Premiera książki miała miejsce 14 marca. Dziś już chyba niedźwiedzie obudziły się z zimowego snu, wyszły z jaskiń, gawr i wyruszyły na poszukiwanie pożywienia i zacisznego miejsca do życia. Ale czy na pewno? Czy przypadkiem na trasach swoich wędrówek nie spotkają ludzi?
Odpowiedź na te pytania zdradzi swoim czytelnikom Renata Kijowska (reporterka Faktów TVN i TVN24, laureatka Nagrody Dziennikarzy Małopolski), która napisała książkę z jednym niedźwiedzim osobnikiem w roli głównej.
„Kuba Niedźwiedź. Historie z gawry” to książka zajmująca, interesująca, dobrze napisana, wzruszająca i pouczająca. Z przyjemnością można czytać ją z dziećmi.
Przygody Kuby, który zasmakował w śmietnikowym jedzeniu, co doprowadziło do nieodwracalnych konsekwencji i porzucenia życia na wolności na rzecz wybiegu w ZOO wciągają wartką narracją i pełnokrwistymi dialogami.
Autorka książki od dziecka chciała zostać niedźwiedziologiem, i to takim z prawdziwego zdarzenia! Ale los i życiowe drogi sprawiły, że została uznaną dziennikarką. Jednak jej miłość do niedźwiedzi nie przeminęła. Z potrzeby serca, zainspirowana reportażami o zwyczajach niedźwiedzi, a także ze względu na czytelnicze potrzeby swoich dwóch synów – spragnionych opowieści z pazurem – napisała przepiękną książkę. O niedźwiedziu Kubie, jego zwierzęcych kolegach i ich leśnych przygodach, w tym również o ich nieoczekiwanym spotkaniu z ludźmi.
Z Kubą poznajemy różnicę między gawrą, a barłogiem i rozpoznajemy jadłospis po kolorze kupy. Dowiadujemy się o niedźwiedzicy Mago przetrzymywanej w niewłaściwych warunkach i o zuchwałej niedźwiedzicy Magdzie, która zabierała młode pod schronisko w Dolinie Roztoki i potrafiła zwędzić turyście plecak lub kanapkę.
To znakomita lektura, szczególnie dobrze wkomponowana w sezon wiosennej chęci na weekendowe wypady w góry.
oprac. Dorota Olearczyk
Jeśli masz ochotę na nura w zieloność to warto odwiedzić Wrocławski Tatr Lalek. „Dżungla” – spektakl w reżyserii Alicji Morawskiej – Rubczak ze scenografią Barbary Małeckiej i muzyką Wacława Zimpela świetnie nadaje się do pohasania na lianach, posłuchania jak rozmawiają ze sobą orzechy kokosa…
Realizatorzy zapraszają widzów na trzydziestominutową podróż do świata amazońskiej przyrody. Naznaczają najmłodszą publiczność znakami plemiennymi i dają możliwość stanięcia oko w oko z leniwcem, mrówkojadem i tukanem.
Przedstawienie adresowana jest do dzieci w wieku od pół do dwóch i pół roku. Maluszki z opiekunami siedzą na poduszkach, swobodnie reagują na to, co widzą. Jak wtargną na scenę, to zostaną z niej bezpiecznie odprowadzone do rodziców. Atmosfera sprzyja łagodnemu wejściu w świat innych wrażeń i niecodziennych emocji.
Aktorki: Anna Bajer, Agata Cejba (gościnnie) i Irmina Praszyńska subtelnie czarują opowieścią bez słów. Dają odczuć rytm, harmonię i subtelną atmosferę. Śpiewają pieśń plemienną, kołysankę Inków, z którą niektórzy widzowie wychodzą z teatru po przedstawieniu.
Spektakl wyrasta z nurtu teatru dla najnajmłodszych, rozwijającego się w Polsce już od blisko piętnastu lat. Jego podstawą jest chęć zaproszenia do świata sztuk performatywnych bardzo małych, nawet kilkumiesięcznych, dzieci. „Brzucho” duetu Alicji Morawskiej – Rubczak i Barbary Małeckiej oglądaliśmy na Scenie na Strychu WTL pięć lat temu, teraz przyszła kolej na nura w zieloność.
tekst i foto : Dorota Olearczyk
Na 25. maja Wrocławska Opera szykuje kolejną premierę sezonu artystycznego 2017/ 2018.
Monumentalne obrazy potęgi dawnego Babilonu, poruszające sceny upokorzenia Izraelitów, pełne dramatyzmu i religijnego uniesienia sytuacje przenoszą w odległe czasy.
Starotestamentowa historia najazdu babilońskiego na Jerozolimę, walka dworskich stronnictw o władzę i niewola Izraelitów są kanwą opery, która w czasach Verdiego poruszała publiczność włoską, stając się metaforą zmagań budzącego się narodu włoskiego z austriackiej dominacji.
Ogromną rolę odegrała w tym wspaniała, momentami podniosła muzyka, co doprowadziło do interwencji cenzury i zakazu wystawiania spektaklu. Szczególnym momentem jest odsłona druga III aktu, wystylizowana przez librecistę jak scena z psalmu 136 Super flumina Babylonis. Słychać w niej nostalgiczną i przejmującą pieśń uciemiężonych „Va’, pensiero, sull’ali dorate…”.
Nie brak też w Nabucco innych, pięknych fragmentów, które wzruszają, choć polityczny kontekst utworu jest już tylko historią.
„Dżungla” to spektakl dla dzieci w wieku od 0,5 do 2,5 lat i bliskich im dorosłych. Premiera w sobotę, 7 kwietnia, na Scenie na Piętrze, czas trwania około 40 minut. Kolejne spektakle: 8, 13, 14 i 15 kwietnia oraz 11, 12 i 13 maja. Będzie magicznie. Rezerwujcie bilety i czas.
Spektakle dla najmłodszych widzów wystawiane we Wrocławskim Teatrze Lalek mają swój czar. To teatr oparty na muzyce, plastyce, klimacie, atmosferze. Nie ma tu konkretnej historii, ale – jak wspomina dyrektor artystyczny WTL Jakub Krofta – na początku był nastawiony sceptycznie, potem, jak zobaczył dzieci pochłoniętych i zauroczonych, tym, co się dzieje na scenie, to napełniło go optymizmem.
„Brzucho” ( z 2013 roku) był pierwszą realizacją dla najnajów zrealizowaną przez duet Alicji Morawskiej-Rubczak (reżyseria) i Barbary Małeckiej (scenografia). Do „Dżungli” panie zaprosiły Wacława Zimpela, kompozytora i klarnecistę, laureata Paszportu Polityki 2016.
Spektakl powstał z fascynacji Ameryką Południową, a zwłaszcza naturą Amazonii – zdradza reżyserka. Matczynej siły, rodzicielstwa, bliskości – znajdziemy tutaj dużo – dodaje.
Zapowiada się podróż do świata natury – dzikich dźwięków, barw i opowieści snutych bez słów – otwierającego się na doświadczanie wszystkimi zmysłami. Możemy spodziewać się abstrakcyjnego, wizualnego, plastycznego i wyciszonego spektaklu. Nie będzie bombardujących bodźców, ale raczej łagodna, intymna, stonowana atmosfera. Poza tym: instrumenty na scenie, taniec i ruch.
Na scenie spotkają się różne pokolenia aktorskie. Zobaczymy: Annę Bajer, Agatę Cejbę (gościnnie) i Irminę Praszyńską.
Będziemy mogli zanurzyć się w soczystej, wielobarwnej zieloności, wsłuchać się w dzikie brzmienia, pulsowanie natury: głosy ptaków, szmer roślin, chrobot owadów, przyjrzeć temu, co tajemnicze i piękne zarazem. Poczuć tę niezwykłą rytmiczną energię.
tekst i foto: Dorota Olearczyk
Bardzo lubię Rusinka, nie wiem, czy osobiście, bo nie znam, ale na pewno jako autora książek: „Wierszyki domowe”, „Wierszyki rodzinne”, „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”. Jak przystało na wieloletnie sekretarzowanie Noblistce, ma on coś z jej ironii i wdzięku językowego. Dlatego ochoczo sięgnęłam po jego najnowszą publikację, wydaną przez Znak, „Mały Chopin”.
Reklamowana jako pierwsza na polskim rynku książka dla dzieci o małym Fryderyku. Ilustracje, już tradycyjnie, wykonała Joanna Rusinek- siostra autora. I dobrze, bo rysowanie postaci i stawianie kleksów na pięciolinii wychodzi jej całkiem nieźle.
Zabawna, wierszowana opowieść o Frycku, który stał się genialnym kompozytorem obfituje w gry słowne. Znajdziemy tu opis fortepianu i jego popsutych zębów. Wyjaśnienie, że to nie jest pysk lecz klawiatura. Ponadto, wspomnienie o mrówkach, które napisały pierwszy marsz.
Autor opisuje też historię, w której mały Frycek cały mazurek zjadł na Wielkanoc i miał koszmary. Wsłuchiwał się w rytm brzucha i rozpoznał, że tańczą mazura, kujawiaka, oberka…
W czasach kiedy żył nie było samochodów, a on skomponował dwa polonezy. Potem układał walce, rondo… aż z cudownego dziecka wyrósł na ulubieńca publiczności.
Świetnie napisana i zilustrowana książeczka „Mały Chopin” Michała Rusinka została przetłumaczona na kilkanaście języków (w tym chiński i japoński). Ciekawe, jak brzmi po chińsku?
Aha, i jeszcze dla kogo adresowana jest książeczka? Dla małych i dużych osobno oraz dla małych i dużych jednocześnie. Polecam siedząc przy klawiaturze i stukając w klawisze.
tekst: Dorota Olearczyk
To nie była lektura łatwa, oj niełatwa i co do tego potrafiła tę rzecz zagmatwać, aż do stopnia niesłychanego – zanucę sobie na wstępnie tej recenzyjki, albo raczej skromnej opinijki. Z pomocą przyszła mi parafraza piosenki Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Ale nie przeklnę książki, bo to byłoby już wysoce nie na miejscu i zupełnie nieuzasadnione. Ale przyznam, że gwara góralska o wiele lepiej brzmi, niż wygląda.
„Historia filozofii po góralsku” ks. Józef Tischner ukazała się nakładem oficyny Znak w nowym pięknym wydaniu. Otrzymała ona okładkę nawiązującą do góralskiego wydania bardzo dobrze przyjętego „Krótkiego przewodnika po życiu”. Oprawa oprawą, ale w środku znajdujemy same rarytasy, których przeczytanie ze zrozumieniem nie jest łatwe. Góralszczyzna mówiona ma swój urok i z reguły udaje się, nam – ceprom – ją rozszyfrować. Z góralszczyzną pisaną jest trochę gorzej, ale jak już złapiemy rytm i melodię gwary, to i jej mądrość spłynie na nas wartkim strumieniem.
Gawędy i kazania księdza Tischnera, w których w roli greckich filozofów występują znani i mniej znani mieszkańcy Podhala, to lektura dla tych, którzy szukają inteligentnej rozrywki, jak i tych, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o dziejach ludzkiego myślenia.
Trzeba zaznaczyć, że lektura nie pretenduje do wyścigu o złote pióro ze słynną Tatarkiewiczowską historią filozofii. Ta Tischnerowska jest jej parafrazą, czy raczej apokryfem, ale nie da się zaprzeczyć, że ksiądz miał niezwykłą umiejętność przekładania prawd filozoficznych na prosty język doświadczenia i relacji międzyludzkich. Nie stronił od anegdot i żartów. Analizując zagadnienie hedonizmu, zaczyna od opowieści, jak to jeden z Bukowian poszedł do spowiedzi, gdzie wyznał, że zdarzyło mu się zgrzeszyć z dziewczętami. Na pytanie spowiednika, ile razy miało to miejsce, spowiadający obruszył się, twierdząc, że przyszedł się wyspowiadać, a nie chwalić.
Najnowsze wydanie zostało wzbogacone o nieznane dotąd teksty księdza. Można się z nich na przykład dowiedzieć, że Arystoteles, chorując na żółtaczkę, napisał XII księgę Metafizyki. Księga zaginęła, ale odnalazła się na strychu w Rogoźniku. Nowym elementem są też bardzo zabawne przygody Sobka Chowańca z Jonkówek, spisane przez księdza Tischnera w latach 80.
Książkę uzupełniono też posłowiem Wojciecha Bonowicza oraz esejem Dobrosława Kota, będącym filozoficzną analizą opowieści o góralskich filozofach.
oprac. tekstu: Dorota Olearczyk
Już w piątek, Wielki Piątek, kolejna premiera Opery Wrocławskiej, o g. 15 i o g. 20 będzie można oglądnąć i wysłuchać oratorium Pawła Łukaszewskiego „Via crucis”. Trzy godziny przed premierą realizatorzy spotkali się z dziennikarzami w Salonie cesarskim i opowiedzieli o niecodziennym widowisku. Na spotkaniu obecni byli: dyrektor Opery Wrocławskiej Marcin Nałęcz-Niesiołowski, reżyser spektaklu Tomasz Man, a także kompozytor Paweł Łukaszewski. Retransmisja spektaklu z Opery Wrocławskiej będzie dziś, 30 marca, w TVP Kultura o g. 21.20.
Kompozytor- Paweł Łukaszewski, wyjawił, że muzyka sakralna stanowi centrum jego zainteresowań od wielu lat. Forma oratorium jest starannie opracowana i zastosowana celowo. Stanowi także drogę poszukiwania Boga, ma wymiar metafizyczny.
Tomasz Man- reżyser, zapowiada, że oratorium dramaturgicznie jest czytelne i składa się z piętnastu stacji. Wybrał takie środki, które wydały mu się odpowiednie do treści, wprowadził na scenę drewnianą figurę Chrystusa.
Trzy Marie będą prowadziły i poruszały dużą figurą Jezusa. Znakomitym lalkarkom – Anecie Głuch (dziekan wydziału Lalkarskiego) i Ewelinie Ciszewskiej (wykładowczyni) towarzyszyć będzie studentka Tomasza Mana – Adrianna Maliszewska.
Muzyka „Via crucis” jest bardzo emocjonalna, łączy to co nowe z tradycyjnym, mówił maestro Nałęcz- Niesiołowski. Połączenie sceniczności z warstwą orkiestrową i chóralną stawia duże wymagania i domaga się znalezienia proporcji.
„Via crucis” będzie można także zobaczyć i usłyszeć w sobotę i niedzielę w Operze Wrocławskiej.
Scenografię do „Drogi krzyżowej” przygotowuje Anetta Piekarska-Man, projekcje multimedialne Zuzanna Piekarska, choreografię Artur Dobrzański. Orkiestrę poprowadzi Marcin Nałęcz-Niesiołowski.
„Droga krzyżowa” współczesnego polskiego kompozytora, Pawła Łukaszewskiego, to pozycja wzbogacająca okres duchowych przygotowań do świąt wielkanocnych. Oratorium skomponowane zgodnie z układem stacji drogi krzyżowej w każdej części kontempluje muzycznie jedną ze scen ostatniej drogi Jezusa Chrystusa. Refleksyjny charakter dzieła pozwala na zanurzenie się w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania, grzechu i odkupienia.
Projekt realizowany jest w ramach obchodów stulecia odzyskania niepodległości.
oprac. i foto: Dorota Olearczyk