Szkielet wielkiej ryby animowany przez aktorów, niezwykłe efekty świetlne podwodnych głębin, śpiew waleni, tańce kaszalotów… najnowsza premiera Wrocławskiego Teatru Pantomimy obfituje w plastyczne obrazy i charakterystyczne dźwięki wielkiego błękitu.
31 stycznia 2025 r. w Centrum Sztuk Performatnych Instytutu Grotowskiego odbyła się premiera zwycięskiego projektu konkursu na debiut w reżyserii laureata Jakuby Zalasy. Wnętrze Piekarni wypełniło się zapachem świeżego pieczywa artystycznego przygotowanego przez aktorów Pantomimy i Miszki (uroczego psa). Ponoć czerstwe jest zdrowsze, zatem życzę artystom dotrwania do czasu sczerstwienia w takiej formie jak na premierze, a nawet lepszej, bo zdrowszej.
„Moby Dick” spektakl na motywach powieści Hermana Melville’a wydanej przez Państwowy Instytut Wydawniczy w tłumaczeniu Bronisława Zielińskiego wyreżyserował, komentarzem opatrzył, zaśpiewał, zagrał i czułym okiem dopatrywał zza pulpitu muzycznego, jak już wspomniane było wcześniej, Jakub Zalasa.
Reżyser stworzył trochę zwariowany i trochę oniryczny spektakl o relacjach międzygatunkowych, o kondycji ludzkiej i apoteozie życia. Miejscem akcji uczynił statek Pequod, tutaj schroniły się zbłąkane dusze. Tutaj też, przy muzyce wykonywanej na żywo, aktorzy wrocławskiej Pantomimy niesieni przez fale upadków i sukcesów swoich bohaterów prowadzili widzów do piosenkowego finału z refrenem „śpiewaj […] nie daj życiu się ominąć”.
Reżyser, zapytany dlaczego właśnie tę książkę wybrał do projektu, odpowiedział: „Bo to wielka i mądra powieść, ufundowana na zwariowanej strukturze, co umożliwia twórcy teatralnemu bardzo wiele operacji wyobrażeniowych. W środowisku powiedzielibyśmy, że to wdzięczny materiał. Do tego wszystkiego Moby Dick skrywa jakąś tajemniczą jakość. Melville’owi udało się naprawdę opisać niemal całe ludzkie doświadczenie w jednej książce. W jednym spektaklu nie da się rzecz jasna poruszyć wszystkiego. Ale mam nadzieję, że będzie to udany sparing z kolosem, z poszanowaniem dla tekstu”.
Idźcie, zobaczcie, czy to sparing czy łagodne przenikanie i twórcza korespondencja sztuk doprawiona pozytywną wielorybią ikrą.
oprac. do
fot. jo
Twórcy
reżyseria i adaptacja Jakub Zalasa
ruch sceniczny zespół artystyczny
choreografia Katarzyna Kuzka
muzyka, muzyka na żywo Jan Bąk
scenografia, wizualizacje Jakub Kotynia
kostiumy Julia Zawadzka
reżyseria świateł Helena Rakovich
konsultacje dźwiękowe Karol Nepelski
konsultacje w zakresie pracy z psem Paweł Palcat
Obsada
Artur Borkowski
Izabela Cześniewicz
Jan Kochanowski
Karolina Pewińska
Jakub Pewiński
Krzysztof Szczepańczyk
ze specjalnym udziałem Miszki
Premiera- 31 stycznia 2025 roku.
Od 1 stycznia 2025 r. dyrektorem Opery Wrocławskiej jest Agnieszka Franków-Żelazny, a wicedyrektorem Izabela Piekielnik. Nowa dyrektor do współpracy zaprosiła dwie wybitne postaci świata muzyki: Tomasza Koniecznego oraz Miriana Khukhunaishvili.
Podczas konferencji prasowej 28 stycznia 2025 została przedstawiona nowa dyrekcja teatru oraz nakreślono kierunek, w którym Opera Wrocławska będzie podążać. Jak zaznaczyła dyrektor – na szczegółowe omówienie planów przyjdzie jeszcze czas, lecz już dziś zaproszono na dwie premiery trwającego sezonu – Don Carlo Giuseppe Verdiego 24 maja 2025 oraz balet Frida Peter Salem 7 czerwca 2025. Dyrektor Agnieszka Franków-Żelazany zapowiedziała również, że pierwszą premierą sezonu artystycznego 2025/2026 będzie Straszny dwór Stanisława Moniuszki – 12 września 2025.
Strasznym dworem chcemy nawiązać do wydarzenia, które miało miejsce 80 lat temu – 8 września 1945 r. w murach podnoszącego się Teatru Miejskiego zabrzmiała Halka Stanisława Moniuszki. Treść libretta Strasznego dworu bardzo dobrze pasuje do sytuacji, jaką zastali przyjeżdżający do Wrocławia, swojego nowego-starego domu, nowi mieszkańcy – mówi dyrektor Agnieszka Franków-Żelazny.
Funkcję dyrektora castingu Opery Wrocławskiej objął Tomasz Konieczny – solista bas-baryton, aktor i reżyser. Do jego obowiązków będzie należał m.in. dobór obsad do spektakli oraz współpraca przy ustalaniu składu zespołów kreatywnych produkcji Opery Wrocławskiej. Nowy dyrektor castingu mówi:
Moja funkcja dyrektora castingu jest funkcją doradczą. Będę doradzał pani dyrektor w sprawach z zakresu repertuaru i jakości wykonania artystycznego. Będziemy również starali się pielęgnować zespół, który już w Operze Wrocławskiej istnieje. (…) Teatr jest w dobrych rękach.
Z kolei od sezonu artystycznego 2025/2026 kierownikiem muzycznym teatru będzie gruziński dyrygent młodego pokolenia Mirian Khukhunaishvili. Podczas spotkania z dziennikarzami artysta tymi słowami się przywitał:
Jestem ogromnie zaszczycony, że mogę objąć stanowisko kierownika muzycznego Opery Wrocławskiej. Moim zadaniem będzie nie tylko kontynuowanie tradycji wspaniałych spektakli, ale również wprowadzanie nowych pomysłów i wspieranie młodych talentów, a także odkrywanie nowych kierunków w muzyce. Wspólnie z zespołem będziemy pracować, by osiągnąć jak najlepszy poziom artystyczny.
Miriana Khukhunaishvili będzie można podziwiać zza pulpitu dyrygenckiego Opery jeszcze w tym sezonie. W kwietniu poprowadzi balet Requiem d-moll oraz czerwcowy koncert z okazji Święta Muzyki.
tekst: mat. pras.
fot. Julian Olearczyk
Przyjechała do mnie Dama z gronostajem. Opakowana w karton i zabezpieczona przed trudami podróży i ewentualnymi uszkodzeniami. Kurier podał mi ją w drzwiach życząc dobrego dnia. Po rozpakowaniu okazało się, że patrzy na mnie z okładki (z nieznacznie tylko zagiętymi rogami)– Dama z łasiczką Leonarda da Vinci. Zaczęła się moja czytelnicza przygoda z jednym z najcenniejszych obrazów w historii sztuki.
Okazało się, że pierwsze wydanie książki z 2019 roku na tyle silnie zachwyciło czytelników, że rok 2025 musiał przynieść ze sobą wznowienie i poszerzenie pierwszego wydania. Uszlachetniono grafikę z okładki, dodano kilka rozdziałów, by lektura z powodzeniem na nowo rozpalała wyobraźnię czytelników. „Najdroższa. Podwójne życie Damy z gronostajem” Katarzyny Bik, książka wydana przez oficynę Znak, ponownie odsłania wiele sekretów i niezwykłych historii renesansu.
Jakie tajemnice skrywa portret Cecylii Gallerani pędzla Leonarda da Vinci? Kim była kobieta, której portret budzi zachwyt i pożądanie? Czemu ukończony w 1490 roku obraz od razu uznano za najbardziej kontrowersyjne dzieło Leonarda? Dlaczego Hitler i Frank marzyli o posiadaniu Damy…? Jak to się stało, że możemy podziwiać ją w Krakowie, a nie w Mediolanie? – na te i wiele innych pytań znajduje odpowiedź uważny czytelnik pokaźnej publikacji.
Powieść zaczyna się od szczegółowego opisu, który przykuwa uwagę detalami:
„Modelka siedzi na niskim krześle ubrana w czerwoną suknię z kwadratowym dekoltem, dyskretnie haftowaną złotem, pod którą nosi białą koszulę. Na lewe ramię ma narzucony niebieski płaszczyk ze złocistą podszewką. Jedyna jej biżuteria to podwójny sznur czarnych korali.
Jednak tym, co najbardziej przykuwa wzrok malarza, są ręce i twarz dziewczyny. […]
Od czasu do czasu modelka bierze na ręce ulubione zwierzątko i delikatnie głaszczę jego białe futerko. Jedną z takich chwil zakłóca hałas za ścianą, kroki, czyjś głos, skrzypnięcie drzwi”.
I już jesteśmy osadzeni w narracji „Najdroższej”. Potem, Katarzyny Bik, harmonijnie i niespiesznie odkrywa kolejne sekrety. Trafiamy do Puław, ocieramy się o Izabelę Czartoryską. Odwiedzamy Mediolan i Florencję, tam poznajemy rodzinę młodego Leonarda i samego przyszłego człowieka renesansu.
W osobnym rozdziale eksperci opisują jak powstaje obraz mistrza. Niektóre pociągnięcia pędzla Leonardo wykonuje lewą inne prawą ręką.
Druga wojna światowa powoduje tułaczkę obrazu po Polsce i Niemczech. Dwudziesty wiek przynosi tak zwaną Damamanię. O obrazie mówi się, że jest magiczny, że jest ikoną wdzięku, piękna i elegancji. „Dama jest zniewalająca i halucynogenna” – padają komentarze. Dzieło jedzie na wystawę do Japonii, choć eksperci twierdzą, że podróże są dla niej straszne. Obraz namalowany na desce źle znosi wstrząsy i zmiany klimatyczne.
Dobrze, że lektura „Najdroższej” Katarzyny Bik nie jest obarczona tak wieloma restrykcjami. Można ją czytać, oglądać, przenosić i przewozić, przeglądać w każdych warunkach klimatycznych z przyjemnością tropiciela artystycznych sensacji.
Oprac. i fot. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Publikacje:
„Najdroższa. Podwójne życie Damy z gronostajem” Katarzyna Bik
Na Scenie Ciśnień w Teatrze Muzycznym Capitol do zobaczenie jest ważne przedstawienie. Spektakl mocno zaangażowany społecznie, osadzony na pniu przemocy, szukający odpowiedzi na pytania o jej korzenie, poruszający gałęzie współwiny i zgody na nią. „Gry wstępne” w reżyserii Wiktora Rubina ze scenariuszem Jolanty Janiczak nie wywróci do góry nogami wizji postrzegania przemocy za pomocą środków teatralnych, ale da nam kilka cennych chwil na refleksję, być może- na otrząśnięcie się i wyrwanie z marazmu i bierności. Może zachęci do konkretnego działania, może uwrażliwi – a to już bardzo dużo jak na możliwości oddziaływania kameralnego spektaklu trwającego nieco ponad półtorej godziny.
„Gry wstępne” są inspirowane prawdziwą historią Gabby Petito i jej chłopaka Briana Laundriego, którzy w 2021 roku wyruszyli w wymarzoną podróż po Stanach Zjednoczonych. Dziewczyna zamieszczała w sieci zdjęcia i filmy, które przyciągały wielu obserwatorów. Obrazy zakochanych na tle przepięknych plenerów wpisywały się w trendy promujące szczęśliwe związki i idealne życie – czytamy w opisie przedstawienia.
Wszystko układało się jak w filmie, do czasu, gdy świat obiegła wiadomość o zaginięciu blogerki, a niedługo później o zniknięciu Briana, aż wreszcie o tragicznym zakończeniu poszukiwań pary. Sprawa wzbudziła ogromne zainteresowanie medialne i nagłośniła temat bagatelizowania przemocy w relacjach partnerskich. 1 lipca 2024 roku na Florydzie uchwalono „Gabby Petito Act”, ustawę, która ma usprawnić reagowanie organów ścigania na przypadki nękania bliskich – pisze Agnieszka Szelega- Kolerska – redaktorka programu spektaklu.
Dalej, rzeczniczka prasowa TM Capitol, dodaje, że spektakl przedstawia losy Patty i Brada, inspirowane głośną sprawą medialną i przygląda się wzorcom miłości, w jakich zostaliśmy wychowani i które zostały nam kulturowo narzucone. Jakie zachowania postrzegamy jako romantyczne, a na które przymykamy oko nawet jeśli są krzywdzące? Jakie formy kontroli są dla nas kompromisami? Co nazywamy miłością, o której śpiewamy? „Gry wstępne” zanurzają publiczność w emocjach, które wzbudzają media społecznościowe nastawione na obserwowanie i bycie obserwowanym. Czy miliony wirtualnych fanów to rzeczywistość, która już na zawsze określiła być albo nie być człowieka w realnym życiu?
Spektakl bierze udział w 31. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej- czytamy na stronie TM Capitol.
Dla mnie „Gry wstępne” są teatralną niebieską kartą, która daje nadzieję na zmianę, porusza i złości. Spektakl jest też scenicznie i dramaturgicznie przewidywalny. Jego przewrotność polega na zaskakująco ciekawie i zwodniczo odgrywanych rolach. Zachwyt budzi Rafał Derkacz w roli subtelnego chłopca, który potrafi udusić i Katarzyna Pietruska, której matczyna delikatność i opiekuńczość w nieoczywisty sposób wspiera zbrodnię. Chór trzech pań (Helena Sujecka, Katarzyna Granecka, Julia Wrona) i trzech panów (Bartosz Picher, Michał Zborowski, Hubert Michalak) komentujących i oglądających zdarzenia, ubranych w ciekawe kostiumy projektu Marty Szypulskiej, przywołuje skojarzenie z greckimi tragediami. Dobrze się słucha muzyki granej na żywo przez Krzysztofa Kaliskiego i piosenek zaśpiewanych i zagranych przez delikatnego zbrodniarza.
Scena kulminacyjna staje się poruszającą wiwisekcją, która wciąga widzów w miękkie oparcia bezpiecznych foteli zanim rozlegną się końcowe brawa.
oprac. do.
fot. Łukasz Giza| mat. organizatorów
Fenomenalny spektakl w reżyserii Wojciecha Kościelniaka inspirowany filmem Felliniego można oglądnąć w Teatrze Muzycznym Capitol. Wrocławska premiera musicalu miała miejsce w październiku 2023 roku, ale na afiszu cyklicznie pojawia się oferta spędzenia blisko trzech godzin w niezwykłym, rozśpiewanym i roztańczonym rejsie.
„A statek płynie” to spektakl w całości śpiewany, dlatego nie lada wyzwaniem było nagranie płyty CD z piosenkami z przedstawienia. Co wybrać? Zapisać warstwę dźwiękową całości, czy tylko niektóre utwory? Pytania kłębiły się, a decyzję w sprawie wytłoczenia płyty odkładano w czasie. Aż do dziś. W styczniu 2025 roku można już być szczęśliwym posiadaczem krążka z nagraniami 13 utworów z produkcji Teatru Muzycznego Capitol. Tradycyjnie już, płytę wytłoczyło i oddało w ręce słuchaczy wrocławskie Wydawnictwo Luna Music. Jaki jest efekt? Posłuchajcie Państwo sami blisko 80 minut niepokojąco dobrych kompozycji Mariusza Obijalskiego ze słowami Wojciecha Kościelniaka.
Niektóre utwory są porywające i przebojowe, wwiercają się w pamięć muzyczną słuchaczy, inne przelatują jak szare, przeciętne chmury na niebie i są kontrapunktem do przebłysków słońca. Jedno i drugie jest potrzebne na tego typu składance, dlatego bez wahania polecam przesłuchanie całej płyty i rozsmakowanie się w jej lepszych i gorszych fragmentach. Świetnie odświeża pamięć oglądniętego półtorej roku temu spektaklu. Fenomenalnie brzmi „Turecki dozorca” w interpretacji Rafała Kozoka. „Wieczór i noc”- przebogaty interpretacyjnie, 12 minutowy utwór, w którym słyszymy cały zespół -brzmi równie intrygująco.
Muzyka Mariusza Obijalskiego jest różnorodna, stylistycznie bogata, instrumentacyjnie ciekawa i niejednorodna. Kompozytor i wykonawcy konstruują warstwę dźwiękową płyty z niezwykłym wyczuciem amplitudy emocji postaci, prowadzą nas od minimalistycznych fragmentów aż po symfoniczne potężne brzmienia. Solowych i chóralnych partii słucha się z niesłabnącym zainteresowaniem. Teksty Wojciecha Kościelniaka brzmią profetycznie, metaforycznie i uniwersalistycznie.
Spektakl „A statek płynie” w wersji płytowej budzi silne odczucia i przywołuje obrazy niezapomnianych, symbolicznych scen, które można było oglądnąć na Dużej Scenie Teatru Muzycznego Capitol w 2023 roku. W lutym 2025 roku, czyli już za chwilę, spektakl pojawi się w repertuarze teatru przy ul. Piłsudskiego, to znakomita okazja, żeby zobaczyć go ponownie.
Oprac. i fot. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Luna Music.
Lista utworów:
1.Pasażerowie
2.Restauracja
3.Wieczór i noc
4.Muzeum ku czci Edemei
5.Turecki dozorca
6.Wywiad z księciem
7.Usypianie kury
8.Marzenie Ricontina
9.Gioconda
10.Serbowie
11.Rozpacz Moniki
12.Na pokładzie
13.Zatonięcie
Publikacje:
Utonąć z satysfakcji w morzu Kościelniakowych pomysłów | „A statek płynie” Teatr Muzyczny Capitol
Zespół Broad Peak „obłędnie pachnącym kosmatym bzem” metaforycznie i subtelnie rozpoczyna płytę pt. „Przed odlotem”. Tytuły utworów premierowego krążka umieszczają słuchacza w dolinie rzeki wśród rudzików, kosów, kawek, żurawi, czapli, kruków, puchaczy, jerzyków i mew. Zwolnij i wsłuchaj się- zachęca Patrycja Hefczyńska – pisemnie z okładki albumu.
Liderka Broad Peak, Patrycja Hefczyńska jest wokalistką, autorką tekstów i muzyki, djką. Mieszka na barce we Wrocławiu. Na sesjach w studio, na koncertach i na planach teledysków towarzyszy jej pies Buszka. To ciekawe zakorzenienie artystki wyraźnie odbija się w dźwiękach i tekstach utworów wytłoczonych na płycie „Przed odlotem” wydanej przez wrocławską wytwórnię fonograficzną Luna.music.pl.
Patrycja Hefczyńska tak mówi o projekcie:
Muzykę i teksty piszę na rzece. Żyję w rytmie pór roku i pogody. Na co dzień mieszkam w domu na wodzie, dzięki czemu każdego dnia mam kontakt z naturą, czuję jak Odra oddycha, w swoim naturalnym, powolnym rytmie. Uważam, że jeśli z pasją poszukujemy czegoś w plenerze objawi się̨ to nam w niezwykłej perspektywie.
Moja muzyka jest ascetyczna. Umiłowanie surowości, oszczędność, oddech, rzeka, powietrze, no i ptaki, które pojawiają się w tytułach i tekstach. „Puchacz” , jeden z najbardziej emocjonalnych utworów to ukłon w stronę wszystkich istot skrzydlatych.
Album współtworzyli Ela Maja Sokołowska, Bartosz Straburzyński oraz Paweł Chrzanowski, Marzena Sadocha, Maciek Żarnowski. W piosenkach można usłyszeć guitalelę, altówkę, klarnet, okarynę, buzuki, baglamę, kalimbę i wiele innych instrumentów. Okładkę namalowała, słuchając ptasich piosenek, Dominika Chochołowska-Bocian – artystka, która lubi eksperymentować i łączyć ze sobą różne techniki.
Zachęcam do zatopienia się w brzmieniach z płyty „Przed odlotem”. Niespieszny puls muzyczny gwarantuje wyciszenie i spowolnienie w gonitwie myśli i w pędzie codziennych wydarzeń.
Lista utworów:
1. Rudzik
2. Kos
3. Kruk
4. Dudek
5. Kawka
6. Czapla siwa
7. Żuraw
8. Jerzyk
9. Puchacz
10. Mewa
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Fonograficznego Luna.music.pl
oprac. i fot. do
Strefa Kultury Wrocław 17 stycznia 2025 roku zaprosiła na pierwsze wydarzenie w ramach nowego cyklu w Firleju: „Męska Strona Piosenki”. Koncerty planowane w ramach nowego cyklu mają być rewersem dla wieloletnich comiesięcznych, czwartkowych spotkań z piosenką, lubianych i znanych pod nazwą „Przed premierą”. Teraz, zarówno panie jak i panowie będą prezentować swoje wdzięki i talenty estradowe z podobną częstotliwością. W kalendarium wydarzeń w miesiącu marcu znajdujemy już zapowiedź koncertu Jacka Bończyka, a w maju – Marcina Januszkiewicza. Ciekawe czy jeszcze są bilety w sprzedaży, czy już tylko można liczyć na szczęście zwrotów, podobnie jak stało się w przypadku recitalu Kacpra Kuszewskiego. „Album rodzinny” znanego z produkcji telewizyjnych aktora przyciągnął do Firleja więcej widzów niż mieściła kameralna sala, w której wystąpił artysta. I dobrze, bo koncert zasługiwał na szczególną atencję.
Recital zapowiadany był tak:
Znany z małego i wielkiego ekranu aktor Kacper Kuszewski wraz z widownią cofnie się do lat 20. i 30. XX wieku w swoim recitalu „Album Rodzinny”. […] to pełna humoru podróż ujęta w formę kilkunastu piosenek. Teksty nawiązują do szlagierów międzywojnia, a w muzyce pobrzmiewają rytmy fokstrota, swingu, charlestona i tanga. Dowcipne teksty, mimo że opisują sprawy sprzed lat, mocno nawiązują do obecnej rzeczywistości. Nie zabraknie również utworów bardziej nastrojowych i z nutką nostalgii.
Kacper Kuszewski nie ograniczy się do śpiewania – na scenie usłyszymy m.in. cytaty z poradników deklamatoryki z początku XIX wieku, fragmenty podręcznika dobrych manier czy przezabawne anegdoty rodzinne. W czasy minionej epoki przeniesie widzów również scenografa i wizualizacje, na które składają się stare fotografie wyświetlane w trakcie piosenek.
I faktycznie tak też było. Kacper Kuszewski wraz z Tomaszem Krezymonem akompaniującym na fortepianie wprowadzili słuchaczy w swój świat artystycznej wrażliwości z dużą klasą, wdziękiem i z humorem.
Styl retro lirycznych i żartobliwych opowieści śpiewanych i opowiadanych w konwencji artystycznej piosenki aktorskiej był naznaczony dużym ryzykiem. Otóż piosenki były na ogół nieznane i słyszane po raz pierwszy. A wedle teorii inżyniera Mamonia z kultowego filmu „Rejs” podoba się to, co już raz słyszeliśmy. Artysta wyraził nadzieję, że wieczór będzie wyjątkiem od zasady Mamonia i z wdziękiem rozpoczął przegląd albumu hipotetycznej rodziny, dalekich krewnych i wszelkich osobliwości.
Piosenki o braciach, o Wandzie, która chciała Niemca, o stryju, który kochał tylko duże kobiety… przeplatane były nietuzinkowymi historiami pewnej baronowej, opowieściami o przepowiadaniu pogody, kulturze cotygodniowych spotkań czy diecie. Aktor grał na grzebieniu, recytował, śpiewał, odczytywał fragmenty poradnika dobrego wychowania…
Forma podawcza i uniwersalność historii bohaterów „Albumu rodzinnego” budziły ciekawość. Słowa (Mirka Sikory), muzyka (Tomasza Krezymona) i wykonanie (Kacpra Kuszewskiego) łączyły się w interesującą, humorystyczną, dżentelmeńską całość. Szczególny szacunek do słowa i przejrzystego brzmienia wespół w zespół z kulturą wykonawczą fundował widzom dużą przyjemność ze spotkania. Niektórzy poczuli mikroklimat roztaczany kiedyś przez twórców Kabaretu Starszych Panów.
„Album rodzinny” Kacpra Kuszewskiego warto zobaczyć i wysłuchać raz jeszcze, żeby dać odpór regule Mamonia i nasycić własną potrzebę delektowania się przyjemnością.
Tekst i fot.do
Południe, śnieżna niedziela, Narodowe Forum Muzyki gości młodszych i starszych melomanów. Godzina zarezerwowana raczej na leniwe spacery lub spokojny odpoczynek przy długim weekendowym śniadaniu nie jest jednoznacznie urządzona. Bywają tacy, którzy zamiast do kościoła – lub w drodze z, albo przed – przychodzą do NFM. Okazuje się, że w samo południe można spędzić tu czas twórczo, inspirująco i zachwycająco, bez obawy, że słynny, westernowy szeryf będzie zakłócał dźwięki instrumentów strzałami z rewolweru. O godzinie dwunastej w południe Centrum Edukacyjne NFM proponuje muzyczne poranki dla najmłodszych, a pół godziny później można, na przykład, wsłuchiwać się w dźwięki gitar klasycznych uczestnicząc w kameralnym koncercie znakomitych muzyków.
Dwunastego stycznia w Sali Kameralnej NFM wystąpili Krzysztof Pełech, Robert Horna i Wojciech Pruszyński. Koncert na dwie gitary i fortepian był znakomitym muzycznym początkiem roku. Program pod tytułem „Hiszpańskie Matinée” skusił wielu melomanów, który szczelnie zapełnili salę. Artyści zarażali publiczność swobodną atmosferą, zabawnie i rzeczowo komentowali utwory, nowe aranżacje znanych kompozycji grali z lekkością i z improwizacyjnym polotem. Problem z piłowanym w trakcie zapowiedzi paznokciem i niezadowolenie ze strojenia gitary nadały koncertowi charakter niepowtarzalności.
Bezpośredni kontakt z muzyką i artystami, a szczególnie w NFM, nie zastąpi słuchanie nawet najlepszej jakości nagrania. Zapis chwili, uśmiech, grymas twarzy artysty, pomyłka artykulacyjna, fraza cytowana z innego utworu buduje teść i sens prezentowanej właśnie kompozycji, która za każdym razem grania na żywo staje się innym utworem, zyskuje walor niepowtarzalności, oryginalności. „Hiszpańskie Matinée” na dwie gitary i fortepian było takim właśnie zapisem magii chwili i oczarowaniem stylem wykonawczym artystów.
W leniwe niedzielne południe muzycy zaprezentowali szeroki przekrój literatury muzycznej– od brazylijskiej bossa novy, przez temperamentne Libertango Astora Piazzolli aż po dzieła ikon jazzu – Chicka Corei oraz Keitha Jarretta. Gitarzystom towarzyszył pianista Wojciech Pruszyński.
Krzysztof Pełech i Robert Horna koncert rozpoczęli w duecie subtelnymi dźwiękami utworu Celsa Machada – brazylijskiego wirtuoza gitary, którego twórczość łączy w sobie wpływy muzyki afrykańskiej i europejskiej z wyraźnym zwrotem w stronę jazzu. Repertuar wzbogacili opus magnum kultowej brytyjskiej grupy Queen – Bohemian Rhapsody autorstwa jej lidera, Freddiego Mercury’ego.
Nie obyło się bez bisów. Asturias Albeniza w aranżacji na dwie gitary klasyczne i fortepian zabrzmiało brawurowo. A Roma Amigo nastrojowo pożegnała z artystycznym, kojącym, porannym spotkaniem w NFM.
Warto dodać, że Krzysztof Pełech i Robert Horna tworzą jeden z bardziej charyzmatycznych duetów gitarowych w Polsce. W zakresie ich muzycznych zainteresowań mieści się klasyka, jazz, folklor hiszpański czy argentyński. O płytach artystów i koncertowych planach można przeczytać w naszym serwisie – https://pik.wroclaw.pl/?s=horna+pełech
Program:
Machado Sambalanço
R. Towner If (oprac. R. Horna)
U. Rocha Meio do caminho
F. Mercury Bohemian Rhapsody (oprac. R. Horna)
Towner Duende* (oprac. R. Horna, K. Pełech, W. Pruszyński)
Ch. Corea Spain* (oprac. R. Horna, K. Pełech, W. Pruszyński)
K. Jarrett Innocence* (oprac. R. Horna, K. Pełech, W. Pruszyński)
A. Piazzolla Libertango* (oprac. R. Horna, K. Pełech, W. Pruszyński)
+ bisy
Wykonawcy:
Krzysztof Pełech – gitara
Robert Horna – gitara
Wojciech Pruszyński* – fortepian
Fot. mat. pras.
Oprac. do.