Katarzyna Groniec zmienia kolor z klasycznej czerni na błękit okraszony czerwonymi barwami, czyli ptaszkami, na oko coś z gatunku wróblowatych, siedzącymi na jej sukience. Podczas 39. PPA w takiej właśnie odsłonie zaprezentowała się na Dużej Scenie TM Capitol.
„Ach” – najnowszy album artystki jest w przeważającej większości krążkiem autorskim (teksty i muzykę napisała sama Groniec) i taka właśnie dała się poznać podczas wtorkowego koncertu. Śpiewa o miłości, jej braku, deszczu…
To odważny projekt, inny niż wcześniejsze, znakomicie przyjęte interpretacje z płyty „ZOO z piosenkami Osieckiej”. Co prawda muzycy równie dobrzy, z charyzmatycznym Łukaszem Damrychem na czele, ale energia inna, nieco rozmyta w gąszczu powtarzanych fraz.
Co prawda animacje i oprawa scenograficzno – kostiumowa dopracowana do najmniejszego szczegółu cieszy oko (grafika Mariusz Mrotek, obraz Paulina Korbaczyńska). Z przyjemnością patrzy się na animacje i konsekwencję stylistyczną w ubiorze całego zespołu, ale czy to wystarczy, żeby odnieść kolejny sukces i zachwycić swoją publiczność?
Uwielbiam Katarzynę Groniec w roli interpretatorki piosenek mistrzów słowa i do nowej jej wersji scenicznej jeszcze się nie przekonałam. A może to przychodzi z czasem?
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
„Requiem ludowe” w wykonaniu Adama Struga i grupy Kwadrofonik zabrzmiało w Synagodze pod Białym Bocianem i było kolejnym artystycznym odkryciem 39. Przeglądu Piosenki Aktorskiej.
Bazą „Requiem ludowego”, jak podają programowe źródła organizatorów PPA, jest słynny „Śpiewnik pelpliński”. Zbiór wydany po raz pierwszy w 1871 r. zawierający tysiąc sto jeden polskich pieśni religijnych – niemal wszystkie, jakie w chwili publikacji znane i śpiewane były w trzech zaborach. Pieśni o Panu Jezusie. Pieśni o Marii Pannie. Pieśni o świętym Józefie, aniołach i opatrzności. Pieśni pokutne, za zmarłych, pogrzebowe i o marnościach tego świata. I wreszcie – pieśni o śmierci, sądzie ostatecznym, wieczności, niebie, czyśćcu i piekle.
I właśnie po te ostatnie sięgnęli muzycy z Kwadtrofonik wraz z Adamem Strugiem i przemówili do współczesnego słuchacza językiem przodków osiągając zdumiewający skutek. Dawne, proste i naiwne prawdy w ich wykonaniu zyskały wymiar ponadczasowych. Kołatki, dzwonki, fortepiany, przeróżne instrumenty perkusyjne, a nawet jarmarczny balonik, z którego spuszczano powietrze wzbogaciły słowa recytowane i wyśpiewywane surowym i ascetycznym głosem Adama Struga.
A dźwięk nieodbieranego telefonu długo rozbrzmiewający w finale requiem poruszył do głębi chyba wszystkich słuchaczy.
oprac. tekstu: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
Ascetyczne i harmonijne widowisko odbyło się w sobotę wieczorem w Synagodze pod Białym Bocianem.
W ramach 39. Przeglądu Piosenki Aktorskiej wystąpił korsykański zespół wokalny A Filetta. Sześciu mężczyzn śpiewających utwory wielogłosowe bez towarzyszenia instrumentów wprowadziły refleksyjny nastrój na festiwalowej ścieżce między Capitolem, a Impartem. Uspokajały i zadziwiały ukrytą w interpretacjach emocjonalnością.
Zespół A Fileta tworzą obecnie: Jean-Claude Acquaviva (kompozytor), François Aragni, Petr’Antò Casta, Paul Giansily, Stéphane Serra, Maxime Vuillamier i to oni zaśpiewali w sobotę we Wrocławiu.
Cerkiewne śpiewne frazy, chorały gregoriańskie, łemkowski i ukraiński folklor, jutrznie dominikańskie, melodie żydowskie nasycone emocjonalnością i ochrypłym głosem lidera… – to i dużo więcej słyszeliśmy uszami wyobraźni tego wieczoru w Synagodze.
- PPA trwa i zachwyca swoją różnorodnością.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
„Flower Power” w reżyserii Jerzego Bielunasa powstał na podstawie wierszy Jacka Podsiadły i piosenek Nicka Cave’a, Boba Dylana, Guns N’ Roses, Jimiego Hendrixa, Micka Jaggera, Johna Lennona, Amandy McBroom, Barry’ego McGuire, Joni Mitchell i Franka Zappy.
Muzycznie, pieczę nad spektaklem, trzymał Mateusz Pospieszalski, znany nie od dziś ze współpracy z Jerzym Bielunasem przynoszącej świetne efekty. (Warto przypomnieć choćby „Pamiętnik z powstania warszawskiego” Białoszewskiego zrealizowany we Wrocławskiej PWST, obecnie AST).
Tym razem, specjalnie na 39. PPA, tandem zaprowadził widzów do świata dzieci kwiatów, buntu hipisowskiego, rewolucji przeciw dorosłym, instytucjom, systemom… Było w tym trochę big- bitu i soczystego grania, wzniosłych idei, zabawnych scenek z upragnionym kredensem w roli głównej.
„Flower Power”, upoetycznioną podróż w poszukiwaniu wolności, słuchało się i oglądało na ogół dobrze. Czasem tylko trzeba było się domyślać, co śpiewają niektórzy wykonawcy. Ale Robert Więckiewicz jako recytujący aktor, śpiewająca Kinga Preis, Adam Nowak, Emose Uhunmwangho, Organek unieśli na swoich barkach humanistyczne przesłanie spektaklu i wnieśli do niego największą siłę emocji i wzruszeń.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
Rok temu Marcin Januszkiewicz wygrał konkurs PPA. Zaśpiewał wtedy „Pieśń Legionów Polskich” oraz „Nim wstanie dzień” Krzysztofa Komedy ze słowami Agnieszki Osieckiej.
Kilka lat wcześniej wzruszał przeglądową widownię „Mamaszą”, a na 39. PPA przygotował recital, jak przystało na laureata ubiegłorocznej edycji. Zachwycał nowymi interpretacjami piosenek Agnieszki Osieckiej. „Osiecka po męsku” słuchana i oglądana na Scenie Ciśnień TM Capitol była spełnieniem oczekiwań publiczności, przyniosła całą masę pozytywnych wrażeń, wspomnień, odczuć.
Twórczość największej poetki piosenki była mu bliska od zawsze, bo to z jej słowami na ustach szedł jako student warszawskiej Akademii Teatralnej od sukcesu do sukcesu i jej właśnie poświęcił swój debiutancki album.
W sobotę, 17 marca, Marcin Januszkiewicz wraz z zespołem stworzyli doskonałą drużynę Osieckiej. Celnym napastnikiem był Januszkiewicz, na skrzydłach wspierali go Jacek Kita: instrumenty klawiszowe, Łukasz Czekała: skrzypce elektryczne, Bartek Alber Serafinowicz: gitara, Piotr Domagalski: gitara basowa. Scenografia nie pozostawiała wątpliwości, że najważniejszą osobą jest tutaj Osiecka. W tle pokoik z fotografiami, na skrzydłach sceny – plakaty z podobizną Agnieszki Osieckiej z męskim wąsem puszczały oko do publiczności. Rozpoczęło się przebojowo, z czasem będzie coraz smutniej, tak jak w życiu, komentowała drużyna Osieckiej.
Koncert był niemal dokładnym przebiegiem niedawno wydanej płyty „Osiecka po męsku”, wypełnionej odważnymi, choć dalekimi od estetyki szoku, wersjami wielkich przebojów („Nim wstanie dzień”, „Kołysanka dla okruszka”, „A ja wolę moją mamę”, „Deszcze niespokojne”, „Wariatka tańczy”, „Niech żyje bal”) i piosenek mało znanych („Części zamienne”, „Cyrk nocą”, „Na kulawej naszej barce”, „Od nocy do nocy”, „Diabły w deszczu”). Wszystkie one brzmiały celnie, wpadały do bramki bez kiksów. Marcin Januszkiewicz wprowadzał do znanych utworów nieoczywiste brzmienia i oryginalne frazowanie. Był oczywiście bis (utwór Marka Grechuty „Niepewność”) i improwizacje muzyczne z publicznością.
Takie mecze mogłabym oglądać co tydzień w ramach Ligi Mistrzów.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
Balet „Romeo i Julia” Sergiusza Prokofiewa premierowo odtańczono na deskach Opery Wrocławskiej w piątek. Głęboka, emocjonalna muzyka dobrze zespoliła się z choreografią zaproponowaną przez Jacka Tyskiego.
Trzyaktowy balet mienił się różnymi emocjami, tancerze i tancerki z aktorskim talentem odgrywali swoje Szekspirowskie role.
Romeo i Julia nie wypowiedzieli żadnego słowa, a ich cielesna opowieść o dwóch zwaśnionych rodach brzmiała jasno i klarownie. Sceny bójek, balu, zabawy karnawałowej, pojedynków, balkonowego zauroczenia, pocieszenia, pogrzebu, śmierci… przemawiały do widzów także subtelnymi detalami ukrytymi w kostiumie.
Zdjęcie osłony orkiestronu i swobodniejszy przepływ dźwięków zdecydowanie poprawiło jakość muzycznego dzieła Prokofiewa. Orkiestrę, z dużą wprawą, prowadził Marcin Nałęcz- Niesiołowski.
Multimedialne techniki wspierały akcję, nie zaburzając odbioru baletu. Plastyczne ciała solistów i charakterystyczne frazy muzyczne pozostały w pamięci widzów długo po premierowym wieczorze. Romeo i Julia w puentach to znakomite uzupełnienie literackiej wersji Szekspirowskiego dzieła. Dowodzi, że nie trzeba słów, żeby powiedzieć coś ważnego z artystycznym wdziękiem.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
„Romeo i Julia” Sergiusza Prokofiewa trafia na deski Opery Wrocławskiej. Premiera baletu już w najbliższy piątek.
Jackowi Tyskiemu – reżyserowi i choreografowi – bliskie są tematy Szekspirowskie. – Przystępując do realizacji „Romea i Julii” postanowiłem sięgnąć do własnych doświadczeń -mówi reżyser. Muzyka Prokofiewa jest plastyczna i obrazowa, pozwala wyżyć się tancerzowi – przyznaje Jacek Tyski. Choreografię osadziłem w stylistyce neoklasycznej, wykorzystałem także nowe technologie wizualne – dodaje reżyser.
Scenografię przygotowuje Olga Skumiał, kostiumy – z dużą ilością koronek i lekkich materiałów – Marta Fiedler, oprawą multimedialną zajmuje się Piotr Maruszak. Orkiestrę poprowadzi Marcin Nałęcz-Niesiołowski. – To piękna i wymagająca partytura – mówi dyrektor Opery Wrocławskiej.
Najbliższe przedstawienia baletu „Romeo i Julia” – 2, 3 i 4 marca, kolejne 8, 9 i 10 marca.
oprac. Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
„Odd i Luna” to spektakl subtelny, delikatny, wizualnie wysmakowany, plastycznie i kolorystycznie dopieszczony. Reżyser- Przemysław Jaszczak- zainspirowany książkami Lisy Aisato stworzył dwuwątkowe przedstawienie, które łagodnie toczy się przez 60 minut i porusza ważne tematy związane z innością.
Twórcy spektaklu pt. „Odd i Luna” wybrali mało popularne metody ożywiania lalki. To niewątpliwie ciekawe formy, jednak bardzo wymagające – aktor udostępnia lalce swoją mimiczną głowę i ruchliwe dłonie, korpus wraz z nogami i rękami animowany jest osobno. Do tego typu działania jedna postać potrzebowała często dwóch doskonale zgranych animatorów, na tyle wyćwiczonych, żeby nogi wiedziały co myśli głowa i poruszały się zgodnie z jej intencjami.
Tytułowi bohaterowie premiery w Lalkach zmagają się ze swoimi słabościami. Odd obawia się, że na jego głowę, która jest jajkiem, spadnie lampa, ciemnoskóra Luna boi się , że dzieci będą ją wytykać palcami.
Dwie historie opowiadane są równolegle i montowane dowcipnie ze smykałką filmową. Rozmowa o jajowatej głowie – w jednej scenie, daje kontynuację jedzenia jajka na miękko – w drugiej.
Kilka ożywczych piosenek, kilka zmian scenografii. Poza tym subtelność i delikatność. Jak zawsze, świetnie ogląda się i słucha postaci kreowanej przez Agatę Kucińską (Luna). Pszczółka Anny Makowskiej- Kowalczyk z sukcesem rozwesela widza. Podobnie jak Aneta Głuch- Klucznik jako toksyczna matka- kura.
Po wyjściu z Wrocławskiego Teatru Lalek możemy przenieść rozmowy i zabawy do domu za sprawą kreatywnego programu, który podsuwa znakomite pomysły na twórcze działania po obejrzeniu „Odda i Luny”.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Karol Krukowski