Nominowana w 10 kategoriach do tegorocznych Oskarów „Faworyta” nie jest kolejnym typowym filmem kostiumowym, jakich wiele mieliśmy okazje zobaczyć. Dzieje się tak za sprawą reżysera Yorgosa Lanthimosa – znanego choćby jako autora obrazów „Lobster”, czy „Kieł” – który, jak wiedzą wszyscy znający jego twórczość, nie byłby sobą, gdyby nie przemycił kilku właściwych sobie motywów.
Choć film jest oparty na historycznych faktach, to jednak nie XVII-wieczna wojna pomiędzy Anglią i Francją staje na pierwszym planie, a angielski dwór królewski i panujące wewnątrz niego relacje, również te do tej pory niezbyt często podejmowane przez kinematografię , gdyż film skupia się na trzech wyrazistych postaciach kobiet, prowadzących własne gry i manipulujących sobą nawzajem. W ich rozgrywkach mężczyźni się nie liczą, są jedynie pionkami i nieudacznikami przebranymi w męskie stroje.
Tak więc zubożała arystokratka Abigail (zdobywczyni i nominowana do Oskara za tę rolę Emma Stone) przybywa do swojej dalekiej krewnej, Lady Sarah (również nominowana i zarazem wcześniejsza zdobywczyni Oskara, Rachel Wiesz) z nadzieją otrzymania jakiejkolwiek pracy na dworze królewskim. Jak się niebawem okaże, daleka kuzynka Abigail nie tylko usługuje schorowanej i niezrównoważonej królowej Annie (za tę rolę wyróżniona wieloma nagrodami, Olivia Colman), ale jest jej główną doradczynią w sprawach państwowych. Pozornie słodka Abigail, kryje w sobie pokłady ambicji i bezwzględności, czego logicznym następstwem będzie zbliżenie się do samej Królowej jak i poważnym konfliktem z Lady Sarah. Powstałe napięcia tworzą chory klimat, a funkcjonujący w nim bohaterowie, to emocjonalne wydmuszki, które jednak nie zawahają się przed niczym, aby osiągać swoje cele. Odczuwalna duszna atmosfera, to przede wszystkim zasługa niesamowitego aktorskiego trio odgrywającego postacie głównych bohaterek, które z minuty na minutę podbija w widzach odczucie charakterystycznego dla filmów Lanthimosa dyskomfortu, eksponując, jedna po drugiej, najgorsze z ludzkich cech. Reżyser sprytnie umieszcza postacie o wstrętnych wnętrzach w pięknych wnętrzach pałacu i kostiumów. Na wielkie uznanie zasługuje również Robbie Ryan, twórca niesamowitych, przesyconych barkowym klimatem zdjęć oraz montażysta (Yorgos Mavropsaridis), który zdecydowanie stawia swoją wisienkę na tym gorzkim torcie.
Reżyserowi prawie udało się stworzyć film genialny, który stanowiłby połączenie jego charakterystycznego, perwesyjno-dziwacznego stylu z filmem komercyjnym. I choć warstwa wizualna „Faworyty” jest absolutnie wyjątkowa i warta zobaczenia na dużym ekranie, to niedociągnięcia, takie jak kiepskie i bez pomysłu zakończenie oraz dłużyzny podczas seansu powodują, że filmowi brakuje nieco do miana arcydzieła.
Film w kinach od 8 lutego.
tekst: Aleksandra Klonowska
foto: Twentieth Century Fox Film Corporation
Film powstał dzięki uprzejmości DCF – Dolnośląskiemu Centrum Filmowemu
(Repertuar Kina DCF)
„Dziecko orchidea czy mlecz” to pozycja, która objaśnia złożone zjawisko z zakresu psychologii dziecięcej, wyposaża czytelnika w nowy język i zestaw pojęć, które pozwolą na lepsze zrozumienie i oswojenie świata dzieci i dorosłych dzieci.
Mam nadzieję, że tę książkę przeczytają wszyscy rodzice i profesjonaliści (lekarze, pielęgniarki, specjaliści wczesnego wspomagania rozwoju, nauczyciele i inni), powinni bowiem zrozumieć, jak zupełnie inaczej każde dziecko, choćby „orchidea” i „mlecz”, rozwija się i rośnie. Dzięki niej dowiedzą się, jak je wychowywać, zwłaszcza te, które stanowią największe wyzwanie dla konwencjonalnego podejścia do opieki i nauczania – pisze autor, doświadczony pediatra i psychiatra.

„Dziecko orchidea czy mlecz” Dr W. Thomas Boyce
Doktor Boyle wyodrębnia grupę dzieci – „orchidei” – odstających od bardziej typowo rozwijających się rówieśników, czyli „mleczy”. Dzieci orchidee są niezwykle zdolne i delikatne, potrzebują jednak szczególnej troski, żeby w pełni rozwinąć swoje możliwości. „Mlecze” są bardziej odporne i lepiej radzą sobie z problemami, ale często okazują się zwyczajne i przeciętne.
Dzieci-orchidee, często przysparzają wielu zmartwień nawet najbardziej cierpliwym i kochającym rodzicom, nauczycielom i przyjaciołom. Dzięki najnowszym badaniom możliwe jest jednak zrozumienie, dlaczego niektóre dzieci są szczególnie mało odporne na sytuacje trudne i stresujące – a także dlaczego właśnie one mają największy potencjał rozwinięcia się w najbardziej kreatywnych i utalentowanych dorosłych.
Książka odpowiada na potrzeby bardzo szerokiej grupy odbiorców – jest ona bowiem skierowana nie tylko do rodziców, którzy chcieliby lepiej zrozumieć swoje dziecko, ale zwraca uwagę także dorosłych czytelników, pragnących lepiej zrozumieć, czy należeli do grupy wrażliwych „dzieci-orchidei“, czy też może bardziej odpornych „dzieci-mleczy“.
„Dziecko orchidea czy mlecz” to poradnik z dużym zbiorem teorii, wyników badań, wykresów i schematów. Czytelnik powinien wziąć tę okoliczność pod uwagę przystępując do jego lektury.
oprac. d.o.
Test powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarna Owca.
Kaczmarczyk versus Paderewski to podtytuł płyty i programu koncertu jazzowego. Dlaczego panowie stawiają się w kontrze do Paderewskiego nie wiem, ale wiem, że na scenie wariują jak dzieciaki, które dostały do ręki wymarzoną zabawkę. I to rozdokazywanie udziela się widzom.
„Kaczmarczyk vs Paderewski: Tatra” to album który powstał kilka lat, a inspiracją do jego stworzenia było wydawnictwo „Album tatrzańskie” z 1884 roku, na którym to Ignacy Jan Paderewski zreinterpretował polskie pieśni góralskie.
Wtorkowy koncert, 5 lutego 2019r, Kaczmarczyka z zespołem, który rozpoczął się z opóźnieniem w Sali Koncertowej Radia Wrocław, brzmiał donośnie, jak wodogrzmoty Mickiewicza. Półmetek trasy koncertowej pianisty i kompozytora jazzowego, Pawła Kaczmarczyka, wypadł we Wrocławiu. Jazzman w trasę ruszył nie tylko ze swoim kwartetem, lecz także z pięcioosobową sekcją dętą.
Niewyżyci panowie zauroczyli mnie momentami pięknego wyciszenia i sztuką eliminacji nadmiaru na rzecz budowania nastroju i panowania nad głębokim oddechem, niespiesznym dźwiękiem i kojącym brzmieniem. Te fragmenty niosły słuchaczy w inną przestrzeń, inne drażniły multiplikacją i poziomem głośności.
Ale zdecydowanie program „Kaczmarczyk vs Paderewski: Tatra” nadaje się do słuchania i oglądania po wielokroć, przynosząc przy każdym odsłuchaniu nowe odkrycia muzyczne.
tekst: Dorota Olearczyk
foto: Julian Olearczyk i Dorota Olearczyk
Najnowszy spektakl Aleksandry Kugacz-Semerci i Mertcana Semerci powstał z inspiracji lekturą dramatu „Nikt nie spotyka nikogo” Petera Asmussena. Premierowe przedstawienia będzie można zobaczyć 8 i 9 lutego o godz. 19:00 w Instytucie Grotowskiego we Wrocławiu.
Dramat Petera Asmussena, zaliczanego do grona autorów odpowiedzialnych za odrodzenie się duńskiej dramaturgii i współpracownika Larsa von Triera, jest tylko punktem wyjścia i inspiracją do stworzenia spektaklu będącego studium trudnego związku Kobiety i Mężczyzny – czytamy w materiałach prasowych.
„Tekst pojawił się w gąszczu lektur i sprawił, że w jego kontekście zaczęliśmy wyobrażać sobie swój własny materiał. Odeszliśmy od mówienia na rzecz ruchu, który dramaturgicznie ma związek z tekstem, ale wyrażony jest w poetyce, która ani nie zmusza nas do konsekwentnego realizowania słowa, ani nie będzie rozumiana w jednoznaczny sposób” – mówi Aleksandra Kugacz-Semerci, współautorka spektaklu, aktorka i performerka, na co dzień pracująca w Studiu Matejka. „To rodzaj dramatu, w którym wiele rzeczy jest niewiadomych i tylko ode mnie zależy, co się tam wydarzy. Daje przestrzeń, żeby nie opowiadać tekstem, ale ciałem, muzyką lub innym obrazem” – mówi dalej Kugacz-Semerci o pracy z mężem Mertcanem Semerci, aktorem Studia Matejka oraz od 2018 roku Teatru ZAR.
Przedstawienie realizowane jest przy współpracy inscenizacyjnej Jarosława Freta, reżysera, aktora, lidera Teatru ZAR oraz Joanny Jaworskiej-Maciaszek, tancerki współpracującej z Pracownią Fizyczną Jacka Owczarka w Łodzi, która pracowała nad ruchem scenicznym wzbogacającym i wypełniającym cały spektakl. Pierwszy pokaz pracy nad spektaklem według autorskiej koncepcji i w reżyserii Kamili Klamut odbył się w październiku 2018 roku.
Zapraszamy do oglądnięcia fotogalerii stworzonej podczas 20 minut próby prasowej.
oprac. i foto: Dorota Olearczyk
6 grudnia 2018 roku Henryk Mikołaj Górecki kończyłby 85 lat. Dzień wcześniej swoją premierę w księgarniach w całej Polsce miała biografia kompozytora „Górecki. Geniusz i upór” Marii Wilczek-Krupy. Dziś mogę polecić lekturę wszystkim, którzy w dziale biografie i wspomnienia lubią odnajdywać książki z pogranicza muzyki i dobrze napisanej prozy.
Maria Wilczek-Krupa oddała, jakiś czas temu, w ręce czytelników biografię Wojciecha Kilara. Teraz, idąc za sukcesem wcześniejszej publikacji, napisała pierwszą, pełną biografię Henryka Mikołaja Góreckiego.
„Górecki. Geniusz i upór” Marii Wilczek-Krupy to książka o życiu pod prąd. O uporze, walce o niezależność i niepoddawaniu się presji. Autorka rysuje złożony portret człowieka, którego dominującą cechą była szczerość.
Sam siebie określał trzema słowami: choleryk, choleryk, choleryk! Mówił, że w życiu ogląda się wstecz jedynie w garażu, a żałuje tylko jednego: „że nie temperował jęzora”.
Miał być kolejarzem albo górnikiem, ewentualnie księdzem. Został kompozytorem. Przebył jedną z najtrudniejszych dróg do sławy w artystycznym świecie. Wczesna strata matki, wojna, chłodny i wymagający dom, dzieciństwo naznaczone chorobami. Parł do celu z determinacją i uporem na przekór wszystkim.
Trzecią Symfonią pieśni żałosnych op. 36 podbił cały świat. Wielki utwór, nazywany dowodem na istnienie Boga, trafił na szczyt amerykańskich list przebojów, wyprzedzając Stinga i Nirvanę. Światowej sławy reżyserzy nie zdołali namówić go do pisania muzyki filmowej. Odmówił nawet skomponowania ścieżki dźwiękowej do „Pasji”- czytamy w zapowiedziach biografii.
I faktycznie nie ma w tym słowach przesady. W książce znajdujemy obszerne fragmenty na potwierdzenie tych tez.
Na początku poznajemy Henryka, jako słabego zdrowia chłopca pochodzącego ze Śląska. Czytamy o odrębności Ślązaków, ich prostolinijności, awersji do prowadzenia jakiejkolwiek gry, wyrażanie się w sposób jednoznaczny, etosie pracy, pojmowania jej jako obowiązek wobec siebie, najbliższych i Boga, szacunku dla rodziny i głębokiej religijności.
W ciąg narracji autorka wplata gwarę śląską i przy komentarzu do gry na pianinie słyszymy:
– Henryku, ale co to za muzyka? Jakbyś kartofle do piwnicy sypoł.
Maria Wilczek-Krupa cytuje także fragmenty listów pisanych przez Henryka, w których zdradza on traumy dzieciństwa.
Piszesz, że chciałabyś być taka jak ja pod względem zdrowia. Otóż wyobraź sobie, że ja mam za sobą dwanaście różnych operacji, jestem kaleką (…). Moja matka, mając dwadzieścia sześć lat , zmarła. Zmarła w moje urodziny, kiedy miałem dwa lata. Nie było mi lekko. Dobrą szkołę dało mi życie, za co dziękuję Bogu, bo może nie byłbym takim, jakim jestem, ani tym, czym jestem.
Potem z zapartym tchem śledzimy zmagania i upór Henryka w dążeniu do celu, jakim jest dostanie się do szkoły muzycznej.
Czasy eksperymentów muzycznych wspomina Markiewicz.
Pamiętam, jak zatelefonował, żeby wypytać, czy może przyjechać i wypróbować coś na fortepianie, stojącym u mnie w mieszkaniu.
– Oczywiście- zapraszam- padła odpowiedź, jak zawsze.
Henryk przyjechał natychmiast i rozpoczął totalna demolkę. Kazał rozebrać fortepian, ściągnąć z niego klapę. Walił w struny pięściami, szarpał palcami, wkładał do środka klucze, młotki, śrubokręty i piły. Trwało to wszystko dobrą godzinę, zanim – zasapany i spocony jak bokser po walce- pozbierał narzędzia i warknął do zdumionego kolegi: – Nic z tego nie będzie. Ale dziękuję.
Przyszły, światowej sławy, kompozytor dyplom uczelni uzyskał właściwie z biegu, przymuszony przez ówczesnego rektora Powroźniaka.
Zanussi przychodził do niego z propozycją, aby ten skomponował muzykę do filmu, którego jeszcze nie ma. Próbował, choć twierdził, że to nie jest dla niego. Potem odesłał reżysera do Kilara i tak narodziła się trudna i wieloletnia przyjaźń Zanussiego z Kilarem.
W książce znajdujemy też zarys wydarzeń, które wpłynęły na kształt historii całego kraju, a nie tylko na jakość życia Góreckiego. Opis grudnia 1970 roku i czasy rektorowania na pierwszej wyższej uczelni na Śląsku, potem rezygnacja, głównie z powodów politycznych.
W kontrze, do inwigilacji przechodzimy przez wzruszające opisy: prawykonania „Beatus vir” opus 38, (utworu dedykowanego Ojcu Świętemu, Janowi Pawłowi II), światowej histerii na punkcie „III Symfonii”, rozczulającej miłości do dzieci, a potem wnuków.
Autorka oddaje też głos muzykom, którzy tłumaczą wykonawcze trudności z utworami Góreckiego.
Leszek Możdżer, mówiąc o partii solowej w Koncercie na klawesyn lub fortepian, wyjaśnia:
– Pod wpływem ciągłego utrzymywania rąk w jednej pozycji, jak też nieustannego równego uderzenia, zwłaszcza w drugiej części z dużą siłą i szybkością, ręce tężeją i staja się sztywne. Sztywność zaczyna ogarniać ramiona, barki i szyją. ja sobie radzę w ten sposób, że co jakiś czas lekko unoszę się nad krzesłem, zmieniając pozycję ciała, dzięki czemu ból mięśni nie jest aż tak dotkliwy i mogę utrzymać równą intensywność uderzeń aż do końca utworu. Ten koncert najlepiej zachować na zakończenie występu, bo po jego wykonaniu można zapomnieć o precyzyjnym zagraniu czegokolwiek innego. Ręce są spuchnięte i nadwyrężone, trudno uzyskać precyzję uderzenia, mając je w takim stanie.
„Górecki. Geniusz i upór” Marii Wilczek-Krupy to książka wciągająca, jak najlepsze muzyczne frazy światowej sławy kompozytorów. Czytajcie i słuchajcie, wzruszajcie się i przeżywajcie.
tekst: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.
Pod koniec stycznia ukazała się książka będąca kontynuacją publikacji kazań wygłaszanych przez papieża Franciszka w Domu Św. Marty. W „Bóg szuka nas na marginesie” papież mówił prostym językiem, a jego słowa były łagodne i pełne troski. W tomie „Prawda jest spotkaniem” kontynuuje tę linię stylistyki i narracji.
Tom „Prawda jest spotkaniem” obejmuje 155 homilii z pierwszego roku pontyfikatu Franciszka. A jest to okres wyjątkowy z wielu powodów. Bergoglio wprowadza liczne reformy, które budzą sprzeciw w Kościele, a jednocześnie zdobywa serca ludzi swoją pokorą, autentyzmem i skromnym życiem. Pragnie Kościoła zdolnego włączyć się w ludzką rozmowę, takiego, który będzie potrafił prowadzić dialog z ludźmi, towarzyszyć im, słuchać ich, ale też odpowiadać. Franciszek mówi językiem życia i językiem wiary. Jego cel to komunikować się, doprowadzić do spotkania, nawiązania relacji.
O kazaniu papież Franciszek mówi, że prawdziwa homilia powinna rozpocząć się ogłoszeniem nowiny zbawienia. Nie ma niczego bardziej trwałego, głębokiego i pewnego od tego przesłania. Potem jest czas na katechezę. Na koniec można wyciągnąć również wnioski moralne. Ale przesłanie zbawczej miłości Boga jest ważniejsze niż kwestie moralne i dogmatyczne. Dziś wydaje się niekiedy, że przeważa odwrotny porządek.
Szczere słowa papieża Franciszka z pierwszego roku pontyfikatu wygłaszane w Domu Świętej Marty można czytać pojedynczo jako praktyczne wprowadzenie do codziennej modlitwy Ewangelią. W tomie „Prawda jest spotkaniem” znajdziemy refleksje m.in. o prawdzie, łagodności, wolności, bogactwie, pokusie, hipokryzji, tymczasowości, krzywdzie, cierpliwości, zapale, o budowaniu mostów, a nie murów, pracy i sprawiedliwości, wstydzie za grzechy, karierowiczach, odpowiedzialności, gderaniu, plotkowaniu, przebaczeniu, o sprawujących władzę, radości, czułości, zazdrości, czy zawiści.
Homilie z Domu Świętej Marty, to kazania domowe, wygłaszane prostym językiem, uporządkowane, logiczne i koncentrujące się na jednej kwestii. To ułatwia ich zrozumienie. Papież, mówiąc, wykorzystuje wewnętrzną logikę „Ćwiczeń duchowych świętego Ignacego Loyoli”– trzy części, trzy główne pojęcia, trzy słowa kluczowe, zgodnie z tradycją retoryki i jezuickiej duchowości. Kazania Franciszka charakteryzują się rosnącym natężeniem, zawierają ważne przesłania, a często również precyzyjnie sformułowane przestrogi. Język papieża jest jednak zawsze afirmatywny.
Papież nie mówi w nich, czego nie należy robić, ale proponuje, co możemy zrobić, aby zmienić życie na lepsze. Wskazuje drogę i kierunek na przyszłość.
oprac. Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.
Dojrzewanie to trudy czas w życiu dziewczyny. Poradnik „Ciało – śmiało! Przewodnik po dojrzewaniu” może okazać się pomocny, gdy nadchodzi czas burzy hormonalnej w środowisku bliskich nam osób. W książce wydanej niedawno przez krakowski Znak, a adresowanej do nastolatek, znajdziemy odpowiedzi na ważne pytania i praktyczne wskazówki dotyczące ciała i emocji.
Wydawca zapewnia, że w poradniku znajdziemy odpowiedzi na pytania: czemu mam inną figurę niż moje koleżanki, czy z trądzikiem da się wygrać, dlaczego bywam wściekła bez powodu, czy to, co się ze mną dzieje, jest normalne?
Poza tym przeczytamy opis kolejnych etapów dojrzewania, informacje o zmianach, jakie zachodzą w ciele dziewczyny i w jej głowie – oraz jak na nie reagować. Znajdziemy tu także praktyczne rady – od tego, jak dbać o paznokcie, przez dobór wygodnego stanika, aż po metody radzenia sobie z emocjami.
Każda dziewczyna jest inna, ale wszystkie przeżywamy te same wielkie zmiany. Dowiedz się, jak na nie reagować, i dojrzewaj śmiało! – zachęca autorka.
oprac. d.o.
Tekst powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.