Niestety, inscenizacja nie należy do moich faworytów sezonu teatralnego 2018/ 2019.
Wrocławski „Garbus” to przedstawienie o manipulacji z wakacyjnym flirtem w tle.
Ujmując rzecz w pigułce.
Aktorstwo Wiesława Cichego i Marcina Tomaszewskiego – znakomite, scenografia i kostiumy – estetyczne. A poza tym spektakl, w moim odczuciu nieco garbaty, jak wskazuje tytuł.
Mrożkowska ironia i groteska gdzieś się zapodziała, albo ja tego dnia nie potrafiłam jej odnaleźć. Fabuła snuła się powoli i sennie. Zapowiadało się zabawnie i pomysłowo, a wyszło nieco archaicznie.
„Garbus” Wrocławskiego Teatru Współczesnego to spektakl dla zwolenników powolnej narracji i aktorstwa skierowanego na magmę wypowiadanych słów. Znacznie lepiej sprawdziłby się w Teatrze Telewizji, gdzie widz mógłby oglądać zbliżenia i grymasy twarzy postaci, tam może odnalazłabym Mrożkowską frazę i jej mistrzowski absurdalny sznyt. Obecna realizacja, może przypaść do gustu wszystkim, którzy tęsknią za klasyczną formą teatru akademickiego.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
Oficjalna inauguracja działalności Fundacji Olgi Tokarczuk oraz przedstawienie Zarządu Fundacji Olgi Tokarczuk odbyło się w sobotę, w południe, w Barbarze. Nowa książka Noblistki ukaże się 12 listopada.
„Kiedy zmienia się opowieść, zmienia się świat” – Olga Tokarczuk
Celem Fundacji założonej w marcu 2020 roku jest m.in. wspieranie kultury i sztuki, promocja i wspieranie ochrony praw człowieka, demokracji, swobód obywatelskich, społeczeństwa obywatelskiego, przeciwdziałanie dyskryminacji, wspieranie kobiet.
Grzegorz Zygadło – prezes Zarządu Fundacji Olgi Tokarczuk, prywatnie mąż pisarki, podkreślił – chcemy stworzyć przestrzeń do międzynarodowej rozmowy o nadchodzących latach, miejsce łączenia tych dziedzin i energii, które na pozór wydają się być od siebie niezależne i odległe. Będziemy wspierać inicjatywy kulturalne, artystyczne, naukowe i obywatelskie, które pokazują odmienne punkty widzenia, szukają nowych formuł dla życia społecznego. Działalność Fundacji będzie wspierała aktywność kobiet dbając o parytety. Leżą nam na sercu także prawa zwierząt – mówił Grzegorz Zygadło.
Program Fundacji Olgi Tokarczuk opiera się na czterech filarach: przyszłość, twórczość, równość i czułość.
Wybudowana w 1928 roku willa przy Krzyckiej 29 ma być przestrzenią dla inspirujących projektów -mówi Izabella Kaluta – wiceprezeska Zarządu Fundacji Olgi Tokarczuk – miejscem pracy dla literatów i tłumaczy. – Już w tym tygodniu rozpoczynamy spacery performatywne przygotowane przez studentów wrocławskiej filii AST. Przed nami m.in. cykl dyskusji wokół praw zwierząt, program edukacyjny „Jak zdobyć Nagrodę Nobla?” adresowany dla uczniów szkół podstawowych, program rezydencji dla scenarzystek 40+, program stypendialny dla młodych dziewczyn „Kosmiczna odyseja”.
W połowie listopada nakładem Wydawnictwa Literackiego ukaże się nowa książka Olgi Tokarczuk „Czuły narrator”. Znajdziemy w niej eseje i wykłady, teksty premierowe i słynną Mowę Noblowską. – W tej czarnej dziurze [od red. w czasie lockdownu] udało mi się zrobić coś pożytecznego – komentuje Olga Tokarczuk.
„Jesień we Wrocławiu Mieście Literatury”
Irek Grin – przewodniczący Rady Fundacji Olgi Tokarczuk, dyrektor Wrocławskiego Domu Literatury zaprosił na obchody „Jesieni we Wrocławiu Mieście Literatury”.
Miasto, którego honorową obywatelką i mieszkanką jest noblistka Olga Tokarczuk zaplanowało Tydzień Noblowski (3-10 października), świętowanie nadania Wrocławowi tytułu Miasta Literatury UNESCO, wręczona zostanie Literacka Nagroda Europy Środkowej ANGELUS (17 października) oraz Wrocławska Nagroda Poetycka SILESIUS (Międzynarodowy Festiwal Poezji Silesius od 12 do 18 października). Odbędzie się także Bruno Schulz. Festiwal (7-18 października) i Międzynarodowy Festiwal Opowiadania (trwa do 10 października).
We Wrocławskim Domu Literatury będą czytane teksty Olgi Tokarczuk. Stolicę Dolnego Śląska odwiedzi m.in. Michał Rusinek, Maja Ostaszewska, Maria Peszek, Michał Nogaś. Spotkania, czytania, dyskusje, debaty i koncerty już trwają. Na Scenie Plenerowej Pod Wiatami we Włodowicach (w gminie Nowa Ruda) 4 października odbędzie się wydarzenie z okazji rocznicy przyznania Nagrody Nobla Oldze Tokarczuk „One mają głos”. Na większość wydarzeń w ramach „Jesieni we Wrocławiu Mieście Literatury” organizatorzy zapraszają do klubu Proza.
oprac. Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
Pawilon Czterech Kopuł w najbliższy weekend pożegna Willmanna. Monumentalne dzieła zgromadzone na wystawie „Willmann. Opus magnum” będzie można oglądać do 4 października.
Wystawa prezentuje blisko 100 obrazów, co stanowi prawie 1/3 zachowanego dorobku artysty. Wśród nich znajdują się dzieła o tematyce mitologicznej, religijnej, portrety oraz pejzaże. Zwiedzający mają okazję obejrzeć arcydzieła sztuki śląskiej z m.in. Henrykowa, Trzebnicy, Krzeszowa, Wrocławia i Warszawy, wśród których jest wiele obrazów wcześniej niedostępnych szerokiej publiczności. Po raz pierwszy eksponowane są po gruntownej konserwacji fragmenty malowideł ze stropu pałacu opatów lubiąskich w Moczydlnicy Klasztornej.
Wystawa w nowoczesnej przestrzeni Pawilonu Czterech Kopuł Muzeum Sztuki Współczesnej – najmłodszego oddziału Muzeum Narodowego we Wrocławiu – umożliwia pokazanie dzieł Willmanna w oryginalnej scenografii, z wykorzystaniem nowoczesnych technik prezentacyjnych i możliwości, jakie niosą ze sobą sale Pawilonu. Jest to nie tylko wyjątkowe wyzwanie dla muzealników, ale przede wszystkim próba złożenia spektakularnego hołdu najwybitniejszemu artyście, jaki kiedykolwiek żył i tworzył na terenie Śląska.
Z okazji finisażu będziemy mogli wybrać się m.in. na specjalne oprowadzania kuratorskie i performans Teatru Czterech „Nasze bogi”. Wydarzenie planowane jest na niedzielę 4 października i rozpocznie się za o godz. 17:54.
Twórcy performansu zainspirowani pustką, która została po obrazach, postanowili stworzyć własnych świętych, zbudowanych z codzienności, nieświętości, małych sprofanowań. „Nasze bogi” będą prezentowane w przestrzeni, w której nie będą już prezentowane obrazy. – Chcemy uchwycić ten moment, kiedy oficjalne znika i pojawia się miejsce na to, co prywatne i mniejsze – mówią realizatorzy. Każdy z aktorów miał wolność w wymyślaniu swojej postaci, to kreacja zbiorowa, etiudy łączy motyw pochodu z mantrowym zaśpiewem „Taki raj”. – Nasze codzienności ubraliśmy w metafory Świętego Braku, Świętej Prawdy… – zdradzają aktorzy.
W performatywnym spektaklu Teatru Czterech będzie można uczestniczyć w niedzielę, kolejne pokazy 16, 17 i 18 października.
oprac. DJ Olearczyk
fot. z próby: Dorota Olearczyk i Julian Olearczyk
Publicystyka:
„Michael Willmann (1630-1706) śląski mistrz malarstwa barokowego” Andrzej Kozieł
Dziesięcioro śpiewaków największych scen operowych świata zaśpiewało podczas Gali Inaugurującej w Operze Wrocławskiej. Mariusz Kwiecień – dyrektor artystyczny Opery Wrocławskiej – na konferencji zapowiadał, że te głosy będą rozbrzmiewały przez cały nadchodzący sezon artystyczny, a Halina Ołdakowska – dyrektor Opery Wrocławskiej – zapewniała, że każdy z solistów wystąpi we Wrocławiu już niedługo w roli Carmen, Toski czy Nabucco… Jest na o czekać. Koncert pobudził apetyty melomanów na kontakt z operowymi tuzami.
Bassem Akkaki- dyrektor muzyczny Opery Wrocławskiej – wyprowadził muzyków z orkiestronu na scenę. Szlachetne, ciepłe brzmienia słynnych arii operowych instrumentaliści grali na oczach spragnionych muzyki słuchaczy. Kanał dla orkiestry został zaślepiony, a proscenium ozdobione kwiatami. Solistki i soliści wykonywali swoje arie stojąc obok dyrygenta lub chodząc tuż za jego dynamicznymi plecami. Galę, a właściwie wszystkie gale (bo koncert był grany kilka razy w ciągu kilku dni), prowadził Grzegorz Chojnowski, który z klasą i wdziękiem zapowiadał solistów, opowiadał o historii gmachu, okraszał swoje zapowiedzi anegdotami, przypominał szczegóły biograficzne artystów. Podczas dwuczęściowego koncertu, odbywającego się w reżimie sanitarnym, zabrzmiało wiele lirycznych i dramatycznym arii.
Znakomicie zaprezentowały swoje wokalne i aktorskie umiejętności: Małgorzata Walewska, Monika Ledzion-Porczyńska, Joanna Zawartko, Lianna Haroutounian i Ekaterina Siurina.
Piotr Buczewski, Szymon Mechliński, Remigiusz Łukomski, Charles Castronovo, Arnold Rutkowski wspaniale odnaleźli się w ariach z oper Verdiego, Rossiniego, Pucciniego, Leoncavalla, Moniuszki, Donizettiego.
Galowy początek sezonu Opery Wrocławskiej daje nadzieje na kolejne wyśmienite propozycje repertuarowe, które warto oznaczyć w kalendarzu wydarzeń kulturalnych jako polecane.
tekst: Dorota Olearczyk
foto. z próby prasowej: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
Wielki Jubileusz 75-lecia NFM Filharmonii Wrocławskiej i otwarcie sezonu artystycznego NFM 2020/21 odbędzie się 4 października.
Podczas inauguracji sezonu symfonicznego 2020/2021 spotkamy się z twórczością Wolfganga Amadeusa Mozarta. Pierwszy koncert orkiestry odbędzie się już 4 października. Dzieła tego kompozytora NFM Filharmonia Wrocławska wykona z towarzyszeniem Chóru NFM i solistów pod batutą maestra Andrzeja Kosendiaka. Koncert klarnetowy A-dur to jeden z ostatnich ukończonych utworów Mozarta. Artysta napisał go na zamówienie Antona Stadlera, z którym od wielu lat łączyły go zawodowe relacje i dla którego stworzył już wcześniej kilka dzieł przeznaczonych na ten instrument. Drugą część koncertu wypełni monumentalna Msza c-moll zwana „Wielką” tego kompozytora, uznawana za jedno z najwspanialszych opracowań cyklu mszalnego napisanych w epoce klasycyzmu.
Wykonawcy:
Andrzej Kosendiak – dyrygent
Maciej Dobosz – klarnet
Aleksandra Turalska – sopran
Julia Lezhneva – sopran
Krystian Adam Krzeszowiak – tenor
Mariusz Godlewski – baryton
Chór NFM
Agnieszka Franków-Żelazny – kierownictwo artystyczne Chóru NFM
NFM Filharmonia Wrocławska
Program:
W.A. Mozart
Koncert klarnetowy A-dur KV 622
Msza c-moll KV 427 „Wielka”
Czas trwania: 85′
W koncercie nie zaplanowano przerwy.
„Miejski ptasiarz” w reżyserii Weroniki Szczawińskiej to kontemplacyjna opowieść o naturze wystawiana dla kilkudziesięciu osób na Scenie na Strychu we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Inspiracją do stworzenia spektaklu była lektura książki brytyjskiego obserwatora ptaków, popularyzatora wiedzy o przyrodzie, entuzjasty ornitologii.
Szarości i zielenie, otwarta przestrzeń, widzowie uczestniczący w podglądaniu ptaków, dźwięki jak z Tuwimowskiego ptasiego radia…- to i dużo więcej niesie ze sobą premierowe przedstawienie Wrocławskiego Teatru Współczesnego.
„Miejski ptasiarz” skomponowany został z obserwacji ptasich zachowań, dźwięków i relacji człowieka z naturą. Uczestniczymy w nim jak w performerskim zdarzeniu, bez możliwości bezpiecznego usadowienia się w objęciach ciemności charakterystycznej dla przestrzeni widowni. Siedzimy na scenie okalając jej owal, w centrum dzieje się akcja. Reflektory sceniczne oświetlają całą przestrzeń równomiernie. Widzimy reakcje innych widzów i wchodzimy w bliskie kontakty z aktorami, którzy podają nam lornetki lub patrzą oko w oko jak zadziwione gołębie.
Twórcy spektaklu dawkują nam ciekawe, niecodzienne doznania, wydawałoby się, że niedostępne dla konwencjonalnego widza teatralnego, a jednak…
Otóż realizatorzy „Miejskiego ptasiarza” widza traktują jak obserwatora natury i słuchacza symfonii ptasich treli i gulgotów. Pokazują szalone parkowe obyczaje wron siwych i kawek. Dają okazję do zachwytu nad różnorodnością ptasich zwyczajów i czas do zastanowienia się nad ludzkim wpływem na ekosystem.
Okazuje się, że amatorskie podglądanie pustułek, kowalików, dzięciołów zielonych, kawek i wron siwych może okazać się bardzo satysfakcjonującym zajęciem dostępnym dla mieszczucha, teatromana, a nie tylko wytrawnego ptasiarza. Obserwacja ptaków ze swoim wolnym rytmem i kapryśną dynamiką może przyczynić się do innego postrzegania otaczającej nas rzeczywistości.
W spektaklu występują, a raczej udanie wcielają się w patki lub manifestują swój zachwyt nad kręgowcami w formie monologu: Miłosz Pietruski, Anna Kieca, Paulina Wosik, Mariusz Bąkowski, Anna Błaut, Krzysztof Boczkowski i Jerzy Senator.
Tak kontemplacyjnego spektaklu na Scenie na Strychu jeszcze nie było. Koi nerwy, wycisza i delikatnie kłuje ego, harmonijnie splata człowiecze i ptasie zwyczaje.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk
„Wihajstra, czyli przewodnika po słowach pożyczonych” słownie zaopatrzył Michał Rusinek, graficznie – Joanna Rusinek. To chyba najbardziej zgrana i twórcza para rodzeństwa. On pisze, ona rysuje i te dwa plany doskonale do siebie pasują, jedno nie może obyć się bez drugiego, rysunek uzupełnia słowa i odwrotnie, słowa dopełniają rysunek.
Uciekające z talerza ślimaki, wazy z zupą i bukietem kwiatów w środku prowadzą czytelnika przez słowa zapożyczone z łaciny, włoskiego, niemieckiego, czeskiego i francuskiego.

„Wihajster, czyli przewodnik po słowach pożyczonych” Michał Rusinek i Joanna Rusinek, Wydawnictwo Znak.
Ale od początku. We wrześniu nakładem wydawnictwa Znak ukazana się książka o pożyczkach językowych (całe szczęście, że nie bankowych, tego nie polecałabym na łamach PIK-a), czyli zapożyczeniach, słowach których nie musimy oddawać – dodaje zgrabnie autor książki. „Języki- te, które znamy od małego, te, których się później uczymy, i te, których w ogóle nie znamy- nie są oddzielone szczelnymi granicami. Między nimi od wieków coś się dzieje: rozmawiają ze sobą i pożyczają sobie nawzajem słowa. Ale na innej zasadzie niż ludzie; bo kiedy my pożyczamy od kogoś sweter, powinniśmy mu go oddać. Z językami jest inaczej, bo przecież jeśli pożyczamy z języka angielskiego słowo sweater i zaczynamy się nim posługiwać w języku polskim (jako „sweter”), to wcale nie znaczy, że ono przestaje istnieć w angielskim – istnieje i tu, i tam.”

„Wihajster, czyli przewodnik po słowach pożyczonych” Michał Rusinek i Joanna Rusinek, Wydawnictwo Znak.
Pięknie wydana w formacie sprzyjającym także oglądaniu zachwyca każdego niezależnie od wieku. Michał Rusinek jako tropiciel tajemnic polszczyzny odkrywa wiele sekretów wyrazów z dziedziny sportowej, kulinarnej, medycznej, garderobianej, miejskiej, wiejskiej, podwórkowej, szkolnej, czy wystroju wnętrz.
Czytajcie i oglądajcie z dziećmi, samodzielnie, w parach lub grupowo. Satysfakcja gwarantowana, a wiedza przyswajana skutecznie, radośnie i bezobjawowo.
oprac. Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Teatr Muzyczny Capitol rozpoczął nowy sezon artystyczny 2020/2021 premierą musicalu „Lazarus”. Biblijny Łazarz został wskrzeszony przez Jezusa, ten z Capitolu nie miał tyle szczęścia, a może nieszczęścia?
Spektakl z piosenkami Davida Bowiego wyreżyserował Jan Klata, choreograficznie stworzył Maćko Prusak, muzycznie opracował Adam Skrzypek, scenograficznie i świetlnie zaopatrzył Mirek Kaczmarek, projekcje przygotował Natan Berkowicz.
Głównego bohatera – Newtona (w tej roli znakomity aktorsko i muzycznie Marcin Czarnik) spotykamy leżącego na białym stomatologicznym fotelu z białą opaską na oczach. Jest w swoistym lazarecie. Za nim i przed nim w tle i po bokach – wizualizacje, na których widzimy obozy dla uchodźców, parady wojskowe, rewolucje, wybuchy wulkanów, eksplozje bomb…
Podesty, schody, zmienne płaszczyzny, wyjeżdżające z dołu, z góry pomieszczenia, na których w tle dzieją się największe tragedie świata. A postacie… wyciszone w swych dramatach, wyborach, ale równie tragiczne.
Znakomicie śpiewający Konrad Imiela w roli Valentine rozpala zamaskowanych widzów do gromkich braw, Klaudia Waszak – zbiera salwy oklasków, przy Ewie Szlempo-Kruszyńskiej słychać okrzyki uznania.
Zespół muzyczny pod kierunkiem Adama Skrzypka świetnie prowadzi niedużą grupę wybornie śpiewających artystów.
Jątrzący Valentine, wyciszony i zagubiony Newton budują amplitudę napięć i wypełniają dużą scenę niejednoznacznymi zdarzeniami. To, co wydawałoby się nośnikiem dobra, prawdy, postępu… okazuje się często ukrytą antytezą tych wartości. Nikt nie może być pewny tego, co z niego wyjdzie. Gdzie teraz jesteśmy? Surfujemy? Pływamy? Omijamy przeszkody?
Główny bohater – opaska na oczach, widzowie – maska na ustach, reżyser podczas braw ma Jezusa ukrzyżowanego na czarnej przepasce umieszczonej na własnym czole. To wszystko buduje uniwersalny kontekst, z którym wychodzimy na ulicę, odgrywając nasz własny codzienny spektakl.
„Zawsze będzie miłość, którą trzeba będzie zabić”- brzmią słowa wypowiadane w finale przez bohatera, „wrócić do domu narodzin, poczuć bliskość domu, obudzić się” – słyszymy. A może uda się być bohaterem, choćby jednego dnia?
„Łazarz” według Klaty w Capitolu dociska do muru niejednoznacznością, stawia przewrotne pytania, twórczo kontestuje nieoczywistości, prowokuje do wyjścia z ram niepodważalności…
Idźcie, zobaczcie, posłuchajcie, a poczujecie jak ważne jest to przedstawienie.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk







































































































