W najbliższą sobotę we Wrocławskim Teatrze Lalek wyrośnie „Drzewo”. Premiera spektaklu adresowanego do dzieci w wieku przedszkolnym i bliskich im dorosłych będzie 17 listopada, kolejne spektakle planowane są na 18, 20 i 21 listopada. To przestawienie o czterech porach roku i o porach życia człowieka.
Przedstawienie łączy bodźce wizualne, muzykę na żywo i interakcje angażujące dzieci w sceniczne działania z najwyższej próby poetyckim tekstem i uniwersalną opowieścią.
Reżyser snuje opowieść o czasie, który zaczarowuje tytułowe drzewo feerią barw, kształtów i dźwięków zmieniających się pór roku, ale także przygląda się subtelnej relacji między dziewczynką, a dojrzała kobietą.
Realizatorzy zapowiadają, że spektakl rozgrywa się w planie żywym oraz planie teatru formy, z przewagą elementów teatru lalek, teatru przedmiotu oraz teatru światła. Kanwę literacką spektaklu stanowią najpiękniejsze wiersze dla dzieci polskich autorów. Muzyka jest tworzona na żywo przez instrumentalistę – uczestnika scenicznych zdarzeń.
Na projekcji wideo, jako duchy tytułowego drzewa, pojawiają się „prawdziwi” babcie i dziadkowie. Podczas warsztatów, zaproponowanych przez reżysera Bartosza Kurowskiego i autora wideo Roberta Maniaka, seniorzy: Renata Kaniecka, Edward Koziarzewski, Ewa Landsberg, Krzysztof Landsberg, Danuta Małachowska, Maria Śniecińska i Alina Wilczyńska przygotowali własne interpretacje poetyckich tekstów.
„Drzewo” w reżyserii Bartosza Kurowskiego został przygotowane we współpracy z wrocławskimi dziećmi z Przedszkola nr 87 oraz przedszkolakami z Dolnośląskiego Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 12 dla Niesłyszących i Słabosłyszących. Twórcy odwiedzili przedszkola i zaproponowali dzieciom warsztaty i działania animacyjne, by następnie zaprosić dzieci do teatru i pokazać im efekt wspólnej pracy. Animacje w przedszkolach i późniejszy pokaz na deskach WTL, zainspirowane działalnością pedagoga i reżysera teatru dziecięcego – Jana Dormana, stanowią inicjację dzieci do świata teatru, który jest otwarty, przyjazny i zachęca do podejmowania własnych działań twórczych.
Każde przedstawienie jest w całości dostosowane do potrzeb osób niesłyszących. Rezygnujemy jednak z zaproszenia na scenę tłumacza języka migowego – elementu zewnętrznego, „obcego”. Język migowy jest integralną częścią spektaklu – mówi reżyser „Drzewa”.
Scenariusz do przedstawienia napisał Bartosz Kurowski na podstawie wierszy Juliana Kornhausera, Czesława Janczarskiego, Leopolda Staffa, Włodzimierza Domeradzkiego, Elżbiety Ostrowskiej, Ewy Szelburg-Zarembiny, Elżbiety Burakowskiej, Jerzego Ficowskiego i Władysława Broniewskiego. Scenografię przygotowała Klaudia Laszczyk, muzykę stworzył Łukasz Matuszyk, wizualizacje – Robert Maniak, konsultantką w zakresie języka migowego była Wioletta Boczar-Dominiak, a za działania społeczno- edukacyjne odpowiadała Marta Kurowska. W spektaklu występują: Agata Cejba, Barbara Pielka i Łukasz Matuszyk (gościnnie).
oprac. na podst. mat. pras. D.O.
foto: Julian Olearczyk
Dziewiątego listopada po godzinie 19 rozpoczęło się 42. Nocne Spotkanie Literacko-Muzyczne. Sala teatralna wrocławskiego Impartu gościła tego wieczoru dziewięciu finalistów konkursu wokalnego, Trio Dominika Mąkosy i Macieja Maleńczuka z zespołem. A na widowni siedzieli entuzjaści piosenki literackiej, poetyckiej, autorskiej, fani kontrowersyjnego pieśniarza i Nocnych Spotkań Literacko- Muzycznych, które od wielu lat organizuje i prowadzi niestrudzony, konsekwentny i perfekcyjny impresario Piotr Guzek.
W pierwszej części wieczoru po dwa utwory zaśpiewali: Wiktoria Chojcan („Miasteczko cud” – muz. Jerzy Satanowski, sł. Agnieszka Osiecka, „Ballada o wspinaniu” – muz. Bogusław Klimsa i Włodzimierz Plaskota, sł. Jan Kaczmarek), Anna Cielecka („Podobno gdzieś istnieje” – muz. Piotr Dziubek, sł. Jacek Bończyk, „Ziuta z Krosna” – muz. Janusz Sent, sł. Wojciech Młynarski), Magdalena Stefanowska („Jaki cud i miód” – muz. Włodzimierz Korcz, sł. Wojciech Młynarski, „Co z nami będzie po happyendzie” – muz. Jerzy Derfel, sł. Wojciech Młynarski), Wojciech Stefanowski („Nie pytaj o Polskę” – muz. i sł. Grzegorz Ciechowski, „Sznurki władzy” – muz. Frank Wildhorn, sł. Jack Murphy, pol. tłumaczenie Dorota Kozielska), Katarzyna Sudzik („Wywar z przywar” – muz. Jan Hnatowicz, sł. Andrzej Poniedzielski, „W dziką jabłoń cię zaklęłam” – muz. Adam Sławiński, sł. Agnieszka Osiecka), Jakub Hudsky („Piosenka o dupie Maryni” – muz. i sł. Jakub Hudsky, „Urwali Ci skrzydła, Syneczku” muz. i sł. Jakub Hudsky), Wiktoria Granas („Amsterdam” – muz. i sł. Jaques Brel, pol. tłumaczenie Wojciech Młynarski, „Wariatka tańczy” – muz. Seweryn Krajewski, sł. Agnieszka Osiecka), Zuzanna Kołodziej („Okularnicy” – muz. Jarosław Abramow, sł. Agnieszka Osiecka, „Może to sen” – muz. I sł. Hanna Banaszak), Patrycja Spendowska „Lot Ikara” – muz. i sł. Jacek Kaczmarski, „Wybacz Mamasza” – muz. Marek Richter, sł. Agnieszka Osiecka).
Po raz pierwszy w historii finałów Nocnych Spotkań wszystkim wykonawcom akompaniowało trio Dominika Mąkosy w składzie: Dominik Mąkosa – fortepian, Kuba Olejnik – kontrabas, Kuba Lechki – perkusja.
Partycja Spednowska skradła serca i umysły słuchaczy. Otrzymała nagrodę publiczności. Laptopa wręczył jej Piotr Guzek późną nocą, po koncercie Macieja Maleńczuka, czyli w czwartej godzinie Spotkań. Tradycja Nocnych Spotkań Literacko- Muzycznych została zachowana, niektórzy widzowie czekali na przystankach na nocne tramwaje i autobusy nucąc piosenki Wojciecha Młynarskiego, który był bohaterem drugiej części wieczoru.
Program „Maleńczuk gra Młynarskiego” bard Krakowa okrasił własnymi piosenkami, anegdotami i refleksjami pełnymi ciekawych obserwacji współczesnej rzeczywistości. Maciej Maleńczuk w wersji solo i z zespołem zebrał gromkie brawa. Głęboki, wyrazisty, niski głos Maleńczuka dobrze brzmiał solo w przebojowych „Tango Libido”, „Dawna dziewczyno” i obyczajowo- społecznych „Fajnie”, „Niech żyje wojna”. Utwory Wojciecha Młynarskiego w wersji zespołowej nabrały nowego blasku i jazzowo- swingowego, czasem countrowego, pulsu. Maleńczuk okazał się także świetnym prowadzącym koncertową galę, konferansjerskie komentarze i wspomnienia z kontrowersyjnego życia dobrze pasowały do piosenek mistrza Młynarskiego.
Na koniec, Piotr Guzek zapowiedział koncert galowy 43. Nocnego Spotkania Literacko- Muzycznego, podczas którego z premierowym programem wystąpi Dorota Miśkiewicz. Jest na co czekać. Jesień 2019 roku zapowiada się wyśmienicie.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
W wieczorze z cyklu „Przed premierą”, którego bohaterami są najzdolniejsi polscy wykonawcy młodego pokolenia, mogący niebawem stanowić czołówkę polskiej sceny muzycznej, ósmego listopada wystąpiła Gabriela Kundziewicz. Na scenie towarzyszył jej Dawid Gębala. Artystów zapowiadał wybitny znawca piosenki artystycznej – Bogusław Sobczuk.
Gabriela Kundziewicz pochodzi z okolic Białegostoku, tam nauczyła się grać na gitarze klasycznej. Obecnie jest studentką II roku psychologii na Uniwersytecie w Warszawie.
Jest artystką pełna gębą – mówił gospodarz spotkania- komponuje, pisze teksty, śpiewa poezję i standardy światowe i jazzowe.
Na początku wieczoru usłyszeliśmy kompozycje do wierszy Bolesława Leśmiana. „W Weronie” Cypriana Kamila Norwida do muzyki Kurylewicza zabrzmiało odkrywczo, m.in. za sprawą aranżacyjnych pomysłów Dawida Gębali- grającego w tym utworze na gitarze akustycznej.
Gębala i Kundziewicz w duecie brzmieli trochę jak bohaterowi filmu „Once”. Ich pokrewne wrażliwości spotkały się na scenie i do spółki z Leśmianowskim słowem „Podróży” /„byle odjechać, byle najdalej, byle najprędzej…”/ zbudowały interesujący nastrój chwili.
Gabriela Kundziewicz na swoim elektroklasycznym Martinezie – drogiej, wymarzonej i „wyoszczędzanej” gitarze – potrafiła z sukcesem skupić uwagę widzów na słowie i interpretacji. Artystka świetnie władała głosem i instrumentem, nie kokietowała publiczności tylko interpretowała słowo poetyckie ze szczególnym skupieniem.
Zaprezentowała „Nie brookiliński most” Edwarda Stachury. Po nim Bogusław Sobczuk spuentował, że Stachura chciałby pewnie grać na gitarze tak, jak Gabrysia. Przypominał wcześniej o Jerzym Satanowskim, który dopisywał funkcje gitarowe poecie, żeby ten mógł je wykonywać publicznie (Stachura był znakomitym poetą, ale marnym muzykiem). Potem wybrzmiały utwory Leonarda Cohena, w tłumaczeniu Macieja Zembatego. Gitara i głos Gabrieli Kundziewicz dały nowe życie piosenkom „Oto jest” i „Na tysiąc pieszczot w głąb”.
Goethe powiedział, że w samoograniczeniu poznać mistrza- wspomniał Bogusław Sobczuk i dodał, co innego tak grać jak Gabrysia, a co innego wymiatać na gitarze przy ognisku. Dalej byliśmy świadkami kompetencji wykonawczych artystów przy kolejnych utworach. Usłyszeliśmy „Za horyzontem” w wersji angielskojęzycznej („Somewhere over the rainbow”), jedną z najważniejszych piosenek amerykańskich, która znalazła się w repertuarze takich sław muzycznych jak Ray Charles, Frank Sinatra, Eric Clapton, Jimmy Scott, Norah Jones, Queen, Céline Dion, Guns N’ Roses, czy Bob Marley oraz utwór Boba Dylana „Make you feel my love” w tłumaczeniu Dawida Gębali „Żebyś poczuł moją miłość”.
Kolejne spotkanie z cyklu „Przed premierą” 6 grudnia. Zapowiadamy i polecamy!
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
Szóstego listopada w Sali Głównej Narodowego Forum Muzyki za pulpitem dyrygenckim stanął Philippe Herreweghe, a za klawiaturą fortepianu zasiadł Yefim Bronfman. Royal Concertgebouw Orchestra – okrzyknięta pierwsza orkiestrą świata przez magazyn „Gramopfone” w 2008 roku –usadowiła się na krzesłach dla instrumentalistów i zagrała dwuczęściowy koncert.
W programie tego wieczoru znalazły się: „Uwertura do opery Oberon” Webera, „IV Koncert fortepianowy G-dur op. 58” Beethovena, „II Symfonia D-dur op. 73” Brahmsa i „Światło księżyca” Claude’a Debussy’ego – nastrojowa kompozycja fortepianowa.
Pierwszy utwór holenderscy symfonicy zagrali z gościnnym udziałem uczestników Akademii Orkiestrowej NFM. Był on dla mnie powolnym wchodzeniem w nastroje i brzmienia zaproponowane przez flamandzkiego dyrygenta. Drugi utwór, czyli koncert fortepianowy, w niektórych swoich fragmentach, szczególnie tych niespiesznych i wyciszonych, zachwycił mnie szczególnie. Urodzony w Uzbekistanie, ceniony na całym świecie pianista – Yefim Bronfman dał się namówić na bis. Impresjonistycznej kompozycji z zainteresowaniem i estymą słuchał maestro Philippe Herreweghe, który przysiadł sobie na krześle dla instrumentalisty.
Symfonia Brahmsa zagrana po przerwie pozwoliła mi na częstsze bycie w- , a nie obok utworu. Orkiestra brzmiała szlachetnie i subtelnie, brakowało mi jedynie Mahlerowskiej emocjonalności, ale nie miałam prawa jej szukać w koncercie, w którym królował Beethoven i Brahms.
Sąsiedzi z czwartego rzędu często dawali wyraz swojemu zadowoleniu poprzez wzdychania uznania i wyszeptywane komentarze: znakomite, świetnie to zagrał… i inicjowali głośną burę wszystkim, którzy ośmielili się przerywać kolejne części utworów oklaskami.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
Polska Woda płynie w województwie dolnośląskim i wielkopolskim, jest dopływem Baryczy i sąsiaduje z, najczęściej, zarybionymi Stawami Milickimi. To malownicze okolice, znakomite na przejażdżki rowerowe i oderwanie się od miejskiego zgiełku. „Polska Woda” to także tytuł spektaklu wystawianego na drugim piętrze wrocławskiego Capitolu. Płynie on wymownym, treściwym nurtem i zalewa wątkami i pytaniami o kondycję współczesnej Polski.
Zwarty czasowo i treściowo monolog wyreżyserował Konrad Imiela, w roli Henryka Jamrozika obsadził Bartosza Pichera, a w roli pianistki – Darię Wilsz.
Wchodzimy na widownię i na krzesełkach znajdujemy program koncertu pieśni i innych utworów Fryderyka Chopina z okazji 100 rocznicy niepodległości Polski. „Śpiewa Elżbieta Kozłowska, przekreślone i zmienione na Kłosińska, przy fortepianie Daria Wilsz, program koncertu:
Polonez A dur Op. 40 nr 1 („Wojskowy”)
Polonez es moll Op. 26 nr 2
Preludium A dur Op. 28 nr 7
Walc cis moll Op. 64 nr 2
Walc e moll Op. posth nr 14
Nokturn cis moll Op. posth
Preludium a moll Op. 28 nr 2
Preludium Des dur Op. 28 nr 15 („Deszczowe”)
Mazurek F dur Op. 68 nr 3
Pieśń „Wiosna” Op. 74 nr 2”
Na scenie biały fortepian, w tle flagi w stojaku…
Oho, zaraz zacznie się koncert w prowincjonalnym mieście. Siedzimy na widowni, jakby w domu kultury. Słychać stłumione krzyki: jaka Kozłowska? Kur…,no jaka Kozłowska? Wyjaśnia się przyczyna przekreślenia w programie. Na scenę wchodzi pianistka, zasiada przy fortepianie i zaczyna grać. Po chwili w jej muzyczny dialog z historią wchodzi słuchacz z widowni – podchodzi do mikrofonu , przedstawia się i zaczyna emocjonalną tyradę o tym, co go boli i wkurza. Zestawienie słów wypowiadanych przez bohatera z muzyką Chopina daje zdumiewająco dobry efekt. Bartosz Picher w roli prostego człowieka, który nie boi się mówić, co myśli, wypada bardzo przekonująco.
Muzyczno- słowny dialog znakomicie się dopełnia. Utwory Chopina brzmią tą samą uczuciowością i nastrojem, co tyrady bohatera- Henryka Jamrozika, mieszkańca wsi Kałkowskie, w dolinie Baryczy, którego pola i drogi zalała podczas powodzi woda. Pan Henryk oczywiście wie, dlaczego tak się stało i co należało zrobić, żeby zapobiec podtopieniom. Straszy, że ma na strychu dwa granaty i zrobi z nich użytek.
Mówi jędrnym, soczystym językiem, na dużej dawce emocji, prosi, żeby go nagrywać. Co chwilę przerywa grę nobliwej pianistce i dodaje kilka wątków w sprawie lub powtarza to, co powiedział wcześniej.
Reżyser „Polskiej Wody” znalazł znakomity pomysł na postawienie ważnych pytań dotyczących polskości. Tutaj każdy dźwięk (przejeżdżające ul. Piłsudskiego tramwaje, krzyki z korytarza), wyraz twarzy pianistki i Henryka, skromny gest (sposób patrzenia i pocałunek w dłoń, czy zamaszyste machanie flagą) nabierają nowego znaczenia i charakteryzują postaci.
„Polska Woda” Capitolu to ciekawy głos w ogromie propozycji z cyklu „Niepodległa”. Kameralny, 45 minutowy spektakl generuje całą masę przeżyć i kontekstów międzykulturowych, zakończonych symbolicznym, hydrologicznym finałem, który oczyszcza nabrzmiałą od emocji atmosferę.
tekst: Dorota Olearczyk
foto. z próby prasowej: Julian Olearczyk
„Polska Woda” to spektakl w reżyserii Konrada Imieli. Scenariusz powstał na podstawie prawdziwej wypowiedzi Henryka Jamrozika, zarejestrowanej w 2012 roku przez telewizję internetową Ostrów 24. Tytuł – to nazwa rzeczki, dopływu Baryczy, która podtopiła okolice rodzinnej wsi pana Jamrozika. W swoim monologu analizuje on przyczyny tego zdarzenia, w nieuchronny sposób docierając do pytania, o jaką Polskę walczyliśmy.
W roli Henryka Jamrozika zobaczymy Bartosza Pichera, towarzyszyć mu będzie pianistka Daria Wilsz. Premiera „Polskiej Wody” będzie miała miejsce 3 listopada na drugim piętrze w Capitolu. Teatr realizuje ten spektakl z okazji 100-lecia niepodległości.
W 45 minutowym monodramie usłyszymy utwory Chopina.
mat. pras. w oprac. d.o.
fot. z konferencji i próby prasowej: Julian Olearczyk
Po premierze „Giselle” w Operze Wrocławskiej można stwierdzić, bez cienia wątpliwości, że zapotrzebowanie na balet klasyczny jest olbrzymie. Sztuka baletowa podana w wykwintnym rynsztunku i w najlepszym gatunku broni się sama. Niepotrzebna jest jej obrotówka, zmiany scenografii, multimedia. Statyczny obraz w tle i skromna dekoracja wystarczą, aby podziwiać piękno i harmonię ruchów i czuć satysfakcję z dobrze spędzonego wieczoru.
Wrocławska „Giselle”, w opracowaniu choreograficznym Ewy Głowackiej i Zofii Rudnickiej, została pomyślana, jako pozycja klasyczna, pielęgnująca najlepsze tradycje tańca baletowego. I tak jak zapowiadali realizatorzy tak też się stało.
Atutem widowiska były solowe popisy tancerzy, zbiorowe pełne emocji żywiołowe tańce, wysmakowane kostiumy i kontrastujące ze sobą nastroje muzyczne.
Długie owacje na stojąco, którymi melomani dziękowali artystom za spektakl, były dowodem na sukces i dobrą wróżbą na dalsze powodzenie „Giselle”.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
Przemek Paśko to pieśniarz Wrocławia, śpiewa, gra na gitarze, wykrzykuje i szepcze słowa autorskich utworów. I gdyby gitarę jazzową zamienił na klasyczną lub akustyczną, a zespół rozpasanych improwizatorów muzycznych z grupy Co To poprosił o ciche granie, to blisko byłoby mu do balladowych stylistyk Mirosława Czyżykiewicza, czy grupy Raz, Dwa, Trzy. Ale wtedy byłby wtórny, a tak jest ciekawy, bo nieprzewidywalny, poetycki i drapieżny jednocześnie.
Panowie grają głośno, sążniście, w popisach improwizatorskich na gitarach przoduje Andrzej Szeremet. W opozycji do jego solowego grania – Przemek Paśko, lider zespołu, jest subtelny w zapowiedziach i delikatno – porywczy w utworach. W chórkach śpiewa Joanna Kwaśnik, Filip Laszuk- gra na perkusji, Żenia Betliński- na kontrabasie i gitarze basowej, na harmonijce szaleje gościnnie – Andrzej Markiel , a na trąbce – Dominik Gawroński.
W aranżacjach jest dużo ognia, rytmu, płomiennej gwałtowności przechodzącej w delikatne brzmienia i wyszeptywane słowa. Przemek Paśko zapętla frazy muzyczne, a słowa układa w dobrze wpadające w ucho refreny. „Między nami wojna, trwa….”, „Wielkość to histeria skali”, „Święty jest spokój, spokój, spokój”, „Kto serce podpalił, mur głową rozwalił…”
Zespół czasem brzmi jak grupa jazzowa, czasami jak generacja muzyki polskiej lat 70 i 80 z Manannem na czele.
Przemek Paśko i grupa Co To nie poddaje się jednoznacznym klasyfikacjom i gatunkowym przyporządkowaniom. Zaskakuje barwą, brzmieniem i metaforycznym, lapidarnym słowem. Jest fuzją dźwięków, rytmu, pasji i prawdy widocznej nawet z ostatniego rzędu sali kameralnej wrocławskiego Impartu.
Koncert promujący nową płytę zespołu pt. „Druga” odbył się 28 października w Imparcie.
Warto posłuchać i oglądać także teledysk „Kamień” zrealizowany przez Marcina Ożoga, doskonale promuje drugą płytę zespołu.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk