Wrocławski Teatr Pantomimy wznawia wydawnictwo dla najmłodszych czytelników pt. „Pantomima”. Książka autorstwa Agnieszki Charkot, która ukazała się premierowo w 2016 roku w ramach obchodów ESK Wrocław 2016 rozeszła się błyskawicznie, dlatego dyrekcja WTP zdecydowała o dodruku. Po-premiera książki odbędzie się 1 grudnia, o godz. 11:00 w księgarnio-kawiarni Cocofli we Wrocławiu, a spotkaniu będą towarzyszyły warsztaty dla dzieci i rodziców.
Udział w warsztatach jest bezpłatny, ale ze względu na ograniczoną liczbę miejsc obowiązują zapisy.
Wszyscy wiemy, że święta mają swoją drugą, mroczną stronę. Tylko nikt z nas nie chce o niej mówić. NIKT!!! Nikt oprócz Kazia. Odkryj z nami ciemną stronę świąt Bożego Narodzenia. Ale nie zapomnimy też o Andrzeju i jego przereklamowanych Andrzejkach, brzuchatym Mikołaju i nietrafionych prezentach.
To wszystko i więcej już w najbliższy weekend 24 i 25 listopada o godz. 19:00.
Zrób sobie, matce, żonie i kochance, bratu, ojcu i szwagrowi przedświąteczny prezent (ten na pewno będzie trafiony!!!) i przyjdź do Wrocławskiego Teatru Lalek na Kazio Sponge TALK SHOW.
Makowska, Mazoń, Sponge. Improwizacja bez cenzury. Jazda bez trzymanki.
Dziewiętnastego października br. ukazał się na polskim rynku fonograficznym album wydany przez Sony Music, zawierający IX Symfonię d-moll Ludwiga van Beethovena w wykonaniu jednej z czołowych europejskich orkiestr kameralnych – Kammerorchester Basel – oraz Chóru NFM pod dyrekcją maestra Giovanniego Antoniniego. To ostatnia płyta ukazująca się w ramach cyklu prezentującego komplet symfonii Beethovena.
Nagranie zostało zrealizowane w Sali Głównej Narodowego Forum Muzyki im. Witolda Lutosławskiego w dniach 5–7 września 2016 r. Koncert z tym programem został wykonany podczas 51. Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans 4 września 2016 r. w Sali Głównej Narodowego Forum Muzyki.
Maestro Antonini założyciel Il Giardino Armonico, cenionego zespołu instrumentalistów wykonującego muzykę dawną dał się poznać wrocławianom jako nietuzinkowy dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans (od 2013 roku). Podziwialiśmy jego pomysły wykonawcze i dawaliśmy się ponieść jego subtelnej muzycznej wyobraźni raz po raz.
(Publicystyka: Antonini tańczący z Haydnem , Dziewiąta Symfonia na radosny początek).
Teraz wydawnictwo fonograficzne Sony Music przychodzi nam z pomocą i proponuje nieograniczony dostęp do Betovenowskiej symfonii. Warto z tej dostępności skorzystać.
Ludwig van Beethoven (1770 – 1827)
Symphony No. 9 in D minor, Op. 125
I. Allegro ma non troppo, un poco maestoso
II. Molto vivace
III. Adagio molto e cantabile
IV. Finale. Presto – Allegro assai – Rezitativo – Allegro assai
Giovanni Antonini – dyrygent
Kammerorchester Basel
Regula Mühlemann – sopran
Marie-Claude Chappuis – mezzosopran
Maximilian Schmitt – tenor
Thomas E. Bauer – baryton
Chór NFM
Agnieszka Franków- Żelazny – dyrektor artystyczny chóru
oprac. Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości NFM Wrocław.
„Drzewo” to subtelny, delikatny, wzruszający, poetycki spektakl studenta AST Bartosza Kurowskiego. Reżyser prowadzi widza nieśpieszną ścieżką akcji opowiadając o kolejnych etapach życia człowieka. Spektakl adresowany do dzieci w wieku od 3 do 5 lat z przyjemnością mogą oglądać rodzice i dziadkowie.
Miganie aktorek nie zaburza odbioru, a nawet stanowi walor, bo możemy na przykład zobaczyć jak pokazuje się nazwy miesięcy, dni tygodnia w języku migowym (konsultantką w zakresie języka migowego była Wioletta Boczar-Dominiak). Jako aktywni widzowie pomagamy policzyć z ilu liści składa się szal. Interaktywnych zabaw w przedstawieniu jest więcej i co ważne nie powodują one napięcia jakie może wywołać niespodziewane wezwanie do tablicy. Są delikatną zachętą do pomocy w liczeniu, czy przypomnieniu, co odpowiadamy, gdy słyszymy „Dzień dobry”.
Ładna plastycznie, prosta w formie i funkcjonalna scenografia pobudza wyobraźnię widza (to zasługa Kaudii Laszczyk). Wyskakujące z drzewa żuk, kwiaty, borsuk, lis i dzięcioł dopowiadają poetyckie obrazy z wierszy Juliana Kornhausera, Czesława Janczarskiego, Leopolda Staffa, Włodzimierza Domeradzkiego, Elżbiety Ostrowskiej, Ewy Szelburg-Zarembiny, Elżbiety Burakowskiej, Jerzego Ficowskiego i Władysława Broniewskiego.
Muzyka, którą tworzy na żywo grający na akordeonie Łukasz Matuszyk angażuje młodego widza w stopniu nieutrudniającym odbioru słów. Wizualizacje przygotowane przez Roberta Maniaka budują nastój. Seniorzy: Renata Kaniecka, Edward Koziarzewski, Ewa Landsberg, Krzysztof Landsberg, Danuta Małachowska, Maria Śniecińska i Alina Wilczyńska, jako duchy drzewa, recytują na nich własne interpretacje poetyckich tekstów.
W spektaklu występują dwie aktorki Agata Cejba i Barbara Pielka oraz muzyk – Łukasz Matuszyk (gościnnie) siedzący w cylindrze z instrumentem na scenie. Panie reprezentują dwa różne pokolenia- dziecka i seniora. Ich dorastanie i starzenie się obserwujemy w ruchach i słowach.
„Drzewo” w reżyserii Bartosza Kurowskiego zostało przygotowane we współpracy z wrocławskimi dziećmi z Przedszkola nr 87 oraz przedszkolakami z Dolnośląskiego Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 12 dla Niesłyszących i Słabosłyszących. Za działania społeczno- edukacyjne odpowiadała Marta Kurowska.
Uniwersalna opowieść prowadzona poetyckim, niespiesznym językiem rymów i metafor wzrusza i oswaja z przemijaniem.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
15. Jazztopad rozpoczął się w piątek. Przed koncertem inaugurującym wydarzenie odbyła się konferencja prasowa i spotkanie z Chickiem Coreą.
Piotr Turkiewicz – dyrektor artystyczny festiwalu – zaprosił na koncerty w mieszkaniach, spotkania z artystami, projekcje filmów dla dzieci i warsztaty, bo trzeba pamiętać, że festiwal to nie tylko koncerty gwiazd w znakomitych akustycznie wrocławskich salach. Chcemy przełamywać bariery między publicznością, a artystami – dodaje.
Recital Chicka Corei rozpoczyna tegoroczną edycję, potem czekają nas premiery utworów takich artystów, jak Brad Mehldau, Avishai Cohen (trębacz) i Amir ElSaffar, a także prawykonanie kompozycji zespołu Australian Art Orchestra. Po raz pierwszy w duecie zagrają genialni bębniarze: legendarny Hamid Drake i mistrz australijsko-koreańskiej improwizacji Simon Barker. Zajrzymy też do muzycznego tygla w Vancouver oraz na coraz ciekawszą scenę włoską i francuską- zapowiada Piotr Turkiewicz.
Brad Mehlddu napisał wspaniały, ale bardzo trudny koncert fortepianowy. Trzymajmy kciuki za niego i orkiestrę NFM-u – żartował dyrektor. Wielu artystów zaproszonych na festiwal nie było wcześniej w Europie. Codzienne wieczorne koncerty improwizacyjne będą miały miejsce w Mleczarni.
Spotkanie z Chickiem Coreą | wydarzenie towarzyszące
Przed swoim koncertem Chick Corea odpowiedział na kilka pytań miłośników jego twórczości. Jest zafascynowany Wrocławiem, choć całe dnie spędza w pokoju hotelowym i gra na przenośnym pianinie. Poradził młodemu pianiście, jak szukać swojego własnego głosu. Według Chicka to jest introwertyczne przeżycie i nie powinno się o tym myśleć. Najważniejszym wyzwaniem jest to, żeby być sobą, i żeby mieć odwagę robić to, co mamy w głowie- wyjaśniał artysta. Opowiadał o współpracy z innymi artystami, o inspiracjach Bartokiem i Mozartem, o ojcu – trębaczu, który przychodził po pracy z kolegami do domu, jego mama gotowała włoskie jedzenie, a oni rozpinali swoje fraki i świetnie się bawili. Pomyślałem, że też tak bym chciał – spuentował Chick.
Zdradził, że bardzo lubi czuć publiczność, lubi być blisko ludzi, nawiązywać z nimi intymny kontakt podczas koncertu. Na koniec powiedział, że dla niego najważniejsze jest zainteresować sztuką jak największą ilość osób. – Uważam, że to jest ważne dla naszego gatunku, dla przeżycia, dla szczęścia, będziemy wtedy znacznie lepszymi ludźmi. Zachęcam do tego, żebyście zainteresowali się sztuką i potem zachęcili innych, żeby i oni zainteresowali się sztuką, żeby było nas jak najwięcej. Mam nadzieję, że to nam się uda. Odbieram to jako swoistą misję do spełniania.
I z tym przesłaniem zostawił nas Chick Corea przed mającym się rozpocząć za dziesięć minut koncertem –„Chick Corea: Solo Piano”.
Publicystyka: Chick Corea w NOSP-rze.
oprac. Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
Jesse Cook wystąpił w Sali Głównej Narodowego Forum Muzyki 14 listopada i było to kolejne spotkanie z wrocławską publicznością. Kanadyjski gitarzysta, urodzony w Paryżu, reprezentujący styl new flamenco ma duży urok i wdzięk, któremu nie sposób się oprzeć.
Cook w Imparcie, Cook w Hali Stulecia, Cook w Capitolu i Cook w NFM-ie to wciąż ta sama osoba, chłopak z sąsiedztwa, który trochę się droczy z widzami, trochę kokietuje, ale nie ma w sobie nachalnej bufonady i taniego gwiazdorstwa.
Koncerty Jessego na przestrzeni kilku lat przyciągały rzesze fanów jego grania, zwolenników flamenco i jego sposobu bycia na scenie. Nie inaczej było w Narodowym Forum Muzyki, przy wypełnionej po brzegi sali.
Jessego Cooka z powodzeniem supportowali Pełech & Horna duo oraz Piotr Restecki. Potem w oparach dymu i oślepiających laserów gitarzysta wspierany przez kolegów z zespołu dawał popis swoich różnorodnych umiejętności. Prezentował utwory z najnowszej płyty, ale nie zabrakło też przebojowych kompozycji z krążka „Jesse Cook. Montreal”.
Klasyczne, hiszpańskie brzmienia scalone motywami z Bliskiego Wschodu przeplatał elektroniką. Muzycy śpiewali, bawili się rytmem, wymieniali instrumenty i zmieniali brzmienia. Wszechstronność połączyli ze skutecznością tworząc świetne widowisko muzyczne i towarzyskie.
Były anegdoty, tańce, śpiewy i rytmiczne oklaski nie tylko na bisach. Zaczęły się już na samym początku koncertu i trwały do ostatniego bisu.
Mnie, tego wieczoru, szczególnie zauroczył jeden z utworów zaśpiewanych na bis „bez prądu”. Muzycy odłączyli gitary od wzmacniaczy i kabli, odeszli od mikrofonów i na proscenium wykonali wspólnie piosenkę. Nikt nie ważył się głośniej klasnąć, wszyscy stali i słuchali, żeby potem wybuchnąć owacjami i okrzykami satysfakcji.
NFM chyba jeszcze nie przeżyło takiej nawałnicy zadowolonych fanów. Organizatorem koncertu było Wrocławskie Towarzystwo Gitarowe.
tekst: Dorota Olearczyk
Znakomite studium opinii i wspomnień o wybitnym reżyserze napisała Elżbieta Konieczna. Książka „Jerzy Jarocki. Biografia” ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa Znak i jest porterem człowieka tytanicznego, kata i tyrana, w którym skryte są głęboko olbrzymia wrażliwość i delikatność.
Gruba, rzeczowo i rzetelnie zindeksowana książka nie pozwala od siebie odpocząć. Trzyma w napięciu niczym najlepszy kryminał. Czytelnicy zainteresowani teatrem otrzymali od wydawnictwa świetną publikację na długie jesienne wieczory. Fragmenty recenzji, opinie aktorów, anegdoty i przeraźliwe opisy tresury aktorskiej…- to i wiele innych wątków znajdziemy w biografii reżysera wrocławskich inscenizacji „Płatonowa”, „Kasi z Heilbronnu” i „Pułapki”.
Czytamy, co mówiła Ewa Lassek o mężu. Nazywała go Napoleonkiem. Używała w jego kontekście jeszcze jednego dosadnego słowa: tresura. Potem przechodzimy przez okres osobistej tragedii Jarockiego, kiedy to urodziła mu się córeczka z wadą nóżki. Czytamy o alkoholizmie Ewy Lassek.
Autorka oddaje głos m.in. Krystianowi Lupie, który mówi o spektaklach Jarockiego i sposobie prowadzenia przez niego prób. „Byłem absolutnie zafascynowany jego precyzją, natomiast zbuntowany wobec jego metod”.
Piotr Fronczewski pytany o współpracę z Jerzym Jarockim, ciekawie i szczerze podsumowuje.
Przy „Ślubie” nie do pokonania była ta jego przewaga wobec mnie, prawie studenta[…] A jeszcze przy moim braku zdolności do walki? Ja się składam z samych niepewności. Nie mam w sobie nic z fajtera, żeby walczyć o swoje, domagać się , żądać. To było spotkanie na ringu dwóch wag, które nigdy nie powinny się spotkać. Ale mimo wszystko wspominam to bardzo dobrze i bardzo ciepło. […] Aktor w spektaklach Jarockiego był zmierzony i poruszał się we wskazanych kierunkach, od punktu do punktu, od gestu do gestu, od wysokości dźwięku do wysokości dźwięku. Sztuką było wypełnić to czymś ludzkim, humanizmem. Upłynęło ćwierć wieku, ale wciąż mi się wydaje, że ta reżyseria, niestety, miała w sobie coś z tresury. Przy czym treser miał bat, miał reflektor, którym raził po oczach i miał władzę. Rzadko dawał marchewkę.
Na kartach biografii Elżbieta Konieczna porównuje Jarockiego i Łomnickiego. „Obaj byli mistrzami” – pisze. „Maksymaliści od zawsze, malowniczo bezkompromisowi w szaleństwie pracy”.
Stanisław Radwan mówi, że odebrałby Jarockiemu prace nad przedstawieniem po pierwszej próbie generalnej, bo jego dążność do perfekcji powodowała potem usztywnianie ludzi i zamykanie się ich.
Brat Jarockiego Robert wspomina jak Jerzy tracił wzrok i zamykał się coraz bardziej w sobie, bo wstydził się swojej choroby.
Osobny rozdział poświęcony jest współpracy z Teatrem Polskim we Wrocławiu. Czytamy tam, jak Kinga Preis błysnęła w „ Kasi z Heilbronnu” i jak musiała malować zęby na biało jakimś specyfikiem, a Jarocki bez pardonu jej palnął, że z takimi zębami to ona kariery nie zrobi.
Małgorzata Kożuchowska wspomina jak mistrz Jarocki zgodził się w 2005 roku (rok śmierci papieża) na to, aby pojechała do Rzymu, żeby pożegnać osobiście Jana Pawła II. Odbywały się wtedy próby do „Kosmosu” i wypuścił ją z próby, żeby zdążyła na samolot, mówiąc w drzwiach: „Gosiu! Skoro już tam będziesz, to pokłoń się też od nas wszystkich”. To była najbardziej szokująca kwestia, jaką usłyszałam z ust Jarockiego- dodaje Kożuchowska. Dalej przyznaje, że działała na Jarockiego balsamicznie.
Mamy tutaj opisy całej masy sytuacji, w których brali udział znakomici aktorzy scen polskich.
Jerzy Bińczycki na przykład musiał na rozkaz reżysera „Szewców” kręcić młotkiem na jednym palcu. Poradził sobie z zadaniem, bo wbił gwoździk między obuchem, a trzonem. Jarocki, gdy zobaczył, że Bińczycki potrafi to zrobić, ćwiczył w domu kilka tygodni, porozbijał wazony, ale wyćwiczył.
Anna Polony wspomina próby z Jarockim i jego krytykę po każdym wypowiadanym słowie.
Jerzego Stuhra zmotywowała do ćwiczeń uwaga Jarockiego dotycząca braku pewnego rodzaju wrażliwości potrzebnej do odegrania monologu.
Elżbieta Konieczna – wieloletnia dziennikarka Radia Kraków, recenzentka teatralna- daje czytelnikowi niejednoznaczny obraz człowieka skupionego, surowego, inteligentnego, nieprawdopodobnie pracowitego, dociekliwego, bezwzględnego i cynicznego, a zarazem skrytego wrażliwca, męża i ojca.
To pierwsza pełna biografia wybitnego reżysera, demona i mocarza teatru.
oprac. tekstu: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Usiedli do fortepianu i zagrali tak, że mucha nie siada, a nawet jakby siadła, to by się zasłuchała, albo zatańczyła charlestona. Mistrzowie od muzyki klasycznej, tak zwanej poważnej, zrobili sobie skok w bok, czyli w stronę muzyki bardziej popularnej. I wszystkim wyszło to na dobre.
Płyta „Retro” Jerzego Maksymiuka i Janusza Olejniczaka to piętnaście miniatur na dwa fortepiany, ozdobione piosenkami z tekstami Ewy Piaseckiej- Maksymiuk i śpiewane przez Kasię Moś. Utwory utrzymane w rytmach tanga, walca, pieśni liryczno- sentymentalnych i charlestona przypominają czasy międzywojenne.
Paweł Sztompke pisze na okładce płyty: „Mówiąc współczesnym językiem handlowym otrzymujemy towar pierwszej jakości, absolutnie doskonały, cudownie zagrany, zaśpiewany i nagrany – po prostu palce lizać. […] Pomysł nagrania płyty narodził się podobno na przyjęciu urodzinowym Waldemara Dąbrowskiego – kiedy to, ci genialni artyści siedli do fortepianu aby zadedykować i podarować jubilatowi pewien drobiazg muzyczny. Potem – na tym samym przyjęciu był drugi utwór, a teraz mamy już całą płytę…”
oprac. Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa Agora.
SPIS UTWORÓW:
1. Melodia liryczna
2. Charleston z uśmiechem
3. Szeptem (wyk. Kasia Moś)
4. Charleston dla Valdiego
5. Tango hawajskie
6. Ptaki odleciały (wyk. Kasia Moś)
7. Wieczór z George Sand
8. Ragtime kapryśny
9. W zapatrzeniu na New Orlean
10. Tango burzliwe
11. Po romansie (wyk. Kasia Moś)
12. Ballada z Madery
13. Walc różany
14 Charleston dla Poli Negri
15.Romans con fuoco
kompozytor: Jerzy Maksymiuk
teksty (3, 6, 11): Ewa Piasecka
Jerzy Maksymiuk – fortepian
Janusz Olejniczak – fortepian
Kasia Moś – śpiew (3, 6, 11)
reżyseria nagrania: Gabriela Blicharz, Lech Dudzik