Dowcip czasem ratuje życie. Żart jest towarzysko polecany. Dykteryjka przydaje się w niemal każdej sytuacji. Opasły tom od Czarnej Owcy przychodzi z pomocą. Jego lektura rozśmiesza w nostalgicznych chwilach i staje się niezbędnikiem w sytuacji nerwowego napięcia, które towarzyszy, chyba wszystkim, od nastania pandemicznych czasów.
Jeden z największych na świecie zbiorów dowcipów żydowskich zebrany i opatrzony komentarzem przez wybitnego judaistę, tłumacza oraz poliglotę – Roberta Reuvena Stillera – przyciąga swoją wagą, kolorem i wnętrzem.

„Wielki śmiech po żydowsku, czyli wczorajszy i dzisiejszy świat w tysiącach dowcipów i dykteryjek żydowskich” Robert Stiller, Wydawnictwo Czarna Owca
W czerwonym tomie, opatrzonym wyrazistym rysunkiem brodatego mężczyzny w kapeluszu, oprócz dowcipów znajdziemy zwięzłe tłumaczenia tradycji, zwyczajów, słów, które autor umieszcza między żartami nadając całości przystępnego charakteru.
Mimochodem dowiadujemy się, że określenie parch wywodzi się z hebrajskiego wyrazu paroach – rozkwitać, co może oznaczać zarówno kwiat, jak i pęknięcie wrzodu.
W zborze są też zagadki typu:
„Dlaczego pies macha ogonem?
„Bo jest silniejszy. W przeciwnym razie ogon machałby psem.”
lub
„Dlaczego włosy na głowie prędzej siwieją niż na brodzie?
„Ponieważ są o dwadzieścia lat starsze.”

Wielki śmiech po żydowsku, czyli wczorajszy i dzisiejszy świat w tysiącach dowcipów i dykteryjek żydowskich” Robert Stiller, Wydawnictwo Czarna Owca
W opracowaniu znajdujemy żarty słowne i obyczajowe, np.
„Oj, co mnie się wczoraj wydarzyło! Mnie napadł bandyta z rewolwerem i z okrzykiem: śmierć albo pieniądze!”
„I co zrobiłeś?”
„A co ja miałem zrobić? Śmierdziałem.”„Ojciec poucza synka:
„Pamiętaj oszczędzać. Zawsze zdejmuj okulary, kiedy nie masz nic ważnego do oglądania.”„Pan trzymasz kciuk na moim kotlecie!”
Kelner: „Żeby mnie się drugi raz nie wypsnął na ziemię. Ale pan się nie martwi, kotlet nie jest taki gorący, żebym się sparzył.”
Jest też coś dla cierpiących na bezsenność.
Lekarz zalecił liczenie owiec. Pomogło?
„Jakie pomogło? Ja policzyłem 50 tysięcy owiec. Ja wziąłem i wszystkie ostrzygłem i już miałem wełnę na 50 tysięcy płaszczów. A potem to już rwałem włosy z głowy do samego rana, skąd ja wezmę 50 tysięcy podszewek?”
Żydzi potrafią, jak żaden chyba inny naród na świecie, pokpiwać i bezlitośnie drwić także z samych siebie. Ta okoliczność jest świadectwem wyjątkowego poczucia dystansu oraz inteligencji, która wyróżnia dowcip żydowski. Jego dzieje obejmują kilka tysięcy lat. Dużo więcej niż historia zbierania i publikacji tych dowcipów. „Wielki śmiech po żydowsku, czyli wczorajszy i dzisiejszy świat w tysiącach dowcipów i dykteryjek żydowskich” Roberta Stillera jest lekturą rubaszną, koszerną, elegancką i zabawną. Tom dobrze leży na półce, najlepiej umieścić go pod ręką, żeby raczyć się dowcipem regularnie i bez zbędnych poszukiwań.
oprac. do.
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarna Owca.
W Dolnośląskim Centrum Filmowym oprócz ambitnych filmów podają także muzykę graną i śpiewaną na żywo. Jedno i drugie serwują z klasą, szykiem i elegancją z domieszką żartu i dystansu.
W poniedziałkowy wieczór w Sali Warszawa można było przypomnieć sobie niezapomniane piosenki i motywy z kultowych filmów ostatniego stulecia. Frazy instrumentalne, słynne piosenki i zapowiedzi koncertowe sprawnie przeprowadziły słuchaczy przez historię kina i muzyki filmowej.
Na scenie kina DCF wystąpił Wrocławski Kwartet Capitalny w składzie: Beata Wołczyk, Emilia Danilecka, Joanna Trzaska i Dariusz Wołczyk, a także gościnnie: Justyna Szafran, Katarzyna Emose Uhunmwangho, Artur Caturian i Tomasz Leszczyński. W programie koncertowego wieczoru znalazły się m.in. utwory z takich filmów jak „Czarnoksiężnik z krainy Oz”, „Śniadanie u Tiffaniego”, „West Side Story”, „Ojciec Chrzestny”, „Dawno temu w Ameryce”, „Żądło”, „Misja”, „Zapach kobiety”, „Frantic”, „Władca pierścieni”, czy też „Czterdziestolatek”. Niektóre mogliśmy słuchać w wersji wokalnej, inne zabrzmiały w formie instrumentalnej.
W konferansjera nieszczędzącego ciekawostek filmowych, wcielił się z sukcesem Jarosław Perduta, który okazał się także znakomitym gospodarzem wieczoru, a nie tylko DCF-u. Zapowiadał artystów z charakterystycznym szykiem i z delikatnym żartem. Rzetelnie prowadził słuchaczy przez historię kina i ciekawostek związanych ze śpiewanymi i granymi utworami.
I choć sala kinowa nie jest w stanie zapewnić brzmienia sali koncertowej, to jej ciepłe, pluszowe i delikatne wnętrze stanowi miłą odmianę i jest w stanie zadowolić niejednego słuchacza. Tym bardziej, że muzycy i wokaliści robią wszystko, żeby wietrzny, zimny wieczór stał się udanym, ciepłym spotkaniem z melodyjną muzyką filmową.
Idźcie, zobaczcie, posłuchajcie, i nie miejcie sobie za złe, że będziecie chcieli więcej.
oprac. d.o.
foto. do i jo
„Dobre wychowanie” to kultowa powieść Amora Towlesa, autora „Dżentelmena w Moskwie”. Porywa w świat burzliwych lat 30. Nowego Jorku. To jednocześnie czarująca opowieść w stylu retro o miłości, zdradzie i wierności swoim zasadom. Znakomita proza dla wielbicieli „Śniadania u Tiffany’ego” i „Wielkiego Gatsby’ego”. Przeczytało ją ponad milion osób na całym świecie. Dziś, dzięki oficynie Znak, możemy trzymać w ręku jej nowe wydanie.

„Dobre wychowanie” Amor Towles, Wydawnictwo Znak
Fabularnie „Dobre wychowanie” zaprasza czytelnika do Nowego Jorku w ostatnią noc 1937 roku. W klubie jazzowym Katey Kontent przypadkowo poznaje młodego bankiera, Tinkera Greya. Ich światy dzieli wszystko. A jednak to spotkanie i jego zaskakujące konsekwencje sprawią, że tej nocy dziewczyna wyruszy w mającą trwać rok podróż w nieznane. Wśród najbogatszych i najbardziej wpływowych, w świecie wielkich nadziei i pragnień, będzie musiała zaufać wyłącznie swojej inteligencji i być wierna swoim zasadom…
Narracyjnie możemy spodziewać się pięknych fraz typu:
Wystukiwałam na maszynie czterysta tysięcy słów w języku równie szarym jak pagoda. Zszywałam rozszczepione bezokoliczniki, podciągałam dyndające rzeczowniki w funkcji atrybutywnej i wysiadywałam tylną część swojej najlepszej flanelowej spódnicy. Wieczorem przy kuchennym stole w samotności jadłam masło orzechowe na grzance, ćwiczyłam się w przybitce i wpustce oraz brodziłam w powieściach E. M. Forstera, chcąc po prostu zobaczyć, o co to całe zamieszanie. W sumie zaoszczędziłam czternaście dolarów i pięćdziesiąt siedem centów.
Ojciec byłby ze mnie dumny.
oprac.do.
Test powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Finalistka Pulitzera i autorka dwukrotnie nominowana do National Book Award, Lydia Millet, powróciła z nową przejmującą powieścią. „Ewangelia dzieciństwa” w przekładzie Agi Zano pojawiła się w księgarniach pod koniec stycznia.

„Ewangelia dzieciństwa” Lydia Millet, Wydawnictwo Czarna Owca
Eve, podobnie jak jedenaścioro innych dzieci, znalazła się w letnim domku wbrew własnej woli. To jej rodzice – którzy właśnie pogrążają się ze swoimi znajomymi w alkoholowym otępieniu – wybrali to miejsce na wspólne spotkanie. No nic, trzeba będzie to jakoś przeżyć. Letnia sielanka nie trwa jednak długo – zapowiadany wcześniej huragan i gwałtowna burza niszczą część posiadłości. Okazuje się, że dzieci i rodzice mają zupełnie inne podejście do tego, co należy zrobić: wyjechać i ratować życie, czy zostać, żeby chronić to, co jeszcze zostało?
Posługując się kolejnymi metaforami i alegoriami, Lydia Millet, autorka powieści, kreśli świat podobny do naszego, nadając mu symboliczny rys czasów ostatecznych. W profetycznym i dającym do myślenia tonie opisuje zaostrzający się konflikt pokoleń, którego rozwiązanie wydaje się niemożliwe.
Jędrna narracja „Ewangelii dzieciństwa” prowadzi czytelnika ścieżkami naturalistycznych i realistycznych opisów. Obserwacja rodziców z ukrycia w zaciszu sypialni przynosi konkluzje o spustoszeniu, jakie zasiał w nich czas. „Mieli rozdęte brzuchy i obwisłe piersi. Do tego podwójne tyłki, u góry tłuste, potem obwisłe…” Odniesienie do mitycznych ikaryjskich lotów narratorka powieści kończy bezwzględnym: „Koleś był po prostu debilem”. Brutalnym konkluzjom „Ewangelii dzieciństwa” towarzyszy potencja otuchy i nadziei. Wakacje w domu letniskowym, burza, rozczarowanie rodzicami… tworzą spójną historię, która może wciągnąć czytelnika poszukującego niesztampowych rozwiązań epickich.
oprac. do.
Wydawnictwo Echa | Czarna Owca
Po przeczytaniu pierwszego rozdziału zniechęciłam się do książki. Nie przypadła do mojego gustu zapewne z powodu głównego wątku, którym był romans. Jednak po kilku dniach znów chwyciłam ją do ręki i zagłębiłam się w świat stworzony przez Roni Loren…
Książka „A może ty i ja” opowiada o Andi Lockey — rudowłosej autorce bestsellerowych horrorów, uważającej świat za przerażający i niebezpieczny — oraz Hillu Dawsonie — byłym strażaku, który po ciężkim wypadku musi uporać się ze swoimi emocjami. Wkrótce między dwojgiem młodych ludzi tworzy się krucha więź. To, co zaczęło się jako sąsiedzka znajomość, może okazać się czymś więcej, o ile Andi i Hill przezwyciężą swój strach i odzyskają zaufanie do samych siebie… i miłości.
Osobiście nie jestem fanką historii tego typu. Mój gust zahacza raczej o fantasy, więc ,,A może ty i ja” było dla mnie kompletną zmianą klimatu. Akcja nie rozwijała się błyskawicznie, a raczej skupiała się na rozwoju bohaterów i ich relacji, dlatego zapewne nie trafia na moją topkę.
Jeżeli jednak poszukujesz zabawnego, a zarazem chwytającego za serce romansidła, ta powieść będzie dla ciebie idealna. Poleciłabym jednak czytać ją w odosobnieniu, ponieważ czeka na ciebie niejedna pikantna scena.
tekst i zdjęcia: Malwina Samburska
Samantha Young to autorka poczytnych serii „On Dublin Street”, zawierającej m.in. takie powieści jak: W poświacie księżyca, Cofnąć czas, Ostatnia szansa, oraz „Hart’s Boardwalk”, w której ukazały się: To, co najważniejsze, Wszystko, co w tobie kocham, To, czego o mnie nie wiesz, To, co najcenniejsze.
Jest niedościgłym wzorem w kreowaniu scen miłosnych. Urzekające pary i wciągające historie ich związków sprawiają, że czytelniczki kochają jej książki. Nazwisko Samanthy Young często trafia na listy bestsellerów „New York Timesa” i „USA Today”. Pisarka mieszka w Szkocji.
„Jutro będziesz mój” Samantha Young to najnowsza propozycja dla miłośniczek romansów. Czytadeło zbiera mnóstwo pozytywnych opinii i pnie się coraz wyżej na półkach nowości.
O fabule czytamy:
Posiadłość Ardnoch jest bezpieczną przystanią sławnych i bogatych. Dla ludzi spoza wyższych sfer jest niedostępna i równie tajemnicza, co jej właściciel, były gwiazdor Hollywood Lachlan Adair. Teraz spokojnej rezydencji grozi wielki skandal.
Policjantka Robyn Penhaligon przyjeżdża do Szkocji, chcąc odnowić kontakt z ojcem, który wiele lat temu odszedł, aby w pełni poświęcić się pracy prywatnego ochroniarza. Odnalezienie go okazuje się jednak dużo trudniejsze, niż myślała.
Przy okazji poszukiwań Robyn poznaje celebrytę, Lachlana Adaira. To właśnie on zatrudnił jej ojca i odebrał jej go na dobre. Każde kolejne spotkanie tylko potwierdza jej dotychczasową opinię na temat mężczyzny – Lachlan jest despotyczny i zarozumiały. Jego pewność siebie jest jednak jednocześnie irytująca i pociągająca, a Robyn coraz trudniej oprzeć się pokusie. Kobieta chętnie wyjechałaby z Ardnoch, zanim ulegnie urokowi swojego wroga. Jednak gdy jej ojciec staje się celem osoby zagrażającej mieszkańcom prestiżowej rezydencji, policjantka postanawia zrobić wszystko, aby zapewnić mu bezpieczeństwo. Rozpoczynając prywatne śledztwo, w sprawie niepokojących wydarzeń, musi jednak liczyć się z tym, że od teraz Lachlan będzie jej towarzyszył niemal na każdym kroku, a ogień, który się między nimi tli, może zapłonąć na dobre.
Czy Lachlanowi uda się uciec przed przeszłością, która może zniszczyć mu życie? A może bardziej powinien się obawiać wroga ukrywającego się tuż obok niego?
oprac.d.o.
Ostatnio przeczytałam książkę pt. „Krew i popiół” Jennifer L. Armentrout. Opowiada ona o historii młodej panny o imieniu Poppy, która niedługo ma się poddać rytuałowi ascendencji. Książka, z gatunku new adult, jest pierwszym tomem cyklu „Z krwi i popiołu”.
Poppy żyje w samotności, nikt nie może jej dotknąć, a tylko zawężone grono osób może z nią porozmawiać. Dziewczyna nie doświadcza żadnych przyjemności i poświęcona bogom ma tylko jedno zadanie – przygotować się do rytuału otwierającego nowy rozdział w jej życiu.
Poppy jednak o wiele lepiej czuje się w otoczeniu strażników niż dam dworu czy innych ascendentów. W wolnych chwilach ćwiczy posługiwanie się bronią, za pomocą której chroniłaby siebie i swoich bliskich od niebezpieczeństw.
Mimo ryzyka, jakie niesie ze sobą stała nauka stylów walki czy częste wymykanie się z komnaty, dziewczyna nie stroni od przygód.
„Krew i popiół” to lektura idealna dla osób uwielbiających fantastykę, magię, potwory, intrygi i zdrady. Początkowo przerażała mnie ilość stron, lecz szybko przestałam zwracać na to uwagę. Autorka zadbała o to, by świat przedstawiony w powieści był dobrze skonstruowany. Jennifer L. Armentrout do narracji wprowadziła wiele ciekawych wątków z nieprzewidywanym przebiegiem zdarzeń. Na pewno sięgnę po drugi tom.
Jennifer L. Armentrout urodziła się 11 czerwca 1980 roku i jest pisarką powieści z gatunku new adult oraz fantasy. Wiele jej książek znajduje się na liście bestsellerów dziennika „The New York Times”. W 2015 roku zdiagnozowano u niej rzadką chorobę genetyczną siatkówki oka, która może doprowadzić nawet do utraty wzroku. Zamierza pisać tak długo, aż zdrowie jej nie przeszkodzi.
tekst i foto.: Anna Jedlecka
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Muza.
„Kuracja według Schopenhauera” to interesująca powieść o grupowej psychoterapii, w której zranieni przez los bohaterowie próbują uzdrowić ból i odmienić swoje życie.

„Kuracja według Schopenhauera” Irvin D. Yalom, Wydawnictwo czarna Owca
Znany psychoterapeuta Julius Herzfeld podczas rutynowego badania lekarskiego dowiaduje się, że jest śmiertelnie chory. Zostaje zmuszony do przeanalizowania swojego życia i pracy. Postanawia nawiązać kontakt z Philipem Slate’em, uzależnionym od seksu pacjentem, któremu dwadzieścia lat wcześniej nie udało się pomóc. Mimo to Philip twierdzi, że został wyleczony – cudownie przemieniony przez pesymistyczne nauki niemieckiego filozofa Arthura Schopenhauera. Sam zaś został doradzą filozoficznym. Posępna, mizantropijna postawa Philipa zmusza Juliusa do zaproszenia mężczyznę do grupy terapeutycznej w zamian za lekcje na temat dzieł Schopenhauera. Jednak Juliusowi zostało tylko kilka miesięcy życia. Czy to wystarczy, żeby pomóc Philipowi albo stanąć do rywalizacji o serca członków grupy?
Powieść psychologiczna Yaloma inspiruje do wielu przemyśleń. Dobrze się ją czyta. Podobnie jak „Stając się sobą” jej lektura drąży myśli czytelnika pozostawiając w nich ścieżkę z mocno zarysowanym schopenhauerowskim wątkiem. Czasem zaskakuje, a pesymizm oświetla żartem i nadzieją.
oprac.do.
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarna Owca.