Podczas wręczenia nagród poznamy zarówno konkursowy ranking, jak również dowiemy się w czyje ręce powędruje nagroda główna – statuetka VI Inspiracji-Interpretacji we Wrocławiu. Pula nagród to 9 tys. złotych, kolejne 5 tysięcy, z przeznaczeniem na nagranie recitalu otrzyma autorka/ autor najciekawszej interpretacji!
Drugą część wieczoru wypełni recital „Czarne anioły… wyprowadzę z rzeczy cienie…”, a na scenie pojawi się Natalia Sikora, której towarzyszyć będzie zespół Tango Attack Hadriana Tabęckiego. Każda z piosenek staje się tu pełną emocji etiudą aktorską, recital Sikory pokazuje jak bardzo dużo jest w utworach z repertuaru Demarczyk życia i bólu, ale też czułości.
Natalia Sikora – wokal
Tango Attack w składzie:
- Grzegorz Bożewicz – bandoneon
- Mario Jeka – klarnety
- Piotr Malicki – gitary, oud
- Hadrian Tabęcki – fortepian, cajon
Ewa Demarczyk
To słowo wprawione w ruch muzyką było jej artystycznym wehikułem. Związana z krakowską Piwnicy pod Baranami śpiewała teksty poetyckie najwyższej próby: Tuwima, Białoszewskiego, Leśmiana, Baczyńskiego, Dymnego, Mandelsztama. Występowała w najbardziej prestiżowych salach koncertowych na świecie, ale nie chciała wykonywać piosenek w innym języku poza polskim, uważała, że poezja obroni się sama. Sceniczne kreacje współtworzyła za pomocą ascetycznej oszczędności gestu, czerni strojów, spojrzenia przeszywającego przestrzeń, ale najmniejsze kiwnięcia, drgnięcia, grymasy twarzy, potrafiły zadziałać na publiczność mocniej niż współczesne barwne show estradowych gwiazd.
Herbatka w oparach nostalgii…
Piosenki dla Ewy Demarczyk pisali znakomici kompozytorzy, jak Zygmunt Konieczny, czy Andrzej Zarycki. Podczas festiwalowego prologu pełnego wspomnień o artystce ich obu będziemy gościć na scenie. Wokalistka bardzo chroniła swoją prywatność, z publicznością nawiązywała kontakt jedynie głosem muzyki i poezji. Jak została zapamiętana przez tych, którzy tak blisko z nią współpracowali? Spotkanie poprowadzi Teresa Drozda – od lat przygotowująca radiowe programy poświęcone piosence literackiej.
Konkurs (ok. 19.00)
Sercem Inspiracji-Interpretacji jest konkurs na interpretację piosenek z repertuaru Ewy Demarczyk, który wypełni drugą część wieczoru. Wśród wybranych przez uczestników tytułów znalazły się m.in. ”Taki pejzaż”, „Grande Valse Brillante”, „Karuzela z Madonnami”, „Tomaszów”, „Groszki i Róże”, „Rebeka”, „Wykład o krążeniu materii”, „Wiersze wojenne”. W fotelach jurorskich zobaczymy ekspertów: Teresę Drozdę, Mariusza Kiljana, Zygmunta Koniecznego. Pula nagród to statuetka VI Inspiracji-Interpretacji, suma 9 tys. zł. oraz kolejne 5 tys. na realizację recitalu dla autora/ki najciekawszej interpretacji.
Wystąpią: Kuba Anusiewicz, Klara Aleksandra Baron, Barbara Białkowska, Aleksandra Cząstka, Anna Kamińska, Magdalena Pasik, Miriam Szlempo, Katarzyna Wołoszyn, Klaudia Wójcik.
Wystawa
Gości i atmosferę festiwalu swoim obrazowym komentarzem udokumentuje znakomity ilustrator Tomasz Broda. Tworzoną na żywo wystawę będziemy mieli okazję oglądać podczas całego wydarzenia.
VI INSPIRACJE-INTERPRETACJE: EWA DEMARCZYK
9 grudnia 2023 | wstęp wolny
- 17.00 | Herbatka w oparach nostalgii z udziałem Zygmunta Koniecznego i Andrzeja Zaryckiego; prowadzenie Teresa Drozda
- 19.00 | konkurs na interpretację piosenek z repertuaru artystki
Wystąpią: Kuba Anusiewicz, Klara Aleksandra Baron, Barbara Białkowska, Aleksandra Cząstka, Anna Kamińska, Magdalena Pasik, Miriam Szlempo, Katarzyna Wołoszyn, Klaudia Wójcik
10 grudnia 2023 | wstęp biletowany
- 17.00 | Koncert laureatów konkursu; wręczenie nagród
Gościnnie: recital „Czarne Anioły… wyprowadzę z rzeczy cienie…”
Natalia Sikora i Tango Attack Hadriana Tabęckiego
„Balladyna” w reżyserii Marty Streker, spektakl, który powstał w koprodukcji Teatru Układ Formalny oraz Muzeum Pana Tadeusza do zobaczenia na Przedmieściu Oławskim od 10 listopada. Przedstawienie z pomysłem, z nieoczywistą aranżacją przestrzeni i z ciekawym wykorzystaniem różnych materiałów i technik scenicznych. Mamy tu m.in. animację lalkami, grę w żywym planie i wizualizacje.
Ściany – grają, publiczność – gra, dwie aktorki na scenie, pozostali w nagraniach, wieloplanowość, filmowość nowej „Balladyny” nie może nie spodobać się żądnej wrażeń młodzieży. To znakomicie przygotowany i odegrany spektakl dla widzów nastoletnich i kilkudziesięcioletnich. Opanowanie technicznych zawiłości i panowanie nad nimi podczas przedstawienia budzi wielki szacunek dla aktorów i realizatorów. Tutaj wszystko układa się w spójną, trzymającą w napięciu historię sióstr, aktualną, żywą, prawdziwą, a mówioną przecież językiem poety romantycznego z Krzemieńca. Polszczyzna Juliusza Słowackiego zupełnie nie przeszkadza aktorkom w przekazaniu istotnych treści w sposób czytelny dla współczesnego widza. Znakomicie się to ogląda, świetnie się tego słucha.
Układ Formalny wyrósł na dojrzały teatr ze świetnym pomysłem na siebie, któremu rosną świadomi fani pilnujący terminów kolejnych premier. Idźcie, zobaczcie, bo warto.
„Balladyna”, wcześniej „Fedra”, czy „Szekspir Fight Show Arena” to spektakle z ciekawym pomysłem na ugryzienie klasyki, to spektakle współczesne i osadzone głęboko na tekstach oryginałów. Gryzą nie tylko mistrzów dramatu, ale podgryzają młodego widza dając mu powody do twórczego drapania się po głowie (i nie tylko).
W opisie spektaklu czytamy:
„Balladyna” Juliusza Słowackiego w reżyserii Marty Streker to opowieść o toksycznej siostrzanej relacji w patriarchalnym świecie pełnym przemocy. Główne bohaterki, Balladyna i Alina, żyją dziecięcymi fantazjami o nieograniczonych możliwościach, wierząc, że czeka na nie królewicz na białym koniu, który przyniesie władzę, prestiż i uznanie. Te sztucznie wykreowane marzenia, choć wydają się niewinne, stanowią źródło tragedii, prowadząc ostatecznie do śmierci jednej z sióstr.
Spektakl obrazuje proces dojrzewania, stanowiąc zarazem studium siostrzanej miłości pełnej zazdrości i przemocy. W świecie „Balladyny”, wypełnionym brutalną rywalizacją, jawa miesza się ze snem, a wszelkie próby pozbycia się wstydliwej przeszłości prowadzą do kolejnych błędów. Jeśli poczucie winy mogłoby się zmaterializować, czyją przybrałoby postać?
Czas trwania: 80/90 minut
Spektakl rekomendowany dla widzów od 13. roku życia.
oprac. do i jo
„Kundle” to zbiór opowiadań Katarzyny Groniec, kreatorki stylu interpretacji piosenki, bez której wrocławski Przegląd Piosenki Aktorskiej nie byłby tym, czym jest.
Artystka wyszła niedawno ze strefy piosenki, żeby pokazać swoim odbiorcom drugą twarz. Zaprosiła nas do autorskiej, literackiej przestrzeni wrażliwego słowa ujętego w sieć gęstych od treści zdań i sensów.
W prozie Katarzyny Groniec znajdujemy śląskie realia, jędrny język, wielokrotnie złożone zdania obfitujące w intrygujące metafory i zaskakujące porównania, galerię niedoskonałych, można by napisać- skundlonych postaci, które próbują znaleźć swoje miejsce w codzienności. „Kundle” to ciekawa propozycja czytelnicza. Lapidarna książeczka jest bardzo pojemna treściowo.
Świat bohaterów z jednego, gwarowego podwórka poszarpały wydarzenia historyczne i rodzinne traumy. Losy Adama, Goryla, Fatimy, Sophie splatają się w niedoskonałą całość, ich kundlowatość odbiera im cechy nieskazitelnej – przez co sztucznej – rasowości, stają się nam bliżsi, łatwiejsi do zaakceptowania i zrozumienia.
Język tej prozy nie jest językiem łatwym, raczej stawia on wysokie wymagania czytelnikom przyzwyczajonym do lekkiej i przyjemnej lektury. Narrator „Kundli” zmusza nas do odkrywania tego, na co nie zwróciliśmy uwagi podczas pierwszego czytania, poprzez częste powroty do przeczytanych wcześniej akapitów. Płynący szerokim nurtem strumieniem skojarzeń może czasem zniechęcić niecierpliwych czytelników. Jednak nie warto dać się utopić w rozległych akapitach długich zdań, lepiej powoli uczyć się pływać w ten niecodziennej prozie, najlepiej pieskiem, a nie klasycznym kraulem.
Jestem piosenkarką. Urodziłam się w Zabrzu 22.02.1972. Nie podobało mi się, że w tej dacie jest tak dużo dwójek. Szybko zaczęłam mówić, ale nie chciało mi się chodzić. Żeby mnie sprowokować do wysiłku, zabierano mi zabawki i kładziono je trochę dalej niż na wyciągniecie ręki. Bawiłam się palcami. Piosenkarsko zadebiutowałam na komunii siostry mając półtora roku. Ku ogólnej konsternacji „Mazurkiem Dąbrowskiego”. Lubiłam pisać ale nienawidziłam dwójek i pytania: jak ktoś, kto tyle czyta, może walić tyle ortów? Postanowiłam komunikować się śpiewem. Po pięćdziesiątce nabrałam odwagi– mówi Katarzyna Groniec.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nisza.
Jest. Dotarła do mnie przesyłka od krakowskiego Znaku. W dużej kopercie przewozowej znalazłam twórczość mniej poważną Wisławy Szymborskiej w jednym tomie. Twórczością Wisławy Szymborską nie można się znudzić, im więcej jej czytasz, tym z większą uciechą dzień witasz.
Jakże ważna to publikacja w czasach, kiedy niemal wszystko jest naburmuszone, smutne, melancholijne, deszczowe, opadające, zgniłe, zziębnięte i o parapet dzwoniące. Kiedy złota polska jesień protestuje lub odpoczywa, albo choruje siedząc pod kocem i próbuje pokonać infekcję, dobrze sięgnąć po Szymborską w wersji filuternej.
Frywolność, finezja i wdzięk. Literackie wyrafinowanie, subtelne prztyczki w nos, żartobliwe uwagi, brawurowe trawestacje i nonsensowne dystychy…- to wszystko i dużo więcej znajdzie czytelnik w „Zabawach literackich”. Poetka z wrodzonym sobie wdziękiem zachwyca, zadziwia i śmieszy.
Niepoważną publikację opatrzono ilustracjami autorki i ważnym posłowiem Joanny Szczęsnej (znawczyni poezji noblistki i jej biografki).
Znajdziemy tu m.in. limeryki, metzyje, moskaliki, lepieje, odwódki, altruitki, przysłowia nadrealistyczne, wierszyki okolicznościowe, epitafia czy podsłuchańce. Wszytko to skleja się w obraz nonsensownego i absurdalnego świata, który Wisława Szymborska umiała postrzegać przez pryzmat czułego żartu i właściwej dla siebie wrażliwości. Wiele tekstów publikowanych jest w tym tomie po raz pierwszy, np. utwór o Adamie Michniku.
Szczególną moją uwagę zwróciły, tym razem, lepieje i limeryki z cyklu kulinarnego i podróżniczego oraz altruitki o podobnej tematyce. Zacytuję tylko te najkrótsze. „Ambitnemu hodowcy w Łobzowie/ rosła bujnie pietruszka na głowie./ Ekolodzy pospołu/zrywali ją do rosołu,/ bo pietruszka to samo zdrowie”, „Lepiej złamać obie nogi,/niż miejscowe zjeść pierogi”, „Miast okradać krowę z mleka/dój bliskiego ci człowieka”.
Rozsmakować można się także w tekstach o innej treści, np. „Nie męcz aptek i lekarza,/sam znajdź drogę do cmentarza”, „Wyręczając w pracy chmury/sam przez niebo płyń ponury”, „Oszczędzając pyska psiego/ sam kaganiec noś za niego”, „Trzymaj fason u szwagierki,/nie wylizuj salaterki”. Jest też coś dla jaroszy, np. „Przedłuż żywot krówki,/nie żryj nigdy pasztetówki”, „Spożywając pasztet z dzika,/wnet się zmienisz w nieboszczyka”, „Oszczędzając żywot krówki,/ z jadłospisu skreśl parówki”.
Kiziostychy, czyli dwuwiersze, których bohaterką jest Kizia, kotka Filipowicza, mają osobne miejsce w publikacji. Wśród podsłuchańców same frykasy. Znakomite do czytania, życzliwego obśmiewania i refleksyjnego kontemplowania, jak ten z ostatnich tekstów, którego rękopis Szymborska wręczyła Rusinkowi pod koniec 2011 roku w szpitalu, po operacji, niedługo przed śmiercią.
„HOLEN[D]RZY TO MĄDRA NACJA/ BO WIEDZĄ,CO TRZEBA ZROBIĆ/ KIEDY ZNIKA NATURALNA ODDYCHACJA.”
tekst: do.
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Pamiętacie mleko w butelkach i woreczkach, kolejki do apteki po podpaski, saturatory z wodą gazowaną w szklankach, repasację pończoch, kioski Ruchu, grające pocztówki? Jeśli nie, to musicie przeczytać reportaż Wojciecha Przylipiaka, jeśli tak, to tym bardziej powinniście przeczytać. Zdjęć w książce jest cała masa. Znajdziemy tu także zapisy rozmów ekspedientek domów handlowych i dyrektorki Pedetu, hasła reklamowe wymyślone przez Agnieszkę Osiecką i Melchiora Wańkowicza, wejdziemy do wnętrza Delikatesów, staniemy w kolejce po Rubina, zdobędziemy książkę spod lady… Zanucimy za Krystyną Prońko: „Za czym kolejka ta stoi?”
Lektura „Zakupów w PRL” to podróż sentymentalna i garść wiedzy historycznej podanej w przystępny sposób. To udana próba zebrania absurdów codzienności, które towarzyszyły ludziom zmagającym się z rzeczywistością lat 1945 – 1989. Po przeczytaniu może okazać się, że każde pokolenie (współczesne także) jest wystawiane na arenę nonsensów historii, w której przyszło mu żyć. Jednak czy taka konstatacja uspokoi ułańską fantazję i porywcze usposobienie żyjących nad Wisłą? Niezależnie od odpowiedzi warto dać sobie szansę na „Zakupy w PRL”, nawet gdybyśmy kupili tylko coś, czego nie chcieliśmy kupić.
Autor publikacji oddaje głos swoim bohaterom, dzięki którym dowiadujemy się np. jak w zimie przetrwać dwa dni w kolejce po kredens, czy kioskarki dziurawiły prezerwatywy, jak pachniały sklepy Baltony, czy więcej kupowaliśmy książek czy wódki, jak poprzez gramofon można było poznać przepis na pulpety, jaki ciuch kosztował tyle, co połowa Syrenki? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi znajdujemy jakby mimochodem w najnowszej książce Wojciecha Przylipiaka. „Zakupy w PRL. W kolejce po wszystko” w księgarniach powinny być już od 8 listopada.
Reportaż Wojciecha Przylipiaka to opowieść o zakupowej rzeczywistości w latach 1945-1989, to podróż od małych sklepów osiedlowych, po okazałe domy handlowe, od prób prywatnego handlu, po sieciówki typu Moda Polska i świat luksusu znany z Peweksów.
Autor publikacji oddaje głos ludziom po obu stronach lady: bywalcom sklepów, poszukiwaczom wyjątkowych towarów, sprzedawcom. Nie powiela utrwalonych mitów o czasach wiecznego niedoboru, raczej buduje z fragmentów zasłyszanych historii świat rzeczywisty, niepozbawiony oryginalności, społecznej inicjatywy, codziennej ekscytacji. To również świat ponadczasowego designu, mody, która wciąż zachwyca, zapachu świeżo mielonej kawy, fantastycznych haseł i grafik reklamowych czy nowoczesnych pawilonów handlowych rozświetlonych neonami.
Autor przytacza też wiele przykładów, jak zakupowy świat pokazywała popkultura, kino, telewizja czy książki. „Zakupy w PRL. W kolejce po wszystko” to książka idealna na prezent. To świetna okazja do pełnej sentymentów lektury lub – w przypadku młodszego czytelnika – ciekawa pozycja pozwalająca poznać świat, jaki trudno sobie obecnie wyobrazić.
Wojciech Przylipiak – dziennikarz, kolekcjoner zabawek z PRL-u, pamiątek, komputerów i elektroniki sprzed lat. Ich historie opisuje na swoim blogu BufetPRL.com. Był redaktorem dodatku „Kultura” do „Dziennika Gazety Prawnej”, dziennikarzem magazynu „Esquire”, PAP. W 2020 roku w wydawnictwie Muza ukazała się jego książka „Czas wolny w PRL”. Rok później „Sex, disco i kasety video. Polska lat 90.”.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Muza.
Festiwal Pieśniarze Niepokorni zainaugurowany w 2013 r. jest odpowiedzią na potrzebę organizacji wydarzeń, festiwali z kręgu piosenki literackiej, poezji śpiewanej oraz wszelkiej jej odmiany. Założeniem organizatorów jest przybliżenie oraz możliwość poznania twórczości, w której pierwszoplanową rolę odgrywa niebanalna warstwa tekstowa, zwłaszcza ta mniej spopularyzowana – odbiegająca od powszechnie prezentowanej podczas dużych wydarzeń muzycznych i festiwali.
Wśród zaproszonych wykonawców, na scenie goszczą legendarni artyści wywodzący się z nurtu piosenki studenckiej z lat 70 i 80 XX wieku i ci, których podziwiamy, słuchamy również teraz w drugiej dekadzie XXI w. Wystąpili dotychczas m.in. : Renata Przemyk, Kuba Sienkiewicz, Mirek Czyżykiewicz, Tadeusz Woźniak, Jerzy Filar, Jacek Kleyff, Andrzej Garczarek, Olek Grotowski,
Ponadto na scenie występuje również współczesne pokolenie bardów, również młodzi, początkujący twórcy i wykonawcy.
TJ Klune zaprasza w głąb lasu i w niezwykłą podróż rodziny złożonej z wielu części. „Życie marionetek” to kolejna wzruszająca i pełna humoru powieść uwielbianego przez czytelników autora bestsellerowego „Domu nad błękitnym morzem”. Premiera książki już 8 listopada. Czy warto po nią sięgnąć? Zaryzykowaliśmy i nie żałujemy.
TJ Klune – pisarz, zdobywca Literackiej Nagrody Lambda (za „Into this river I drown”) i były egzekutor roszczeń w firmie ubezpieczeniowej. Jest autorem kilkunastu powieści, w tym „Pod szepczącymi drzwiami”, „Życia marionetek” oraz bestsellerowego „Domu nad błękitnym morzem”. Jako osoba LGBT+ uważa, że reprezentacja osób nieheteronormatywnych w literaturze jest niezwykle ważna – teraz nawet bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.
W swojej najnowszej książce TJ Klune przedstawia na nowo historię Pinokia, w pełen ciepła i humoru sposób oraz stawia przed czytelnikiem pytania: czy o byciu rodziną decydują więzy krwi, czy miłość, troska i wsparcie? Czy robiąc w przeszłości złe rzeczy można stać się dobrym? Książka pełna jest nawiązań nie tylko do historii najsłynniejszej kukiełki na świecie, ale również innych dzieł popkultury, takich jak „Gwiezdne wojny”, „Lot nad kukułczym gniazdem” czy „Czarnoksiężnik z krainy Oz”.
„Życie marionetek” przełożył Filip Sporczyk, autor wita czytelnika znaczącym mottem.
Ludzkości. Jesteście beznadziejni,
ale wymyśliliście książki i muzykę,
więc wszechświat zachowa was jeszcze
przez pewien czas przy życiu.
Upiekło się wam. Tym razem.
Potem płynnie wchodzimy w epicką narrację.
Gdy jego ojciec zostaje porwany, Vic Lawson, człowiek wychowany przez roboty, musi opuścić rodzinny dom i ruszyć mu na ratunek. Niespodziewanie odkrywa prawdę o swojej rodzinie, która na zawsze go odmieni…
Trzy roboty mieszkają w ukrytym wśród konarów drzew domku. Giovanni Lawson to utalentowany wynalazca i głowa rodziny. Wraz z nim rodzinę tworzą siostra Ratched, maszyna-pielęgniarka, oraz rozpaczliwie pragnący miłości i uwagi odkurzacz o imieniu Rambo. Razem z nimi żyje człowiek – Victor Lawson. Są szczęśliwi, ukryci przed światem i bezpieczni. Jednak wszystko zmienia się, gdy Vic znajduje i naprawia androida oznakowanego MAL. Niebawem okazuje się, że robota łączy z Gio mroczna przeszłość…
Kiedy MAL nieświadomie zdradza ich położenie, Gio zostaje porwany i zabrany do Miasta Elektrycznych Snów. Reszta rodziny musi opuścić bezpieczny dom, aby ruszyć na jego ratunek i uchronić go przed recyklingiem lub, co gorsza, przeprogramowaniem. Vic nie wie co powinien myśleć o MALU. Z jednej strony obwinia go za porwanie Gio, z drugiej – nowy robot go fascynuje.
Oprac. do
Tekst powstał dzięki Wydawnictwu Akurat.
Za nami prapremiera spektaklu „Uwolnienie” w reż. Kuby Kowalskiego, który powstał na podstawie nagrodzonej w V Konkursie Dramaturgicznym Strefy Kontaktu sztuki Zenona Fajfera. Wrocławski Teatr Współczesny może odbierać gratulacje za dobrze rozpoczęty sezon artystyczny.
„Uwolnienie” to spektakl łamiący standardy konwencjonalnej sztuki teatralnej. Linia podziału na strefę widza i strefę aktora wyraźnie się tu załamuje. Falujemy wspólnie, widzimy siebie w przejaskrawionej soczewce, możemy swobodnie krążyć myślami w kierunku prawd uniwersalnych, zasad manipulacji, różnych zachowań społecznych, skrajnych emocji, różnorodnych odczuć. Uczestniczymy w swego rodzaju performansie, który wywołuje w każdym z nas inne skojarzenia i refleksje. Spektakl jest ciekawym doświadczeniem zamknięcia w przestrzeni, z całą masą konsekwencji, które niesie ze sobą uwięzienie. Jest zabawnie, refleksyjnie, czasem nieprzewidywalnie.
Luis Bunuel zamknął kiedyś bohaterów„Anioła zagłady” w domu, dając im szansę na pozbycie się pozorów uprzejmości. Kuba Kowalski zamknął widzów i aktorów w teatrze i dał soczewkę, żebyśmy mogli poprzyglądać się naszym kompleksom, emocjom i potrzebom.
Zespół aktorów Wrocławskiego Teatru Współczesnego robi wszystko, żeby zostawić widza z poczuciem twórczego przeżycia 75 minut. Czy po „Uwolnieniu” przychodzi ukojenie i oczyszczenie? Idźcie, zobaczycie, posłuchajcie i sprawdźcie. Warto.
W opisie spektaklu, który umieszczony jest w programie wydarzenia, czytamy:
„Uwolnienie” Zenona Fajfera rozpoczyna się dokładnie w tym samym punkcie, w którym znajduje się widz zasiadający po trzecim dzwonku na widowni teatralnej. Przed nim – zasłonięta kurtyna, spektakl zaraz się rozpocznie. Mijają minuty, godziny, a kurtyna ani drgnie. Spektakl rodzi się więc na widowni, z chóru zniecierpliwionych szeptów, ponaglań, protestów. Dla jednych brak akcji to artystyczna prowokacja; inni tak intensywnie poszukują sensu, że doznają przeżyć duchowych; większość domaga się zwrotu pieniędzy i odgraża, że trzaśnie drzwiami i nigdy nie wróci. A jednak nikt widowni nie opuści. Stopniowo wyłania się teatralna parabola, ambitna i pojemna: siedzimy i czekamy na widowisko, które usprawiedliwi naszą obecność, nieświadomi, że to my jesteśmy aktorami; żadna zewnętrzna siła nami nie pokieruje, a to jak spędzimy dany nam czas i jakie nadamy mu znaczenie zależy wyłącznie od nas.
realizatorzy:
Zenon Fajfer (autor)
Kuba Kowalski (tekst sceniczny i reżyseria)
Maks Mac (scenografia, kostiumy)
Kornelia Dzikowska (koncepcja scenografii)
Rafał Ryterski (muzyka)
Natan Berkowicz, Antoni Grałek (video)
Damian Pawella (światło)
Lina Wosik (asystentka reżysera)
Katarzyna Krajewit (inspicjentka)
Agnieszka Piesiewicz (realizacja video)
Janusz Kaźmierski, Przemysław Pogiernicki (kamery)
Piotr Postemski (realizacja dźwięku)
Jan Sławkowski (realizacja światła)
obsada:
Anna Błaut, Zina Kerste, Anna Kieca, Ewa Niemotko, Beata Rakowska, Jolanta Solarz-Szwed, Magdalena Taranta, Lina Wosik, Mariusz Bąkowski, Krzysztof Boczkowski, Rafał Cieluch, Maciej Kowalczyk, Przemysław Kozłowski, Tadeusz Ratuszniak, Maciej Tomaszewski, Mikołaj Siemionek, Mirosław Siwek
Oprac. do
Fot. Rafał Skwarek