dwa odcinki specjalne podcastu, w którym Teresa Drozda rozmawia z artystkami i artystami związanymi z Capitolem. Tym razem, gośćmi dziennikarki byli reżyser Wojciech Kościelniak i reżyserka Agata Duda-Gracz.
„Czytanie na dywanie” to cotygodniowe spotkania literackie dla najmłodszych i młodzieży. Podczas wydarzenia, artystki i artyści Capitolu czytają uczniom fragment książki, którą wybiera Filia nr 14 Miejskiej Biblioteki Publicznej we Wrocławiu. W ramach „Czytania na dywanie” odbywały się także ukraińsko-polskie spotkania, w których brała udział Sofiia Onishchenko.
16 czerwca odbył się wernisaż wystawy obrazu Poli Dwurnik „Uchodźcy”. W Galerii Jednego Obrazu na capitolowym Podwórku zawisło dzieło nawiązujące do jednego z głównych wątków spektaklu „A statek płynie” w reż. Wojciecha Kościelniaka: losu osób uciekających przed wojną. Obraz będzie można oglądać w Capitolu do września tego roku. Wydarzenie odbyło się w ramach współpracy z Krupa Art Foundation.
Pod koniec czerwca, w ramach Święta Wrocławia i na zakończenie sezonu artystycznego, odbył się czwarty już koncert „Capitol od kuchni”. Aktorki i aktorzy Capitolu zaśpiewali piosenki z repertuarowych spektakli, takich jak: „A statek płynie”, „Złote płyty”, „Priscilla, Królowa Pustyni. Musical”, „Mock. Czarna burleska”, „Nasza mama czarodziejka”.
W listopadzie 2023 roku na Dużej Scenie zszedł z afisza „Frankenstein” w reż. Wojciecha Kościelniaka.
Były także liczne nagrody i nominacje dla aktorów i pracowników Teatru Muzycznego Capitol. Laureatami zostali m.in. Justyna Szafran, Rafał Derkacz, Helena Sujecka oraz Małgorzata Szeptycka i Wiesław Hutnik.
W grudniu 2023 roku ukazała się płyta „Czary Baltazary” nagrana przez aktorkę Capitolu Emose Uhunmwangho oraz zespół Skrzypotrąby.
Premiera płyty Alberta Pyśka „Bilet sieciowy” odbyła się pod koniec marca 2024 roku.
22 września 2023 roku odbyła się premiera „Instrukcji” w reż. Konrada Imieli, dyplomowego spektaklu studentów IV roku aktorstwa Akademii Teatralnej a Warszawie. Spektakl brał udział w 30. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Trzymajmy rękę na pulsie, bo przyszły sezon zapowiada się równie intrygująco. W sprzedaży są już bilety na wrześniową premierę „Romea i Julii” w reż. Jana Klaty.
Oprac. do
Wrocławski Teatr Lalek zaprasza na pokaz finałowy półkolonii teatralnych Lato w teatrze 2024.
Finał projektu jest zapisem procesu dwutygodniowych poszukiwań: performensem złożonym z indywidualnych i grupowych instalacji, małych form chóralnych, prac wideo, w którym każde dziecko w wybranej przez siebie formie przedstawi swoją opowieść, wydobywając z ciemności to, co musi ujrzeć światło dzienne.
W letnich integracyjnych półkoloniach teatralnych wzięli udział młodzi artyści w wieku 8 -12 lat, dzieci z niepełnosprawnością wzroku oraz z pieczy zastępczej. Warsztaty były przestrzenią spotkania i wspólnych odkryć, empatii i współpracy. – Bawiliśmy się i tworzyli, odkrywali wyjątkowość i mocne strony każdego z nas- mówią organizatorzy.
Zagłębialiśmy się w niewidzialnym, angażując zmysły inne niż wzrok. Doświadczaliśmy ciszy i dźwięków, dotyku jako sposobu poznawania świata, daliśmy się pokierować węchowi i smakowi. Przyjrzeliśmy się współczesnym eksperymentom performatywnym, żeby zobaczyć, czy można opowiadać o świecie inaczej niż tylko obrazami. Odwołanie do świata zmysłów pozwoliło nie tylko rozwijać uważność i poszerzać percepcję, ale również stworzyło wspólną przestrzeń pracy na równej pozycji dla dzieci z niepełnosprawnością wzroku i widzących- dodają pomysłodawcy przedsięwzięcia.
Finał projektu będzie swoistym zapisem procesu dwutygodniowych poszukiwań: performensem złożonym z indywidualnych i grupowych instalacji, małych form chóralnych, prac video, w którym każde dziecko w wybranej przez siebie formie przedstawi swoją opowieść, wydobędzie z ciemności to, co musi ujrzeć światło dzienne.
Pokaz finałowy odbędzie się 6.07.2024 o g. 12:00 we Wrocławskim Teatrze Lalek | wstęp wolny.
Lato w teatrze jest programem Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego finansowanym ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
W Polsce każdego dnia średnio 450 osób dowiaduje się, że ma nowotwór. Jeśli takie są fakty, to próżno szukać rodzin, które nie zmagały się lub nie zmagają z nowotworem. Taka diagnoza często jest traktowana jak wyrok. Pojawiają się lęk o przyszłość, strach przed cierpieniem i śmiercią, smutek, gniew… Elizabeth Cohn Stuntz i Marsha M. Linehan (psychoterapeutka i psycholożka) z własnego doświadczenia wiedzą, jak trudne, wyniszczające i przytłaczające jest życie z rakiem. A skoro dramatyczna autopsja była ich osobistym udziałem, to kto, jak nie one mają kompetencję i wiedzę na temat radzenia sobie z nowotworem?
Poradnik „Radzić sobie z rakiem” może z powodzeniem okazać się lekturą kanoniczną, bardzo potrzebną i ważną dla wielu pacjentów, ich rodzin i bliskich. Książka wiele wyjaśnia, daje ukojenie i zestaw pomocnych ćwiczeń, które mogą przyczynić się do poprawy jakości życia.

„Radzić sobie z rakiem. Jak zapanować nad emocjami i odzyskać nadzieję” Elizabeth Cohn Stuntz, Marsha M. Linehan, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Dzięki niej dowiadujemy się m.in.: jak stawić czoło strachowi, smutkowi i złości, nie pozwalając, aby nas obezwładniły; w jaki sposób zachować nadzieję, nie stosując mechanizmu wyparcia; co zrobić, by podtrzymać bliskie relacje, kiedy brak nam sił na zadbanie o siebie.
Autorki, wykorzystując założenia terapii dialektyczno-behawioralnej, opracowały program pomocy psychologicznej dla pacjentów onkologicznych. Szczegółowo opisane w książce strategie pomagają zrozumieć reakcję na wiadomość o chorobie, realnie ocenić sytuację, by podjąć odpowiednie leczenie, a także lepiej radzić sobie z przytłaczającymi emocjami. Stuntz i Linehan wyjaśniają, jak skutecznie komunikować swoje potrzeby zarówno bliskim, jak i personelowi medycznemu, wskazują drogę do akceptacji dolegliwości psychicznych i fizycznych oraz odnalezienia sensu w cierpieniu.
„Radzić sobie z rakiem” jest skutecznym wsparciem dla osoby chorej i jej bliskich na każdym etapie leczenia, pomoże przetrwać najtrudniejsze momenty oraz znaleźć spokój i ukojenie.
O autorkach publikacji Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego czytamy:
Elizabeth Cohn Stuntz – amerykańska psychoterapeutka, która po wielu latach pracy z pacjentami onkologicznymi oraz na podstawie własnych doświadczeń opracowała program radzenia sobie z chorobą nowotworową oparty na terapii dialektyczno- behawioralnej (DBT). Jest członkinią kadry naukowej Westchester Center for the Study of Psychoanalysis and Psychotherapy.
Marsha M. Linehan – twórczyni terapii dialektyczno- behawioralnej, emerytowana profesor psychologii. Pełniła funkcję dyrektorki kliniki badań behawioralnych i terapii University of Washington. Jej wkład w badania w obszarze psychologii klinicznej został uhonorowany licznymi prestiżowymi nagrodami.

„Radzić sobie z rakiem. Jak zapanować nad emocjami i odzyskać nadzieję” Elizabeth Cohn Stuntz, Marsha M. Linehan, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Sam imperatyw zawarty w tytule książki „Radzić sobie z rakiem” zachęcił mnie do analizy słów zapisanych na różowej okładce z delikatną grafiką dłoni trzymającej różową wstążkę. Już na pierwszych stronach publikacji dostałam całą serię wiadomości, które skutecznie zachęciły mnie do uważnej lektury.
Doktor Marsha Linehan- stworzyła „terapię dialektyczno- behawioralną (DBT), aby pomóc ludziom w radzeniu sobie z sytuacjami, gdy życie staje się nieznośne. […] Udowodniono, że proponowane przez nią umiejętności skutecznie pomogą osobom o skłonnościach samobójczych w tolerowaniu nieznośnych dla nich sytuacji, począwszy od poważnych strat, a skończywszy na braku sensu życia”.
Czytałam dalej, że kluczem do skutecznego radzenia sobie z różnymi sytuacjami jest równowaga. Można być nieszczęśliwym, bo choruje się na raka, a jednocześnie szczęśliwym z powodu innych aspektów życia. Można się i bać, i mieć nadzieję.
Pierwsze rozdziały były omówieniem metod radzenia sobie z diagnozą, odwoływały się do treningu uważności i wrodzonej mądrości.
Potem autorki przeszły do opisywania życia ze zdiagnozowaną chorobą nowotworową i sposobów radzenia sobie z emocjami i porozumiewania się z innymi ludźmi.
O emocjach napisały, że są jak fale – przypływają i odpływają. O mózgu, że w obliczu niebezpieczeństwa i niepewności tworzy różne opowieści, próbując wyjaśnić bieżącą sytuację i przywrócić w nas poczucie przewidywalności i kontroli. O żałobie, że ma sens tylko wtedy, gdy śmierć stoi u progu, a nie w sytuacji, gdy może jest możliwość leczenia i powrotu do codziennego życia…
Lekarki, z wyczuciem i talentem popularnonaukowej frazy, pisały o dużej różnicy między lękiem i strachem. Strach to reakcja na bieżące, faktyczne zagrożenie (uciekasz, bo widzisz lwa). Lęk dotyczy przyszłości, która być może się nie wydarzy. Lęk przejawia się wtedy skłonnością do czynienia założeń. „Niektóre, ponure założenia mogą sprawić, że łatwiej przyjdzie nam wycofać się z radosnych fragmentów życia…” – czytałam w kolejnych rozdziałach.
Dalej autorki prowadziły czytelnika przez zawiłości umysłu, który poszukując zagrożenia w najbliższym otoczeniu jest biologicznie wyczulony na wszystko, co negatywne. O dialektyzmie napisały, że można czuć i myśleć na dwa sposoby sprzeczne jednocześnie, np. martwić się i mieć nadzieję.
Marsha Linehan, w połowie uporządkowanych naukowo rozważań, konkludowała, że łatwiej jej było żyć, gdy dostrzegła własną siłę, nadzieję i rezyliencję (czyli umiejętność dostosowywania się do zmieniających się warunków, plastyczność umysłu, jego elastyczność i odporność psychiczną).

„Radzić sobie z rakiem. Jak zapanować nad emocjami i odzyskać nadzieję” Elizabeth Cohn Stuntz, Marsha M. Linehan, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Ciekawe metafory i unaoczniające przykłady zawarte w publikacji, np. uważność jako czyszczenie przedniej szyby lub zdjęcie z oczu opaski w trakcie przemieszczania się przez pokój pełen mebli, dobrze wpływały na proces czytelniczego zainteresowania trudnym tematem.
Na problemy z myślami lękowymi psychoterapeutka polecała ich dostrzeżenie, nazwanie (a nie osądzanie) i pozwolenie na to, żeby odpłynęły.
Najbardziej typowym dążeniem w odpowiedzi na strach jest unikanie – napisała Marsha M. Linehan. Gdy się boimy, chcemy uciec, schować się przez swoimi uczuciami. Szukamy każdego możliwego sposobu, aby powstrzymać to, co czujemy. Przeglądamy strony internetowe, więcej jemy, więcej kupujemy i /lub sięgamy po alkohol albo narkotyki. Czasami naskakujemy na innych ludzi…
Jak wskazują badania- w obliczu kryzysu niektóre osoby odnajdują w sobie dotychczas niewykorzystywane pokłady sił – czytałam dalej.
Co ciekawe „20 sekund przytulania się i 10 minut trzymania drugiej osoby ze rękę może stanowić bezcenne źródło otuchy i czułości, obniżając reaktywność na stres i lęk”- zapewniała autorka.
Z kolejnych rozdziałów dowiedziałam się, jak można konstruktywnie rozmawiać z lekarzem. Konkretne przykłady wydają się być pomoce i użyteczne.
Ciekawa historia o człowieku, który tak zawierzył Bogu i tak usilnie modlił się o cud, że nie zauważył, że Bóg wysłał mu ratowników – dała anegdotyczne spojrzenie na problem.
„Ludzie, którzy modlą się o cuda, zazwyczaj nigdy ich nie doczekują. Tymczasem ci, którzy modlą się o odwagę, o siłę, aby mogli znieść to, co nieznośne, o łaskę, aby mogli pamiętać, czym wciąż dysponują, często zostają wysłuchani” – czytałam w ostatnich rozdziałach zajmującej lektury.
Autorka zaproponowała, aby spróbować skupić się na chwil bieżącej, pamiętać, że jedyną stałą rzeczą jest zmiana i że zawsze istnieje inna perspektywa, z której można spojrzeć na swoją sytuację.
„Nawet, gdy nie jesteś w stanie przewidzieć przyszłości, możesz zdecydować, że będziesz korzystać z huśtawki, jaką obecnie jest twoje życie w sposób sensowny, w takim stopniu, w jakim jest to obecnie możliwe” – napisała Marsha M. Linehan w podsumowaniu.
„Radzić sobie z rakiem. Jak zapanować nad emocjami i odzyskać nadzieję” autorstwa Elizabeth Cohn Stuntz i Marsha M. Linehan okazuje się być zaskakująco bliską książką, jeśli trafi na odpowiedniego czytelnika i we właściwy czas. Doskonała publikacja Uniwersytetu Jagiellońskiego może przynieść ulgę i pocieszenie. Przystępnie wyjaśnia i opisuje sposoby na poprawę jakości życia oraz przedstawia metody i techniki pracy nad dążeniem do jego poprawy.
Przekład: Agnieszka Kasprzyk
Konsultantka merytoryczna: Joanna Zapała
Seria: Psyche / Soma
Liczba stron: 208
Format: 15×23 cm
Data publikacji: 20.04.2023
Data wydania e-booka: 26.05.2023
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Wydawnictwo Literackie przygotowało coś specjalnego dla wakacyjnych czytelników i całorocznych pożeraczy powieści. „Sen o drzewie” miał swoją premierę 19 czerwca i już kilka dni po wejściu na rynek księgarski zaczął zbierać pochlebne opinie. Drzewo, którego korona jest symetrycznie podzielona na soczyście zielną – po lewej stronie grafiki i pozbawioną liści – po prawej stronie grafiki umieszczonej na okładce, przyciąga wzrok ekologów, obrońców przyrody i zwolenników tego rodzaju estetyki wydawniczej. Czy wnętrze jest równie ciekawe i wabiące myśli i wyobraźnię czetnika?

„Sen o drzewie” Maja Lunde, Wydawnictwo Literackie
Maja Lunde norweska pisarka swoją najnowszą książkę nazywa „ostatnią częścią kwartetu klimatycznego”. Kto czytał powieści „Historia pszczół”, „Błękit” i „Ostatni” miał szansę rozsmakować się w tej literaturze. Ja sięgam po „Sen o drzewie” z ciekawością nowicjusza, bez znajomości trzech wcześniej spisanych historii. Zobaczymy czy to dobry sposób na czytanie Mai Lunde.
Akcja powieści rozpoczyna się od jesionu, które morze wyrzuciło na brzeg.
Mieszkańcy norweskiego archipelagu podejmują decyzję o samoizolacji. Rok 2110, Syczuan. Tao odbiera sygnał mayday: na wyspie za kołem podbiegunowym czeka na pomoc trójka dzieci i dwoje nastolatków ocalałych po wielkiej epidemii. Mają dostęp do globalnego banku nasion.
Sensualne opisy czyta się dobrze.
Kiedy otwiera drzwi, czuje, jak bardzo zgłodniał. W spiżarni pod dachem wciąż wisi suszona ryba, w jednym z koszy znajduje zaś ostatnią marchewkę.
Je ją na stojąco, odgłos miażdżonej między zębami marchwi ogłusza. Kawałki nie chcą przejść przez gardło. Ma wrażenie, że utknęły, że go uduszą.
Jesteśmy świadkami szerzącej się zarazy, podczas której bohaterowie podejmują dramatyczne wybory i starania, by przetrwać.
Język tłumaczenia powieści na język polski przez Mateusza Topę jest zajmujący, wciągający i ciekawy. Oto próbka interesująco puentowanego akapitu.
Każdego dnia Tommy wstaje kwadrans po siódmej. Myje się, ubiera i wmusza w siebie śniadanie. Dokładnie o ósmej spisuje listę prac, jakie go czekają i listę lektur, które ma ochotę przeczytać. Ochotę? Nie, „ochota” to niewłaściwe słowo. Woli myśleć, że ma obowiązek je przeczytać. Ochota dawałaby możliwość wyboru. W tym życiu nie ma miejsca na wybór, poza tym wybór niesie ze sobą potencjał zmiany, a on nie może pozwolić sobie na zmianę utartych schematów. Jeść, spać, pracować, czytać. Jeść, spać, pracować, czytać. Każdy dzień dokładnie taki jak poprzedni. Rutyna, mówi Tommy sam do siebie, tylko to się teraz liczy. Jedyną siłą wyższą, jaką uznaje, jest zegar, rutyna zaś to jego religijny obrządek. Uśmiecha się, gdy uświadamia sobie podobieństwo słów „rutyna” i „rytuał”.
Trzymające w napięciu spotkanie z niedźwiedziem polarnym kończy się krótkim zdaniem, że ojciec nie żyje, rozchorował się. Towarzyszymy umieraniu babci i przygotowaniu ciała do pochówku, czytamy z bohaterem fragmenty książki o badaczu nasion.
Fabuła „Snu o drzewie” może spodobać się czytelniom szukającym inspiracji do refleksji o przyszłości planety. To także powieść o odpowiedzialności za rodzinę i o relacji między człowiekiem a naturą. Znakomita lektura na wakacje w plenerze.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego.
Wrocławskie Muzeum Narodowe zaprasza na autorską wystawę Joanny Hawrot, uznanej polskiej projektantki, kostiumografki i artystki wizualnej. To pierwsza tak duża wystawa tej twórczyni łącząca świat mody, sztuki i designu.
Na 370 metrach kwadratowych, wśród scenografii złożonej z 1800 metrów tkaniny Joanna Hawrot prezentuje autorskie kolekcje kimon zainspirowanych pracami wybranych artystów: Maurycego Gomulickiego, Soni Hensler, Angeliki Markul, Wojciecha Ireneusza Sobczyka i Honzy Zamojskiego.
Jak mówi artystka: „Wystawa jest próbą połączenia odmiennych estetycznie światów, artystów i opowieści. To rodzaj autorskiego eksperymentu oparty na dwóch dekadach moich artystycznych doświadczeń. Kluczowa jest tu opowieść, dla której wybrałam zaprojektowaną przez siebie formę kimona wraz z wariacjami wokół niej. To moje narracyjne pars pro toto (łac. część za całość). Kimono staje się narzędziem, które wprowadza dialog, daje do myślenia, tworzy nowe połączenia”.
Kimono jest najbardziej rozpoznawalnym przejawem japońskiej kultury. W nowoczesnej Japonii przywołuje historię i tradycję. Jest wypadkową obowiązujących norm i osobistych upodobań, a przywiązanie do niego jest nadal bardzo żywe. Na Zachodzie ten niezwykły element japońskiej garderoby jest od niemalże dwóch stuleci ikoną mody, fascynującym medium, stymulującym do doświadczeń twórczych artystów i projektantów.
Wystawie towarzyszyć będzie cykl wydarzeń zaplanowanych na już na najbliższą sobotę, 22 czerwca. Warto odwiedzić Muzeum Narodowe między godziną 13 , a 17, bo Dzień Otwarty ekspozycji „Kimono jako doświadczenie. Język sztuki Joanny Hawrot” zapowiada się bardzo interesująco.
13:00 „Kimono jako doświadczenie. Język sztuki Joanny Hawrot” – oprowadzanie kuratorskie. Prowadzenie: Dorota Róż-Mielecka. Wstęp z biletem na wystawy czasowe, liczba miejsc limitowana, zapisy: 71 372 51 48 lub [email protected]
14:00 Pokaz japońskiego masażu KOBIDO. Prowadzenie: Małgorzata Solak z Salonu Yasumi. Hol muzealny, wstęp wolny
15:00 Lekcja języka japońskiego (podstawowych zwrotów towarzyskich). Prowadzenie: Joanna Korpalska ze Szkoły Językowej Partout Languages. Hol muzealny, wstęp wolny
17:00 „Trzy odsłony jednego kimona” – wykład popularnonaukowy dla dorosłych z cyklu „Z-orientowani w modzie. Inspiracje Wschodu w modzie Zachodu”. Prowadzenie: Małgorzata Możdżyńska-Nawotka. Sala 116, wstęp wolny
Inne wydarzenia towarzyszące wystawie „Kimono jako doświadczenie. Język sztuki Joanny Hawrot” m.in. oprowadzania kuratorskie, wykłady i spotkania oraz lekcje muzealne zaplanowane są do 25 sierpnia.
oprac. i fot. jo
Na finał 7. Przeglądu Nowego Teatru dla Dzieci obejrzeliśmy spektakl „Ja goryl, ty człowiek” opolskiego Teatru Lalki i Aktora im. Alojzego Smolki. Ostatnia scena odchodzenia gorylicy wywołała głośny płacz chłopca siedzącego na kolanach mamy. Katarzyna Krajewska – kuratorka Ogrodu Sztuk z pracowni pedagogiki teatru – zapowiadała przed festiwalem „oswajanie świata opowieścią”. Trudno o lepszą egzemplifikację tych słów.
Tekst sztuki „Ja goryl, ty człowiek” napisała Elżbieta Chowaniec, za reżyserię i scenografię odpowiadał Marek Zákostelecký. Spektakl był tłumaczony symultanicznie na język migowy. Już pierwsze sceny i powolne wychodzenie z ukrycia gorylicy Koko wzbudziły zachwyt dzieci. Duża lalka animowana przez kilka osób dawała złudzenie realności, dzieci dostrzegły w niej żywe zwierzę. Cuda animacji i magia teatru zadziałały kapitalnie.
Spektakl inspirowany był życiem najsłynniejszej na świecie gorylicy, która potrafiła posługiwać się językiem migowym i w ten sposób porozumiewała się z człowiekiem. Przez większość życia Koko mieszkała w Kalifornii, w siedzibie organizacji The Gorilla Foundation. Jej opiekunka od dziecka uczyła ją języka migowego, w wyniku czego dorosła gorylica rozumiała ponad 1000 znaków amerykańskiego języka migowego i ponad 2000 słów w języku angielskim. Koko potrafiła wyrażać swoje potrzeby, uczucia i emocje, co sprawiło, że wielu naukowców zaczęło inaczej patrzeć na zwierzęta, a mnóstwo ludzi nauczyło się doceniać mądrość natury – czytamy w zapowiedzi spektaklu.
Warto wspomnieć, że warsztaty i spotkania prowadzone przez pracowników Wrocławskiego Teatru Lalek i członków młodzieżowej grupy teatralnej Robimy, które odbywały się po lub przed przedstawieniami także pomagały w oswajaniu problemów. Granica między widownią a sceną zacierała się, mieliśmy szansę wsłuchać się w siebie i otworzyć na inne perspektywy poznawcze i emocjonalne.
Oprac. do i jo
Na Scenie Studio wrocławskiej Akademii Sztuk Teatralnych przy ul. Braniborskiej, w ramach 7. Przeglądu Nowego Teatru dla Dzieci, zobaczyliśmy spektakl stworzony na podstawie „Trojanek” Eurypidesa w tłumaczeniu Jerzego Łanowskiego i „Trojanek” Jeana Paula Sartre’a wg Eurypidesa w tłumaczeniu Jerzego Lisowskiego oraz „Heleny” Eurypidesa w tłumaczeniu Roberta Chodkowskiego. Dla dzieci on raczej nie był, chyba że dla dzieci ukrytych w dorosłych. Wtorek z Trojankami, czyli zachwycająco dramatyczny i wizualnie zjawiskowy pomysł na inscenizację mitologicznej historii zawdzięczamy Konradowi Dworakowskiemu.
Studenci z łez, potu i zniekształconych grymasów na twarzach swoich postaci zbudowali historię dramatyczną, tragiczną i prawdziwą, w którą uwierzyliśmy bez dokładnego wsłuchiwania się w teksty wypowiadanych dialogów. W geście, scenografii, kostiumie i ruchu było tyle treści, że Eurypides z opowieścią o upadłej Troi i kobietach opłakujących mężów, które zostały w niewoli Greków, wydawał się mniej ważny, jakby wtórny, służebny względem tego co, widzieliśmy.
Ten zachwycający wizualnie spektakl wołał do widzów rekwizytem, kostiumem i ruchem, że nie ma zwycięzców, wojna nikogo nie czyni szczęśliwym.
Płyta fortepianu stojąca w pionie na piasku, woda w akwarium jak wzburzony ocean…niezwykłe i zjawiskowo animowane oraz niszczone (niestety) na scenie formy lalkowe- dziecko z lodu, które zostaje stłuczone, mężczyzna który zostaje odarty ze skóry oświetlane na żywo przez jednego z aktorów… To wszystko i dużo więcej dawało złudzenie uczestniczenia w malarskim planie ożywianych form. Do tego granie na instrumencie przez rzucanie piaskiem w struny płyty fortepianu zakotwiczonej w piasku i finałowy żywiołowy lament musiały skończył się owacjami na stojąco.
Taki był wtorek na 7. Przeglądzie Nowego Teatru dla Dzieci z „Trojankami”.
W spektaklu wystąpili: Zofia Bąk, Daria Bogdan, Katarzyna Forna, Patrycja Franczak, Anastazja Kowalska, Magdalena Wawrzyniak, Katarzyna Wuczko, Wojciech Oset, Jan Stasiczak, Mateusz Zilbert.
Oprac. do i jo